środa, 13 października 2021

Gdy zaszumią wierzby (część X)

 


 

 

Anna

            Anna zamknęła biurko na klucz, zmierzyła spojrzeniem uprzątnięty pokój i nałożyła kurtkę. Z rozkoszą przeciągnęła się i ziewnęła, oczyma wyobraźni już widząc siebie w domu ubraną w szlafrok z dobrą książką w ręku, z nogami zarzuconymi na wysokie oparcie kanapy.

Wyjątkowo dzisiejszy dzień ciągnął się w nieskończoność. Oboje wraz z Marcinem kolejny raz nie mogli dojść do porozumienia w kwestii podkładu muzycznego, zaś Łukasz od rana stał im nad głową i wyliczał wszystkie negatywne skutki jakie niesie za sobą źle nagrany film. Jego zdaniem najnowszy zakup Jędrzeja to katastrofa i konieczne jest kupno nowej kamery. Już w połowie dnia Anna pomyślała czy nie najlepszym rozwiązaniem byłoby szybsze odebranie Bartka z przedszkola i zabranie go na małą wycieczkę. Taka ucieczka przyszła jej do głowy gdy z posępną miną przypatrywała się zaczerwienionemu ze złości Marcinowi i mocno poirytowanemu Łukaszowi.

W powietrzu aż kipiało od nadmiaru testosteronu. Kolegom najwyraźniej przydałaby się wizyta w siłowni i porządne skopanie worka treningowego, by ulżyć sobie w emocjach.

Założyła sobie przez ramię małą chanelkę i wyszła z montażowni, zatrzaskując za sobą drzwi.

Przemaszerowując obok newsroomu pomachała z daleka do Marty, która widząc ją zaczęła iść w jej kierunku i przywoływać ją do siebie gwałtownymi ruchami ręki .

- Nie zatrzymuj mnie, jestem podminowana i mogę całkiem niechcący kogoś uszkodzić.- zagroziła Anna na wstępie.- Jeszcze sekunda, a wysadzę ten budynek w powietrze.

- Dziewczyno, to najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek od ciebie usłyszałam!- uradowana Marta rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu.- Ty i narzekanie na pracę? Ile lat trzeba było na to czekać!? Coś cudownego!

- Bardzo śmieszne.- parsknęła Anna.- Po całym dniu sprzeczek z dwoma facetami bolą mnie już uszy i chce mi się palić. Ostatnio robiłam to jeszcze rano, potem nie miałam już na to czasu, uwierzysz?

- Twoje płuca odwdzięczą ci się za to za jakiś czas, nie martw się.- Marta żartobliwie pogroziła jej palcem.- Mam nadzieję, że na czwartek po południu nie masz niczego w planach?

- A co, już zaplanowałaś coś dla mnie?

- Nie inaczej! Punkt szesnasta, obiad w nowej restauracji Magdy Gessler. Nawet nie próbuj mi się z tego wymiksować i wciskać bajek, że nie możesz.- dodała ostrzegawczo Marta.- Masz już zarezerwowane miejsce obok mnie.

- Zapraszasz mnie na obiad?- wytrzeszczyła oczy Anna.- Nie masz z kim pójść? Aż taka bida?

- Żartownisia!- Marta przewróciła oczami.- Razem z moją śniadaniówką wymyśliliśmy spotkanie w ramach integracji, rozumiesz? Idzie od nas osiem osób, chłopaki ze sportowego i wasza reporterka. Z newsów nikt się nie zdecydował, może w ostatniej chwili dadzą mi znać. W sumie zbierze się niezła ekipa, coś około szesnastu osób.

- Nieźle.- zamruczała Anna, zapinając ostatni guzik płaszcza.- Dlaczego dowiaduję się o tym ostatnia?

- Od rana nie mogłam ciebie złapać, byłaś przecież zarobiona.- odrzekła niewinnie Marta, również zabierając płaszcz z wieszaka.- Kiedy wpadłam do was w czasie lunchu to zastałam tylko Łukasza z Marcinem, patrzących na siebie jak rozjuszone byki.

- Ach, tak.- Anna pchnęła szklane obrotowe drzwi i znalazły się na zewnątrz.- Dzisiaj chłopcy dali piękny popis swoich zdolności negocjacyjnych, to fakt.

- Widzę, że jesteś bardzo rozentuzjazmowana wiadomością o tym obiedzie. Okej, wybaczam ci, składam to na karby przemęczenia materiału.- oznajmiła wspaniałomyślnie Marta podchodząc do swojego auta.- Nałóż coś wystrzałowego, musimy powalić wszystkich na kolana!

- Jeszcze czego!- Anna otworzyła pilotem drzwi hondy, pukając się drugą ręką w czoło.- Nie mam ostatnio nastroju na powalanie kogokolwiek swoim widokiem. Wrażeń męsko damskich mam aż nadto.- jej myśli niespodziewanie wróciły do spotkanego podczas spaceru mężczyzny. Przygryzła wargi gdy stanął jej przed oczami jego ciepły uśmiech i wesołe oczy.-  Zarezerwowałaś tylko stolik czy całą salę?- zapytała, natychmiast wyrzucając z pamięci niechciane obrazy.

- Tylko stolik.- Marta podeszła do swojego auta po drugiej stronie parkingu.- Obawiam się trochę, że połowa wystawi mnie do wiatru, wiec wolałam się zabezpieczyć.

- Jasne, postaram się nie spóźnić.- Anna z rezygnacją przesłała Marcie całusa na pożegnanie i usiadła za kierownicą.- Ale niczego wystrzałowego nie nakładam, nawet na to nie licz.

            Ruszyła z piskiem opon, widząc nadchodzącą ciemną chmurę. Nie przepadała za jazdą w strugach deszczu. Rozpraszały ją wycieraczki wachlujące się w obydwie strony, przeszkadzała woda lejąca się po całym aucie, i mroził strach za każdym uderzeniem gałązek o szybę. Zacisnęła mocniej pięści na kierownicy przypominając sobie wypadek sprzed kilku dni, którego była świadkiem. Dachowania samochodu i zakleszczonych w nim po tym zakrwawionych postaci trudno było zapomnieć. Dzięki Bogu wszyscy pasażerowie przeżyli, jednak trauma po takim wypadku pozostaje dość długo. Nie mogła potem zasnąć, mając przed oczami obraz szybującego w powietrzu auta.

            Uspokoiła się, wjeżdżając na swoją ulicę w Konstancinie. Najwyraźniej wypadek nie przydarzy jej się dzisiaj, jeszcze nie tym razem. Jakie szczęście, że ukończyła dobrą szkołę jazdy. Na każdych zajęciach tłukli do głowy na temat rozsądnych manewrów na drodze. Najwyraźniej coś z tego zostało w jej głowie.

Podjeżdżając pod bramę wjazdową dostrzegła nieznany samochód, który stał zaparkowany po drugiej stronie ulicy, dokładnie naprzeciwko jej domu. Zupełnie jakby na nią czekał.

            Nie spodziewała się o tej porze nikogo, pracownicy z ośrodka adopcyjnego ostatnio zapowiadali się z wizytą, więc również i tym razem nie powinni spłatać jej figla niespodziewanymi odwiedzinami. Spoglądając przelotnie na auto dostrzegła, że to najnowszy model Toyoty Rav-4. Do samochodów miała akurat dobrą pamięć, zaś teraz nie mogła sobie jakoś skojarzyć kto ze znajomych mógłby posiadać takie auto. Ostatnio bowiem niezmiennie na topie wśród kolegów po fachu było porsche, mercedes bądź jaguar. Inne modele absolutnie nikogo nie interesowały.

            Podjechała bliżej i z zaskoczeniem stwierdziła, że za kierownicą siedzi Piotr. Odruchowo zerknęła w lusterko, chcąc się upewnić, że makijaż jeszcze się trzyma. Czego mógł od niej chcieć? Nie zadzwonił, by uprzedzić o wizycie, co ją nieco zaskoczyło. Co prawda w dalszym ciągu oficjalnie byli małżeństwem, lecz poczuła się nieswojo widząc go z powrotem. Ostatnio widzieli się na spotkaniu w ośrodku adopcyjnym, które poszło jak z płatka. Zachowywał się tam w sposób tak szarmancki i czarujący, że gdyby nie widziała tego na własne oczy nie uwierzyłaby, że to jej mąż. Przez ostatnie miesiące bowiem skutecznie udało mu się doprowadzić do tego, że niemal go znienawidziła i już prawie zdążyła zapomnieć jak bardzo potrafi być ujmujący, gdy tego chce.

Ganiąc się w duchu za niepotrzebne rozmyślania zaparkowała na podjeździe i wysiadła niespiesznie z auta. Na jej widok Piotr uniósł rękę w geście powitania i również wysiadł, niemal natychmiast wkładając ręce do kieszeni. Rozejrzał się na obydwie strony i przeszedł ulicą  jej kierunku. Musiała przyznać, że mimo upływu lat prezentował się naprawdę nieźle. Ubrany w rozpiętą jasnoniebieską jeansówkę i ciemnogranatowe spodnie, z rozwichrzonymi ciemnymi włosami wyglądał zdecydowanie lepiej aniżeli w wiecznie powyciąganych swetrach, które nieustannie nakładał po powrocie z pracy.

Mimowolnie coś w niej drgnęło, gdy lekko skinął głową i niespodziewanie się uśmiechnął.

- Cześć.- przywitał się, podchodząc bliżej.- Nie zabrałem ostatnio kilku rzeczy. Nie masz nic przeciwko, że zrobiłbym to teraz?

- Jasne, że nie.- zgodziła się z zaskoczeniem, otwierając drzwi. Jeśli przez ułamki sekund miała wątpliwości co do celu jego przyjazdu to w jednej chwili zostały rozwiane.- Wchodź.

- Dzięki.- zawahał się, patrząc na nią nieco niepewnie, gdy zdjęła buty i poszła w kierunku garderoby, nie oglądając się za siebie.- Mam pójść sam…?

- Nie zamierzam iść za tobą i patrzeć ci na ręce.- z kwaśną miną odwróciła się, wieszając płaszcz.- Zabierz to co ci jest potrzebne i tyle. Chyba nie masz w planie obrabować mieszkania?

            Zaśmiał się, wchodząc na schody.

- Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś czasami zbyt łatwowierna?

            Zmarszczyła brwi, udając, że się głęboko nad tym zastanawia.

- Nie, akurat tego to mi nie mówiłeś. Za to inne inwektywy owszem.

Jego uśmiech znikł niemal natychmiast, zastąpił go grymas niezadowolenia, gdy zaczął wchodzić po schodach.

- Zawsze musisz mieć ostatnie słowo, co?- zawołał, znajdując się u szczytu schodów.- Nie przyjechałem tu żeby znów się z tobą kłócić.

            Pominęła uwagę milczeniem i zamknęła się w łazience. Nie obchodziło jej co sobie w tej chwili myślał. Miała nadzieję, że gdy weźmie prysznic już go nie będzie, i że zniknie wraz z resztą rzeczy po które przyszedł. Jej wdzięczność względem niego nie miała granic za podpisanie wniosku o adopcję dzieci, lecz już w tym samym miejscu sentymenty się kończyły. Miała już dość ciągłych pretensji, oskarżeń o rozpad ich małżeństwa i wiecznie naburmuszonej miny, jaką prezentował przez ostatnie miesiące. Wszystko ma swoje granice, wysłuchiwanie codziennych wymówek również. W jednym miał całkowitą rację: nastąpił moment na budowanie wszystkiego od nowa, lecz już nie razem. Muszą zrobić to oddzielnie.

            Piotrowi najwyraźniej nieźle to wychodziło, dawno nie widziała go tak wyluzowanego i zadowolonego z siebie. Ona sama czuła się jeszcze zbyt przybita, by zacząć myśleć o nowym etapie. To nie był jeszcze czas na to by myśleć o sobie. W tej chwili musiała skupić się na czymś innym, by nie stracić czegoś, czego mogła potem żałować przez całe życie.

            Wytarła się ręcznikiem, wystawiła głowę z łazienki i zaczęła nasłuchiwać. Znikąd nie dochodziły żadne odgłosy, toteż uspokojona wyszła i pobiegła do sypialni żeby się przebrać. Musiała pojechać jeszcze do przedszkola po Bartka, dzisiaj były organizowane urodziny jednego z kolegów, prosił żeby zabrała go dzisiaj najpóźniej jak się da.

            Wysuszyła włosy, ubrała się, musnęła usta błyszczykiem i narzucając kurtkę ruszyła w stronę wyjścia. Jakie było jej zdumienie gdy zobaczyła schodzącego po schodach Piotra.

- Myślałam, że już poszedłeś.- zmieszana poprawiła ręką włosy i wsunęła stopy w jasne buty.- Znalazłeś wszystko to co chciałeś?

- Oprócz kilku płyt i pendriva.- niósł pod pachą laptop, zaś w drugiej ręce trzymał pokaźnych rozmiarów karton.- Jak będzie mnie cisnęło w robocie wtedy zgłoszę się jeszcze raz, muszą tu gdzieś być.

- Oczywiście, dzwoń.- kurtuazyjnie przytrzymała mu drzwi wyjściowe, by mógł przejść.- Jeszcze raz dziękuję ci, że podpisałeś ten wniosek o adopcję.- odezwała się, podchodząc bliżej, gdy zamykał bagażnik.- Świetnie nam poszło na spotkaniach w ośrodku, nikt niczego nie podejrzewa, i z pewnością tak zostanie. Niedługo zacznie się szkolenie, termin jeszcze nie jest podany. Zadzwonię do ciebie natychmiast kiedy tylko czegoś się dowiem.

- Odbiorę, jeśli będę mógł. Dzwoń najlepiej wieczorem.- odparł lekko, wsadzając ręce do kieszeni.- Mam teraz urwanie głowy w robocie, akcja za akcją.

- Nie przesadzasz aby z tym entuzjazmem?- prychnęła, nagle nieco poirytowana.

- O co ci chodzi?- ściągnął brwi.

- Mam na myśli, że mógłbyś wykazać nieco więcej radości, że sprawa z adopcją ruszyła do przodu.- rzekła z pretensją w głosie.

- Oj, no przecież cieszę się razem z tobą. Skaczę aż pod sufit.- mruknął rozbawiony.

- Chodzi mi o to, że mógłbyś wykazać trochę więcej zaangażowania.- wyjaśniła z westchnieniem.- Znasz dobrze dzieciaki, więc ta sprawa nie powinna być tobie aż tak obojętna.

- To nie jest tak jak ci się wydaje.- odrzekł, kręcąc głową z dezaprobatą.- Ale nie mam zamiaru wyjaśniać tego tobie na ulicy.- spojrzał porozumiewawczo na mijających ich ludzi.

- Mniejsza z tym.- odrzekła, zapinając zamek kurtki pod samą szyję.- Jeszcze raz dzięki. To wszystko jest dla mnie bardzo ważne. Nawet nie wiesz jak bardzo.

- I to mnie właśnie cały czas zastanawia dlaczego.- otworzył drzwi od strony pasażera, opierając się łokciem o dach samochodu. Zabębnił palcami o karoserię.- Jak to się stało, że Anna Bergman zaczęła interesować się jeszcze kimś innym poza swoim wybujałym ego.

            W jednej chwili poczuła jak jej cały misternie ułożony plan podziękowań runął niczym domek z kart, zaś jej serce zalała fala złości i żalu.

- Ty idioto!- wysyczała z wściekłością.- Byłeś i nadal jesteś dupkiem!- odwróciła się na pięcie i zaczęła się oddalać, nie mogąc dłużej znieść jego obecności.

            Po drodze wrzuciła klucze od domu do torebki i wprost kipiąc ze złości pomaszerowała prosto do swojego samochodu.

- Anka, zaczekaj!- usłyszała jego wołanie, lecz nie zareagowała.

Rozwścieczona wsiadła szybko do auta i zatrzasnęła za sobą drzwi, oddychając szybko.

Nikt tak bardzo nie podnosił jej ciśnienia jak własny mąż. Och, praktycznie były mąż. Jeszcze tylko kilka miesięcy i już nic nie będzie ich łączyło. Obcy człowiek orzeknie, że przestają być rodziną, że będą obcymi sobie ludźmi. Jedynie w metryce będzie figurowała mało interesująca nazwa: rozwiedziona. Jeżeli jednak podobne sytuacje miałyby się powtarzać jak ta dzisiejsza znacznie lepiej dla jej psychiki by nastąpiło to jak najszybciej.

Włączyła silnik zadając sobie pytanie czy rzeczywiście tylko i wyłącznie to ona jest winna rozpadowi swojego małżeństwa. Piotr całą sytuacją obarczał ją, nie doszukując się winy w sobie. Być może miał sporo racji w tym, jednak sam również na to zapracował. Nie mogła sobie przypomnieć jakichkolwiek prób ratowania małżeństwa z jego strony. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatnio kupił jej kwiaty, kiedy powiedział miłe słowo. Rok temu, może dwa...

Mimochodem pomyślała o blondynce siedzącej u jego boku, gdy kilkanaście dni temu stali obok siebie na pasach na Świętokrzyskiej. Teraz być może nadrabia to prawiąc komplementy komuś innemu. Być może właśnie jej.

 

 

Tosia

Gwar na szkolnym korytarzu nie chciał spaść nawet o kilka decybeli, a Tosia miała wrażenie, że zaraz pęknie jej głowa od hałasu wokół. Stała pod klasą przymroczona z niewyspania po zaledwie kilku godzinach snu poprzedniej nocy, gdy imprezowała u Leny. Następna noc spędzona już we własnym łóżku nie była w stanie zrekompensować zaległości. Któryś raz z kolei uświadamiała sobie, że brak snu oznaczał totalną klapę na lekcjach, a koniec dnia był już istną torturą i niecierpliwym wyczekiwaniem na wsunięcie się do łóżka. Po takiej nocy nie miała nastroju na żadne rozmowy na temat instagramowych nowinek czy o fejsbukowym lansie dziewczyn ze starszych klas. Dzisiejszy dzień zapowiadał się podobnie. Ziewała raz po raz i odliczała minuty do zakończenia zajęć.

Niespodziewanie na ostatniej przerwie pojawiła się w pobliżu niej Monika. Stała z dwiema koleżankami w odległości paru metrów i raz po raz rzucała niepewne spojrzenia w kierunku Tosi, jak gdyby namyślając się czy podejść bliżej. Tosia, udając, że niczego nie widzi, lekko uniosła do góry podbródek i zainteresowała się ogłoszeniami umieszczonymi w gablocie.

- Znowu się wczoraj spóźniłaś na angola.- Monika z lekkim wahaniem zbliżyła się i stanęła obok.- Przepisałaś od kogoś początek lekcji?

- Co cię to obchodzi?- Tosia zdenerwowana poprawiła sobie plecak i oparła się plecami o ścianę. Pomimo panującego wokół szumu aż nazbyt dobrze słyszała co mówi Monika.

- Mogę dać ci swój zeszyt, jeśli byś chciała.

- Ale nie chcę.- popatrzyła prosto w oczy byłej przyjaciółce.- Jeśli coś będę chciała to na pewno nie od ciebie.

            Monika spuściła wzrok i z zażenowaniem zaczęła skubać warkocz. Tosia dobrze pamiętała ten gest, Monice musiało być wstyd. I poczuła z tego powodu niebywałą satysfakcję.

- Słuchaj, nie mam jak z tobą porozmawiać o tamtej sytuacji z Karolem.- zaczęła niespodziewanie Monika.- Ciągle mnie unikasz i nie chcesz wysłuchać, a ja…

- Chyba nie powinno to cię dziwić, co?- przerwała ze złością Tosia.- W ogóle nie chce mi się na ten temat gadać!

- No to jak mam ci to wyjaśnić?- Monika odrzuciła warkocz do tyłu.- Zablokowałaś mnie na fejsie, na insta, nie odczytujesz info na messengerze, zwariowałaś?

- Ja zwariowałam?- oburzyła się Tosia.- Ja zwariowałam?! Odbijasz mi chłopaka i uważasz, że to w porządku?!

- To nie był jeszcze nawet twój chłopak!- zaprotestowała Monika.- Ja tylko…

- Właśnie: jeszcze!- wpadła jej w słowo Tosia.- Nie wiadomo co by było, gdyby nie ty! Byłaś moją przyjaciółką! Jak mogłaś mi to zrobić?!

- Nadal nią jestem!- w oczach Moniki pojawiły się łzy.

- No jasne!- skwitowała złośliwie Tosia.- Świetna z ciebie przyjaciółka, tylko pozazdrościć!

- Dlaczego nie dasz mi nic powiedzieć…?

- Bo nie chce mi się tego słuchać?- syknęła Tosia.- Prawdziwi przyjaciele tak się nie zachowują. A propo, pewnie macie teraz ze mnie niezłą polewkę, co?

- Nieprawda!- zaprzeczyła gwałtownie Monika.- Nigdy bym…

- „Nigdy”, no pewnie!- roześmiała się Tosia drwiąco.- Uważaj, bo zaraz ci uwierzę.

- Tośka, jesteś niesprawiedliwa! Nic takiego nie zrobiłam żebyś się na mnie obrażała!

Tosia uświadomiła sobie niespodziewanie, że wokół zapanowała cisza i cała klasa z ciekawością chłonie każdy wyraz otwartej kłótni.

Popatrzyła na Monikę wyzywająco.

- Dla ciebie to jest „nic”.- odrzekła nieco spokojniej.- A dla mnie znaczyło bardzo wiele.

            Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła długim korytarzem, zdecydowana opuścić kolejną lekcję angielskiego.

            Usłyszała za sobą tupot nóg i poczuła jak ktoś chwyta ją za łokieć.

- Nie idź, poczekaj! Dostaniesz minusa za nieobecność!- Monika trzymała ją za rękaw.- Będziesz mieć kłopoty.

- To moja specjalność.- uśmiechnęła się Tosia cynicznie.- Zapomniałaś?

- Wracaj na lekcję, kiedy indziej pogadamy o Karolu.- Monika nie wypuściła z ręki jej kurtki.

- Puszczaj!- zniecierpliwiona Tosia szarpnęła się.- Nie będzie więcej żadnej rozmowy. Spadaj!

Monika nie dając za wygraną, ponownie złapała koleżankę za rękaw.

- Tośka…

Tego dla Tosi było już zbyt wiele. Poczuła jak wzbiera w niej raptownie fala szalonego gniewu. Gniewu, który musiał gdzieś natychmiast znaleźć swoje ujście.

Jak w zwolnionym tempie patrzyła jak jej własna dłoń niespodziewanie unosi się do góry i z całej siły uderza w twarz przyjaciółkę.

Zdziwiona patrzyła jak zaskoczona Monika łapie się za twarz, robi kilka kroków w tył i upada na podłogę, uderzając głową o stojący filar. Spomiędzy jej palców pociekła krew.

Tosi na ten widok zrobiło się niedobrze. Żołądek podjechał jej do gardła i nie móc się nigdzie dalej przecisnąć zjechał z powrotem w dół. Chwyciła do ręki plecak i nie zważając na okrzyki kolegów i koleżanek z klasy, wybiegła na dwór. Biegła jak mogła najszybciej, a gdy znalazła się na pobliskim szkolnym trawniku, zwymiotowała. Drżącą ręką odgarnęła włosy z czoła i wytarła usta. Trzymając się jedną ręką wpół, dowlokła się na ławkę i usiadła.

Wciągała ustami chłodne powietrze, które momentami zdawało się być niemal mroźne. Dygotała każda komórka jej ciała, zaś wiatr przeszywając jej cienką kurtkę hulał wokół, dodatkowo potęgując uczucie zimna.

            Otuliła się szczelniej i skuliła w sobie, zastanawiając się co dalej.

 

 

Anna

 

 Anna cisnęła płaszcz na fotel i nie zrzucając butów z nóg usiadła na skraju kanapy. Siedziała przez jakiś czas nieruchomo, wpatrując się tępym wzrokiem w uderzające w szybę grube krople deszczu, a po chwili odchyliła się do tyłu i opadła plecami na sofę, zagłębiając się w miękkich poduszkach.

Niebo za oknami miało ciemnoszary kolor, deszcz bębnił w okna i atakował rynny, wypływając z nich szerokimi kaskadami, zaś wiatr energicznie poruszał konarami drzew. Pogoda była iście przygnębiająca, podobnie jak nastrój Anny po rozmowie z wychowawczynią Tosi.

Sama była zaskoczona własną reakcją na rewelacje, którymi uraczyła ją nauczycielka. Pracując w swoim zawodzie była przyzwyczajona do różnorodnych reakcji ludzkich, do emocji i do wszystkich gam zachowań, którymi ludzie posługują się na co dzień. Zdumiało ją, że jeszcze cokolwiek może ją zadziwić, gdyż do tej pory żyła w przeświadczeniu, że na temat ludzkiej psychiki mogłaby napisać obszerny elaborat. Okazało się jednak, że istnieją  na tym świecie rzeczy, które wciąż potrafią ją zaskakiwać.

Chociaż tak właściwie nie było niespodzianką to co usłyszała. W głębi ducha już od jakiegoś czasu przewidywała podobny scenariusz, nie spodziewała się jednak, że spełni się on aż tak szybko. Wychodzenie Tosi z domu i powrót o różnych porach, odpowiadanie na pytania półsłówkami, wiecznie niewyspane spojrzenie…. Z takimi zachowaniami miała kilkakrotnie do czynienia w swoich reportażach, i chociaż zawsze zżywała się bardzo ze swoimi bohaterami, to jednak nigdy żadna sprawa nie dotyczyła jej tak osobiście. I teraz była oto na wyciągnięcie ręki. Tylko jak to się stało, że doszło do tego tak nagle? Zbyt mało się starała? A może znów za bardzo skupiła się na sobie i na pracy?

Pochyliła się do przodu i na kilka chwil ukryła twarz w dłoniach. Opieka nad dwójką dzieci okazywała się być rzeczywiście czymś niemożliwym do realizacji w jej wykonaniu. Nie mając żadnego doświadczenia w tej materii porwała się z motyką na słońce łudząc się, że jak zwykle sobie poradzi. Miała tylko nadzieję, że nie wpłynie to negatywnie na psychikę Tosi i Bartka. Dobrze się stało, że lada moment miały zacząć się szkolenia dla przyszłych rodziców. Może tam zaczerpnie jakichś gotowych rozwiązań, które będzie mogła zastosować do postępowania z nastolatką i coraz bardziej bystrym pięciolatkiem.

Zrzuciła w końcu buty, odsunęła płaszcz i stąpając ostrożnie, by nie narobić hałasu, poszła schodami na piętro do pokoju Tosi. Nie przygotowywała po drodze żadnego wstępu. Pójdzie na żywioł, jak nieraz, gdy w telewizji zdarzyła się wpadka, zerwała się łączność i niespodziewanie trzeba było przez kilka chwil pełnić rolę komentatora sportowego.

Zapukała cicho do drzwi i lekko je uchyliła. Tosia siedziała na swoim łóżku i czytała. Na widok ciotki zmieszała się i odłożyła książkę.

- Coś się stało?- spytała, podciągając kolana pod brodę.- Rzadko tu przychodzisz.

            Anna w duchu natychmiast poprzysięgła sobie to zmienić.

- Naprawdę?- usiadła na brzegu łóżka.- W takim razie od dzisiaj musimy to poprawić. Poza tym… trochę się ostatnio narobiło, prawda?

- Czy ja wiem…- Tosia zerknęła na Annę spod rzęs i zaczęła zdrapywać lakier z paznokci.- Co masz na myśli?

- Ty chyba dobrze wiesz co mam na myśli.- odrzekła łagodnie Anna.

Dziewczyna pochyliła głowę.

- Byłam dzisiaj w szkole, zadzwoniła twoja wychowawczyni.- kontynuowała Anna.- Miała mi wiele do powiedzenia w sprawie twojego zachowania i opuszczania lekcji.

- Nie wiem co mam ci powiedzieć.- powiedziała szeptem Tosia.

- Może, że to wszystko nieprawda, hm? Że to wszystko się nie wydarzyło?- podsunęła Anna.- Chyba ta odpowiedź byłaby najlepsza.

Tosia nie odezwała się. Objęła kolana ramionami, zaś oczy jej poczerwieniały i wypełniły się łzami.

Annę natychmiast ogarnęło współczucie dla tego dziecka, które znała od momentu przyjścia na świat, i które nie raz przybiegało do niej na kolana i szeptało swoje tajemnice. Wyciągnęła rękę i przytuliła dziewczynę, gładząc ją po ramieniu.

- Tosiu, wiem, że te ostatnie miesiące były dla ciebie bardzo trudne.- rzekła miękko.- Ale nie możesz opuszczać lekcji. Narobisz sobie tylko nowych problemów. Naprawdę chciałabyś zostać w tej samej klasie jeszcze jeden rok? Nie zależy ci na kolegach i koleżankach z klasy?

            Tosia pochlipując, pokręciła przecząco głową.

- Tak myślałam.- Anna podała jej chusteczkę, nie do końca wiedząc jak ubrać w słowa to, co chciała przekazać.- Twoja tęsknota za mamą i tatą nigdy nie minie, zawsze będzie ci ich brakowało. Jednak twoje życie toczy się dalej i o tym musisz pamiętać, zanim podejmiesz jakąś decyzję, której potem możesz żałować. Pomyśl sobie wtedy co powiedziałaby mama, gdyby była niedaleko, czy pochwaliłaby to co robisz.

- Mówisz tak jak byś wiedziała co ja czuję.- Tosia wydmuchała nos.- Skąd możesz to wiedzieć, przecież masz wszystko!

- Tak sądzisz?- Anna w zadumie przygryzła dolną wargę.- Czasami pozory mylą, Tosiu. Nie oceniaj nigdy po okładce, zawsze zaglądaj do środka.

            Uśmiechnęła się na widok skonsternowanej miny chrześnicy. Wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i odwróciła się jeszcze, jakby coś sobie przypomniała.

- Czy ten chłopak Karol… naprawdę był wart tego, żeby poświęcić przyjaźń?

            Tosia zastygła w bezruchu, patrząc na ciotkę z ogromnym zaskoczeniem.

Anna pokiwała głową.

- W takim razie musi być kimś naprawdę wyjątkowym.- stwierdziła tylko, i nie czekając na odpowiedź wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi.

            Zbiegła na dół do sypialni i zamknęła się w środku. Oparła się plecami o drzwi i zamknęła oczy, czując rozchodzący się falami pulsujący ból głowy.

            Przełknęła ślinę i zaczęła rozmasowywać sobie skronie, zastanawiając się jednocześnie  intensywnie, jak wielki wpływ będzie miało zachowanie Tosi na decyzję ośrodka adopcyjnego. Była więcej niż pewna, że pracownicy na kolejnym spotkaniu będą poinformowani na temat zachowania chrześnicy. Ścisnęło ją w dołku gdy uświadomiła sobie, że kolejny raz przez zbytnie pochylenie się nad własnymi sprawami może stracić szansę na coś na czym jej zależy. Tak bardzo przejęła się ostatnimi czasy pracą i rozstaniem z Piotrem, że mniej serca zaczęła wkładać w relacje z dziećmi. Życie toczyło się zwyczajnym trybem jak w każdej rodzinie: dom- praca, praca- dom i do głowy jej nie przyszło, że coś może być nie tak, że na takie zachowywanie  być może jest jeszcze zbyt wcześnie. Sama była dość poukładaną nastolatką, rodzice nigdy nie  mieli z nią żadnych strasznych przejść, nawet w okresie dojrzewania. Tosia sprawiała podobne wrażenie, była do tej pory rozsądną dziewczynką, toteż Anna nie przypuszczała, że z córką Agaty może być inaczej. Najwyraźniej jednak nastolatka nie radziła sobie w tej całej sytuacji i należało jakoś jej pomóc, by przywrócić ją na właściwe tory.

 

***

Następnego dnia w czasie pracy myśli Anny nieustannie krążyły wokół Tosi i jej wypełnionych łzami oczu. Nie potrafiła się skupić, mając świadomość nadchodzących trudnych dni. Zadzwoniła do swojej znajomej psycholożki, z prośbą o polecenie dobrego psychologa dziecięcego. Nie tracąc czasu umówiła Tosię na wizytę z nadzieją, że będzie to miało zbawienny wpływ na jej psychikę i zachowanie.

Po powrocie do domu padła na łóżko jak nieżywa, z zamiarem ucięcia sobie krótkiej drzemki. Poprzedniej nocy nie mogła zmrużyć oczy, toteż potrzebowała teraz chociażby godzinnej regeneracji, by w miarę jakoś dotrwać do wieczora i by móc zając się dziećmi.

Z płytkiego snu wyrwał ją dźwięk telefonu. Z jękiem sięgnęła ręką na szafkę, strącając po drodze szklankę z herbatą, i cisnęła go jak najdalej w kąt, mając nadzieję, że umilknie. Tak się jednak nie stało, więc po około minucie natrętnego dzwonienia zwlokła się z łóżka z zamiarem nawrzucania natrętowi jak tylko się odezwie.

- Gdzie ty jesteś?- zasyczała jej wściekle do ucha Marta, nim zdążyła się odezwać.- Czekamy tu na ciebie wszyscy już piętnaście minut, a ty jak zwykle na końcu. Zamierzałaś w ogóle odebrać ten telefon?!

Anna w okamgnieniu oprzytomniała. Jasna cholera, całkiem zapomniała o obiedzie integracyjnym. Usiadła gwałtownie na łóżku, szybko mrugając powiekami.

- Już się ubieram, szukam tylko butów.- skłamała, jedną ręką ściągając kapcie i szlafrok.- Będę za dwadzieścia minut.

- Świetnie, czekamy!- parsknęła Marta, rozłączając się.

            Anna w popłochu wyciągnęła pierwszą lepszą bluzkę odsłaniającą ramiona, naciągnęła jasne opinające nogi spodnie i sięgnęła po szpilki. Narzuciła rozpinany sweter i zerknęła w lustro. Nie miała zamiaru wyskakiwać z jakąś przesadną kreacją, ale skoro Marta miała w planie wyglądać jak milion dolarów, ona sama powinna również jakoś dostosować się do jej scenariusza. Choćby po to by nieco ułagodzić urażoną spóźnieniem koleżankę. Szpilki będą w sam raz doskonałym uzupełnieniem stroju.

            Poprawiła włosy, pokreśliła oczy czarnym eyelinerem i już po chwili dzwoniła po taksówkę. Skoro pojawiła się szansa na przyjemne popołudnie uwieńczone równie miłym wieczorem to dlaczego by z niej nie skorzystać? Zwłaszcza, że będzie na niej również Miłosz. Trudno, pokaże mu, że świetna zabawa w jej wykonaniu nie zawsze kończy się w ten sam sposób. Nadarza się dobra okazja ku temu by mu to pokazać. A może nawet spędzą rewelacyjnie razem ten czas? Jeszcze do tej pory nie miało to miejsca, Miłosz od ostatniej wpadki z jej zdjęciem na Wirtualnej niewiele się do niej odzywał. Czas najwyższy to zmienić.   

            Tosia została w domu z Bartkiem, chętnie godząc się na to by mieć na niego oko. Anna podskórnie czuła, że chrześnica chce się w ten sposób częściowo zrehabilitować za swoje ostatnie potknięcia. Zwłaszcza, że w niedalekiej przeszłości niezbyt chętnie zostawała z bratem, gdzie wcześniej, zaraz po wypadku rodziców, sytuacja była zgoła całkowicie odmienna. Jej dzisiejsza szybka zgoda niezmiernie ucieszyła Annę. Oby zwiastowało to nadchodzącą szybkimi krokami poprawę nastolatki.

            Wysiadła pod restauracją, poprawiła torebkę i weszła do środka, zamaszyście otwierając drzwi.

            Przebiegła wzrokiem po wypełnionej do ostatniego stolika sali i uśmiechnęła do machającej w jej kierunku Marty.

            Wyprostowała się i z uniesioną głową pomaszerowała prosto do stolika, przy którym już siedzieli znajomi z pracy, starając się nie zwracać uwagi na rzucane w jej kierunku zaciekawione spojrzenia innych gości. Większość z nich znała, lecz nie miała zamiaru witać się z nimi wszystkimi. Zaraz usiądzie obok Marty i wtopi się w tłum. Już za moment wszyscy zapomną, że tu weszła.

Na jej widok koledzy zaczęli bić brawo i ze śmiechem nawoływać ją, by szybciej szła.

- Ty to potrafisz zrobić wejście!- Marta uścisnęła ją, sadzając obok siebie.- Wyglądasz rewelacyjnie! Ale i tak cię zabiję za to spóźnienie.- wyszeptała jej do ucha.- Jesteś całe cztery kolejki do tyłu.

- Trudno.- skwitowała Anna z wymuszonym uśmiechem.- Myślę, że uda mi się to jakoś nadrobić. Dawaj pierwszą.

- Co jest?- Marta widząc jej nietęgą minę zaniepokoiła się.- Coś się stało?

- W sumie nic. Kłopoty z nastolatką.- odrzekła szeptem Anna.- Mam nadzieję, że tylko przejściowe. Byłam wczoraj na dywaniku u wychowawczyni w szkole.

- Uuuu…- Marta ściągnęła usta robiąc mały dzióbek.- No wiesz, Tosia nie jest już małym dzieckiem, zaczyna pokazywać charakterek.

- I w tym problem.- Anna zdjęła sweter odsłaniając ramiona.- Przeczytałam kilkanaście książek na temat dorastającej młodzieży, ale w żadnej z nich nie ma odpowiedniej recepty na to jak postępować w takich przypadkach.

- Na to nigdzie nie ma recepty!- zaśmiał się dobrodusznie Miłosz, siedzący obok Marty i przysłuchujący się rozmowie.- Musisz znaleźć ją tutaj.- dotknął dłonią piersi.

- Gdyby to było takie proste.- mruknęła, zerkając na swój talerz. Ziemniaki posypane koperkiem i leżący obok halibut w pomidorach zapachniały niezwykle nęcąco.- Plusem jest to, że można się z Tosią dogadać. Nie jest całkowicie zamkniętą w sobie burczącą nastolatką, z której nic nie można wyciągnąć. Na szczęście potrafimy jeszcze dojść do porozumienia, oby ten stan trwał jak najdłużej.- niemal jednym haustem opróżniła cały kieliszek białego wina.

- Tylko musisz uważać żeby nie zaczęła cię okłamywać.- przestrzegła Marta, sięgając po serwetkę.- Bądź czujna, w tym wieku to nigdy nie wiadomo kiedy mówią prawdę, a kiedy ściemniają.

- Na razie na nic takiego się nie zanosi.- uśmiechnęła się Anna, obserwując jak Miłosz się podnosi, otwiera nową butelkę wina i napełnia nim jej kieliszek.- Tylko dla mnie? A o sobie pamiętasz?- upomniała go filuternie.

- Spokojnie, już swoje wypiłem. Twoja koleżanka nie ma sobie równych jeśli chodzi o przekonywanie do degustacji tych trunków.- wyszczerzył zęby, nakładając sobie na talerz sałatkę.- Teraz częściowo rozumiem skąd u ciebie zamiłowanie do alkoholu. Kto się z kim zadaje…

- Miłoszku, nie musisz mi robić reklamy, sama to zrobię.- zatrzepotała rzęsami Marta, uśmiechając się przymilnie.- Może powinnam się zatrudnić jako degustator w jednej z podwarszawskich winnic, jak myślicie? Czyżbym się marnowała w tej naszej branży?- zastanawiała się na głos.

            Kamil, dziennikarz z redakcji sportowej głośno zarechotał.

- Oczywiście, że to strata twojego czasu! Zdecydowanie powinnaś skupić się na czymś innym!- wymownie zajrzał w jej głęboki dekolt.

- Idź precz, ty zboku.- wzruszyła ramionami z pobłażliwym uśmiechem i popatrzyła na Annę.- Anka, dobra ta ryba, co? Chyba zamówię sobie kolejną porcję. Nie patrz tak na mnie, trudno, na starość będę gruba i sprośna!

- Już jesteś sprośna!- zauważył Miłosz, oddając kelnerce talerze.- Nie znam żadnej innej kobiety, która potrafiłaby tak sypać pieprznymi żartami jak ty.

- Uważam to za komplement.- Marta wachlując się ręką, unosząc się od stołu.- Anka, widzę, że już jesteś po obiedzie, idziesz ze mną się przewietrzyć?

- Z miłą chęcią.- zgodziła się ochoczo Anna, odsuwając talerz i delikatnie wycierając usta serwetką.- Wybaczcie, koleżanki idą sobie popatrzeć na przyjemny wieczór.

            Wstała z krzesła i ruszyła za Martą, chwytając po drodze sweter. Przechodząc między stolikami popatrzyła z nikłym zainteresowaniem na siedzących gości. Nikt z obecnych nie był jej na tyle bliski, by podejść bliżej i rozpocząć wylewne przywitanie. Nieznacznie skinęła głową w kierunku modelki, którą poznała kilka tygodni temu podczas jednego z pokazów kolekcji mody i przeszła dalej, lawirując w wąskim przejściu.

            Uniosła wzrok wyżej i popatrzyła w prawo w kierunku stolika przy którym zasiadła spora grupa mężczyzn. Prześlizgnęła się po nich obojętnym wzrokiem, lecz zdążyła dostrzec elegancko skrojone garnitury na miarę, których nie powstydziłby się sam Karl Lagerfeld.

Kątem oka zauważyła jak jeden z nich uniósł się nieco i wyciągnął w jej kierunku kieliszek w niemym geście powitania. Odwróciła głowę i spojrzała. Patrzyła prosto w oczy mężczyzny poznanego w parku. Uśmiechnął się do niej i podniósł wyżej kieliszek jakby dając do zrozumienia, że istnieje pomiędzy nimi jakaś tajemnicza więź, o której do tej pory nie mieli pojęcia. Zesztywniała z wrażenia, wyczuwając raptownie nieznane fluidy przepływające w powietrzu. Niczego nie dając po sobie poznać, nieznacznie skinęła głową, w odpowiedzi również lekko się uśmiechając.

Przyspieszyła kroku, podążając za koleżanką w kierunku wyjścia.

Gdy przystanęły na świeżym powietrzu, Marta wyciągnęła paczkę papierosów w jej kierunku.

- Dzięki.- mruknęła Anna, zerkając na cienki rulonik. Jakoś w jednej chwili odechciało jej się zaciągać papierosowym dymem.- Coś mnie dziś w gardle piecze.- rzekła nieswojo, odchrząkując i wciągnęła łapczywie chłodne wczesnojesienne powietrze.

- O, masz!- koleżanka pokręciła głową, przyglądając jej się podejrzliwie.- Coś podłapałaś? Tylko mnie nie zaraź jakimś świństwem, na jutro rano muszę być zwarta i gotowa.

- To co tu w ogóle robisz?- Anna z rozbawieniem oparła się o filar.- Powinnaś już leżeć i pachnieć, i wyczekiwać na nadejście nocy.

- Obiad daj mi chociaż zjeść.- zaśmiała się Marta. Widząc wjeżdżające powoli na parking auto znieruchomiała i zmrużyła oczy.- Zaczekasz parę minut?- spytała z roztargnieniem, nie odrywając od niego oczu.- To Igor, mam sprawę do niego.

- Idź na jak długo chcesz, mną się nie przejmuj.- wzruszyła ramionami Anna.- Ja zaraz kończę, idę do środka.

            Szczelniej otuliła się swetrem i zerknęła na ciemniejące niebo. Miała nieodpartą chęć znaleźć się z powrotem u siebie w domu, włączyć dobrą muzykę i przeleżeć resztę wieczoru wyłącznie w towarzystwie dzieci oraz Dino, który okazał się być niezłym towarzyszem. Obiad w towarzystwie kilkudziesięciu osób nie wydawał jej się w tej chwili najlepszym pomysłem.

            Odwróciła się, by wejść z powrotem do środka  i wpadła twarzą prosto w czyjś męski tors.

            Nieco oszołomiona uniosła do góry wzrok i ujrzała przed sobą mężczyznę poznanego w lesie.

            Nie cofnął się ani na milimetr. Zmierzył ją badawczym spojrzeniem, spoglądając prosto w jej oczy.

- Miałem przeczucie, że jeszcze się spotkamy.- odezwał się, uśmiechając się i pochylając się lekko w jej kierunku.- Widać czasem warto w nie wierzyć.

            Zdezorientowana zrobiła krok w tył, by zachować bezpieczny dystans. Z niewiadomych przyczyn jego zbytnia bliskość nieco ją zaniepokoiła.

- Tylko czasami.- wzruszyła ramionami, starając się zapanować nad drżeniem głosu.- Do wszystkiego w życiu należy podchodzić zdroworozsądkowo.

- Do wszystkiego?- uniósł w górę brwi.- Do uczuć również? To raczej nierealne, droga pani.

- Do uczuć przede wszystkim.- podkreśliła z nagłą stanowczością.- Nie mogą brać góry nad rozumem. To zawsze źle się kończy.

- Dla kogo?- spytał głębokim głosem.- Dla pani?

            Widząc, że rozmowa zmierza na dość dziwne i niebezpieczne tory, Anna zacisnęła usta i odwróciła się w stronę drzwi wejściowych.

- Było mi miło ponownie pana spotkać.- skinęła uprzejmie głową w jego kierunku.- Do widzenia.

- Tym razem mówi pani „do widzenia”, a to już dobry znak!- stwierdził z błyskiem w oczach i ruszył tuż za nią.- Może niedługo znów się spotkamy? Tym razem na dłużej? Chętnie przekonam panią co do przewagi emocji nad rozumem.

- Cholera, żegnam pana!- syknęła z niezadowoleniem, skręcając w stronę znajomych.- Teraz lepiej?!

            Słysząc za sobą jego cichy śmiech stwierdziła, że kolejny raz zrobiła z siebie kompletną idiotkę. Co w nią wstąpiło, że zachowuje się przy tym mężczyźnie tak jakoś mało dorośle, wręcz jak nastolatka? Odpowiedź nasuwała jej się sama, mimo, że nie chciała wypowiadać jej na głos: mężczyzna szalenie jej się podobał, pomimo tego, że nie wiedziała nawet jak ma na imię. Jego wesołe spojrzenie i uśmiech niemal nie schodzący z twarzy wpływały na nią dziwnie kojąco. Być może głównie z tego względu, że był całkowitym przeciwieństwem Piotra, a już sam ten fakt powodował, że należało się go obawiać. Nie mogła i nie powinna teraz nawiązywać żadnych znajomości prowadzących ku głębszym relacjom. Teraz była najwyższa pora na to, by skupić się tylko i wyłącznie na dzieciach. O sobie pomyśli wówczas, kiedy sprawa adopcji będzie już pozytywnie zakończona. W przeciwnym razie nie ma co myśleć o żadnych amorach.

            Przewiesiła torebkę przez oparcie swojego skórzanego krzesła i oparła łokciami na stole, uśmiechając się promiennie do Miłosza. Bez odwracania się do tyłu czuła, że jest bacznie obserwowana i czuła się z tego powodu nieco niezręcznie. Już tak dawno nie była w podobnej sytuacji, że wręcz zapomniała jak to jest. Z drugiej strony było to dość miłe i zaskakujące uczucie. Przyjemnie byłoby być w końcu przez kogoś adorowaną i mieć motyle w brzuchu. Piotr sprawiał przez ostatni rok, że jedyne co czuła to nerwicowy skręt żołądka. Może teraz nadeszła ta właściwa pora by to zmienić? Może to jest właśnie ten czas, że powinna zacząć myśleć też o sobie?

 

cdn...