niedziela, 21 lipca 2019

Gdy zaszumią wierzby (cz. I)






Rozdział 1

Agata i Paweł

Agata z rozbawieniem obserwowała zataczającą się ze śmiechu przyjaciółkę, która po kolejnym kieliszku czerwonego wina zdecydowanie nie nadawała się do prowadzenia samochodu. Anna odbijała duży niebieski balon w kierunku piętnastoletniej Tosi i zanosiła się donośnym chichotem za każdym razem, gdy ten niesiony podmuchem wiatru nieustannie do niej wracał. Wspinała się na palce i podskakiwała do góry, usiłując wybić go jak najmocniej w stronę siostrzenicy. Ta sztuka nie udawała jej się zbyt często, toteż gdy kolejny raz nie trafiła w niego otwartą dłonią ponownie wybuchła przeraźliwym śmiechem. Zanosząc się z uciechy aż przykucnęła kolanami na trawę, przy okazji nieco ugniatając balon, który niespodziewanie pękł z hukiem.  

Tosia wymownie wzruszyła ramionami, przewróciła oczami i pobiegła w kierunku młodszego brata.

Agata nieznacznie trąciła łokciem męża, zaabsorbowanego grą ich młodszego syna.

- Co tam?- Paweł nieznacznie odwrócił głowę w jej stronę, nie odrywając wzroku od stojącego między słupkami bramki pięcioletniego Bartka. Tosia, która właśnie nadbiegła, korzystając z chwili nieuwagi brata, z impetem kopnęła piłkę, wbijając mu gola.

- Może byś ich odwiózł?- spytała półgłosem Agata, niemal nie poruszając ustami.- Niedługo zaczną się kłócić kto ma wsiąść za kierownicę.

- Jak ja mam ich odwieźć, przecież sam wypiłem.- Paweł spojrzał na nią zdezorientowany.- Co prawda jedno piwo, ale jednak.

- Sorry, zapomniałam.- mruknęła niepocieszona Agata.- Myślałam, że dzisiaj jeszcze się powstrzymasz.

- Wczoraj wziąłem ostatni zastrzyk.- na sam dźwięk tego słowa nieco się skrzywił.- Chyba po dwóch tygodniach abstynencji należy mi się jakaś nagroda.

- Ba! Komu, jak nie tobie, mój ty bohaterze!- nachyliła się, czule całując go w usta.- Więc zamówimy im taksówkę. Jak tylko zobaczysz kluczyki w rękach Piotrka to weź go palnij w ten czajnik. Żeby czegoś nie wymyślili!

- Daj spokój, przecież nigdzie się jeszcze nie wybierają.- odrzekł, nieznacznie ściszając głos.- Piotrek jest nam potrzebny, będzie zaraz sędziował ważny mecz.

- Taa, jasne.- mruknęła na widok kolegi, wpadającego na wiadro z wodą do podlewania kwiatów.

            Piotr zaklął soczyście, odstawił wiaderko i niemal natychmiast wyprostował się z godnością. Otrzepał dokładnie nogawki spodni, jakby zetknął się co najmniej z górą piasku, i ruszył ponownie w kierunku dwóch bramek rozstawionych po przeciwległych krańcach ogrodu. Jedynie jego z lekka momentami nieskoordynowane ruchy wskazywały, że oprócz pomarańczowego soku musiał wypić coś jeszcze. Coś, co zawierało większą ilość bąbelków musujących lub co było znacznie wyżej oprocentowane.

            Agata z trudem opanowując wesołość odwróciła się w kierunku Anny, która z głośnym sapnięciem opadła naprzeciwko niej na rattanowe krzesło.

- Już dawno tak się fatalnie nie czułam po dwóch kieliszkach wina!- jęknęła przyjaciółka, rozmasowując brzuch.- Dzisiaj mam jakiś gorszy dzień!

- A tego trzeciego kielonka przypadkiem nie skończyłaś?- spytała niewinnie Agata.- Widziałam jak nalewałaś.

- Wzięłam tylko dwa łyki!- broniła się Anna z udawanym oburzeniem.- No dobra, trochę więcej!- skapitulowała pod naporem uniesionych w górę brwi przyjaciółki.- Ale bo to pierwszy raz coś piję? Coś z tym winem musi być nie tak. Zestarzało się czy jaka cholera?

- Owszem, wyjątkowo stary rocznik!- przyznała Agata, chichocząc.- Masz prawo czuć się po nim źle.

- Wariatka!- podsumowała Anna, i również się roześmiała.- Piotrek chyba lepiej się trzyma niż ja, nawet w piłkę celnie trafia. O, zobacz jaki gibki! Kto by pomyślał! Widziałaś jak mu wyszło?! Nie do wiary!- dodała, kręcąc w zdumieniu głową.

- Bez obaw, jego też znosiło na boki. Słuchaj, zamówcie taksówkę, nie próbujcie wracać do domu swoim samochodem.

- To przecież jasne, mamuniu.- zgodziła się Anna, nalewając sok do szklanki.- Nigdy przecież nie wsiadam za kierownicę jak wypiję.

- Raz wsiadłaś i od razu cię złapali, dostałaś pouczenie.- wytknęła Agata.- Przypominam ci tak na wszelki wypadek o dobrych manierach. Żebyś nie zapomniała.

- Dzięki ci, dobra kobieto.- Anna zakreśliła rękami olbrzymie serce.- Ale tak mi to wtedy utkwiło w głowie, że zapamiętam do końca życia tę lekcję. I będę tłuc do głów twoim dzieciakom, żeby uczyli się na błędach ciotki.

- Moim to ja będę przemawiać do rozsądku, czas najwyższy żebyście z Piotrem sami wzięli się do roboty o swoje.- Agata wzięła do ust słomkę i włożyła między zęby, lekko ją obracając.

- Wcale nie taki najwyższy, nie poganiaj mnie.- obruszyła się Anna.

- Jak to nie, jesteś w moim wieku!- zdegustowana Agata obróciła twarz w kierunku zachodzącego słońca.- Kochana, trzydzieści cztery lata to już nie w kij dmuchał! My mamy już dwójkę, a wam ciągle ta kariera w głowie.

- Za coś w końcu będę musiała ich wyżywić i ubrać, jak już urodzę.- żartowała Anna, z powagą w oczach.- A gdzie jeszcze wykształcenie? Piotrek też jest tego zdania.

- I tu cały pies pogrzebany.- mruknęła niechętnie Agata, sięgając po kawałek chłodnej już karkówki.- Tak też myślałam, że Piotruś nasz kochany ma sporo do powiedzenia w tej kwestii. Anka, musicie zacząć zmieniać ten tok rozumowania, bo niedługo będzie już za późno, zanim się obejrzysz. I zaczniesz żałować, że wcześniej o tym nie pomyślałaś.

- Przestań biadolić, wiem o tym wszystkim.- Anna niechętnie zmarszczyła brwi.- Zresztą do czterdziestki jeszcze trochę mi brakuje, nie wiem o co się tak pieklisz. Będzie co ma być w swoim czasie.

- Do czterdziestki!- Agata znacząco wzniosła oczy ku niebu.- Nie mów mi tylko, że będziesz aż tak długo zwlekać.

- Może nie aż tak długo.- przyznała Anna.- Ale też nie jest to decyzja, którą podejmuje się tak z dnia na dzień. Obiecuję, że jeszcze dzisiaj z Piotrkiem o tym pogadam. Zadowolona?

- Uważaj, bo ci uwierzę!- prychnęła Agata.- Dzisiaj to co najwyżej pójdziesz zaraz spać. Jesteś nietrzeźwa!

- I tu znowu się z tobą zgodzę: muszę się dziś porządnie wyspać. Pojutrze idę na rozmowę z szefem w sprawie mojego nowego reportażu.- Anna z satysfakcją dokończyła sok.- Wzięłam teraz całkiem świeży temat, ale mam nadzieję, że odpowiednio go ugryzłam.

- Co tym razem wymyśliłaś?- spytała z nieskrywaną ciekawością Agata. Praca przyjaciółki w telewizji często ekscytowała ją do tego stopnia, jakby co najmniej to ona sama była tam zatrudniona.- Ten ostatni, dotyczący komorników, był rewelacyjny! Żałowałam kiedy się skończył! Biedni są ci ludzie z tymi długami.- dodała w zadumie.

- Dzięki!- uśmiechnęła się Anna.- Teraz wzięłam się za młodzież, ale nic więcej ci nie powiem, to będzie niespodzianka. Siadaj i oglądaj!

- Zapuszczę korzenie już pół godziny przed programem!- obiecała Agata z przejęciem.- W życiu nie przepuściłabym takiej okazji, żeby pominąć jakiś odcinek. Nagrywam wszystkie co do jednego, od momentu gdy zaczęłaś tam pracować!

- Serio?- zdumiała się Anna.- A po co?

- Za kilkanaście lat pokażę to dzieciakom i będę im opowiadać, że ta sławna pani z telewizji to ich własna chrzestna!

- Jaka tam sławna, weź już przestań!- obruszyła się lekko Anna.- Sławna to ja jestem jak przychodzę do ciebie: witacie mnie zawsze jakbyśmy się po kilka lat nie widywali! Ale nie narzekam, podobają mi się takie gorące przywitania.- żartowała.- Poza tym… nie martw się, nie będą mnie znały wyłącznie z telewizji. Zawsze staramy się z Piotrkiem jak najczęściej do was zaglądać, przecież wiesz.

- Wiem, wiem, ale i tak poprawcie się.- nakazała złowróżbnie Agata.- Te wasze dotychczasowe wizyty wołają o pomstę do nieba. To dopiero nasz drugi grill w tym roku, a mamy już sierpień! Wszystko rozumiem, że praca jest ważna, ale żeby siedzieć w niej od rana do wieczora? Dobraliście się oboje, nie ma co.

- Idealnie, prawda? Też tak sądzę od dwunastu lat.- Anna z zadowoleniem wzięła do ręki butelkę wina i ponownie napełniła kieliszek.- No już, nie patrz tak na mnie mamuniu, jednak chce mi się jeszcze ten trzeci, malutki. Tak zaczęłaś ględzić, że muszę to jakoś przetrawić. Przy samym soku nie poradzę sobie z twoimi zarzutami.

Agata wydała z siebie lekceważące prychnięcie.

Anna była jej najlepszą przyjaciółką i jednocześnie najbliższą w życiu osobą. Rodzice Agaty zmarli, gdy była jeszcze nastolatką i to głównie dzięki wsparciu przyjaciółki udało się jej skończyć studia. Anna cały czas była u jej boku i dodawała otuchy w chwilach zwątpienia, a takich momentów Agacie nie brakowało. Z natury zamknięta w sobie i małomówna nie raz miała problemy z otwarciem się i ujawnianiem swoich emocji. Miała kłopoty zarówno ze znalezieniem akademika, stancji, jak również wówczas gdy nie udało się zaliczyć egzaminu na studiach za pierwszym podejściem. To również dzięki Annie poznała Pawła, kiedy stojąc na uczelnianym korytarzu w kolejce do dziekanatu wpadł jej w oko przystojny szatyn. Anna wówczas, niby przypadkiem, wylała na niego kubek z gorącą kawą, całą winę zwalając na Agatę. W ramach przeprosin Agata ledwie wydukała z siebie zaproszenie na szarlotkę z bitą śmietaną i od tamtego czasu stali się nierozłączni.

Przegryzając w zadumie ostatni kawałek grillowanej cukini Agacie przemknęło przez myśl jak wiele zawdzięcza Annie, i jak ich przyjaźń wspaniale ewoluowała przez ostatnie lata, by ostatecznie zacisnąć się w mocny węzeł, którego nic i nikt nie byłby w stanie rozwiązać. Świadomość stuprocentowego zaufania pomiędzy nimi pomagała jej w wielu krytycznych momentach i chwilami rekompensowała nawet brak najbliższej rodziny, początkowo odczuwany bardzo dotkliwie.

Patrząc w tej chwili na dwójkę swoich dzieci i pędzącego za nimi Pawła w duchu wciąż miała marzenie, by to samo przytrafiło się Annie. By tak samo jak ona mogła się cieszyć każdym kolejnym dniem ze swoimi maluchami, o których z pewnością również skrycie myślała, lecz nie chciała się do tego jeszcze przyznać. A już na pewno nie na głos, w obawie przed jakąś głupią kompromitacją przed Pawłem.

Agata westchnęła do siebie, wycierając ogrodowy stół.

Anna, pomimo wielu swoich zalet była jednocześnie niezwykle uparta i nie zawsze dawała się przekonać do swoich racji. Skoro już wbiła sobie do głowy, że na razie nie ma zamiaru mieć potomstwa to z pewnością jeszcze przez jakiś czas nie zmieni zdania. Szkoda tylko, że czas jest nieubłagany i nie będzie na nią czekał. Za kilka lat obejrzą się oboje z Piotrem za siebie i uprzytomnią sobie co jest w życiu tak naprawdę ważne. Odkładanie wszystkiego „na jutro” w pewnym momencie może okazać się zgubne. Oby tylko w porę zdołali to zrozumieć.

Pocałowawszy dzieci na dobranoc Agata wróciła do sypialni i wsunęła się pod kołdrę. Naciągnęła ją pod samą brodę i założyła ręce pod głowę.

- Nie sądzisz, że Anka z Piotrkiem byli dzisiaj jacyś dziwni?- zagadnęła Pawła, wpatrzonego w walkę van Damme’a.

- Co masz na myślisz?- spytał lekko rozkojarzony, sięgając po popcorn.

- Oboje dzisiaj napili się jak rzadko. Weź mi przypomnij kiedy im się to ostatnio zdarzyło?- zaczęła skubać dolną wargę.- Zawsze przecież są tacy ostrożni w tej kwestii, zwykle jedno piwo i cześć. I zazwyczaj jedno z nich kierowało w drodze powrotnej do domu.

- Nie wymyślaj, oboje pewnie chcieli się odstresować. Ich prace nie należą przecież do gatunku tych lajtowych, muszą czasem się rozerwać.

- Tak myślisz?- z zatroskaniem zerknęła w ekran na zakrwawioną szczękę van Damme’a.

- Jasne.- przytaknął, nie odrywając spojrzenia od telewizora.- Nie rób problemu.

- Może faktycznie coś mi się wydaje.- nieco uspokojona wsunęła się głębiej pod kołdrę.- Ale i tak mój nos mówi mi, że coś się u nich tam dzieje. Muszę jutro zadzwonić do Anki i ją wybadać, może trochę puści pary.

- Oj, ale ty jesteś ciekawska! Daj im spokój, wszystko na pewno jest okej.

- Dla ciebie okej, dla mnie nie.- Agata przekręciła się w jego stronę.- To moja psiapsiółka- siostrunia, martwię się o nią i muszę o nią dbać.

- Ziółek jej kup, przydadzą się w pracy.- poradził rozbrajająco i odsunął się szybko, zanim dostał kuksańca w bok.- No co, źle mówię?

 - Cały ty!- stwierdziła z westchnieniem, wznosząc wzrok do sufitu.- Mam tylko nadzieję, że Bartek z Tosią nie wymyślą niczego, jak zostaną z nimi na ten jeden dzień.

- To kochane dzieciaki, będzie dobrze.- odstawił popcorn.- Przecież oni za sobą przepadają.

- Wiem, ale mimo to ciągle myślę o tym naszym wyjeździe do Gdańska.- poruszyła się niespokojnie.- Może powinniśmy byli odmówić?

- Kochanie, przecież mogli jechać z nami.- odrzekł lekkim wyrzutem.- Sama mówiłaś, że przyda nam się taki jednodniowy wyjazd bez dzieciaków. I tak faktycznie jest, pobądźmy trochę sami.- zanurzył twarz w jej włosach.

- Ale byłam niemądra, że to powiedziałam!- powiedziała z udawanym wyrzutem i roześmiała się.- Masz rację, to będzie świetny wyjazd!

- Zwłaszcza, że nikt nie zabiera tam dzieci, bylibyśmy jedyną parą.- Paweł zrobił zabawny grymas na twarzy.- Swój drogą, szkoda, że nikt u mnie w pracy nie organizuje podobnych wyjazdów integracyjnych. A jeszcze w dodatku z żonami…

- Może powinieneś wejść w skład komisji socjalnej, też miałbyś podobnie rewelacyjne pomysły.- podsunęła.

- Przecież wiesz, że nigdy nie miałem parcia na wyższe stanowiska.- zamruczał, odsuwając jej z czoła kosmyk włosów.- To nie dla mnie.

Zachichotała.

- Kocham cię, wariacie.- wyznała z czułością.- Jestem szczęściarą, że cię mam.

- Nie, to ja jestem szczęściarzem, że mam ciebie.- wyłączył telewizor i przekręcił się w jej stronę.- A teraz czas na podjęcie prób przedłużenia bytu ludzkości.- dotknął palcem jej policzka.

- Mówisz, że teraz przyszłość zależy tylko od nas?

- Jak zawsze.- zamruczał, nurkując pod kołdrę.

 

Anna i Piotr

            Anna wysiadła z taksówki i nie oglądając się za siebie przeszła żwirową ścieżką w kierunku domu, wdychając po drodze upajający zapach maciejki. Za każdym razem kojarzył on jej się tak samo: z zachodzącym złocistym słońcem, z cichymi wieczorami na ganku z kubkiem herbaty, czy ze śpiewem ptaków w pobliskich, zarośniętych krzakami terenach. Najbardziej jednak ten zapach przypominał jej własne dzieciństwo i spędzane co roku wakacje u babci. Na jej wspomnienie Anna uśmiechnęła się do siebie z nostalgią. Babcia kochała kwiaty i jej ogród corocznie był nimi przepełniony, tonąc we wszystkich możliwych kolorach lata. Będąc dzieckiem Anna uwielbiała spędzać w nim czas, a najbardziej wtulać twarz w jasnoniebieskie, delikatne płatki maciejki, które wraz z zachodzącym słońcem rozchylały się i uwalniały cudowną woń, którą mogła się nieustannie rozkoszować.

Nie spieszyła się, nikt jej już nie ponaglał, nie pospieszał i nie wypytywał. Impreza, której nieco się obawiała, dobiegła końca, i Anna mogła już ponownie poczuć się tak swobodnie jak tylko chciała, bez uczucia ciągłego napięcia za każdym razem, gdy padało pytanie na temat jej małżeństwa czy przyszłości. W rozmowach z przyjaciółką starała się robić dobrą minę do złej gry, i tylko ona sama wiedziała ile ją to wszystko kosztowało.

Rzuciła torebkę na stojący w pobliżu bujak i skręciła w kierunku ogrodu. Stanęła w przejściu przy pergoli, niemal niewidocznej spod kaskady zwisających krwistoczerwonych róż i soczyście zielonych, błyszczących liści. Dotknęła palcem aksamitnego płatka jednego z kwiatów i ruszyła dalej, słysząc za sobą miarowe kroki i chrzęst żwiru pod butami. Kucnęła przy niewielkich cyprysach i zaczęła wyrywać ledwie widoczne chwasty.

- Wzięłaś się za pielenie o tej porze?- w głosie Piotra usłyszała z trudem skrywany niesmak.- Ty to masz pomysły. Nie za późno?

- Tylko parę minut.- odrzekła, nie podnosząc głowy.- Spójrz, jaki fajny wieczór. Świeże powietrze dobrze mi zrobi, tamto wino trochę mi zaszkodziło.

- Zawsze szkodzi w zbyt dużych ilościach. Po jaką cholerę tyle dziś wypiłaś?

- Jestem już dość dużą dziewczynką. Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.- wstała z kolan i obrzuciła męża chłodnym spojrzeniem.- Ty też wypiłeś i jakoś nie robię ci wyrzutów z tego powodu.

- Po pierwsze nie tak się umawialiśmy: ustaliliśmy przed wyjściem, że będziesz dziś prowadzić.- okręcił w palcach piłkę.- Po drugie, zupełnie o czymś zapomniałaś. Mieliśmy powiedzieć im dzisiaj o naszym rozwodzie, a nie odgrywać teatrzyk kochającej się rodzinki. To był bardzo dobry moment,.

- Będą następne, daj spokój. Jeszcze zdążą się o tym dowiedzieć i będą skakać ze szczęścia.- Anna podniosła się, strzepując z kolan niewidoczne pyłki.- Poza tym pojutrze mają ten wyjazd do Gdańska, pamiętasz? Dzieci u nas zostają, jeszcze zmieniliby plany z tego względu.

- No i co z tego? Anka, zawsze będzie nieodpowiednia pora na takie wiadomości.- poszedł za nią w kierunku domu.- Nikt nie lubi być informowany o takich sprawach, ale takie jest życie. Prędzej czy później musimy im o tym powiedzieć.

- Na dzień dzisiejszy lepiej trochę później, nie sądzisz?- przekręciła klucz w zamku.- Poczekajmy z tym do weekendu, niech chociaż dzieciaki miło spędzą u nas czas.

- Dobra, niech ci będzie.- odburknął.- Ale nie przedłużaj tego w nieskończoność, niedługo zamierzam się stąd wyprowadzić.

- Jasne.- włączyła telewizor.- Widzę, że nagle zaczęło ci się bardzo spieszyć.

- Nie zaczynaj.- odwrócił się.- Ustaliliśmy przecież, że nic nas nie łączy, podzieliliśmy kasę i resztę rzeczy, więc o co ci znowu chodzi?

- O nic.- położyła się na kanapie i zamknęła oczy.- Absolutnie o nic.

            Kiedy zatrzasnęły się za Piotrem drzwi łazienki, uchyliła powieki, zastanawiając się po raz kolejny, jak mogło dojść do tego, że nawet nie zauważyła, kiedy jej własne małżeństwo zaczęło się sypać. U znajomych widziała to zazwyczaj niemal na pierwszy rzut oka, poniekąd czuła się nawet ekspertką w tych sprawach, zaś w kwestii własnego małżeństwa musiała się przyznać do sromotnej porażki.

            To, że mijali się z Piotrem w drzwiach wymieniając w ostatnich miesiącach coraz bardziej zdawkowe pocałunki i lakoniczne „cześć”, absolutnie nie spowodowało włączenia się dzwonka alarmowego w jej głowie. Cofała się pamięcią do momentów kiedy ostatni raz przytuliła się do Piotra, szukała w pamięci kiedy ostatni raz wziął ją za rękę, kiedy ostatni raz ją pocałował… i nie mogła sobie przypomnieć. Tłumaczyła to sobie spiętrzeniem się obowiązków i nawałem pracy, widziała jego niemal nieustanne zmęczenie i obiecywała sobie w duchu, że odbiją to sobie na wakacjach w Chorwacji, na które zabukowali bilety dobre pół roku wcześniej.

            Rozmowę na temat ich związku zaczął Piotr kilka tygodni temu, przygotowując im obojgu niespodziewanie wspólną kolację. I o ile z radością Anna zasiadła do stołu, wyrzucając sobie w duchu, że sama dawno mogła na to wpaść, tak w miarę upływu czasu jej radość gasła. Od słowa do słowa Piotr wyrzucił z siebie, że ich związek nie przetrwał próby czasu i on nie czuje w sobie żadnej motywacji, by go ratować. W grę wchodził jedynie rozwód.

            Nieprzyjemnie zaskoczona Anna początkowo nie wiedziała jak zareagować. Kawałek tuńczyka utknął jej w gardle i za żadne skarby nie chciał przejść dalej. Przełykając ślinę i powstrzymując łzy zapytała jedynie czy powodem jest ktoś inny. Poczuła olbrzymią ulgę, gdy od razu usłyszała stanowcze „nie”. Już bowiem wolała usłyszeć, że nie spełniła jego oczekiwań jako żona, aniżeli być jednym z tych smutnych przykładów w magazynach dla pań w rubrykach pod tytułem „Jak przeżyć zdradę”.

            Nie winiła Piotra za całą tę sytuację, sama czuła, że coś się od jakiegoś czasu między nimi zmieniło, że coś się wypaliło, i że zniknęła gdzieś ta cała chemia, która ich do tej pory tak bardzo przyciągała. Miał dużo racji wyrzucając jej całkowite poświecenie się karierze i podporządkowanie jej całego swojego życia. Jego praca w policji ograniczała się do służby i do nagłych wezwań, natomiast Anna tworząc reportaż potrafiła przez czterdzieści osiem godzin nie wracać do domu, wpaść na krótką drzemkę i małą przekąskę, by ponownie wyjść na dwanaście godzin. Wracała potem nieprzytomna do domu, marząc jedynie o gorącej kąpieli i o tym, by odespać ostatnie dni.

            Tematu posiadania dziecka nie poruszali już od dłuższego czasu. Anna nawet nie z tego względu, że tego nie pragnęła. W tej chwili najzwyczajniej w świecie nie widziała czasu i miejsca na taki stan rzeczy. Odsuwała od siebie tę myśl jak natrętną muchę, i mimo, że wracała ona jak bumerang, Anna umiejętnie zagłuszała ją w sobie zajmując się pracą.

 

cdn.