piątek, 1 marca 2019

Gdzieś ponad nami (cz. VII)

       

         W tej części żegnam się już z Edytą, aczkolwiek muszę przyznać, że w pewien sposób się z nią zżyłam, gdy przez te kilka tygodni, niemal codziennie spotykałam się z nią przy klawiaturze :) Niech sobie żyje szczęśliwie, już bez żadnych perturbacji...


       Mam cichą nadzieję, że chociaż w malutkiej części lektura ta przypadła do gustu osobom zaglądającym na bloga. Jeśli nie, byłabym wdzięczna też za krytykę- konstruktywną... :)






    
      

     Przedostatni majowy dzień budził się do życia leniwie, unosząc w górę mgły i powoli rozlewając słoneczne promienie. Krople rosy osuszał delikatny południowy wiatr, zwiastujący kolejny ciepły poranek. Przejeżdżające z rzadka samochody zaczęły z każdą chwilą coraz częściej nadawać rytm początkowi dnia.
    Edyta wystukiwała w klawiaturę ostatnie słowa do artykułu, który światło dzienne miał ujrzeć za kilka dni i nie była z niego w pełni zadowolona. Mimo kilkakrotnych poprawek wyczuwała, że treść nie stanowi całości, a akapity nie są ze sobą spójne. Znikł gdzieś cały entuzjazm, towarzyszący jej zawsze, gdy tylko zasiadała przed komputerem. Myśli jej biegły niemal nieustannie w kierunku Justyny i pozostającego w śpiączce od trzech tygodni Konrada.
     Obejrzała się przez ramię i popatrzyła na śpiącą przyjaciółkę. Zaproponowała Justynie noclegi ze względu na to, że jej mieszkanie a szpital dzieliła stosunkowo niewielka odległość, zaś możliwość bycia przy Konradzie od rana do wieczora była dla przyjaciółki niezwykle istotna. Poza tym Edytą kierowały też inne pobudki. Justyna, posiadaczka silnego charakteru i zdająca się pozornie nie mieć nigdy żadnych problemów ze znalezieniem duchowej równowagi, po wypadku Konrada zatraciła gdzieś całą pewność siebie, i wszystkie swoje umiejętności, posiadania choćby nawet własnego zdania. Edyta zaniepokojona jej stanem, o nic nie pytając, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i przewiozła do swojego mieszkania. Mimo, że znała Justynę i była pewna jej zdrowego rozsądku, wolała mieć na oku jej poczynania, żeby w razie czego móc w odpowiednim momencie zainterweniować.
- Idź jutro do fryzjera.- poradziła Justynie, gdy późnym wieczorem usiadły przed telewizorem.- Lepiej się poczujesz jak spojrzysz w lustro.
- Lepiej to ja się poczuję wiesz kiedy.- Justyna szczelniej owinęła się szlafrokiem.- Daj spokój, nie mam nastroju na takie wizyty.
- Musisz o siebie zadbać.- Edyta podała jej kubek z ciepłą herbatą.- Jak tylko Konrad odzyska przytomność będziesz już stać na baczność przy nim. Wiele pracy przed wami, nie pomyślisz wtedy o fryzurze.- dodała żartobliwie.
- Jeśli odzyska.- Justyna pobujała delikatnie szklanką dookoła, obserwując jak złocisty płyn zatacza kręgi.
- Oczywiście, że tak będzie!- rzekła z naciskiem Edyta.- Nie możesz w to zwątpić ani przez chwilę!
- Już mam co do tego wątpliwości.- przyjaciółka przycisnęła szklankę do piersi, oparła głowę na małej poduszce za plecami, a jej oczy skierowane na Edytę patrzyły w niebyt.- Do tej pory poruszał powiekami, jakby za chwilę miał je otworzyć, a od dwóch dni już nimi nie porusza. Jego wskazujący palec, czasami delikatnie drgał, a dzisiaj nie było nawet tego. Więc co ja mam myśleć?- głos jej się lekko załamał.
     Szybko wypiła łyk herbaty, jakby chcąc zatuszować chwilę słabości.
- Będzie dobrze, zobaczysz.- słowa, które Edyta powtarzała jak mantrę po kilka razy codziennie, tym razem zabrzmiały jakoś mało wiarygodnie i pospolicie.- On cię słyszy, na pewno wróci.
- Mam nadzieję. Bo inaczej mu nie podaruję, dopadnę go po tamtej stronie i nie pożałuję ręki.- niespodziewanie Justyna uśmiechnęła się blado.- Nie raz rozmawialiśmy sobie, że jedna połowa niewiele znaczy bez drugiej. Przynajmniej u nas. Wtedy to sobie przypomni, łobuz.- dodała z czułością.
    Edyta wplotła palce w swoje krótkie brązowe włosy i oparła brodę na kolanie.
- To jego słowa?- spytała z lekkim zaskoczeniem.- Dziwne słowa w ustach faceta. Patrz, że jeszcze rok temu sama myślałam podobnie.- rzekła w zadumie.
     Justyna zerknęła na nią z ukosa.
- A teraz już tak nie myślisz?
- Co mam ci powiedzieć?- wzruszyła ramionami Edyta.- Radzę sobie, jest nieźle jak widać. A momentami nawet bardzo dobrze.
- Właśnie: momentami.- Justyna z lekką irytacją podkuliła nogi i oplotła je ramionami.- Michał swoje już przeszedł, dałaś mu nauczkę, to była dla niego świetna lekcja. Ale skoro chce wrócić,  mogłabyś dać mu szansę, chyba zasłużył, nie sądzisz? Sprawdza się jako ojciec.
- Ale nie sprawdził się jako mąż.- Edyta odsunęła taboret i założyła nogę na nogę.- To, że jest dobrym ojcem niewiele znaczy.
- Jak to niewiele?- obruszyła się Justyna.- To jest arcyważne.- podkreśliła.- Najważniejsze. I tobie też na nim zależy, przecież widzę. Za dobrze cię znam.
- Po prostu jestem sentymentalna, nic więcej.- Edyta zmarszczyła nos.- Poza tym…- zawahała się.- Jak to się mówi? Nie mam zamiaru wchodzić drugi raz do tej samej rzeki.
- Bo co, duma ci nie pozwala?- spytała Justyna z dezaprobatą.- Przestań, pogódź się z nim.
- Wykluczone.- Edyta z zadowoleniem pomyślała, że po raz pierwszy od kilkunastu dni Justyna zajęła myśli czymś innym niż Konrad.- Nie ma mowy, jak dla mnie mógłby nie istnieć.
     Niemal od razu pożałowała swych słów, gdy zobaczyła jak czerwienieją oczy Justyny.
- Można powiedzieć, że Konrad prawie nie istnieje.- rzekła przyjaciółka stłumionym głosem.- Uwierz mi, że nie chciałabyś być na moim miejscu. Macie dziecko, zależy wam na sobie, czego chcieć więcej?- sięgnęła po chusteczkę.- Michał żyje, doceń to.- dodała cichym głosem.- Schowaj tą głupią dumę do kieszeni, póki jeszcze masz czas.
    Edycie dudniły w uszach te słowa, gdy następnego dnia wybierała się na rozmowę z wydawcą. Zmęczona, po nieprzespanej nocy, ledwie zwlokła się z łóżka, by zdążyć na umówione spotkanie. Gdyby budzik nie posiadał alarmu najprawdopodobniej nie zjawiłaby się wcale, spałaby do południa. O ile pozwoliłby na to Kuba.
     Oczekiwała niełatwej rozmowy. Nie spodziewała się zachwytów nad swoimi ostatnimi posunięciami, gdyż ostatnimi czasy, ze względu na wypadek Konrada nieco zaniedbała pracę w redakcji. Często urywała się szybciej, by podrzucić Justynę do szpitala lub na jakieś konsultacje ze specjalistami, zdarzało jej się też spóźniać i nie zdążyć na ważne konferencje, na których powinna być. Ponadto tygodnik nie osiągnął oczekiwanej przez wydawcę wysokości sprzedaży, więc z bojowym nastawieniem usiadła za biurkiem i włączyła komputer. Trudno, cokolwiek się nie wydarzy będzie walczyć. Może od razu nie będzie nakłaniana do złożenia wypowiedzenia.
     Nagły dźwięk telefonu lekko zbił ją z tropu w momencie, gdy zawzięcie przekonywała wydawcę o znaczeniu okładki czasopisma. Zerknęła na wyświetlacz i zdziwiła się widząc połączenie ze żłobka, do którego zawoziła Kubę. Zaniepokoiła się, gdy usłyszała dzwonek po raz drugi.
- Proszę przyjechać po dziecko.- usłyszała w słuchawce.- Mamy dwoje dzieci z podejrzeniem zatrucia. Przyjedzie pani po syna czy mam powiadomić jego ojca?
- Postaram się przyjechać jak najszybciej.- wstała pospiesznie zza biurka, zerkając w lekkim popłochu na siedzącego naprzeciwko swojego rozmówcę.- Co z Kubusiem? Źle się czuje?
- Tak.- potwierdził kobiecy głos.- Czekamy na panią.
- Przepraszam, muszę jechać po dziecko.- tłumacząc się chwyciła torebkę i wrzuciła do środka telefon.- Umówimy się na inny termin.
     Wybiegła szybko z biura i wskoczyła do samochodu. Przekręcając kluczyk w stacyjce w duchu dziękowała opatrzności, że zdecydowała się na prawo jazdy. Już nie wyobrażała sobie funkcjonowania bez swego niedużego auta.
     Nie przejęła się za bardzo, gdy stojąc na światłach wrzuciła bieg, by ruszyć dalej, a samochód nie zareagował. Zniecierpliwiła się, gdy po drugiej próbie auto również nie ruszyło do przodu. Ogarnęło ją przerażenie i złość, gdy kolejne manewry nic nie dały, a stojące za nią auta zaczęły trąbić.
     Zrezygnowana wysiadła z samochodu i zadzwoniła po lawetę.
     Gdy zziajana wpadła do żłobka, wychodził już z niego Michał z Kubą na rękach.
- A co ty już tutaj tak szybko robisz?- spytała niechętnie, zabierając synka na ręce.- Przyjechałabym, nie musiałeś się zwalniać.
- Nie musiałem, mam wolny dzień. Dostałem telefon, że trzeba go zabrać, więc jestem.
- Aha.- nie miała natchnienia na dłuższe rozmowy.- Dzięki za  pomoc.- odwróciła się pospiesznie i zaczęła ostrożnie schodzić po schodach, przytulając Kubusia.
- Zaczekaj, trzeba go zawieźć do szpitala na badania.- Michał zbiegł za nią.- Ma stan podgorączkowy i zwymiotował, zobacz jaki jest blady.
- No tak, akurat na tym znasz się najlepiej.- odrzekła chłodno.- Właśnie to miałam zamiar zrobić.
- Gdzie idziesz w takim razie?- zmarszczył brwi, widząc jak zmierza w stronę przystanku.- Podwieźć cię?
- Nie, dzięki. Mam zaraz autobus.
- Gdzie twoje auto?
- Odjechało na lawecie przed kwadransem.- poprawiła torebkę na ramieniu i mocniej przytuliła Kubusia.- Masz jeszcze jakieś pytania?
      Ze względu na wysoką gorączkę Kubusia przyjęto ich na oddział dziecięcy w tempie niemal ekspresowym, i równie szybko zabrano go na badania. Edytę coś zmroziło w środku, gdy niosąc synka mijała w pośpiechu sale, a w nich leżące dzieci, podłączone do specjalistycznej aparatury. Większość bawiła się z rodzicami na łóżkach lub w przygotowanym w tym celu pomieszczeniu, zaś inne leżały nieruchomo wpatrując się smutnym wzrokiem w ruch na korytarzu i przemykających tam ludzi.
     Kubę wraz z Edytą umieszczono w sali dwuosobowej, gdzie nie było jeszcze lokatora na drugim łóżku. Z niepokojem obserwowała jak czoło synka z każdą godziną robi się coraz bardziej gorące. Wieczorem po pomiarze temperatury zabrano go na kolejne badania i gdy oczekiwanie na jego powrót zaczęło się przedłużać poczuła, że musi sięgnąć po swoje tabletki uspokajające.
- Kuba ma bardzo wysoką gorączkę, proszę pani.- lekarka w średnim wieku wyjęła notes z kieszeni i zajrzała do środka.- Mamy problem z jej zbiciem. Czy przez ostatnie dni na pewno nie podawała mu pani jakichś środków lub czy nie wydarzyło się coś niepokojącego?
     Edyta zaalarmowana poczuła, że podnosi jej się ciśnienie.
- Nic, oprócz tego szczepienia, o którym wcześniej mówiłam. Pani ze żłobka zgłaszała zatrucie…- urwała.
- Żadne tam zatrucie. Ale szczepienie?- lekarka zmarszczyła czoło.- Nie mam takiej informacji.
- Mówiłam o tym od razu przy przyjęciu!- zirytowała się Edyta.- Byliśmy trzy dni temu!
     Lekarka odeszła szybkim krokiem, zaś Edyta usiadła przy Kubusiu, który kręcił się niespokojnie na łóżku, i ścisnęła sobie głowę oburącz. Ręce jej dygotały, zaś serce waliło jak oszalałe, gdy patrzyła na rozpalone usta dziecka.
      Do sali ktoś wszedł.
- Cześć.- usłyszała znajomy głos.
      Nie zdziwiła się wcale, a nawet poczuła ulgę. To był Michał.
    Ubrany w lekarski fartuch, z rękami w kieszeniach i kilkucentymetrowym zarostem prezentował się wspaniale, a jednocześnie niezwykle dostojnie. Krótko przycięta broda i boki nadawały jego twarzy zadziwiająco poważny wyraz.
     Podszedł do łóżeczka i patrzył na syna z zatroskaniem. Jego czoło przecinała głęboka bruzda, której Edyta sobie wcześniej nie przypominała. W zamyśleniu potarł dłonią brodę.
- Wszystko będzie dobrze.- powiedział po nieznośnie długiej chwili ciszy.- Zaraz mu coś podamy i poczuje się lepiej.
       Nie czekając na jej odpowiedź odwrócił się i wyszedł.
      Edyta zamknęła oczy i otworzyła je z powrotem. Wzięła do ręki malutką rączkę synka i delikatnie uścisnęła.
- Słyszałeś co powiedział.- rzekła półgłosem.- Chyba tym razem wypada mu wierzyć.
       Michał więcej się nie pojawił, zaś tak jak powiedział, po podaniu leku przez pielęgniarkę temperatura u Kuby zaczęła spadać. Następnego dnia rano Kubuś był już zupełnie innym dzieckiem i uśmiechając się do wszystkich dookoła wesoło zaczął gaworzyć, wzruszając tym Edytę i personel na oddziale.
        Wypisano ich do domu po trzech dniach. Kiedy Edyta usiadła po południu w swoim fotelu ze szklanką herbaty, poczuła jak bardzo jest wyczerpana psychicznie.
       Justyny, do której mogłaby się wygadać, nie było w mieszkaniu. Z pewnością tkwiła jak co dzień przy łóżku Konrada, w oczekiwaniu na jakiś cud.
      Edyta popatrzyła na pogrążonego w głębokim śnie Kubusia, i przystanęła przy jego łóżeczku. Stojąc nieruchomo przyglądała się jak miarowo unosi się i opada jego klatka piersiowa, jak od czasu do czasu pojawia się na buzi anielski uśmiech. I myślała jak bardzo ten uśmiech kogoś jej przypomina. Kogoś, kto bardzo ją zawiódł, a jednocześnie w najmniej spodziewanym momencie przyniósł pomoc, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Czy to było zrządzenie losu, a może po prostu…?
       Pomyślała o słowach Justyny, o Konradzie i wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce przez ostatnie miesiące. I jednego była pewna: jeżeli nie zrobi tego teraz to już nigdy.
      Wzięła telefon do ręki.

***
      Michał syknął z bólu, gdy golarka zacięła skórę w tym samym miejscu co zwykle. Rzucił ją do umywalki, oderwał kawałek papierowego ręcznika i przyłożył do szczęki. Bolało jak diabli, a to było tak niewielkie skaleczenie. Co dopiero mieli powiedzieć jego mali pacjenci, którzy budzili się po zabiegach z ranami pooperacyjnymi o długości kilku centymetrów? A on sam cierpiał z powodu tak małego draśnięcia, niebywałe.
     Zdegustowany sięgnął po spirytus, nalał na wacik kilka kropli i przyłożył w skaleczone miejsce. Powstrzymał się żeby nie zasyczeć i przycisnął mocniej. Po upływie kilku sekund obejrzał zadrapanie i gdy stwierdził, że nie krwawi, zostawił golenie i poszedł do salonu nalać sobie kieliszek whisky.
     Wychylił je duszkiem, przełączył kanał w poszukiwaniu jakiegoś westernu i nalał sobie kolejny. A potem następny.
     Gdy usłyszał dzwonek do drzwi spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga i nie spodziewał się nikogo o tej porze. Najpewniej to sąsiad chce wyciągnąć go na rozmowy przy flaszce, wspominał o tym rano, gdy we dwóch spotkali się na parkingu. Nie, o tej porze wołami nikt nie wyciągnie go z domu. Nie ma mowy.
     Kiedy jednak ktoś uparcie zadzwonił po raz trzeci i czwarty, wściekły poderwał się z fotela i z gotową wiązką epitetów otworzył raptownie drzwi.
     Zamrugał oczami i pomyślał jak wiele musiał wypić, gdy zobaczył Edytę.
- Cześć.- odezwała się tym swoim aksamitnym głosem.- Wiem, że jest późno. Mogę wejść?
- Jasne.- otworzył drzwi na oścież, gestem zapraszając ją do środka
     Nie wiedząc czego się spodziewać po nieoczekiwanej wizycie, poprowadził Edytę do salonu, myśląc w popłochu o bałaganie, jakiego wszędzie narobił.
     Edyta kochała porządek, ale w tej chwili patrzyła tylko na niego.
- Wiem, że pora jest nieodpowiednia.- zaczęła, rozpinając płaszcz.- Ale pomyślałam, że pewnie jeszcze nie śpisz. Poza tym… po tych wydarzeniach jakoś nie mogłam sobie znaleźć miejsca i doszłam do wniosku, że może jednak masz rację.- urwała, szukając odpowiednich słów.- Nie mogłam przestać o tym wszystkim myśleć i musiałam tu przyjść. Konrad, Kuba, jego wcześniejsza operacja…
- Co chcesz przez to powiedzieć…?- Michał nie wierzył własnym uszom. Patrzył na kobietę, która tak wiele dla niego znaczyła, a która stała przed nim niepewnie, ściskając w dłoniach fotelik z ich dzieckiem.
- Że może rzeczywiście moglibyśmy spróbować jeszcze raz.- rzekła, przygryzając wargi. Jeszcze kilka miesięcy temu te słowa nie przeszłyby jej przez gardło.- Jeśli oczywiście nie zmieniłeś zdania.
     Michała zamurowało. Spodziewał się wszystkiego, tylko nie takiego obrotu sprawy. Zaś Edyta najwyraźniej spodziewała się innej reakcji.
- Może jednak niepotrzebnie przyszłam.- stchórzyła i cofnęła się.- To nie był dobry pomysł. Zapomnij o tym.
     Michał pomyślał jak dobrze się stało, że wypił tą whisky.  Złapał Edytę wpół, podniósł do góry i okręcił dookoła.
- Nigdzie nie pójdziesz!- oświadczył.- Zostajesz tutaj! Zostajecie!- poprawił się natychmiast.- Jak długo na ciebie czekałem!- przytulił ją, wdychając zapach jej włosów. Zawsze cudownie pachniała rumiankiem- Kocham cię i kochałem zawsze!
     Edyta podzielała jego zdanie. Przy nikim nie czuła się tak bezpiecznie i tak wspaniale. Przytuliła policzek do jego twarzy, gdy poczuła jakąś woń. Podniosła głowę, a jej wzrok padł na stojącą na stoliku butelkę whisky.
- Cholera, czy ty jesteś pijany?- spytała z niedowierzaniem.
- Tylko trochę!- oświadczył beztrosko.- Ale nie mniej zakochany!
     Przytuleni drgnęli, gdy włączyła się wibracja komórki Edyty.
- Nie odbieraj.- zamruczał Michał.- Nie teraz.
- Muszę, poczekaj… To Justyna.- przesunęła palcem po telefonie.- Hej, jesteś tam?
     Na chwilę odsunęła komórkę od ucha i przysunęła ją z powrotem.
- Powtórz jeszcze raz!- poprosiła ze śmiechem.- Powtórz!
     Michał patrzył zdziwiony.
- Konrad!- krzyczała Justyna.- Odzyskał przytomność! Poznaje mnie! Pamięta wszystko! Rusza jedną ręką i nogą!
- To wspaniale!- śmiała się Edyta.- O Boże, to wspaniale!
- Co za dzień!- Michał zabrał telefon z jej ręki i rzucił na podłogę.- Już was nie wypuszczę, weszłaś do jaskini lwa, wiesz o tym?
- Jakoś wcale się nie boję.- podeszła blisko, patrząc mu głęboko w oczy.- Nie boję się przyszłości.
     Oboje spojrzeli w dół na siedzącego w foteliku Kubusia. Spał spokojnie, trzymając w jednej rączce róg niebieskiego kocyka.


KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz