piątek, 1 marca 2019

Gdzieś ponad nami (cz. VII)

       

         W tej części żegnam się już z Edytą, aczkolwiek muszę przyznać, że w pewien sposób się z nią zżyłam, gdy przez te kilka tygodni, niemal codziennie spotykałam się z nią przy klawiaturze :) Niech sobie żyje szczęśliwie, już bez żadnych perturbacji...


       Mam cichą nadzieję, że chociaż w malutkiej części lektura ta przypadła do gustu osobom zaglądającym na bloga. Jeśli nie, byłabym wdzięczna też za krytykę- konstruktywną... :)






    
      

     Przedostatni majowy dzień budził się do życia leniwie, unosząc w górę mgły i powoli rozlewając słoneczne promienie. Krople rosy osuszał delikatny południowy wiatr, zwiastujący kolejny ciepły poranek. Przejeżdżające z rzadka samochody zaczęły z każdą chwilą coraz częściej nadawać rytm początkowi dnia.
    Edyta wystukiwała w klawiaturę ostatnie słowa do artykułu, który światło dzienne miał ujrzeć za kilka dni i nie była z niego w pełni zadowolona. Mimo kilkakrotnych poprawek wyczuwała, że treść nie stanowi całości, a akapity nie są ze sobą spójne. Znikł gdzieś cały entuzjazm, towarzyszący jej zawsze, gdy tylko zasiadała przed komputerem. Myśli jej biegły niemal nieustannie w kierunku Justyny i pozostającego w śpiączce od trzech tygodni Konrada.
     Obejrzała się przez ramię i popatrzyła na śpiącą przyjaciółkę. Zaproponowała Justynie noclegi ze względu na to, że jej mieszkanie a szpital dzieliła stosunkowo niewielka odległość, zaś możliwość bycia przy Konradzie od rana do wieczora była dla przyjaciółki niezwykle istotna. Poza tym Edytą kierowały też inne pobudki. Justyna, posiadaczka silnego charakteru i zdająca się pozornie nie mieć nigdy żadnych problemów ze znalezieniem duchowej równowagi, po wypadku Konrada zatraciła gdzieś całą pewność siebie, i wszystkie swoje umiejętności, posiadania choćby nawet własnego zdania. Edyta zaniepokojona jej stanem, o nic nie pytając, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i przewiozła do swojego mieszkania. Mimo, że znała Justynę i była pewna jej zdrowego rozsądku, wolała mieć na oku jej poczynania, żeby w razie czego móc w odpowiednim momencie zainterweniować.
- Idź jutro do fryzjera.- poradziła Justynie, gdy późnym wieczorem usiadły przed telewizorem.- Lepiej się poczujesz jak spojrzysz w lustro.
- Lepiej to ja się poczuję wiesz kiedy.- Justyna szczelniej owinęła się szlafrokiem.- Daj spokój, nie mam nastroju na takie wizyty.
- Musisz o siebie zadbać.- Edyta podała jej kubek z ciepłą herbatą.- Jak tylko Konrad odzyska przytomność będziesz już stać na baczność przy nim. Wiele pracy przed wami, nie pomyślisz wtedy o fryzurze.- dodała żartobliwie.
- Jeśli odzyska.- Justyna pobujała delikatnie szklanką dookoła, obserwując jak złocisty płyn zatacza kręgi.
- Oczywiście, że tak będzie!- rzekła z naciskiem Edyta.- Nie możesz w to zwątpić ani przez chwilę!
- Już mam co do tego wątpliwości.- przyjaciółka przycisnęła szklankę do piersi, oparła głowę na małej poduszce za plecami, a jej oczy skierowane na Edytę patrzyły w niebyt.- Do tej pory poruszał powiekami, jakby za chwilę miał je otworzyć, a od dwóch dni już nimi nie porusza. Jego wskazujący palec, czasami delikatnie drgał, a dzisiaj nie było nawet tego. Więc co ja mam myśleć?- głos jej się lekko załamał.
     Szybko wypiła łyk herbaty, jakby chcąc zatuszować chwilę słabości.
- Będzie dobrze, zobaczysz.- słowa, które Edyta powtarzała jak mantrę po kilka razy codziennie, tym razem zabrzmiały jakoś mało wiarygodnie i pospolicie.- On cię słyszy, na pewno wróci.
- Mam nadzieję. Bo inaczej mu nie podaruję, dopadnę go po tamtej stronie i nie pożałuję ręki.- niespodziewanie Justyna uśmiechnęła się blado.- Nie raz rozmawialiśmy sobie, że jedna połowa niewiele znaczy bez drugiej. Przynajmniej u nas. Wtedy to sobie przypomni, łobuz.- dodała z czułością.
    Edyta wplotła palce w swoje krótkie brązowe włosy i oparła brodę na kolanie.
- To jego słowa?- spytała z lekkim zaskoczeniem.- Dziwne słowa w ustach faceta. Patrz, że jeszcze rok temu sama myślałam podobnie.- rzekła w zadumie.
     Justyna zerknęła na nią z ukosa.
- A teraz już tak nie myślisz?
- Co mam ci powiedzieć?- wzruszyła ramionami Edyta.- Radzę sobie, jest nieźle jak widać. A momentami nawet bardzo dobrze.
- Właśnie: momentami.- Justyna z lekką irytacją podkuliła nogi i oplotła je ramionami.- Michał swoje już przeszedł, dałaś mu nauczkę, to była dla niego świetna lekcja. Ale skoro chce wrócić,  mogłabyś dać mu szansę, chyba zasłużył, nie sądzisz? Sprawdza się jako ojciec.
- Ale nie sprawdził się jako mąż.- Edyta odsunęła taboret i założyła nogę na nogę.- To, że jest dobrym ojcem niewiele znaczy.
- Jak to niewiele?- obruszyła się Justyna.- To jest arcyważne.- podkreśliła.- Najważniejsze. I tobie też na nim zależy, przecież widzę. Za dobrze cię znam.
- Po prostu jestem sentymentalna, nic więcej.- Edyta zmarszczyła nos.- Poza tym…- zawahała się.- Jak to się mówi? Nie mam zamiaru wchodzić drugi raz do tej samej rzeki.
- Bo co, duma ci nie pozwala?- spytała Justyna z dezaprobatą.- Przestań, pogódź się z nim.
- Wykluczone.- Edyta z zadowoleniem pomyślała, że po raz pierwszy od kilkunastu dni Justyna zajęła myśli czymś innym niż Konrad.- Nie ma mowy, jak dla mnie mógłby nie istnieć.
     Niemal od razu pożałowała swych słów, gdy zobaczyła jak czerwienieją oczy Justyny.
- Można powiedzieć, że Konrad prawie nie istnieje.- rzekła przyjaciółka stłumionym głosem.- Uwierz mi, że nie chciałabyś być na moim miejscu. Macie dziecko, zależy wam na sobie, czego chcieć więcej?- sięgnęła po chusteczkę.- Michał żyje, doceń to.- dodała cichym głosem.- Schowaj tą głupią dumę do kieszeni, póki jeszcze masz czas.
    Edycie dudniły w uszach te słowa, gdy następnego dnia wybierała się na rozmowę z wydawcą. Zmęczona, po nieprzespanej nocy, ledwie zwlokła się z łóżka, by zdążyć na umówione spotkanie. Gdyby budzik nie posiadał alarmu najprawdopodobniej nie zjawiłaby się wcale, spałaby do południa. O ile pozwoliłby na to Kuba.
     Oczekiwała niełatwej rozmowy. Nie spodziewała się zachwytów nad swoimi ostatnimi posunięciami, gdyż ostatnimi czasy, ze względu na wypadek Konrada nieco zaniedbała pracę w redakcji. Często urywała się szybciej, by podrzucić Justynę do szpitala lub na jakieś konsultacje ze specjalistami, zdarzało jej się też spóźniać i nie zdążyć na ważne konferencje, na których powinna być. Ponadto tygodnik nie osiągnął oczekiwanej przez wydawcę wysokości sprzedaży, więc z bojowym nastawieniem usiadła za biurkiem i włączyła komputer. Trudno, cokolwiek się nie wydarzy będzie walczyć. Może od razu nie będzie nakłaniana do złożenia wypowiedzenia.
     Nagły dźwięk telefonu lekko zbił ją z tropu w momencie, gdy zawzięcie przekonywała wydawcę o znaczeniu okładki czasopisma. Zerknęła na wyświetlacz i zdziwiła się widząc połączenie ze żłobka, do którego zawoziła Kubę. Zaniepokoiła się, gdy usłyszała dzwonek po raz drugi.
- Proszę przyjechać po dziecko.- usłyszała w słuchawce.- Mamy dwoje dzieci z podejrzeniem zatrucia. Przyjedzie pani po syna czy mam powiadomić jego ojca?
- Postaram się przyjechać jak najszybciej.- wstała pospiesznie zza biurka, zerkając w lekkim popłochu na siedzącego naprzeciwko swojego rozmówcę.- Co z Kubusiem? Źle się czuje?
- Tak.- potwierdził kobiecy głos.- Czekamy na panią.
- Przepraszam, muszę jechać po dziecko.- tłumacząc się chwyciła torebkę i wrzuciła do środka telefon.- Umówimy się na inny termin.
     Wybiegła szybko z biura i wskoczyła do samochodu. Przekręcając kluczyk w stacyjce w duchu dziękowała opatrzności, że zdecydowała się na prawo jazdy. Już nie wyobrażała sobie funkcjonowania bez swego niedużego auta.
     Nie przejęła się za bardzo, gdy stojąc na światłach wrzuciła bieg, by ruszyć dalej, a samochód nie zareagował. Zniecierpliwiła się, gdy po drugiej próbie auto również nie ruszyło do przodu. Ogarnęło ją przerażenie i złość, gdy kolejne manewry nic nie dały, a stojące za nią auta zaczęły trąbić.
     Zrezygnowana wysiadła z samochodu i zadzwoniła po lawetę.
     Gdy zziajana wpadła do żłobka, wychodził już z niego Michał z Kubą na rękach.
- A co ty już tutaj tak szybko robisz?- spytała niechętnie, zabierając synka na ręce.- Przyjechałabym, nie musiałeś się zwalniać.
- Nie musiałem, mam wolny dzień. Dostałem telefon, że trzeba go zabrać, więc jestem.
- Aha.- nie miała natchnienia na dłuższe rozmowy.- Dzięki za  pomoc.- odwróciła się pospiesznie i zaczęła ostrożnie schodzić po schodach, przytulając Kubusia.
- Zaczekaj, trzeba go zawieźć do szpitala na badania.- Michał zbiegł za nią.- Ma stan podgorączkowy i zwymiotował, zobacz jaki jest blady.
- No tak, akurat na tym znasz się najlepiej.- odrzekła chłodno.- Właśnie to miałam zamiar zrobić.
- Gdzie idziesz w takim razie?- zmarszczył brwi, widząc jak zmierza w stronę przystanku.- Podwieźć cię?
- Nie, dzięki. Mam zaraz autobus.
- Gdzie twoje auto?
- Odjechało na lawecie przed kwadransem.- poprawiła torebkę na ramieniu i mocniej przytuliła Kubusia.- Masz jeszcze jakieś pytania?
      Ze względu na wysoką gorączkę Kubusia przyjęto ich na oddział dziecięcy w tempie niemal ekspresowym, i równie szybko zabrano go na badania. Edytę coś zmroziło w środku, gdy niosąc synka mijała w pośpiechu sale, a w nich leżące dzieci, podłączone do specjalistycznej aparatury. Większość bawiła się z rodzicami na łóżkach lub w przygotowanym w tym celu pomieszczeniu, zaś inne leżały nieruchomo wpatrując się smutnym wzrokiem w ruch na korytarzu i przemykających tam ludzi.
     Kubę wraz z Edytą umieszczono w sali dwuosobowej, gdzie nie było jeszcze lokatora na drugim łóżku. Z niepokojem obserwowała jak czoło synka z każdą godziną robi się coraz bardziej gorące. Wieczorem po pomiarze temperatury zabrano go na kolejne badania i gdy oczekiwanie na jego powrót zaczęło się przedłużać poczuła, że musi sięgnąć po swoje tabletki uspokajające.
- Kuba ma bardzo wysoką gorączkę, proszę pani.- lekarka w średnim wieku wyjęła notes z kieszeni i zajrzała do środka.- Mamy problem z jej zbiciem. Czy przez ostatnie dni na pewno nie podawała mu pani jakichś środków lub czy nie wydarzyło się coś niepokojącego?
     Edyta zaalarmowana poczuła, że podnosi jej się ciśnienie.
- Nic, oprócz tego szczepienia, o którym wcześniej mówiłam. Pani ze żłobka zgłaszała zatrucie…- urwała.
- Żadne tam zatrucie. Ale szczepienie?- lekarka zmarszczyła czoło.- Nie mam takiej informacji.
- Mówiłam o tym od razu przy przyjęciu!- zirytowała się Edyta.- Byliśmy trzy dni temu!
     Lekarka odeszła szybkim krokiem, zaś Edyta usiadła przy Kubusiu, który kręcił się niespokojnie na łóżku, i ścisnęła sobie głowę oburącz. Ręce jej dygotały, zaś serce waliło jak oszalałe, gdy patrzyła na rozpalone usta dziecka.
      Do sali ktoś wszedł.
- Cześć.- usłyszała znajomy głos.
      Nie zdziwiła się wcale, a nawet poczuła ulgę. To był Michał.
    Ubrany w lekarski fartuch, z rękami w kieszeniach i kilkucentymetrowym zarostem prezentował się wspaniale, a jednocześnie niezwykle dostojnie. Krótko przycięta broda i boki nadawały jego twarzy zadziwiająco poważny wyraz.
     Podszedł do łóżeczka i patrzył na syna z zatroskaniem. Jego czoło przecinała głęboka bruzda, której Edyta sobie wcześniej nie przypominała. W zamyśleniu potarł dłonią brodę.
- Wszystko będzie dobrze.- powiedział po nieznośnie długiej chwili ciszy.- Zaraz mu coś podamy i poczuje się lepiej.
       Nie czekając na jej odpowiedź odwrócił się i wyszedł.
      Edyta zamknęła oczy i otworzyła je z powrotem. Wzięła do ręki malutką rączkę synka i delikatnie uścisnęła.
- Słyszałeś co powiedział.- rzekła półgłosem.- Chyba tym razem wypada mu wierzyć.
       Michał więcej się nie pojawił, zaś tak jak powiedział, po podaniu leku przez pielęgniarkę temperatura u Kuby zaczęła spadać. Następnego dnia rano Kubuś był już zupełnie innym dzieckiem i uśmiechając się do wszystkich dookoła wesoło zaczął gaworzyć, wzruszając tym Edytę i personel na oddziale.
        Wypisano ich do domu po trzech dniach. Kiedy Edyta usiadła po południu w swoim fotelu ze szklanką herbaty, poczuła jak bardzo jest wyczerpana psychicznie.
       Justyny, do której mogłaby się wygadać, nie było w mieszkaniu. Z pewnością tkwiła jak co dzień przy łóżku Konrada, w oczekiwaniu na jakiś cud.
      Edyta popatrzyła na pogrążonego w głębokim śnie Kubusia, i przystanęła przy jego łóżeczku. Stojąc nieruchomo przyglądała się jak miarowo unosi się i opada jego klatka piersiowa, jak od czasu do czasu pojawia się na buzi anielski uśmiech. I myślała jak bardzo ten uśmiech kogoś jej przypomina. Kogoś, kto bardzo ją zawiódł, a jednocześnie w najmniej spodziewanym momencie przyniósł pomoc, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Czy to było zrządzenie losu, a może po prostu…?
       Pomyślała o słowach Justyny, o Konradzie i wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce przez ostatnie miesiące. I jednego była pewna: jeżeli nie zrobi tego teraz to już nigdy.
      Wzięła telefon do ręki.

***
      Michał syknął z bólu, gdy golarka zacięła skórę w tym samym miejscu co zwykle. Rzucił ją do umywalki, oderwał kawałek papierowego ręcznika i przyłożył do szczęki. Bolało jak diabli, a to było tak niewielkie skaleczenie. Co dopiero mieli powiedzieć jego mali pacjenci, którzy budzili się po zabiegach z ranami pooperacyjnymi o długości kilku centymetrów? A on sam cierpiał z powodu tak małego draśnięcia, niebywałe.
     Zdegustowany sięgnął po spirytus, nalał na wacik kilka kropli i przyłożył w skaleczone miejsce. Powstrzymał się żeby nie zasyczeć i przycisnął mocniej. Po upływie kilku sekund obejrzał zadrapanie i gdy stwierdził, że nie krwawi, zostawił golenie i poszedł do salonu nalać sobie kieliszek whisky.
     Wychylił je duszkiem, przełączył kanał w poszukiwaniu jakiegoś westernu i nalał sobie kolejny. A potem następny.
     Gdy usłyszał dzwonek do drzwi spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga i nie spodziewał się nikogo o tej porze. Najpewniej to sąsiad chce wyciągnąć go na rozmowy przy flaszce, wspominał o tym rano, gdy we dwóch spotkali się na parkingu. Nie, o tej porze wołami nikt nie wyciągnie go z domu. Nie ma mowy.
     Kiedy jednak ktoś uparcie zadzwonił po raz trzeci i czwarty, wściekły poderwał się z fotela i z gotową wiązką epitetów otworzył raptownie drzwi.
     Zamrugał oczami i pomyślał jak wiele musiał wypić, gdy zobaczył Edytę.
- Cześć.- odezwała się tym swoim aksamitnym głosem.- Wiem, że jest późno. Mogę wejść?
- Jasne.- otworzył drzwi na oścież, gestem zapraszając ją do środka
     Nie wiedząc czego się spodziewać po nieoczekiwanej wizycie, poprowadził Edytę do salonu, myśląc w popłochu o bałaganie, jakiego wszędzie narobił.
     Edyta kochała porządek, ale w tej chwili patrzyła tylko na niego.
- Wiem, że pora jest nieodpowiednia.- zaczęła, rozpinając płaszcz.- Ale pomyślałam, że pewnie jeszcze nie śpisz. Poza tym… po tych wydarzeniach jakoś nie mogłam sobie znaleźć miejsca i doszłam do wniosku, że może jednak masz rację.- urwała, szukając odpowiednich słów.- Nie mogłam przestać o tym wszystkim myśleć i musiałam tu przyjść. Konrad, Kuba, jego wcześniejsza operacja…
- Co chcesz przez to powiedzieć…?- Michał nie wierzył własnym uszom. Patrzył na kobietę, która tak wiele dla niego znaczyła, a która stała przed nim niepewnie, ściskając w dłoniach fotelik z ich dzieckiem.
- Że może rzeczywiście moglibyśmy spróbować jeszcze raz.- rzekła, przygryzając wargi. Jeszcze kilka miesięcy temu te słowa nie przeszłyby jej przez gardło.- Jeśli oczywiście nie zmieniłeś zdania.
     Michała zamurowało. Spodziewał się wszystkiego, tylko nie takiego obrotu sprawy. Zaś Edyta najwyraźniej spodziewała się innej reakcji.
- Może jednak niepotrzebnie przyszłam.- stchórzyła i cofnęła się.- To nie był dobry pomysł. Zapomnij o tym.
     Michał pomyślał jak dobrze się stało, że wypił tą whisky.  Złapał Edytę wpół, podniósł do góry i okręcił dookoła.
- Nigdzie nie pójdziesz!- oświadczył.- Zostajesz tutaj! Zostajecie!- poprawił się natychmiast.- Jak długo na ciebie czekałem!- przytulił ją, wdychając zapach jej włosów. Zawsze cudownie pachniała rumiankiem- Kocham cię i kochałem zawsze!
     Edyta podzielała jego zdanie. Przy nikim nie czuła się tak bezpiecznie i tak wspaniale. Przytuliła policzek do jego twarzy, gdy poczuła jakąś woń. Podniosła głowę, a jej wzrok padł na stojącą na stoliku butelkę whisky.
- Cholera, czy ty jesteś pijany?- spytała z niedowierzaniem.
- Tylko trochę!- oświadczył beztrosko.- Ale nie mniej zakochany!
     Przytuleni drgnęli, gdy włączyła się wibracja komórki Edyty.
- Nie odbieraj.- zamruczał Michał.- Nie teraz.
- Muszę, poczekaj… To Justyna.- przesunęła palcem po telefonie.- Hej, jesteś tam?
     Na chwilę odsunęła komórkę od ucha i przysunęła ją z powrotem.
- Powtórz jeszcze raz!- poprosiła ze śmiechem.- Powtórz!
     Michał patrzył zdziwiony.
- Konrad!- krzyczała Justyna.- Odzyskał przytomność! Poznaje mnie! Pamięta wszystko! Rusza jedną ręką i nogą!
- To wspaniale!- śmiała się Edyta.- O Boże, to wspaniale!
- Co za dzień!- Michał zabrał telefon z jej ręki i rzucił na podłogę.- Już was nie wypuszczę, weszłaś do jaskini lwa, wiesz o tym?
- Jakoś wcale się nie boję.- podeszła blisko, patrząc mu głęboko w oczy.- Nie boję się przyszłości.
     Oboje spojrzeli w dół na siedzącego w foteliku Kubusia. Spał spokojnie, trzymając w jednej rączce róg niebieskiego kocyka.


KONIEC

Gdzieś ponad nami (cz. VI)







      Świat nie zatrzymał się nawet na chwilę, telewizja nie przestała nadawać swojego codziennego programu rozrywkowego, zaś sprzedawczyni w cukierni nadal sprzedawała klientom ich ulubione pączki z różanym nadzieniem. Nic nie zmieniło swojego stanu rzeczy w momencie, który Edycie wydawał się wiecznością. Telefon do Michała, jego przyjazd z jednoczesnym pojawieniem się karetki i wreszcie rzeczowa ocena lekarza pogotowia, który orzekł, że cała akcja była fałszywym alarmem.
      Bezdech u synka, wypatrzony przez Edytę w momencie wykonywania telefonu do Michała, wprawił ją w taki stan przerażenia, że przez ułamki sekund nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Wpatrywała się jak oniemiała w rozchylone usta dziecka i dopiero po chwili porwała Kubusia w ramiona, potrząsając nim i jednocześnie dzwoniąc do Michała, i na pogotowie.
      Po odjeździe karetki Michał pozostał w mieszkaniu Edyty i nie wyglądało na to żeby się gdzieś wybierał. Wprost przeciwnie, usiadł obok łóżeczka Kubusia, zagadywał go, potrząsał grzechotkami i robił śmieszne miny, starając się rozśmieszyć dziecko.
      Patrzyła na ten obrazek z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony cieszyła ją chęć ze strony Michała do nawiązania kontaktu z dzieckiem, zaś z drugiej… jakim prawem mógł tak po prostu siedzieć sobie w jej mieszkaniu jak gdyby nigdy nic się pomiędzy nimi nie wydarzyło? Bynajmniej nie wyglądał na skruszonego winowajcę, wijącego się pod pręgierzem jej niechętnego spojrzenia. Najzwyczajniej w świecie nic sobie nie robił z jej obecności, wpatrzony tylko w gaworzącego Kubusia. I w dodatku, mimo późnej pory, wyglądał tak cholernie dobrze. Za dobrze.
    Czując jak niebezpiecznie podnosi się jej ciśnienie odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni. Sięgnęła do apteczki po kapsułki, które po rozwodzie przepisał jej lekarz dla ukojenia skołatanych nerwów. Korzystała z nich co jakiś czas, zaś ten wieczór był wyjątkowy. Drżącą ręką wyłuskała dwie tabletki i popiła wodą. Przynajmniej zaśnie.
- Źle się czujesz?- Michał stał w drzwiach i przyglądał jej się uważnie. Mogłaby przysiąc, że w tym spojrzeniu dojrzała cień troski.
- Wszystko ok, zaraz mi przejdzie.- poruszyła kącikiem ust układając je na kształt uśmiechu.- Ta sytuacja po prostu… trochę mnie przerosła.
- Te tabletki są bezpieczne?- zmarszczył brwi i podszedł bliżej.- Możesz podać mi nazwę?
Cofnęła się i oparła o blat kuchenny.
- Są bezpieczne.- rzekła z naciskiem.- Wiem co robię, nie jestem idiotką.
- Ale ja wcale nie powiedziałem…
- Wiem co powiedziałeś.- przerwała ze złością.- Usiądź, nie stój mi tak nad głową. Chcę ci coś powiedzieć.
     Usiadł na kuchennym taborecie i wyciągnął nogi przed siebie, patrząc wyczekująco. Niewielka kuchnia zdawała się być o połowę mniejsza.
- Zanosi się na dłuższą pogawędkę?- zażartował, próbując rozładować napięcie.
      Nie podjęła żartu.
- Wiem, że dzwoniłeś do mnie wcześniej, ale nie miałam chęci na żadne rozmowy.- powiedziała szczerze, odsuwając drugi taboret na przeciwległy koniec pomieszczenia.- Przez ostatnie dni uznałam jednak, że ze względu na dobro Kubusia powinniśmy porozmawiać. Stąd mój dzisiejszy telefon do ciebie. Gdy wykręciłam twój numer i zobaczyłam jednocześnie, że coś z Kubą jest nie tak….- wstała i objęła się ramionami.- Zaraz po urodzeniu miał operację zastawki, stąd ta cała akcja. Chyba zrobiłam się przewrażliwiona.
- Lepiej zapobiegać niż potem leczyć.- powiedział miękko.- Najważniejsze, że jest cały i zdrowy. Nic mu już nie grozi.
- Właśnie.- skinęła głową.- Jeśli będziesz chciał go odwiedzać to nie będę ci robić problemu. Tylko wcześniej mnie o tym uprzedź.
- Dzięki, na pewno skorzystam.- wstał i oparł się o framugę.- Mogłaś mnie wcześniej poinformować o ciąży. Pomógłbym ci w jakiś sposób. W jakikolwiek.
- Nie było takiej potrzeby.- odrzekła sucho, przesuwając się w stronę drzwi wyjściowych.- Poradziłam sobie.
- Widzę.- sięgnął po płaszcz.- Fajne to mieszkanie, chociaż trochę ciasne.
- Dla nas wystarcza.- skrzyżowała ręce na piersi.
     Ubrał się w milczeniu i nałożył buty. Cofnął się jeszcze i zajrzał do dziecięcego pokoju. Patrzył chwilę, a potem po cichu przymknął drzwi, zostawiając je nieco uchylone.
      Położył rękę na klamce i popatrzył na Edytę.
- Minęło już sporo czasu od kiedy…- zawahał się, jakby szukając właściwych słów.- …tak normalnie rozmawialiśmy. To co się wtedy wydarzyło było niepotrzebne i głupie, zachowałem się jak palant.- umilkł na moment.- Moje kolejne przeprosiny niewiele zmienią, ale mimo to muszę cię o coś zapytać.
- Nie pytaj.- pokręciła głową. Czuła, że zażyte tabletki jednak nie spełniają swojej roli.
- Muszę, myślę o tym od dawna.- powiedział gwałtownie.- Czy jest szansa żebyśmy jeszcze raz…?
- Nie.- zaprzeczyła stanowczo.- Nas już nie ma. Jedyne co nas łączy to Kuba. I nie wracaj więcej do tego tematu.
- Jasne.- skinął głową.- Wszystko jasne.- powtórzył.
      Modliła się w duchu, by już sobie poszedł. Miała zamiar paść na łóżko i urządzić sobie dzień dziecka, bez mycia zębów włącznie.
- Dzięki, że przyjechałeś.- odezwała się po chwili ciszy, gdy otworzył drzwi.
      Obrzucił ją poważnym spojrzeniem.
- Nie ma za co. Przecież to mój syn.
      Dopiero następnego dnia rano uświadomiła sobie, że nie zadał żadnych pytań dotyczących Kuby. Wyglądało jakby o wszystkim wiedział. I ani razu nie podniósł głosu. Oczekiwała lawiny oskarżeń, kłótni, gorącej dyskusji, a nawet powątpiewania w ojcostwo. A tymczasem on tak po prostu przyjął to do wiadomości, i wcale nie wyglądał na zażenowanego czy podenerwowanego tym faktem. Wprost przeciwnie, z jego oczu biła radość, gdy przyglądał się dziecku, zaś czułość z jaką traktował Kubusia zdeprymowała Edytę. Po jego wcześniejszym wyznaniu na temat niechęci do ciąży po ich długich staraniach, nie spodziewała się po nim teraz takiego podejścia.
     Wchodząc do budynku redakcji „Świat i ludzie”, pomyślała z ciężkim sercem jak wiele zadań czeka na nią w biurze. Otworzyła drzwi i rzuciła okiem na pokój. Po objęciu stanowiska otrzymała do dyspozycji obszerne pomieszczenie, przez którego przeszklone drzwi miała widok na część redakcji i pracujących tam osób. Na ścianach wisiały dwa wielkie obrazy, z których jeden przedstawiał Napoleona, zaś drugi niemal raził w oczy krwistoczerwonymi makami na zielonym tle. Rozłożony na podłodze miękki dywan skutecznie tłumił odgłos szpilek, które od pewnego czasu znowu zaczęła zakładać Edyta.
      Powiesiła kurtkę na wieszaku ukrytym za wysoką draceną, i usiadła za biurkiem. Wzięła do ręki długopis i postukała w blat. Czający się przez pierwsze dni pracy stres gdzieś umknął niespostrzeżenie pod natłokiem zadań i obowiązków. Redakcja stała się jej drugim domem, w którym nie miała czasu na rozmyślanie. Musi wziąć się w garść i ostro do roboty. Jeśli wyniki nie będą zadowalające to za długo nie zagrzeje tu miejsca.
      Podniosła głowę, gdy weszła Aneta z kartką w ręce.
- Przyniosłam tą rozpiskę sprzedaży z poprzednich kwartałów, o którą prosiłaś.- Aneta pracowała tu od ponad roku, i była nieśmiałą, lecz bardzo pracowitą młodą osóbką.
- Świetnie!- Edyta uniosła się w fotelu.- I jak to wygląda?
- Niezbyt dobrze. Spadek sprzedaży o dwadzieścia jeden procent w stosunku do drugiego kwartału, zaś o siedemnaście procent w stosunku do pierwszego.
- Jaki był nakład?
- Dwieście pięćdziesiąt tysięcy.
- Ile sprzedanych?
- Około stu dziewięćdziesięciu tysięcy.
- Pokaż.- Edyta wzięła kartkę do ręki i przyjrzała się wykresom z dokładnymi wyliczeniami i prognozami.- Rzeczywiście, nie ma powodów do radości.- zamyśliła się.- Muszę pogadać z naszym grafikiem, zmienimy okładkę i szatę graficzną na początek. Poza tym mam jeszcze kilka innych pomysłów. Obdzwoń wszystkich, zrobimy spotkanie w sali konferencyjnej za godzinę.
- Części osób nie ma, są w terenie.- Aneta poczerwieniała.
- Ci najważniejsi są.- zwróciła uwagę Edyta.- Mam nadzieję, że się nie spóźnią, muszę lecieć do żłobka po dziecko.
      Bo burzliwym spotkaniu wybiegła z redakcji, z ulgą zatrzaskując za sobą drzwi. Lubiła swoją pracę, lecz gdy zbliżało się popołudnie jej myśli podążały już tylko w stronę Kubusia. Stęskniona za synkiem jechała maksymalnie szybko, momentami przekraczając dozwoloną prędkość.
- Bardzo się pani spieszyło!- usłyszała za sobą w żłobku, nakładając Kubusiowi kurtkę.
      Obejrzała się przez ramię. Jeden z ojców, ubierając swoją córkę, uśmiechał się do niej szelmowsko.
- Jak dla każdego rodzica.- odrzekła, również się uśmiechając.- Pan nie pędził po córkę?
- Oczywiście, ale to nie ja prawie się wpakowałem pod ciężarówkę.
- Niech pan nie przesadza.- wzruszyła ramionami.- Nie przypominam sobie żadnej ciężarówki. Myli mnie pan z kimś innym.
- Jakbym mógł! Taką piękną kobietę trudno pomylić z kimś innym.
      Nie odpowiedziała. Z poczuciem lekkiego niesmaku wcisnęła Kubusiowi rękawiczki i wprawnym ruchem nałożyła czapkę. Wzięła go na ręce i ruszyła w stronę drzwi.
- Może da się pani zaprosić na kawę?- zapytał nieoczekiwanie mężczyzna.
Zaskoczona, nie dając nic po sobie poznać, zmusiła się do grzecznego uśmiechu.
- Niestety, wszystkie dni mam zajęte, włącznie z weekendami.
      Pakując synka do fotelika usiłowała wyobrazić sobie siebie na kolacji z nieznajomym. Jednak wyobraźnia najwyraźniej uznała, że to przekracza jej granice i Edyta za nic w świecie nie potrafiła sobie tego zobrazować.
      Wpadła do mieszkania i z miejsca zabrała się za przygotowywanie obiadu. W ferworze spotkań i nadmiaru obowiązków nawet nie zjadła kanapki w pracy.
      Gdy usłyszała dzwonek telefonu, zerknęła pobieżnie kto dzwoni. Ucieszyła się, widząc numer Justyny.
- Dawno się nie odzywałaś! Co tam u was?- jedną ręką trzymając telefon, drugą wstawiła kurczaka do pieczenia.- Kiedy wpadniecie do nas?
- Konrad miał wypadek.- głos Justyny zabrzmiał tak, że Edyta omal nie upuściła telefonu z ręki.- Miał wypadek, nie wiadomo czy przeżyje.
- Jak to miał wypadek?!- Edyta wrzuciła garnek do zlewu, w jednej chwili zapominając o obiedzie.- Gdzie? Jak to się stało? W trasie?
- Nie.- zaprzeczyła Justyna bezbarwnie.- Poszedł z kolegą obejrzeć budowę domu, spadł z rusztowania z pięciu metrów. Nie wiem po jaką cholerę on tam wlazł.
- O matko….- Edyta usiadła na najbliższym krześle.- Gdzie teraz jesteś?
- W szpitalu, przy nim. Czekam…- przyjaciółka zaczęła szlochać.
- Zaraz do ciebie przyjadę, poczekaj tam na mnie.
      Zawiozła Kubusia do Michała, zaś sama wpadła do szpitala i podbiegła do Justyny, skulonej na szpitalnej ławce. Nie znajdując w sobie początkowo odpowiednich słów pocieszenia w milczeniu mocno przytuliła przyjaciółkę.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.- wyszeptała.- Konrad to silny facet, wyjdzie z tego.
     Ze szczątkowych informacji, jakie wydusiła z siebie Justyna wynikało, że Konrad jest w bardzo ciężkim stanie i o jego życiu decydować miały najbliższe godziny. Doznał poważnego urazu głowy, po którym nie wiadomo było czy powróci do pełnej sprawności, o ile przeżyje.
     Edyta bezmyślnie odprowadzała wzrokiem lekarzy, przemieszczających się z jednej sali do drugiej. Ścisnęła mocniej rękę przyjaciółki, dodając jej otuchy.

***
      Michał z niepokojem przyglądał się synowi za każdym razem, gdy ten wykrzywiał buzię w innym geście aniżeli uśmiech. Do tej pory miał z dziećmi niewiele wspólnego, nie licząc tych, do których podchodził na sali operacyjnej lub tych, które były jego pacjentami.  Teraz bardziej rozumiał ten rodzaj matek, nerwowo reagujących na każde najdrobniejsze kwilenie dziecka. Niewiele brakuje do tego, by sam zaczął zachowywał się podobnie.
      Śmiejąc się w duchu sam z siebie, ostrożnie wziął Kubusia na ręce i położył go na brzuchu, na kanapie wyścielonej dwoma miękkimi kocami. Patrzył z rozrzewnieniem, jak dziecko dzielnie podnosi główkę. Po kilku minutach z powrotem przewrócił synka na plecy.
- Po tych torturach czas na kolację.- powiedział półgłosem.- Chodź, mama wszystko przygotowała.
    Sięgnął po butelkę i wstawił ją do podgrzewacza, gdy nagle przypomniał sobie o przewinięciu dziecka
- Zapomnieliśmy o czymś ważnym!- z westchnieniem zabrał się za rozbieranie dziecka.- Nie ta kolejność, wybacz maluchu.
     Trzymając w dłoni pieluchę popatrzył na tłuściutkie nóżki Kubusia i pomyślał o Edycie, o sytuacji między nimi, i o wypadku Konrada. Ostatnimi czasy zamiast koncentrować się na pracy łapał się na tym, że jego myśli nieustannie krążą wokół jednego tematu. Poczucie winy wracało do niego za każdym razem kiedy przypominał sobie Edytę sięgającą po środki na uspokojenie. Ta scena nie dawała mu spokoju i wiele by dał za to by cofnąć czas. Nie wierzył sam sobie, że skusił się na coś, co nigdy nie było w jego stylu.
     Z rozmyślań wyrwało Michała dziwne uczucie ciepła rozchodzące się po udach. Spojrzał w dół i zobaczył dużą mokrą plamę na swoich spodniach, i zadowolonego Kubusia wymachującego mokrymi nóżkami.
     Michał jęknął i roześmiał się.
- Ty to wiesz jak olać sprawę, synu.- stwierdził z westchnieniem, przenosząc synka do łóżeczka.- Mam tylko nadzieję, że nie bierzesz przykładu z ojca.

 cdn...

Gdzieś ponad nami (cz. V)



     Edyta siedząc przy kuchennym stole ze zniechęceniem przeglądała lokalną gazetę w poszukiwaniu ofert pracy. Ten dzień zdecydowanie nie należał do tych najbardziej udanych. Najpierw awaria w autobusie miejskim, zaś potem długa kolejka przy kasie w markecie i na domiar złego koniec rolki na paragony. Kasjerka w pełnym skupieniu i z namaszczeniem dokonywała wymiany, całkowicie ignorując niechętne spojrzenia klientów, doprowadzając ich tym do niemej pasji.
      Zamyślona drgnęła, gdy usłyszała dźwięk telefonu. Zerknęła z ciekawością na wyświetlacz i wstrzymała oddech. Wykasowała ten numer ponad rok temu, lecz trudno było zapomnieć o czymś co znała na pamięć przez kilka lat. Wpatrywała się nieruchomo w rząd dziewięciu cyfr, które po kilkunastu sekundach zniknęły wraz z dzwonkiem. Odłożyła telefon ostrożnie na bok, oparła brodę na rękach i wpatrzyła się bezmyślnie w obrazek wiszący nad lodówką. Podskoczyła, gdy aparat zadzwonił ponownie. Potem drugi, i trzeci. Gdy zadzwonił po raz czwarty wyciszyła dźwięk. Nie mogąc opanować wewnętrznego drżenia, wstała i wyszła do pokoju ucinającego sobie drzemkę Kuby.
       Zadzwoniła do Justyny.
- Słuchaj, mogę za jakieś dwie godziny podrzucić ci Kubusia?- ucieszyła się w duchu, że jej głos brzmi tak radośnie i lekko.- Wypatrzyłam ciekawą ofertę, muszę ją sprawdzić. Żeby przypadkiem ktoś mi nie sprzątnął czegoś fajnego sprzed nosa.
- Nie zapominaj, że Kuba ma dopiero trzy miesiące.- upomniała przyjaciółka.- Tak ci się pali?
- A ty nie zapominaj, że pieniędzy nie zbiera się na ulicy.- mruknęła niechętnie Edyta.- Uważasz, że mi się chce? Muszę już teraz myśleć co będę robić za te kilka miesięcy. Do siebie na pewno nie wracam.
- Ale dlaczego nie?- Justyna sapnęła do słuchawki ze zniecierpliwieniem.- Chyba nie z powodu tej glisty Agaty?
- Tylko częściowo.
- Oszalałaś! Nie zwracaj na nią uwagi, omijaj ją szerokim łukiem, i tyle w temacie.
- Muszę coś zmienić.- Edyta usiadła przy łóżku Kuby i dotknęła jego małej rączki.- Nie chcę tam zostać.
- Mało ci jeszcze zmian? Miałaś ich ostatnio aż nadto.
- Nie truj mi już jak stara ciotka!- fuknęła Edyta.- Wpadnę do ciebie jak Kuba się obudzi. Ale się zrzędliwa zrobiłaś!
- Ktoś musi ustawiać cię do pionu!- zachichotała Justyna.
- I to niby ty?!
       Przemierzając korytarz redakcji magazynu „Świat i ludzie” Edyta rzuciła okiem na wiszące w gablocie ogłoszenia. Jej wzrok zatrzymał się przy naborze na stanowisko dziennikarza, zaś kolejny plakat wołał wielkimi literami o poszukiwaniu redaktora naczelnego i zachęcał do aplikowania.
       W jednej chwili przed oczami Edyty przesunęły się wszystkie rachunki jakie miała do opłacania co miesiąc, zaś na końcu pojawiła się wizja jej portfela wypchanego gigantyczną wypłatą. Przygryzła wargi. Jeśli szalony plan, który niespodziewanie zakwitł jej w głowie się powiedzie, będzie mogła przestać się martwić o sprawy przyziemne.
     Wybiegła z budynku i wsiadła do tramwaju jadącego do centrum miasta. Weszła do pierwszej kawiarenki internetowej i skorygowała swoje cv i list motywacyjny. Zamierzała złożyć je od razu, zanim się rozmyśli. Bo to co zamierzała było porwaniem się z motyką na słońce.
     Kiedy po kilku dniach, wracając z zakupów, ponownie miała do czynienia z awarią autobusu, Edyta doszła do wniosku, że czas najwyższy odświeżyć swoje umiejętności kierowania samochodem. Nie jeździła od kilku lat, w jakiś dziwnie naturalny sposób zawsze za kierownicą zasiadał Michał, a ona dyplomatycznie nie wszczynała dyskusji kto powinien prowadzić. Nie przyznawała się głośno do tego, że najzwyczajniej w świecie czuje się bezpieczniej po stronie pasażera, zaś wizja kierowania autem wywołuje u niej lekki dreszcz grozy.
      Ostatnie przygody z autobusami sprawiły jednak, że postanowiła zmierzyć się ze swoimi obawami.
     Gdy podzieliła się swoimi przemyśleniami z Justyną, ta zareagowała entuzjastycznie.
- I bardzo dobrze, w końcu się usamodzielnisz!- wykrzyknęła, gdy wpadła któregoś wieczoru na pogawędkę.- Nie będziesz wiecznie zależna od tych autobusów, dziecko masz!
- Na początek muszę kupić auto.- Edyta podała przyjaciółce koc, zaś sama ulokowała się w fotelu i opatuliła szczelnie bluzą z polaru.- Znasz kogoś kto sprzedaje?
- Jasne, że znam.- odrzekła bez wahania Justyna.- Kolega z pracy Konrada od jakiegoś czasu próbuje sprzedać golfa. Jeśli chcesz zadzwoń do niego jeszcze dzisiaj.
- Świetnie, załatw mi namiary.- Edyta z zadowoleniem położyła głowę na oparciu fotela.- Pogadaj z Konradem, niech mi załatwi dobrą cenę.
      Na obejrzenie auta Edyta umówiła się na kolejny tydzień, aczkolwiek była nieco rozczarowana faktem, że wszystko przesuwa się w czasie i nie odbywa się z dnia na dzień. Była zaskoczona, gdy w któreś popołudnie zadzwonił telefon z zaproszeniem na casting na stanowisko, na które złożyła dokumenty.
- Słuchaj, dlaczego to musi być akurat w tym samym dniu?- jęknęła do Justyny.- I samochód, i konkurs? Tylko dwie godziny różnicy! Dlaczego ja mam takie szczęście?
- Zdążysz, nie denerwuj się.- uspokoiła Justyna.- Ja zajmę się Kubusiem, ty się martw o resztę.
- Dzięki, kochana jesteś.- Edyta podeszła i objęła przyjaciółkę.- Co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Zginęłabyś marnie.- uśmiechnęła się Justyna.- Mówiłam ci już, że twoja zła passa minęła i tego się trzymaj. Głowa do góry, pierś do przodu i ruszaj!
- Jaka pierś? Widzisz tu jakąś?- Edyta mrugnęła porozumiewawczo, nawiązując do swoich kompleksów.- Trzymaj kciuki!
      Samochód od razu przypadł jej do gustu. Odpowiadało jej wszystko, zarówno jego zielony kolor, kształt, jak i niezbyt głośna praca silnika. Kiedy usiadła za kierownicą od razu poczuła się jakby robiła to nie pierwszy raz.
      W poprzednich dniach wzięła kilka godzin jazdy dla przypomnienia w jednej ze szkół, pomimo tego, jadąc nie czuła się zbyt pewnie. Odetchnęła z ulgą i otarła pot z czoła, kiedy dojechała pod gmach redakcji „Świat i ludzie”.
       Jęknęła w duchu, gdy spojrzała na zegarek. Miała dziesięć minut spóźnienia.
     Bardzo często zastanawiała się później co spowodowało, że jednak została dopuszczona do konkursu, mimo spóźnienia. Czy spowodowała to jej skruszona mina, niezbyt wielu kandydatów, a może coś jeszcze? Niemniej z nieskrywaną ulgą usiadła w kolejce wyczekujących na rozmowę kandydatów.
       W czasie jej trwania Edyta czuła się momentami jak uczniak wyrwany niespodziewanie do odpowiedzi. Niektóre z zadawanych pytań wprawiały ją w osłupienie, zaś niektóre były wręcz banalnie proste. Instynktownie wyczuwała, że jej piętnastoletnie doświadczenie w branży dziennikarskiej i znajomość języków obcych jednak robi wrażenie. Początkowo zestresowana i przygaszona swoim spóźnieniem z każdą chwilą odzyskiwała pewność siebie, a jej odpowiedzi najwyraźniej zadowalały komisję.
      Poczuła dziką satysfakcję, gdy po półgodzinnych obradach komisja wezwała do siebie ponownie właśnie ją.
- Gratulujemy pani i jednocześnie dziękujemy, że ze swoim doświadczeniem zechce pani wspomóc rozwój naszego czasopisma.- domyśliła się, że przemawiał wydawca we własnej osobie.- Mamy nadzieję na owocną współpracę i pomyślne lata naszego wydawnictwa. Cieszymy się, że zdecydowała się pani przyjść właśnie do nas.
- Dziękuję. – wydusiła z siebie. Z przejęcia zaschło jej w gardle.
- Zamierzamy w niedługim czasie poszerzyć nasz magazyn o kilka dodatkowych działów. Dla przykładu jeden z nich byłby poświęcony modzie.
- Bardzo dobry pomysł.- skwitowała Edyta, nie mogąc się już doczekać końca. Z głodu burczało jej w brzuchu.
- Tak?- wydawca uniósł w górę brwi i obrzucił ją dziwnym spojrzeniem.- Następnym razem proszę się jednak ubrać jakoś…. stosowniej.- zrobił nieokreślony ruch ręką w jej kierunku.
      Zerknęła po sobie i z przerażeniem zobaczyła ubłocone spodnie i ubrudzony smarem swój jasny sweter.
- Ich miny były bezcenne.- opowiadała Justynie, zabierając Kubę.- Ale i tak jestem w szoku, że pomimo tego i mojego spóźnienia wybrali właśnie mnie. Reszta osób wyglądała jak z katalogu, a ja nawet nie zdążyłam się przebrać!
- I tylko ty się wyróżniałaś!- zaśmiała się Justyna.- Może to zadecydowało?
- Nabijasz się ze mnie!- Edyta wsadziła Kubę do wózka.- A ja po tym konkursie taką ważną rzecz postanowiłam…- zawiesiła głos.- Zadzwonię dziś do Michała, powiem mu o Kubusiu.
- Jesteś pewna?- Justyna spoważniała.- To bardzo dobra decyzja, wiesz o tym.
- Wiem.- westchnęła.- Ale na samą myśl o spotkaniu już mnie skręca.
      Wieczorem po zaśnięciu dziecka, Edyta kręciła się po mieszkaniu bez celu, co rusz wynajdując sobie jakieś zajęcie, byle tylko nie sięgnąć po telefon. W końcu wzięła go do ręki i przez chwilę trzymała, mocno ściskając aparat w dłoni. Wolnym krokiem przeszła z kuchni do pokoju, gdzie spał Kuba, by opowiadając o nim czuć się pewniej.

***
      Michał wziął gorący prysznic, wytarł się energicznie ręcznikiem i klnąc pod nosem na nadmierny hałas panujący u sąsiadów, zamierzał się ponownie ubrać, by pójść i złożyć im nieprzyjemną wizytę. W zasadzie nigdy nie było u nich spokojnie, ale soboty były dniami kiedy ich zachowanie za ścianą przekraczało wszelkie zasady przyzwoitości. Wieczne kłótnie, płacze dzieci, podejrzane towarzystwo, a przede wszystkim łoskot naczyń kuchennych odbijających się od czasu do czasu od ściany powodowały, że często nie mógł zmrużyć oka.
      Po udzielonej reprymendzie niesfornym sąsiadom miał wrażenie, że jakby nieco się uspokoiło, więc korzystając z nadarzającej się okazji do chwili ciszy szybko wskoczył do łóżka i zgasił światło.
     Przed zaśnięciem pomyślał o Edycie. Wykonał do niej dziesiątki telefonów, lecz żadnego z nich nie odebrała, co go nawet niezbyt dziwiło. Wściekły, że nie poinformowała go o ich dziecku zamierzał pojechać pod adres wskazany na karcie szpitalnej Jakuba. Coś go jednak przed tym powstrzymywało. Może to było poczucie winy, a może zwykły brak odwagi spojrzenia w jej zielone oczy? Nie zamierzał jednak tego tak zostawić. Bez względu na relacje pomiędzy nimi powinna zdawać sobie sprawę, że dziecko potrzebuje obojga rodziców. On sam również postanowił pozostawić ich sprawy gdzieś z boku, teraz najważniejszy był Jakub.
    Obudził go dźwięk telefonu. Zaspany, z zamkniętymi oczami sięgnął po omacku ręką w stronę stolika i zapalił lampkę. Wziął do ręki aparat i natychmiast oprzytomniał, widząc wyświetlający się numer byłej żony.
- Hej!- powiedział lekko zachrypniętym ze snu głosem.- Dzwoniłem tyle razy do ciebie w ciągu dnia i nie odbierałaś, a teraz dzwonisz w nocy? Nie pomyliły ci się godziny?- żartował, lecz w ułamku sekundy zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Edyta próbowała coś powiedzieć, lecz wychodziły jej z tego jedynie nieskładne zdania.- Co się stało?- usiadł na łóżku.
- Proszę... przyjedź… szybko!- wydusiła z siebie pełnym przerażenia głosem, przerywając pomiędzy jednym wyrazem a drugim.
Zaalarmowany wyskoczył z łóżka i zaczął naciągać na siebie spodnie.
- Ale co się dzieje? Uspokój się i powiedz o co chodzi!
- Kuba… On nie oddycha!

cdn...