wtorek, 19 marca 2019

Ze starej fotografii (cz. VI)



- Taka świetna pogoda, a ty na wieś chcesz jechać?- marudziła pod nosem Marina, mocując się z zapięciem fartucha.
- Właśnie dlatego.- Grażyna stała w drzwiach z rękami w kieszeniach spodni.- Jesteś z miasta, nie wiesz o czym mowa!
- E tam, ja małomiasteczkowa jestem.- zażartowała Marina.- Myślisz, że moja Semeniwka na Ukrainie to ogromna jest? Jakieś dziesięć tysięcy ludzi, nie więcej.
- Moje Leśniewo z dziesięć razy mniejsze od twojej Semeniwki, albo i lepiej.- roześmiała się Grażyna.- Kiedyś cię tam zabiorę, musisz pojechać ze mną i Blanką.
- No, skoro szefowa każe, to nie odmówię.- Marina z łobuzerską miną wyciągnęła z kąta odkurzacz i sprawdziła końcówkę.- Z miłą chęcią.
- Ja ci dam szefową.- Grażyna weszła do środka pomieszczenia.- Był wolny etat na kierownika zespołu to nawet nie podeszłaś do konkursu!
- Nie przeszłabym pierwszego etapu, daj spokój!- Marina sięgnęła po nieodłącznego papierosa.- Gdzie tam ja na kierowniczkę!
- A kto mi ciągle powtarzał żebym w siebie uwierzyła?!
- To co innego, innym prościej doradzać. Z samym sobą już tak nie jest. Poza tym…- zaciągnęła się  papierosem.-… lubię to co robię i nie chcę tego na razie zmieniać. Chyba, że kiedyś coś mi się odmieni, to dam ci znać.
- Już to widzę jak do mnie lecisz.- prychnęła Grażyna.- Jedziemy dziś po południu pociągiem, nie biorę samochodu.
- I zostawisz tak Grzegorza samego?- spytała jakby od niechcenia Marina.- Może jego powinnaś zabrać?
- Nic mu nie będzie jak zostanie na trzy dni.- Grażyna poczuła, że się czerwieni.- Potęskni bardziej.
Przez minione dwa lata, gdy została menedżerem, nabrała większej pewności siebie, a jej życie zaczęło płynąć jeszcze bardziej intensywnie niż dotychczas. Od wyjazdu Marka nie spotykała się z nikim, zaś teraz po czterech latach spędzonych w Warszawie miała odczucie, że nadszedł czas, by wreszcie zaangażować się w nowy związek. Od ponad pół roku spotykała się z Grzegorzem, zastępcą dyrektora hotelu, zaś po każdym spotkaniu wracała uskrzydlona do swojego mieszkania. Zaczęło jej na nim zależeć, zwłaszcza kiedy odkryła jak wiele dobroci skrywa w swoim wnętrzu. Była zdziwiona, gdy przyznał się, że każdego popołudnia jedzie do jednego z podwarszawskich hospicjów i pracuje tam kilka godzin jako wolontariusz. Z każdym spotkaniem odkrywała Grzegorza na nowo i zadziwiał ją fakt, jak niewiele wiadomo o drugim człowieku na podstawie pobieżnych kontaktów w pracy.
W zadumie zamknęła pokój, przeszła korytarzem kilka kroków i wsiadła do windy. Zapukała do gabinetu Grzegorza i zajrzała dyskretnie. W środku nie było nikogo. Mężczyzna na jej widok rozpromienił się i wstał zza biurka. Podszedł i objął ją w pasie.
- Naprawdę musisz jechać w takie ładne popołudnie?- spytał, odsuwając jej włosy z czoła.- Zostań na weekend, wyskoczymy gdzieś.
- Przed chwilą słyszałam to samo.- z uśmiechem spojrzała prosto w pochylone nad nią zielone oczy.- Dawno nie byłam u rodziców, chcę ich odwiedzić.
- Może odwiedzimy moich?- zaproponował niespodziewanie.
Zaskoczona przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Jasne, ale może za tydzień? Moi już wiedzą, że przyjadę.
- Dla ciebie wszystko.- przytulił ją.- Podlać ci kwiatki?
- Dzięki, już podlane.- rozbawiona delikatnie uwolniła się z objęć i wzięła do ręki zdjęcie stojące na jego biurku. Przedstawiało ją i Grzegorza, idących ścieżką w parku. Roześmiani, trzymali się za ręce i patrzyli w kierunku słońca.- Wywołałeś to zdjęcie?- z lekkim zdziwieniem wpatrywała się w fotografię.
- Pewnie, jak setki innych.- odparł, zabierając je od niej.- Robię to masowo, musisz zobaczyć moją kolekcję albumów, zdziwisz się. A to akurat to chyba nasze najlepsze. Bardzo mi się podobało.
- Coś takiego.- pokręciła głową.- Ty i fotografia? Nie wyglądasz.
- Jestem jedną wielką zagadką.- zażartował.- Podobnie jak ty.
Grażyna razem z Blanką wysiadły z pociągu w Miłowicach i zamówiły taksówkę do Leśniewa. Pięć kilometrów dzielących ich od rodzinnej wioski minęło szybko, i gdy dojechali do lasu, a w oddali majaczyły dachy domostw, Grażyna zatrzymała samochód.
- Nie rozumiem, to gdzie chce pani wysiąść?- taksówkarz zahamował i zatrzymał się na poboczu.- W lesie?
- Tak, proszę się zatrzymać.- wręczyła mu papierowy banknot i nie oczekując na resztę wyskoczyła z auta.- Chodź, zabierz walizkę.- powiedziała do Blanki, wysiadającej w niezbyt szybkim tempie.
- Dlaczego zawsze tu musimy wysiadać?- narzekała Blanka z niezadowoleniem, zdejmując sweterek.- Przecież tak jeszcze daleko!
- Wydaje ci się, słoneczko.- Grażyna złapała torbę i walizkę.- Przed nami tylko kawałeczek drogi, powdychaj świeżego powietrza.
Nie oczekując na odpowiedź córki ruszyła przed siebie zamykając oczy i głęboko wciągnęła powietrze płynące z położonego po prawej stronie sosnowego lasu, które połączone z ciepłem kończącego się dnia niemal przyprawiało o zawrót głowy. Otworzyła oczy i zaraz je zmrużyła pod wpływem słońca, chylącego się ku zachodowi. Objęła wzrokiem rozległą zieleń łąk i z dala pasących się na nich krów. Tęsknie patrzyła na brykające ze swoją mamą dwa nieduże źrebaki, zaczepiające ją swoimi dziecinnymi podchodami. Głośny świergot ptaków niemal z miejsca uspokoił skołatane nerwy Grażyny i wprawił ją w nostalgiczny nastrój. Oczyma wyobraźni przypomniała sobie siebie i Marka pędzących na motocyklu, a za nimi chmurę pyłu unoszącą się na drodze. Wiatr we włosach czuła do dziś, jakby to miało miejsce przed chwilą.
Popatrzyła na Blankę, kroczącą u jej boku z niezadowoloną miną. Efekt tej szalonej miłości był wierną kopią Marka, podobną do Grażyny tylko z charakteru. Nie miała najmniejszego wpływu na takie połączenie, i przez to nie pozwalało ono jej zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
- Nareszcie jesteś!- przywitała ją szorstko matka, nie wyciągając nawet rąk na przywitanie. Choć nie była nigdy wylewna w okazywaniu uczuć, zawsze widać było po niej wzruszenie. Zwilgotniałe oczy przecierała szybko szmacianą chusteczką skrytą w czeluściach dużej kieszeni fartucha.- Pociąg miał opóźnienie?
- Nie, wysiadłyśmy pod lasem, chciałam się przejść.- wyjaśniła, porzucając niedbale bagaże w pobliżu łóżka.- Co tak ładnie pachnie? Ale jestem głodna!
- Jak zwykle.- matka pokiwała głową i żwawym krokiem ruszyła w kierunku kuchni.- W tej Warszawie to chyba mało jeść dają, zawsze jesteś głodna i nikniesz w oczach!
- A mnie bolą nóżki, babciu!- poskarżyła się Blanka.- Musiałam tyle iść przez ten okropny las!
- Coś takiego!- matka pokręciła głową.- Przeszłaś się to zdrowsza będziesz, tu świeże powietrze jest.
- Nie lubię!- zbuntowała się dziewczynka.- I komary mnie pogryzły! Zobacz, mam czerwone grudki!
            Po kolacji Grażyna zostawiła córkę pod opieką babci, a sama wyruszyła pod sosnowy zagajnik na spotkanie z Brygidą. Nie widziała się z przyjaciółką pół roku, a ponadto miała nieodpartą chęć usiąść na znajomym pniu i popatrzeć z niewysokiej góry na rozpościerające się łąki.
- Ach, to nasze tajemne miejsce!- usłyszała znajomy głos. Brygida podbiegła do niej i mocno uścisnęła.- Założę się, że jest tylko nasze!
- Tak myślisz?- roześmiała się Grażyna.- A ja myślę, że nie tylko.- znacząco popatrzyła na inicjały imion okolone serduszkami, wycięte w korze drzew.- Najważniejsze, że nigdy nikt nam nie przeszkadza.
- Za każdym razem jak się widzimy robisz się coraz bardziej dorosła, i taka… miastowa.- Brygida usiadła z boku i objęła kolana ramionami.- Zmieniłaś się.
- Ja miastowa, przestań.- Grażyna urwała źdźbło trawy i przygryzła.- Jestem taka sama jak siedem lat temu kiedy jechałyśmy na tę cholerną dyskotekę. No, może trochę odwagi nabrałam. I już nie jestem pokojówką.- dodała żartobliwie.
- Świetnie, że ci się układa, w końcu.- Brygida oparła brodę na rękach.- Wiesz, że on nigdy tu nie wrócił? Nie było go we wsi ani razu.
- Nie mówmy o tym.- Grażyna wzruszyła ramionami i wystawiła twarz ku zachodzącemu słońcu.- Już za wiele słów wypowiedziałam na ten temat i nie wracam do tej sprawy. Myślę jedynie o sobie, o przyszłości, i o Blance. Teraz są dla mnie najważniejsi wszyscy ci, dla których jestem coś warta, a nie ci, którzy mają mnie w poważaniu. Ich zdanie kompletnie przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Kiedyś myślałam, że to jest takie ważne co o mnie mówią, jak mnie postrzegają…  Teraz wiem, że to ja sama ustawiłam sobie tą hierarchię w głowie. Ludzie zawsze będą gadać, oceniać. Przez ten wyjazd nabrałam do wszystkiego dystansu, przestawiłam swoje myślenie, i dobrze mi z tym.- wyznała.- A jak u ciebie i Karola?- zmieniła temat.
- Niedługo dostaniesz zaproszenie na ślub.- Brygida oparła tył głowy o drzewo i uśmiechnęła się z rozmarzeniem.- Rozglądam się powoli za suknią.
- To cudownie! Gratuluję!- Grażyna poderwała się, objęła przyjaciółkę i uścisnęła serdecznie.- Nic nie mówiłaś! Słowa nie pisnęłaś! No wiesz?!
- Sama chciałam ci powiedzieć, nie przez telefon.- wyjaśniła Brygida z rumieńcem na twarzy.- Będziesz moją świadkową?
- Jasne, chętnie!- Grażyna również oparła się plecami o drzewo.- Ale mnie zaskoczyłaś!
- Ty mnie nie mniej swoim wyjazdem.- przypomniała przyjaciółka.- Nie wiem jak ja tyle przeżyłam tu bez ciebie, usycham!
- Myślę, że Karol umiejętnie cię podlewa!- zachichotała Grażyna.- Wyglądasz kwitnąco!
            Powroty do Warszawy zawsze skłaniały Grażynę do refleksji nad minionymi latami. Podczas rozmowy z przyjaciółką skłamała mówiąc, że nie zaprząta swoich myśli wydarzeniami sprzed kilku lat, w istocie było zupełnie inaczej. Pomimo zadowolenia ze swojej obecnej życiowej sytuacji, w skrytości ducha odrobinę zazdrościła Brygidzie jej planów i decyzji o pozostaniu na wsi. Sama nie zdecydowała się na taki krok, wolała uciec od współczujących spojrzeń i ściszonych szeptów za swoimi plecami. Wyjazd do Warszawy był bowiem ucieczką przed tym co znane i spodziewane. Wolała wziąć życie w swoje ręce i zawalczyć dla siebie i Blanki o lepszą przyszłość. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie zawsze każda droga, którą obierze zaprowadzi ją do upragnionego celu, i że nie każdy napotkany człowiek  jest wart całego poświeconego mu czasu. Przez te kilka lat nauczyła się odróżniać tych, dla których jej słowa były ważne i mniej ważne. I przepełniało ją zadowolenie, że mimo wielkich wewnętrznych obaw udało jej się samej wyjść na prostą.
Po powrocie do Warszawy niemal natychmiast zatelefonował Grzegorz z propozycją kolacji. Początkowo nie chciała się zgodzić, czując zmęczenie podróżą, lecz w ostateczności potwierdziła spotkanie, i z lekkim zniechęceniem otworzyła szafę, zastanawiając się nad wyborem sukienki na wieczorne wyjście.
Wstępując po schodach do drogiej restauracji w duchu dziękowała losowi, że jednak zdecydowała się na niebotyczne szpilki z jednego z warszawskich butików. Wchodzące przed nią grono kobiet preferowało właśnie taki styl, i czułaby się nieco gorzej, gdyby wybrała strój w bardziej swobodnej stylizacji.
Grzegorz już na nią czekał. Przytulił ją na powitanie , odsunął szarmancko krzesło i zaczekał aż usiadła. Jego nieco nerwowe zachowanie trochę ją zdziwiło.
- Dlaczego jesteś jakiś taki zdenerwowany i oficjalny?- zmoczyła usta w białym winie.- Wyglądasz na spiętego.
- Naprawdę? Rozgryzłaś mnie w dwie minuty, może powinnaś się przekwalifikować na psychoanalityka?
- O proszę, proszę!- roześmiała się.- Co się dzieje?- zagadnęła, gdy kolacja już stała przed nimi.
- Nic takiego.- uspokoił ją i wziął ją za rękę.- Od paru dni noszę się z zamiarem zadania ci pewnego pytania, ale mam obawy jaka będzie odpowiedź.
- Żartujesz sobie ze mnie chyba.- odłożyła na bok widelec i przetarła usta chusteczką.- Wyglądam ci na taką wiedźmę?
- Prawie!- zaśmiał się i w jednej sekundzie spoważniał. Splótł jej palce ze swoimi i delikatnie uścisnął.- Spotykamy się już od pewnego czasu… pomyślałem, że może zamieszkamy razem? Co o tym myślisz?
            Niespodziewane pytanie zaskoczyło ją. Kawałek kurczaka niebezpiecznie powoli prześlizgnął przez ściśnięty raptownie przełyk Grażyny i pomaszerował dalej. Szybko wzięła łyk wina, by zatrzeć wrażenie.
- Hm… muszę to przemyśleć.- rzekła po kilku sekundach ciszy.- To znaczy… nie mam nic przeciwko, ale muszę to skonsultować z Blanką. Nie chciałabym robić tego bez wcześniejszej rozmowy z nią.
- Jasne, wszystko rozumiem.- uspokoił ją i odetchnął.- Całe szczęście! A już się zastanawiałem czy przypadkiem nie odmówisz! Blanka mnie lubi, nie będzie miała nic przeciwko temu.- rzekł z pewnością siebie.
            Odwzajemniła uścisk dłoni i nachyliła się do pocałunku.
- Zobaczymy.-odrzekła z przekorą.- Muszę sama z nią o tym porozmawiać.
- A ja muszę pomyśleć nad jakąś formą przekupstwa.- powiedział żartobliwie.- Tylko musisz mnie poratować co to takiego mogłoby być.
- O nie, główkuj sam!- zaprotestowała.- Nie ma tak łatwo!
- Niedobra ty….- rozlał wino do kieliszków.- Co myślisz o tej nowej pokojowej na górnym piętrze?
- Z samej góry?- zmarszczyła czoło, usiłując sobie przypomnieć wszystkie nowo przyjęte osoby.- Kogo masz na myśli?
- Paulinę, tą młodą.- wyjaśnił, zapalając od nowa świecę przy stoliku. Tliła się od kilku chwil, aż wreszcie zgasła.- Jak na nią patrzę to trochę przypomina mi ciebie: szybka, dokładna perfekcjonistka.
- Mylisz się, nie ma drugiej takiej jak ja.- udając urażoną zdmuchnęła kosmyk włosów opadający jej uparcie na lewe oko i owinęła go sobie wokół palca.- Chyba wiem, o której mówisz: to ta brunetka z krótkimi włosami, która pierwszego dnia zrobiła powódź na szóstym piętrze?
- Oj, już nie bądź taka drobiazgowa. Przyznasz, że pierwsze dni nie są tutaj spokojne?
- Tutaj nigdy nie jest spokojnie.- położyła nacisk na słowo „nigdy”.- Ale masz rację, Paulina jest pracowita i sympatyczna dziewczyna z niej.
- Cieszę się, że się zgadzamy w kolejnej kwestii.- uniósł do góry kieliszek w niemym toaście i wypił łyk. Wziął ją za rękę.- Od chwili kiedy tylko cię poznałem wiedziałem, że jesteś wyjątkowa.
- Zobacz, a ja myślałam, że taka niepozorna mysz ze mnie.- żartowała.
            Rozmowa z Blanką na temat wspólnego zamieszkania z Grzegorzem przebiegła spokojnie i bez jakichkolwiek protestów. Grażyna ze zdumieniem odkryła, że jej córka zdążyła się z nim zaprzyjaźnić, a nawet sama domyślała się, że temat wspólnego zamieszkania będzie wkrótce poruszony. Uspokoiła się zupełnie, gdy Grażyna zapewniła ją, że nie grozi jej przeprowadzka ze szkoły i że wszystko zostaje po swojemu. Wszystko, oprócz mieszkania, które wspólnie z Grzegorzem postanowili zamienić na większe i przenieść się bliżej centrum miasta.
Długo trwało zanim ostatecznie się zdecydowali. Brali również pod uwagę opinię Blanki, która oceniała mieszkania pod kątem własnego pokoju. Grażyna z dumą obserwowała jak rozsądnych spostrzeżeń dokonywała córka i z jaką powagą podeszła do tematu. Czuła przez skórę, że Blanka przewyższy ją o głowę swoim intelektem i podejściem do życia. Miała nadzieję, że z biegiem lat nabierze jeszcze wiatru w żagle i dodatkowo otworzy się na przyszłość, nie obawiając się tego co nieznane. Że będzie patrzyła przed siebie, inaczej niż Grażyna, nie oglądając się wstecz.
Apartament był położony blisko parku, a jednocześnie w samym sercu tętniącego życiem miasta, co z jednej strony zadowalało Grażynę pod względem praktycznym, zaś z drugiej nieustanny szum samochodów przyprawiał ją o ból głowy. Zacisnęła jednak zęby, tłumacząc sobie w duchu, że taki stan rzeczy nie musi trwać wiecznie. Na początek trzeba jednak spróbować się przyzwyczaić, zarówno do tego hałasu, jak i do faktu, że teraz jest ich troje.
            Po kilku miesiącach wspólnego mieszkania Grażyna stwierdziła dopiero, że zaczyna się przyzwyczajać. Miała problem z przestawieniem się z liczby pojedynczej na liczbę mnogą oraz z tym, że jej własna czasoprzestrzeń została zdecydowanie ograniczona. Jednak z czasem, gdy rano budziła się oparta o męskie ramię i kiedy patrzyła na śpiącego u jej boku mężczyznę przestała zadawać sobie pytanie czy to jest aby na pewno ten, z którym dane jej będzie spędzić resztę życia. Doszła do wniosku, że musi zdać się na to co przyniesie przyszłość i brać wszystko takim jakie jest. Bez zadawania zbędnych pytań.
            Z uśmiechem otworzyła kopertę zaadresowaną ręką Brygidy i wyjęła ślubne zaproszenie.
- Gdzie idziemy się bawić?- zagadnął Grzegorz zerkając jej przez ramię.
- Do Miłowic.- odrzekła z uśmiechem, czytając od nowa zaproszenie.- Brygida z Karolem biorą ślub.
- To świetnie! Potańczmy! Parara..pam pam!- porwał ją w objęcia i zaczęli wirować po salonie.
- Postaw mnie na podłodze, ty wariacie!- zażądała ze śmiechem.- Puszczaj!
Puścił ją dopiero, gdy rozległ się dźwięk telefonu Grażyny. Zeskoczyła na podłogę i wzięła aparat z komody.
- No cześć Izka, co tam?- zagadnęła wesoło do siostry.
- Pożar mieliśmy dzisiaj!- głos po drugiej stronie aparatu wyraźnie dygotał.- Wszystko się spaliło…
- Słucham??- Grażyna otworzyła szerzej oczy i niewidzącym wzrokiem wpatrzyła się w Grzegorza.- Co ty mówisz?!
- Dzisiaj w południe, jak pojechaliśmy zebrać siano.- słychać było, że Iza ledwie powstrzymywała się od płaczu.- Spłonął dom i cała obora, całe szczęście, że krów nie było w środku.
- Nie wierzę…- oszołomiona Grażyna kręciła głową, zupełnie jakby siostra mogła to widzieć.- Jak to się stało?
- Ktoś zaprószył papierosem, i poszło szybko. Za szybko…
- Nic nie dało się uratować?- przed oczami Grażyny przesunęły się jej książki, których nie zabrała ze sobą i fotel przy oknie, gdzie najbardziej lubiła przesiadywać.
- Niewiele, nawet nie pytaj.
- A jak mama to wszystko znosi?
Siostra milczała chwilę.
- Właśnie dlatego dzwonię. Mama jest w szpitalu.