- Taka świetna pogoda, a ty na wieś chcesz jechać?-
marudziła pod nosem Marina, mocując się z zapięciem fartucha.
- Właśnie dlatego.- Grażyna stała w drzwiach z
rękami w kieszeniach spodni.- Jesteś z miasta, nie wiesz o czym mowa!
- E tam, ja małomiasteczkowa jestem.- zażartowała
Marina.- Myślisz, że moja Semeniwka na Ukrainie to ogromna jest? Jakieś
dziesięć tysięcy ludzi, nie więcej.
- Moje Leśniewo z dziesięć razy mniejsze od twojej
Semeniwki, albo i lepiej.- roześmiała się Grażyna.- Kiedyś cię tam zabiorę,
musisz pojechać ze mną i Blanką.
- No, skoro szefowa każe, to nie odmówię.- Marina z
łobuzerską miną wyciągnęła z kąta odkurzacz i sprawdziła końcówkę.- Z miłą
chęcią.
- Ja ci dam szefową.- Grażyna weszła do środka
pomieszczenia.- Był wolny etat na kierownika zespołu to nawet nie podeszłaś do
konkursu!
- Nie przeszłabym pierwszego etapu, daj spokój!-
Marina sięgnęła po nieodłącznego papierosa.- Gdzie tam ja na kierowniczkę!
- A kto mi ciągle powtarzał żebym w siebie
uwierzyła?!
- To co innego, innym prościej doradzać. Z samym
sobą już tak nie jest. Poza tym…- zaciągnęła się papierosem.-… lubię to co robię i nie chcę
tego na razie zmieniać. Chyba, że kiedyś coś mi się odmieni, to dam ci znać.
- Już to widzę jak do mnie lecisz.- prychnęła
Grażyna.- Jedziemy dziś po południu pociągiem, nie biorę samochodu.
- I zostawisz tak Grzegorza samego?- spytała jakby
od niechcenia Marina.- Może jego powinnaś zabrać?
- Nic mu nie będzie jak zostanie na trzy dni.-
Grażyna poczuła, że się czerwieni.- Potęskni bardziej.
Przez minione dwa lata, gdy została
menedżerem, nabrała większej pewności siebie, a jej życie zaczęło płynąć jeszcze
bardziej intensywnie niż dotychczas. Od wyjazdu Marka nie spotykała się z
nikim, zaś teraz po czterech latach spędzonych w Warszawie miała odczucie, że
nadszedł czas, by wreszcie zaangażować się w nowy związek. Od ponad pół roku spotykała
się z Grzegorzem, zastępcą dyrektora hotelu, zaś po każdym spotkaniu wracała
uskrzydlona do swojego mieszkania. Zaczęło jej na nim zależeć, zwłaszcza kiedy
odkryła jak wiele dobroci skrywa w swoim wnętrzu. Była zdziwiona, gdy przyznał
się, że każdego popołudnia jedzie do jednego z podwarszawskich hospicjów i
pracuje tam kilka godzin jako wolontariusz. Z każdym spotkaniem odkrywała
Grzegorza na nowo i zadziwiał ją fakt, jak niewiele wiadomo o drugim człowieku
na podstawie pobieżnych kontaktów w pracy.
W zadumie zamknęła pokój, przeszła
korytarzem kilka kroków i wsiadła do windy. Zapukała do gabinetu Grzegorza i
zajrzała dyskretnie. W środku nie było nikogo. Mężczyzna na jej widok
rozpromienił się i wstał zza biurka. Podszedł i objął ją w pasie.
- Naprawdę musisz jechać w takie ładne popołudnie?-
spytał, odsuwając jej włosy z czoła.- Zostań na weekend, wyskoczymy gdzieś.
- Przed chwilą słyszałam to samo.- z uśmiechem
spojrzała prosto w pochylone nad nią zielone oczy.- Dawno nie byłam u rodziców,
chcę ich odwiedzić.
- Może odwiedzimy moich?- zaproponował
niespodziewanie.
Zaskoczona przez chwilę zastanawiała
się nad odpowiedzią.
- Jasne, ale może za tydzień? Moi już wiedzą, że
przyjadę.
- Dla ciebie wszystko.- przytulił ją.- Podlać ci
kwiatki?
- Dzięki, już podlane.- rozbawiona delikatnie
uwolniła się z objęć i wzięła do ręki zdjęcie stojące na jego biurku.
Przedstawiało ją i Grzegorza, idących ścieżką w parku. Roześmiani, trzymali się
za ręce i patrzyli w kierunku słońca.- Wywołałeś to zdjęcie?- z lekkim
zdziwieniem wpatrywała się w fotografię.
- Pewnie, jak setki innych.- odparł, zabierając je od
niej.- Robię to masowo, musisz zobaczyć moją kolekcję albumów, zdziwisz się. A
to akurat to chyba nasze najlepsze. Bardzo mi się podobało.
- Coś takiego.- pokręciła głową.- Ty i fotografia?
Nie wyglądasz.
- Jestem jedną wielką zagadką.- zażartował.-
Podobnie jak ty.
Grażyna razem z Blanką wysiadły z
pociągu w Miłowicach i zamówiły taksówkę do Leśniewa. Pięć kilometrów
dzielących ich od rodzinnej wioski minęło szybko, i gdy dojechali do lasu, a w
oddali majaczyły dachy domostw, Grażyna zatrzymała samochód.
- Nie rozumiem, to gdzie chce pani wysiąść?-
taksówkarz zahamował i zatrzymał się na poboczu.- W lesie?
- Tak, proszę się zatrzymać.- wręczyła mu papierowy
banknot i nie oczekując na resztę wyskoczyła z auta.- Chodź, zabierz walizkę.-
powiedziała do Blanki, wysiadającej w niezbyt szybkim tempie.
- Dlaczego zawsze tu musimy wysiadać?- narzekała
Blanka z niezadowoleniem, zdejmując sweterek.- Przecież tak jeszcze daleko!
- Wydaje ci się, słoneczko.- Grażyna złapała torbę
i walizkę.- Przed nami tylko kawałeczek drogi, powdychaj świeżego powietrza.
Nie oczekując na odpowiedź córki
ruszyła przed siebie zamykając oczy i głęboko wciągnęła powietrze płynące z
położonego po prawej stronie sosnowego lasu, które połączone z ciepłem
kończącego się dnia niemal przyprawiało o zawrót głowy. Otworzyła oczy i zaraz
je zmrużyła pod wpływem słońca, chylącego się ku zachodowi. Objęła wzrokiem
rozległą zieleń łąk i z dala pasących się na nich krów. Tęsknie patrzyła na
brykające ze swoją mamą dwa nieduże źrebaki, zaczepiające ją swoimi dziecinnymi
podchodami. Głośny świergot ptaków niemal z miejsca uspokoił skołatane nerwy
Grażyny i wprawił ją w nostalgiczny nastrój. Oczyma wyobraźni przypomniała
sobie siebie i Marka pędzących na motocyklu, a za nimi chmurę pyłu unoszącą się
na drodze. Wiatr we włosach czuła do dziś, jakby to miało miejsce przed chwilą.
Popatrzyła na Blankę, kroczącą u jej
boku z niezadowoloną miną. Efekt tej szalonej miłości był wierną kopią Marka,
podobną do Grażyny tylko z charakteru. Nie miała najmniejszego wpływu na takie
połączenie, i przez to nie pozwalało ono jej zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
- Nareszcie jesteś!- przywitała ją szorstko matka,
nie wyciągając nawet rąk na przywitanie. Choć nie była nigdy wylewna w
okazywaniu uczuć, zawsze widać było po niej wzruszenie. Zwilgotniałe oczy
przecierała szybko szmacianą chusteczką skrytą w czeluściach dużej kieszeni
fartucha.- Pociąg miał opóźnienie?
- Nie, wysiadłyśmy pod lasem, chciałam się
przejść.- wyjaśniła, porzucając niedbale bagaże w pobliżu łóżka.- Co tak ładnie
pachnie? Ale jestem głodna!
- Jak zwykle.- matka pokiwała głową i żwawym
krokiem ruszyła w kierunku kuchni.- W tej Warszawie to chyba mało jeść dają,
zawsze jesteś głodna i nikniesz w oczach!
- A mnie bolą nóżki, babciu!- poskarżyła się
Blanka.- Musiałam tyle iść przez ten okropny las!
- Coś takiego!- matka pokręciła głową.- Przeszłaś
się to zdrowsza będziesz, tu świeże powietrze jest.
- Nie lubię!- zbuntowała się dziewczynka.- I komary
mnie pogryzły! Zobacz, mam czerwone grudki!
Po
kolacji Grażyna zostawiła córkę pod opieką babci, a sama wyruszyła pod sosnowy
zagajnik na spotkanie z Brygidą. Nie widziała się z przyjaciółką pół roku, a
ponadto miała nieodpartą chęć usiąść na znajomym pniu i popatrzeć z niewysokiej
góry na rozpościerające się łąki.
- Ach, to nasze tajemne miejsce!- usłyszała znajomy
głos. Brygida podbiegła do niej i mocno uścisnęła.- Założę się, że jest tylko
nasze!
- Tak myślisz?- roześmiała się Grażyna.- A ja
myślę, że nie tylko.- znacząco popatrzyła na inicjały imion okolone serduszkami,
wycięte w korze drzew.- Najważniejsze, że nigdy nikt nam nie przeszkadza.
- Za każdym razem jak się widzimy robisz się coraz
bardziej dorosła, i taka… miastowa.- Brygida usiadła z boku i objęła kolana
ramionami.- Zmieniłaś się.
- Ja miastowa, przestań.- Grażyna urwała źdźbło
trawy i przygryzła.- Jestem taka sama jak siedem lat temu kiedy jechałyśmy na
tę cholerną dyskotekę. No, może trochę odwagi nabrałam. I już nie jestem
pokojówką.- dodała żartobliwie.
- Świetnie, że ci się układa, w końcu.- Brygida
oparła brodę na rękach.- Wiesz, że on nigdy tu nie wrócił? Nie było go we wsi
ani razu.
- Nie mówmy o tym.- Grażyna wzruszyła ramionami i
wystawiła twarz ku zachodzącemu słońcu.- Już za wiele słów wypowiedziałam na
ten temat i nie wracam do tej sprawy. Myślę jedynie o sobie, o przyszłości, i o
Blance. Teraz są dla mnie najważniejsi wszyscy ci, dla których jestem coś
warta, a nie ci, którzy mają mnie w poważaniu. Ich zdanie kompletnie przestało
mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Kiedyś myślałam, że to jest takie ważne
co o mnie mówią, jak mnie postrzegają…
Teraz wiem, że to ja sama ustawiłam sobie tą hierarchię w głowie. Ludzie
zawsze będą gadać, oceniać. Przez ten wyjazd nabrałam do wszystkiego dystansu,
przestawiłam swoje myślenie, i dobrze mi z tym.- wyznała.- A jak u ciebie i
Karola?- zmieniła temat.
- Niedługo dostaniesz zaproszenie na ślub.- Brygida
oparła tył głowy o drzewo i uśmiechnęła się z rozmarzeniem.- Rozglądam się
powoli za suknią.
- To cudownie! Gratuluję!- Grażyna poderwała się,
objęła przyjaciółkę i uścisnęła serdecznie.- Nic nie mówiłaś! Słowa nie
pisnęłaś! No wiesz?!
- Sama chciałam ci powiedzieć, nie przez telefon.-
wyjaśniła Brygida z rumieńcem na twarzy.- Będziesz moją świadkową?
- Jasne, chętnie!- Grażyna również oparła się
plecami o drzewo.- Ale mnie zaskoczyłaś!
- Ty mnie nie mniej swoim wyjazdem.- przypomniała
przyjaciółka.- Nie wiem jak ja tyle przeżyłam tu bez ciebie, usycham!
- Myślę, że Karol umiejętnie cię podlewa!-
zachichotała Grażyna.- Wyglądasz kwitnąco!
Powroty
do Warszawy zawsze skłaniały Grażynę do refleksji nad minionymi latami. Podczas
rozmowy z przyjaciółką skłamała mówiąc, że nie zaprząta swoich myśli wydarzeniami
sprzed kilku lat, w istocie było zupełnie inaczej. Pomimo zadowolenia ze swojej
obecnej życiowej sytuacji, w skrytości ducha odrobinę zazdrościła Brygidzie jej
planów i decyzji o pozostaniu na wsi. Sama nie zdecydowała się na taki krok,
wolała uciec od współczujących spojrzeń i ściszonych szeptów za swoimi plecami.
Wyjazd do Warszawy był bowiem ucieczką przed tym co znane i spodziewane. Wolała
wziąć życie w swoje ręce i zawalczyć dla siebie i Blanki o lepszą przyszłość.
Zdawała sobie sprawę z tego, że nie zawsze każda droga, którą obierze
zaprowadzi ją do upragnionego celu, i że nie każdy napotkany człowiek jest wart całego poświeconego mu czasu. Przez
te kilka lat nauczyła się odróżniać tych, dla których jej słowa były ważne i
mniej ważne. I przepełniało ją zadowolenie, że mimo wielkich wewnętrznych obaw
udało jej się samej wyjść na prostą.
Po powrocie do Warszawy niemal
natychmiast zatelefonował Grzegorz z propozycją kolacji. Początkowo nie chciała
się zgodzić, czując zmęczenie podróżą, lecz w ostateczności potwierdziła
spotkanie, i z lekkim zniechęceniem otworzyła szafę, zastanawiając się nad
wyborem sukienki na wieczorne wyjście.
Wstępując po schodach do drogiej
restauracji w duchu dziękowała losowi, że jednak zdecydowała się na niebotyczne
szpilki z jednego z warszawskich butików. Wchodzące przed nią grono kobiet
preferowało właśnie taki styl, i czułaby się nieco gorzej, gdyby wybrała strój
w bardziej swobodnej stylizacji.
Grzegorz już na nią czekał. Przytulił
ją na powitanie , odsunął szarmancko krzesło i zaczekał aż usiadła. Jego nieco
nerwowe zachowanie trochę ją zdziwiło.
- Dlaczego jesteś jakiś taki zdenerwowany i
oficjalny?- zmoczyła usta w białym winie.- Wyglądasz na spiętego.
- Naprawdę? Rozgryzłaś mnie w dwie minuty, może
powinnaś się przekwalifikować na psychoanalityka?
- O proszę, proszę!- roześmiała się.- Co się
dzieje?- zagadnęła, gdy kolacja już stała przed nimi.
- Nic takiego.- uspokoił ją i wziął ją za rękę.- Od
paru dni noszę się z zamiarem zadania ci pewnego pytania, ale mam obawy jaka
będzie odpowiedź.
- Żartujesz sobie ze mnie chyba.- odłożyła na bok
widelec i przetarła usta chusteczką.- Wyglądam ci na taką wiedźmę?
- Prawie!- zaśmiał się i w jednej sekundzie
spoważniał. Splótł jej palce ze swoimi i delikatnie uścisnął.- Spotykamy się
już od pewnego czasu… pomyślałem, że może zamieszkamy razem? Co o tym myślisz?
Niespodziewane
pytanie zaskoczyło ją. Kawałek kurczaka niebezpiecznie powoli prześlizgnął
przez ściśnięty raptownie przełyk Grażyny i pomaszerował dalej. Szybko wzięła
łyk wina, by zatrzeć wrażenie.
- Hm… muszę to przemyśleć.- rzekła po kilku
sekundach ciszy.- To znaczy… nie mam nic przeciwko, ale muszę to skonsultować z
Blanką. Nie chciałabym robić tego bez wcześniejszej rozmowy z nią.
- Jasne, wszystko rozumiem.- uspokoił ją i
odetchnął.- Całe szczęście! A już się zastanawiałem czy przypadkiem nie
odmówisz! Blanka mnie lubi, nie będzie miała nic przeciwko temu.- rzekł z
pewnością siebie.
Odwzajemniła
uścisk dłoni i nachyliła się do pocałunku.
- Zobaczymy.-odrzekła z przekorą.- Muszę sama z nią
o tym porozmawiać.
- A ja muszę pomyśleć nad jakąś formą przekupstwa.-
powiedział żartobliwie.- Tylko musisz mnie poratować co to takiego mogłoby być.
- O nie, główkuj sam!- zaprotestowała.- Nie ma tak
łatwo!
- Niedobra ty….- rozlał wino do kieliszków.- Co
myślisz o tej nowej pokojowej na górnym piętrze?
- Z samej góry?- zmarszczyła czoło, usiłując sobie
przypomnieć wszystkie nowo przyjęte osoby.- Kogo masz na myśli?
- Paulinę, tą młodą.- wyjaśnił, zapalając od nowa
świecę przy stoliku. Tliła się od kilku chwil, aż wreszcie zgasła.- Jak na nią
patrzę to trochę przypomina mi ciebie: szybka, dokładna perfekcjonistka.
- Mylisz się, nie ma drugiej takiej jak ja.- udając
urażoną zdmuchnęła kosmyk włosów opadający jej uparcie na lewe oko i owinęła go
sobie wokół palca.- Chyba wiem, o której mówisz: to ta brunetka z krótkimi
włosami, która pierwszego dnia zrobiła powódź na szóstym piętrze?
- Oj, już nie bądź taka drobiazgowa. Przyznasz, że
pierwsze dni nie są tutaj spokojne?
- Tutaj nigdy nie jest spokojnie.- położyła nacisk
na słowo „nigdy”.- Ale masz rację, Paulina jest pracowita i sympatyczna
dziewczyna z niej.
- Cieszę się, że się zgadzamy w kolejnej kwestii.-
uniósł do góry kieliszek w niemym toaście i wypił łyk. Wziął ją za rękę.- Od
chwili kiedy tylko cię poznałem wiedziałem, że jesteś wyjątkowa.
- Zobacz, a ja myślałam, że taka niepozorna mysz ze
mnie.- żartowała.
Rozmowa
z Blanką na temat wspólnego zamieszkania z Grzegorzem przebiegła spokojnie i
bez jakichkolwiek protestów. Grażyna ze zdumieniem odkryła, że jej córka
zdążyła się z nim zaprzyjaźnić, a nawet sama domyślała się, że temat wspólnego
zamieszkania będzie wkrótce poruszony. Uspokoiła się zupełnie, gdy Grażyna
zapewniła ją, że nie grozi jej przeprowadzka ze szkoły i że wszystko zostaje po
swojemu. Wszystko, oprócz mieszkania, które wspólnie z Grzegorzem postanowili
zamienić na większe i przenieść się bliżej centrum miasta.
Długo trwało zanim ostatecznie się
zdecydowali. Brali również pod uwagę opinię Blanki, która oceniała mieszkania
pod kątem własnego pokoju. Grażyna z dumą obserwowała jak rozsądnych
spostrzeżeń dokonywała córka i z jaką powagą podeszła do tematu. Czuła przez
skórę, że Blanka przewyższy ją o głowę swoim intelektem i podejściem do życia.
Miała nadzieję, że z biegiem lat nabierze jeszcze wiatru w żagle i dodatkowo
otworzy się na przyszłość, nie obawiając się tego co nieznane. Że będzie
patrzyła przed siebie, inaczej niż Grażyna, nie oglądając się wstecz.
Apartament był położony blisko parku, a
jednocześnie w samym sercu tętniącego życiem miasta, co z jednej strony
zadowalało Grażynę pod względem praktycznym, zaś z drugiej nieustanny szum
samochodów przyprawiał ją o ból głowy. Zacisnęła jednak zęby, tłumacząc sobie w
duchu, że taki stan rzeczy nie musi trwać wiecznie. Na początek trzeba jednak
spróbować się przyzwyczaić, zarówno do tego hałasu, jak i do faktu, że teraz
jest ich troje.
Po
kilku miesiącach wspólnego mieszkania Grażyna stwierdziła dopiero, że zaczyna
się przyzwyczajać. Miała problem z przestawieniem się z liczby pojedynczej na
liczbę mnogą oraz z tym, że jej własna czasoprzestrzeń została zdecydowanie
ograniczona. Jednak z czasem, gdy rano budziła się oparta o męskie ramię i
kiedy patrzyła na śpiącego u jej boku mężczyznę przestała zadawać sobie pytanie
czy to jest aby na pewno ten, z którym dane jej będzie spędzić resztę życia.
Doszła do wniosku, że musi zdać się na to co przyniesie przyszłość i brać
wszystko takim jakie jest. Bez zadawania zbędnych pytań.
Z
uśmiechem otworzyła kopertę zaadresowaną ręką Brygidy i wyjęła ślubne
zaproszenie.
- Gdzie idziemy się bawić?- zagadnął Grzegorz
zerkając jej przez ramię.
- Do Miłowic.- odrzekła z uśmiechem, czytając od
nowa zaproszenie.- Brygida z Karolem biorą ślub.
- To świetnie! Potańczmy! Parara..pam pam!- porwał
ją w objęcia i zaczęli wirować po salonie.
- Postaw mnie na podłodze, ty wariacie!- zażądała
ze śmiechem.- Puszczaj!
Puścił ją dopiero, gdy rozległ się
dźwięk telefonu Grażyny. Zeskoczyła na podłogę i wzięła aparat z komody.
- No cześć Izka, co tam?- zagadnęła wesoło do
siostry.
- Pożar mieliśmy dzisiaj!- głos po drugiej stronie
aparatu wyraźnie dygotał.- Wszystko się spaliło…
- Słucham??- Grażyna otworzyła szerzej oczy i
niewidzącym wzrokiem wpatrzyła się w Grzegorza.- Co ty mówisz?!
- Dzisiaj w południe, jak pojechaliśmy zebrać
siano.- słychać było, że Iza ledwie powstrzymywała się od płaczu.- Spłonął dom
i cała obora, całe szczęście, że krów nie było w środku.
- Nie wierzę…- oszołomiona Grażyna kręciła głową,
zupełnie jakby siostra mogła to widzieć.- Jak to się stało?
- Ktoś zaprószył papierosem, i poszło szybko. Za
szybko…
- Nic nie dało się uratować?- przed oczami Grażyny
przesunęły się jej książki, których nie zabrała ze sobą i fotel przy oknie,
gdzie najbardziej lubiła przesiadywać.
- Niewiele, nawet nie pytaj.
- A jak mama to wszystko znosi?
Siostra milczała chwilę.
- Właśnie dlatego dzwonię. Mama jest w szpitalu.