wtorek, 16 lutego 2021

Gdy zaszumią wierzby (część VI)

 



 - Ty znowu tutaj?- Marta przewróciła oczami i pogładziła jasnożółtą bluzkę.- Przecież byłaś parę dni temu! Co tym razem?

Za kilka chwil miała wejście na antenę, Anna zdążyła ją złapać niemal w ostatniej chwili.

- Jezu, nie zaczynaj. Co, nie wolno mi już wyjść z domu?- Anna parsknęła, nieco wydymając usta.- Słuchaj, wyskoczymy dzisiaj gdzieś wieczorem?- zagadnęła szybko, przyglądając się jak makijażystka Wiola wprawnym ruchem pudruje nos i policzki koleżanki.

- I przyszłaś tutaj żeby mnie o to zapytać?- Marta poniosła rękę by popukać się w czoło, lecz zaraz z tego zrezygnowała. Wiola zajęła się właśnie górną częścią twarzy.- Było dzwonić!

- Jestem przy okazji, zaniosłam dla Miłosza kilka konspektów, uspokój się.- Anna cofnęła się, ustępując miejsca makijażystce.- To co, masz wolny wieczór?

- Dla ciebie zawsze!- Marta ułożyła usta w zgrabny dzióbek i przesłała jej całusa.- A ty nie będziesz zbyt mocno... zajęta?

- Nie, nie ma żadnego problemu.- wyjaśniła Anna pospiesznie, nie rozwijając tematu przy niczego nie świadomej Wiolecie.- Ok, pogadamy wieczorem. Zadzwoń po południu albo odezwij się na messengera, umówimy się.

- Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać, wiesz, że rozrywkowa ze mnie kobita!- zaśmiała się Marta, podnosząc się z fotela i z zadowoleniem zerkając na swoje odbicie w lustrze.- Do zobaczyska!

            Poprawiła włosy, przygładziła skórzaną spódnicę i żwawym krokiem dołączyła do swego partnera z programu śniadaniowego, który po kilku sekundach rozpoczął entuzjastyczne przywitanie z widzami.

            Anna uśmiechnęła się lekko, patrząc na koleżankę uśmiechniętą słodko w kierunku kamery. Ten program ze swoją life stylową formułą bez dwóch zdań bardzo pasował do charakteru Marty. Mało która z innych prowadzących mogła się poszczycić podobnym wdziękiem i lekkością wypowiedzi jak ona. Zawsze spostrzegawcza i wsłuchana w gości, zadawała przytomne pytania i celnie puentowała, dając tym samym do zrozumienia jak uważnie wysłuchuje tego, co mają do powiedzenia.

            Dyrektor programowy stacji był z jej pracy widocznie usatysfakcjonowany. Podczas zebrań nie szczędził jej licznych pochwał i zazwyczaj przyznawał nagrody specjalne właśnie Marcie i Konradowi, argumentując to ciężką pracą i lojalnością wobec telewizji. Podczas gdy inne pary prowadzących często się zmieniały, rzucając nie raz pod swoim adresem wzajemne oskarżenia, Marta niezmiennie trwała u boku Konrada, i czerpali oboje z tego prawdziwą satysfakcję. Bo nie dość, że bardzo sprawnie szło im prowadzenie programu, to dodatkowo prywatnie bardzo się lubili. I być może właśnie tu tkwiła cała tajemnica ich sukcesu. Nie raz w myślach Anna zastanawiała się czy przypadkiem nie łączy ich coś więcej niż tylko praca. Marta zresztą sama nigdy nie ukrywała, że często jest spragniona męskiego towarzystwa i takowe zawsze musiała mieć w pobliżu. Jej dwa małżeństwa skończyły się zanim na dobre zdążyły się zacząć. Żaden z obydwu mężów nie potrafił dostatecznie mocno trzymać nerwów na wodzy na widok żony niewinnie flirtującej ze swoimi kolejnymi podbojami, i każdy z nich w dość szybkim tempie dochodził do wniosku, że małżeństwo okazało się być jedną, wielką pomyłką. Marta nie przejęła się tym zbytnio, ale też była znacznie ostrożniejsza w nawiązywaniu kolejnych kontaktów, i już nie wyrzucała z siebie tak prędko żadnych deklaracji.

            Anna zaparkowała pod domem i wysiadła z samochodu. Niespiesznie sięgnęła po torebkę i reklamówkę z zakupami. Po drodze z pracy wpadła na szybko do marketu, obmyślając w duchu samodzielne przygotowanie obiadu. Zazwyczaj nie miała na to czasu i zamawiała gotowe dania ze sprawdzonej restauracji, tym razem wpadła na pomysł, by samej coś upichcić. Może przy okazji zaangażuje do tego dzieci, by poczuły się nieco swobodniej. Bo mimo, że minął miesiąc odkąd zamieszkały w jej domu, w dalszym ciągu wyczuwała płynące od nich skrępowanie. Wiedziała, że to do niej samej należało wyszukiwanie metod, by zmienić taki stan rzeczy. Przygotowanie wspólnego obiadu mogło być początkiem takiej zmiany.

            Zadowolona ze swojego pomysłu, weszła do domu, zatrzaskując drzwi czubkiem buta. Postawiła torbę w korytarzu na podłodze, zawiesiła płaszcz i nucąc coś pod nosem skierowała się w stronę kuchni.

            Kątem oka zauważyła jakiś ruch. Odwróciła głowę i zauważyła Piotra schodzącego schodami na dół ze sporą podróżną walizką. Znieruchomiała, wpatrując się w jego bagaże. Nie musiała zadawać żadnych pytań. Ta wyprowadzka wisiała bowiem w powietrzu od dłuższego czasu. Sama siebie oszukiwała, łudząc się, że coś jeszcze może ulec zmianie. Nic się na to nie zanosiło, jednak ona sama do końca jeszcze miała nadzieję, że Piotr zmieni zdanie.

Nie zmienił.

Papierowa torba wypełniona owocami, z głośnym hukiem opadła na podłogę obok stóp Anny, jedno jabłko wyturlało się ze środka i potoczyło wprost pod nogi Piotra.

- Wyprowadzasz się.- stwierdziła matowym głosem, zatrzymując się i wpatrując w butelkową zieleń walizki, tę samą, którą kupiła mu na urodziny.

            Nie odczuwała nawet złości, jedynie smutek, że im się nie udało. Nawet wczorajsza kłótnia całkowicie odeszła w zapomnienie. Przed oczami przeleciały jej obrazy ich wspólnych szczęśliwych chwil. Już więcej takich nie będzie. Żadna z nich się też nie powtórzy. Świadomość tego w jednej chwili przygnębiła Annę, i sprawiła, że nie potrafiła ukryć emocji. Dotknęła dłonią twarzy i przejechała po policzku, usiłując się nie rozkleić.

            Piotr najwyraźniej miał podobne odczucia. Zatrzymał się, podniósł jabłko, oparł walizkę o kanapę i zbliżył się do Anny. Patrzył na nią, a na jego twarzy żal mieszał się z poczuciem winy.

- Aniu, chyba w końcu przyszedł czas na to żebym się wyprowadził.- powiedział wreszcie, gdy nieznośna cisza zaczęła się przedłużać.- Nie ma sensu dalej tego ciągnąć, oboje o tym wiemy.- odłożył jabłko do torby stojącej u jej stóp.- Muszę to zrobić, bo inaczej się pozabijamy.

            „Aniu”? Już samo to słowo nie zabrzmiało zbyt dobrze. Kiedy ostatnio powiedział do niej „Aniu”? Chyba jeszcze w czasach przed ślubem. Później była tylko „Anka”. Anka to, Anka tamto. Tak naprawdę nigdy tego nie prostowała. Może cała ta sytuacja to mimo wszystko była jej wina? Może to ona za mało się starała?

- Masz rację.- odrzekła, nie móc się przełamać, by powiedzieć coś bardziej sensownego.- Dokąd się wyprowadzasz?- spytała bez zastanowienia.

- Znalazłem coś fajnego kawałek drogi stąd, ale nie wiem jak długo tam pomieszkam.- odrzekł dyplomatycznie.- Dalej będę się za czymś rozglądać.

- Aha.- skinęła głową, przysiadając na brzegu kanapy.- Jak będziesz czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie znaleźć.

            Po krótkiej chwili wahania usiadł obok niej. Czuła jego spojrzenie, lecz nie miała w sobie tyle siły by spojrzeć mu prosto w oczy. Miała właśnie wrażenie, że zamyka się pewien rozdział w jej życiu, a ona nie ma na to najmniejszego wpływu. I czuła wszechogarniającą bezsilność. Nienawidziła tego uczucia. Zawsze lubiła mieć wszystko zaplanowane, zaś teraz sytuacja wymykała się spod kontroli.

- Jak się ogarnę na miejscu to dam ci znać co dalej.- odezwał się.- Po całej tej adopcji złożę papiery w sądzie, potem pewnie przyślą nam termin rozprawy. Mamy wszystko dogadane, nie powinno być z niczym problemu.

- Nie powinno.- zgodziła się automatycznie, kiwając głową i oglądając czubki swoich paznokci u rąk.

- Terminy rozpraw są teraz nieco wydłużone, sądzę jednak, że zmieścimy się w obrębie dwóch miesięcy.

            Jego łagodny ton głosu zaczął działać jej na nerwy. Nagle zapragnęła, by wyszedł jak najszybciej. By swobodnie mogła dać upust łzom i złości, dopóki nikt nie jest tego świadkiem. Niech się wynosi z tą swoją walizką, ze swoimi żalami i wszystkim tym co spowodowało, że znaleźli się w takiej, a nie innej sytuacji. Wczoraj miał chęć ją rozszarpać, a dzisiaj siedzi obok tak spokojnie i rozmawia z nią całkowicie opanowany.

            Gdzieś zniknęła z niej cała zadziorność, nie miała ochoty na żadne kłótnie, ani słowa zaczepki. Modliła się tylko, by jak najszybciej sobie poszedł, zanim ona całkowicie się rozklei.

            Na tą chwilę nie miała mu nic więcej do powiedzenia.

- Szkoda, że nic nie wyszło z naszych planów.- rzekł w zadumie.- Mieliśmy ich całkiem sporo na początku.

- To już było dość dawno.- skwitowała z przymusem.- Dziękuję, że jednak zdecydowałeś się pomóc mi z adopcją.

            Dziwne, że akurat w takim momencie zebrało mu się na rozmowę. Przez ostatnie miesiące unikał jej jak ognia, zaś teraz momentalnie odczuł potrzebę rozpamiętywania tego co było? Gdyby była mężczyzną z dziką rozkoszą palnęłaby go w nos.

- Przemyślałem wczoraj wszystko i doszedłem do wniosku, że pomogę tobie. Nie oczekuj jednak, że będę na każde zawołanie.- powiedział nieco bardziej szorstko.- Chcę zacząć układać sobie wszystko od nowa.

- Rozumiem.- skinęła głową, nie wdając się w szczegóły.

            Miał zamiar zacząć nowe życie. Już bez niej.

            Zastanowiła się w ułamku sekundy, czy to co czuje teraz jest jedynie chwilowym załamaniem, będącym następstwem rozpadu związku, czy też czuje jeszcze do męża coś więcej. W chwili, kiedy tak siedział i wpatrywał się w jej twarz nie potrafiła skupić myśli.

- Żałujesz tych wszystkich lat?- spytał nieoczekiwanie cichym głosem.

            Anna zamknęła oczy i po chwili je otworzyła.

            Nie do wiary! Stojący na walizkach mąż właśnie ją pyta czy żałuje wspólnych lat. Doprawdy, życie pisze lepsze scenariusze niż wszyscy scenarzyści razem wzięci. Po jaką cholerę on siedzi teraz obok niej jakby nigdy nic i zaczyna wspominki na temat tego co było?!

- Zastanowię się nad tym jak już będę miała w ręku papier rozwodowy.- odrzekła cierpko.- Będę wtedy miała dużo czasu na analizę twojego pytania.

            Widziała jak zesztywniał. Nic nie mogła poradzić na to, że nie miała najmniejszej ochoty na pogawędkę na temat ich nieudanego małżeństwa. Czyżby sprawiało mu przyjemność poddawanie jej psychicznym torturom?

- Z tobą nigdy nie można normalnie porozmawiać na żaden temat.- z niezadowoleniem uniósł się z kanapy.- Zawsze wszystko wiesz najlepiej.

            Anna nie ruszyła się z miejsca. Nie miała zamiaru odprowadzać go do drzwi, ani tym bardziej wyprowadzać go z błędu.

- I doszedłeś do tego dopiero teraz?- spytała z przekąsem.- Szkoda, że dopiero po dwunastu latach. Trzeba było to skrócić do dwóch. Zobacz, w jakim kwiecie wieku byśmy jeszcze byli!

- Widzę, że bawi cię ta cała sytuacja.- wziął do ręki uchwyt walizki.- Więc baw się nadal, jak zawsze. I tak jak lubisz.- dodał cierpko.

- Nie bawi mnie wcale.- potrząsnęła głową.- Zastanawiam się tylko jak to wszystko się stało. A ty żałujesz?- zapytała nagle, wbrew sobie.

            Obrzucił ją przeciągłym spojrzeniem.

- Zacznę się nad tym zastanawiać jak znajdę się za tymi drzwiami.- odparował, patrząc na nią z góry.- Uważaj na siebie.- dodał z dziwnym błyskiem w oku.

            Gdy nie odpowiedziała szybkim krokiem podszedł do drzwi i wyszedł, zatrzaskując je za sobą niezbyt delikatnie.

            Nie ruszając się z miejsca patrzyła przez niewielką szybę jak podchodzi do auta, wpakowuje walizkę do bagażnika i odjeżdża z podjazdu nagłym zrywem, aż słychać było jak wypryskują małe kamyczki spod jego kół.

            Czy w taki oto banalny sposób kończą się także inne małżeństwa? Czy również padają tam tak uprzejme słowa jak „uważaj na siebie”? A może nawet nie ma żadnych rozmów, tylko jest trzaśnięcie drzwiami i wypowiedzianych kilka dosadnych inwektyw pod nosem?

            Niecierpliwym gestem wyciągnęła chusteczkę i wydmuchała nos. Zła na siebie, że się tak rozkleiła, zrzuciła buty z nóg i rozłożyła się na kanapie. Mrugając szybko oczami by pozbyć się niechcianych łez założyła ręce pod głową i wpatrzyła się w sufit.

            Minione dwanaście lat wspólnego życia nauczyły ją w tej chwili jednego: nigdy do końca nie należy nikomu ufać. Wydawało jej się bowiem, że doskonale zna Piotra, że wie od podszewki jaki jest, jakie ma pragnienia i do czego dąży. Okazało się jednak, że nie zna go wcale, a on nie zna jej, zarzucając coś, o czym tak naprawdę nigdy nie myślała. Jego dusza skrywała w sobie niewypowiedziane tajemnice, do których nie miała dostępu. Zdała sobie z tego sprawę przez ostatnie  miesiące, gdy patrząc mu w oczy nie widziała już w nich siebie, lecz całkiem obcego człowieka.

I pomyśleć, że czasami zdarzało się, że zgadywali swoje myśli. Anna nie raz wypowiadała na głos słowa, nim on zdążył otworzyć usta, po czym okazywało się, że miał powiedzieć dokładnie to samo. Śmiali się wówczas z tego żartując, że nie są z Marsa i Wenus, tylko z całkiem innej galaktyki..

Teraz czuła, że straciła mnóstwo czasu i energii z kimś, komu na niej nie zależało. Kto najzwyczajniej w świecie nie miał ochoty na odbudowanie relacji, które niegdyś były tak silne.

Zacisnęła mocniej powieki. Już nie będzie tracić czasu na rozpamiętywanie tego co było. Nie warto. Skoro zapadła decyzja o rozstaniu trzeba się z tym pogodzić i iść naprzód. I być może gdzieś tam czeka na nią jeszcze miłość. Taka prawdziwa, nie jakaś. Taka, w której mocniej zabije serce. I w której wszystko nabierze innego, głębszego wymiaru.

 

***

- Tosiu, umówiłam się z koleżanką na dzisiejszy wieczór.- późnym popołudniem zajrzała do pokoju dziewczynki. Wcześniej spędziła z pół godziny przed lustrem ochlapując twarz zimną wodą, byle tylko zatrzeć ślady płaczu przed dziećmi. Wyszło nienajgorzej. - Zostaniesz na dwie godziny sama z Bartkiem?

            Tosia obrzuciła ją krótkim spojrzeniem i wzruszyła ramionami.

- No jasne, nie ma problemu.

- Dzięki, kochanie.- Anna przesłała jej całusa w powietrzu.- Nawet nie wiesz ile to dzisiaj dla mnie znaczy. Ja…. umówiłam się z koleżanką, muszę z nią o czymś pogadać.

- Domyślam się.- powiedziała dziewczynka, przyjmując nieoczekiwanie ton pełen zrozumienia.- Słyszałam waszą rozmowę z wujkiem, widziałam jak się wyprowadzał.

            Anna była kompletnie zaskoczona. Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie takich słów. Od kilku godzin skrzętnie ukrywała przed dziećmi fakt, że Piotr już nie wróci, i jedynie rozważała w duchu jak im przekazać tą wiadomość. Słowa Tosi niemal wyprowadziły ją z równowagi.

- A więc już wiesz, to dobrze.- z westchnieniem oparła się  o drzwi.- Nie chciałam wam od razu o tym mówić, miałam zamiar wybrać jakiś lepszy moment.

- Spoko, ciociu, jest okej.- Tosia patrzyła na nią z powagą.- I tak z wujkiem prawie się nie widywaliśmy, więc naprawdę nie ma to większego znaczenia czy on tu jest czy już go nie ma.

- Mimo wszystko przepraszam, że tak to się ułożyło.- Anna dostrzegła w jej oczach autentyczne współczucie i znowu zachciało jej się płakać.- Nie wszystko jest zależne ode mnie.

- Przecież wiem.- Tosia złożyła z trzaskiem książkę.- Skoro się nie dogadywaliście to i lepiej, że wujek się wyprowadził. Przynajmniej nie będziecie się kłócić tak jak ostatnio.

            Anna zacisnęła usta. Więc to by było na tyle, jeśli chodzi o jakąkolwiek dyskrecję. Najwyraźniej się przeliczyła, sądząc, że dzieci niewiele się domyślają.

- Ciszę się, że tak mówisz.- rzekła po prostu, pocierając dłonią czoło.- Jak na razie nie jest to dla mnie łatwa sytuacja, muszę się z nią oswoić.

- Kochasz go jeszcze, ciociu?- zapytała Tosia z powagą, kolejny raz zaskakując Annę.

            Anna przyrzekła sobie w myślach, że następna pozycja książkowa, po jaką sięgnie nie będzie już dotyczyła thrillerów medycznych ani żadnych romansideł, tylko bezpośrednio odnosić się będzie do dzieci. A raczej do odpowiedzi na ich trudne pytania.

- Myślę, że nie.- odrzekła, starając się by zabrzmiało to jak najbardziej szczerze.- Ale wiesz, kiedy ludzie są ze sobą przez dwanaście lat, to trudno jest od razu przestawić się, że nagle jest inaczej.

- Czyli to już tylko przyzwyczajenie?- zaciekawiona Tosia usiadła po turecku.- Miłość zanika, a ono ją zastępuje?

- To nie do końca tak.- Anna zamyśliła się, pocierając automatycznie łopatkami o krawędź drzwi.- Miłość powinna być cały czas, przyzwyczajenie to tylko jeden z wielu elementów układanki pod nazwą „wspólne życie”.

- Mówisz „powinna”, ale nie zawsze tak jest?

- Nie zawsze.- przytaknęła Anna, i nagle zachciało jej się śmiać. Cóż za ironia, właśnie rozpadło jej się małżeństwo, a siedząca naprzeciwko nastolatka wypytuje ją o definicję miłości.- Wiesz, miłość jest delikatnym uczuciem, ale jednocześnie gdy łączy ludzi potrafi dawać ogromną siłę. W związku trzeba nieustannie nad nią pracować, dbać o nią, podlewać niczym roślinę, bo umrze, nim się zorientujemy, że jest za późno. Uczucia zawsze trzeba pielęgnować, same bez naszej pomocy nie dadzą rady przeżyć. I muszą przyłożyć się do tego obydwie strony, to jest najważniejsze.

- Och, mówisz tak, jakbyś co najmniej napisała o tym książkę!- Tosia przewróciła oczami.- Czyli wy z wujkiem tego nie robiliście, skoro się rozstaliście? Nie pielęgnowaliście waszych uczuć?- drążyła temat.

- No, raczej słabo.- bąknęła Anna, robiąc krok do tyłu.- A ty byłaś już zakochana?- szybko zmieniła temat.

            Dziewczyna skinęła głową, przygryzając wargi.

- Byłam, szkoda gadać.

- Dlaczego?- po minie z miejsca domyśliła się, że nie wiążą się z tym uczuciem miłe wspomnienia.- Było aż tak źle?

- Zostawił mnie dla mojej przyjaciółki.- wyznała dziewczyna, nieco stłumionym głosem.- Przyłapałam ich za szkołą jak się całowali.

- Przykro mi, kochana.- przejęta podeszła do chrześnicy i objęła ją ramieniem.- Najwidoczniej to nie był chłopak dla ciebie. Masz przed sobą jeszcze wiele wspaniałych chwil, i miłości, które jeszcze nie raz podkręcą ci motyle w brzuchu. Jedno niespełnione uczucie nie jest warte tego by je rozpamiętywać w nieskończoność.

- Mówisz tak żeby mnie pocieszyć, czy naprawdę tak uważasz?- spytała Tosia, uśmiechając się lekko.

- Oczywiście, że tak uważam.- pogłaskała dziewczynę po plecach.- Na razie trochę poprzeżywam to co się wydarzyło między mną a wujkiem, ale za kilka dni muszę wrócić do równowagi i zacząć myśleć co dalej. Nie będę sobie z tego powodu wyrywać włosów ani skakać z mostu. Jest mi oczywiście smutno i przykro, ale dam radę. My dziewczyny jesteśmy silne, bardziej niż nam się wydaje.

- Moja mama zawsze ciebie podziwiała.- powiedziała Tosia, kładąc się plecami na poduszkach.- Teraz wiem dlaczego.

- Naprawdę?- Anna uniosła w górę brwi, nie kryjąc zdumienia.

- Mówiła, że nie zna drugiej takiej silnej kobiety jak ty. Że potrafisz poradzić sobie tam, gdzie nikt inny by sobie nie poradził. Zawsze mówiła, że gdzie diabeł nie może tam Ankę pośle.- uśmiechnęła się lekko.

- No nie!- Anna zaśmiała się głośno i położyła obok Tosi.- Nigdy mi tego nie powiedziała. Przeceniała mnie, Tosiu.- dodała w zadumie.- To tylko się tak wydaje. Po prostu muszę być twarda, tego wymaga ode mnie moja praca. Ale kiedy wracam do domu już nie jestem taka.

- Może.- odrzekła Tosia zagadkowo.

            Anna obróciła twarz w jej stronę, tak że ustami niemal dotykała jej włosów.

- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- powiedziała niemal szeptem.- Zawsze.

            Dziewczyna założyła ręce pod głową i nic nie odpowiedziała, wpatrując się w sufit.  Anna wiele by dała w tej chwili, by poznać jej myśli.  

            Wchodząc do pogrążonego w lekkim półmroku klubu, zmrużyła oczy i dyskretnie rozejrzała się dookoła. Nie widząc w polu widzenia ani jednego wycelowanego w siebie obiektywu rozluźniła się. Nie miała zamiaru stać się obiektem ataku nieproszonych gości i znaleźć się następnego dnia na rozkładówkach gazet z krzyczącym z daleka napisem „news”. Starała się pilnować, by jej nazwisko nie królowało w rubrykach towarzyskich, taka popularność nie była potrzebna, a wręcz przeciwnie, mogła przysporzyć jedynie samych kłopotów. Wystarczało jej, że sama pracuje na to kim jest. Brylowanie na ściance absolutnie nie wchodziło nie w grę, tutaj popis zazwyczaj dawała Marta odsłaniając z wdziękiem fragmenty swego kuszącego ciała. Anna podziwiała jak lekko jej to przychodzi. Sama stawała zazwyczaj z boku obserwując migotanie błysków fleszy i opadających na miękkie dywany sukien. 

Dziś nie zdradziła Tosi, że umówiła się z koleżanką w klubie. Czuła, że ze względów wychowawczych nie powinna zdradzać jej takich szczegółów. Nie było też bowiem chwalebne to, co zamierzała dzisiejszego wieczoru zrobić.

            Usiadła przy stoliku obok Marty i bez słowa wzięła kieliszek do ręki, napełniony bordowym płynem. Wychyliła go niemal jednym haustem, wykrzywiając się nieznacznie, gdy dało o sobie znać lekkie pieczenie w gardle. Z miejsca ogarnęło ją błogie uczucie spokoju, gdy cierpki smak wina rozszedł się po zakamarkach jej ust.

- O matko, ale chlejesz od razu!- Marta wypuściła powietrze z ust, jakby przetrzymywała je tam od dłuższego czasu.- A gdzie jakieś przywitanie? Gdzie uściski?

- Już się dziś z tobą witałam.- Anna ponownie napełniła kieliszek.- A teraz po prostu nie chce mi się gadać.

- Oho, coś humorek ci zwiał?- Marta wzięła piwo do ręki.- Ja dziś za wino podziękuję, piwa mi się chce.  To co, będziemy dziś tylko pić? Żadnych ploteczek?

- Żadnych, daj spokój z ploteczkami. Nigdy nie masz dość?- Anna popatrzyła na nią ponuro.- Nie chciałam dzisiaj sama w domu raczyć się winem, to niezbyt moralne, jakby dzieci zobaczyły… sama rozumiesz. Ale miałam nadzieję, że ty nie odmówisz i dotrzymasz mi towarzystwa.

- Nigdy w życiu nie zmarnowałabym takiej okazji!- Marta rozparła się wygodnie i wypięła do przodu biust.- Nie mogę przeoczyć kolejnego pretekstu do zdobycia nowej ofiary na pożarcie!- zaśmiała się.

- Masz wolne pole, proszę bardzo!- Anna zatoczyła ręką łuk, uśmiechając się prowokacyjnie.- Wszyscy są twoi!

- Chociaż raz sama byś zawiesiła na kimś oko.- Marta wzięła do ust słomkę, siorbiąc nieco zbyt głośno malinową pianę.- Chociażby platonicznie, nie żebym zaraz namawiała cię do złego! Ten twój policjant jest jakiś taki strasznie drętwy.

- Był.- Anna uzupełniła kieliszek po raz trzeci.- W dosłownym tego słowa znaczeniu.

- Znaczy że jak?- spytała nieufnie Marta.- Dlaczego był? Umarło mu się czy co?

- Nie, znacznie lepiej.- z lubością włożyła do ust kinder bueno.- Wyprowadził się.

- Kiedy?- Marta wytrzeszczyła oczy.- Nic nie mówiłaś!

- Dzisiaj.- Anna spojrzała na zegarek.- Dokładnie to jakieś cztery godziny i dwadzieścia osiem minut temu.

- O kurde…- Marta wyglądała na całkowicie wytrąconą z równowagi.- Co się stało? O co wam poszło?

- O nic.- odrzekła Anna niewzruszenie.- Zup nie przesalałam, nie zdradziłam go, ani on mnie nie zdradził… tak jakoś wyszło.

- Zaraz zaraz!- rozłożyła ręce Marta.- Anka, nawywijałaś coś? Ludzie bez powodu się nie wyprowadzają.

- Sądzę, że jednak się mylisz.- Anna wzięła głęboki oddech.- Jestem tego żywym przykładem, siedzę przed tobą, zaraz może się zaświecę jak ta latarenka żebyś mi uwierzyła.

- Pożarliście się pewnie o coś i nie chcesz się przyznać.- rzekła Marta z powątpiewaniem w głosie.- On się wściekł i jutro wróci. To niepodobne do tego twojego policjanta.

- Przestań chrzanić.- odburknęła Anna, przyglądając się jak wiotka Gloria Wolf wchodzi na scenę, by zaśpiewać kilka swoich największych przebojów.- Rozwodzimy się, i to na serio.

- Ach, i to jest ten powód, dla którego zamiast wypłakiwać sobie oczy, ty wolisz zwyczajnie się ze mną nawalić.- stwierdziła niemal radośnie Marta.- Wiesz co, taki moment to jednak faktycznie trzeba uczcić. Idę po szampana!

Nim Anna zdołała ją powstrzymać, żwawo zerwała się z miejsca i podeszła  do barmana. Już po chwili wracała, niosąc ze sobą tryumfalnie świeżo otwartą, z nieznacznie jeszcze ulatniającym się powietrzem, butelkę szampana.

- Jeśli tak będę mieszać wszystkie trunki, to jutro nie będę pamiętała nie tylko, że połowy, ale pewnie i całego wieczoru.- skonstatowała Anna melancholijnie.- Ale masz rację, wznieśmy toast za moje nieudane małżeństwo.- podniosła w górę dłoń z kieliszkiem szampana.- Nigdy więcej! Żadnych powtórek!

- Najlepszego, kochana!- Marta wycałowała ją ostentacyjnie.- Oby kolejne było znacznie dłuższe stażem!

- Poczekaj, jeszcze jednego nie zakończyłam.- zachichotała Anna, czując jak gorąco uderza jej do głowy.- Może inaczej: oby kolejny facet nie okazał się kompletną klapą! Żadnych małżeństw, nigdy w życiu!

- Bez obaw, pomogę ci znaleźć jakąś odpowiednią partię.- Marta machnęła lekceważąco ręką.- Na początek jednak polecam totalne odmóżdżenie, czyli wysoki, przystojny i boskie ciało!

- Czyli? – początkowo nie zrozumiała, co koleżanka ma na myśli. Zmrużyła oczy, usiłując przegonić lekką mgłę, która zaczęła przesłaniać ostrość widzenia. Wypity alkohol zaczął szybko dawać o sobie znać.

- Czyli seks, kochanie. Czysty, wolny i bez żadnych zobowiązań seks! Od razu poczujesz się inaczej, w tej chwili właśnie tego ci trzeba. Zrozumiesz, że jeszcze wszystko przed tobą. Na jednym nieudanym małżeństwie życie się nie kończy.

- Yhm, w teorii wszystko to wiem.- odchrząknęła Anna.- Ale w praktyce będzie to zapewne wyglądało nieco inaczej. Co do seksu to na razie dzięki, nie skorzystam.

- Nie dygaj, musisz się rozerwać.- Marta pochyliła się w jej stronę.- No dalej, powiedz mi  kiedy wy z Piotrkiem ostatnio…?- zawiesiła znacząco głos.

- Weź przestań.

- Wiedziałam!- triumfowała Marta.- Na początek wyłącz myślenie, kochana. Zajmij się swoją robotą i oddaj się przyjemnościom. Stopniowo to cię uleczy, słowo daję. Za kilka dni spojrzysz na wszystko z całkiem nowej perspektywy.

- Fakt, jakaś odskocznia jest mi potrzebna. Muszę znaleźć jakiś sposób na… na siebie.- Anna wypiła kilka łyków czerwonego wina.- Wątpię, czy jednym z nich będzie seks, ale dzięki za radę. Będziesz informowana na… na bieżąco jak mi idzie.

- No myślę, że nie zapomnisz o mnie.- zaśmiała się koleżanka, delektując się szampanem.- Żałujesz, że się wyprowadził?- spytała nagle.

            Anna z zastanowieniem oparła brodę na ręku.

- Myślałam, że nie będę żałowała.- odrzekła powoli.- Ostatni rok między nami był naprawdę kiepski, a ostatnie miesiące to już było apogeum wszystkiego. Często sama miałam ochotę rzucić wszystko i wyjechać na drugi koniec Warszawy, byle dalej od niego. Ale teraz kiedy to zrobił…- wypiła łyk szampana.- Trochę mi żal, że to wszystko tak się skończyło.

- Ty nadal go kochasz.- Marta ze zdumieniem uniosła w górę brwi.

- Nie, nie kocham.- Anna po dłuższej chwili namysłu sięgnęła po torebkę w poszukiwaniu papierosa.- Jednak trudno mi sobie wyobrazić, że to naprawdę koniec.

- Kochana, życie jest tak zaskakujące, że nie wiesz co tam na rogu dla ciebie szykuje.- Marta podała jej zapalniczkę.- Jedne sprawy kończą się po to, by zrobić miejsce drugim. A twój scenariusz nadal trwa, nie martw się. Jesteś teraz na początku kolejnej prostej i to od ciebie zależy w jaki sposób ją poprowadzisz.

- Nie wątpię, że przede mną jeszcze mnóstwo zakrętów.- Anna z rezygnacją obróciła w palcach cienki papieros.- Może się nie potknę na każdym z nich.

- Jeśli nawet to co?- koleżanka wzruszyła ramionami.- Wstajesz i idziesz dalej. Anka, nie warto się dla nikogo zmieniać, uwierz mi. Wiem co mówię, przerabiałam to już dwa razy. Zawsze bądź sobą.- dodała z powagą.- Jeżeli ten ktoś na kim ci zależy nie jest w stanie akceptować cię taką jaka jesteś to znaczy, że on nie jest wcale ciebie wart. Miłość nie polega na ciągłym staraniu się żeby by kimś lepszym dla kogoś. Bądź lepsza dla siebie.

- No właśnie tak robiłam, i okazuje się, że właśnie przez to rozpadło mi się małżeństwo.- rzekła Anna z westchnieniem, dolewając sobie wina i wypijając je duszkiem niemal natychmiast.- Jestem wredną egoistką.

- Wiesz kim jesteś? Anną Bergman.- powiedziała z naciskiem Marta, mrużąc oczy.- Kobietą, która potrafi poradzić sobie z naprawdę wieloma sprawami i nie potrzebuje do tego męskiego ramienia, żeby się wypłakiwać.

- Wypłakać może nie, ale oprzeć owszem.- Anna z uśmiechem wstała od stolika.- Idziesz ze mną?

- Ale cię wzięło, jak babcię kocham.- kręcąc głową Marta ruszyła pospiesznie za nią i Anna nie była pewna, czy to co od niej usłyszała dotyczyło papierosów, czy może jednak czegoś całkiem innego.

            Po zamknięciu lokalu wyszły obie na parking. Annie obraz się nieco rozmazywał i czuła, że tego wieczoru naprawdę nieco zbyt mocno przeholowała z alkoholem. Wsiadanie za kółko własnego auta mogło zakończyć się tragicznie, więc chcąc nie chcąc zostawiła swoją hondę na parkingu przed klubem, zaś sama zadzwoniła po taksówkę

            Z ulgą zanurzyła się w chłodnej pościeli własnego łóżka. Otworzyła szerzej oczy, zdając sobie sprawę z tego, że jest to pierwsza noc, w której jest w domu sama z dziećmi, bez Piotra. Od początku małżeństwa nigdy nie nocował poza domem, z wyjątkiem dyżurów na służbie. Tego samego nie mogła powiedzieć o sobie, gdy nie raz zdarzyło jej się zostać na after party po jakimś udanym reportażu, i powrót do domu o świcie stawał się wręcz koniecznością.

            Już od tak dawna żyli obok siebie, że, jak słusznie zauważyła Tosia, nie powinna mieć teraz większego znaczenia jego nieobecność. Był, lecz tak jakby go nie było. Lecz teraz mimo wszystko czegoś brakowało. Cisza panująca w domu stawała się nie do zniesienia.

            Zamknęła oczy, a przed jej oczami zaczęły przelatywać obrazy z minionych lat. Ich huczny ślub, gdzie podczas pierwszego tańca Annie złamał się obcas, co widząc Piotr pochwycił ja szybko na ręce, nim ktokolwiek z gości coś zauważył. Dłuższe lub krótsze spotkania z Agatą i Pawłem, okraszone licznymi zabawami z dziećmi. Wspólny wyjazd do Egiptu, którego większość czasu Piotr przechorował, spędzając całe dnie w łóżku, i nigdzie już potem nie dało się go wyciągnąć. Letnie wieczory pod gołym niebem, gdy siedzieli nieraz na ganku przy lampce wina. Niespodziewanie nadjechała zza zakrętu ogromna ciężarówka zmierzająca wprost na Annę. Wystraszona przesunęła się w bok, by zrobić jej miejsce na przejazd, lecz i tak było zbyt ciasno, by mógł się tam zmieścić jakikolwiek samochód. Sam kierowca najwyraźniej nie wiedział co to hamulec, trzymał prosto kierownicę, nieruchomym wzrokiem wpatrując się w Annę, jakby była jego celem. Nacisnął pedał gazu, z ewidentnym zamiarem najechania prosto na nią. Znieruchomiała patrzyła z przerażeniem jak ciężarowy samochód zmierza nieubłaganie w jej kierunku. Nie miała dokąd uciec, przed nią była tylko ściana. Biała ściana…

            Obudziła się, dysząc ciężko ze strachu, z kroplami potu na spoconym czole. Cienki materiał piżamy przyklejony był do całego ciała, zaś serce jeszcze kołatało się w coraz wolniejszym, uspokajającym  rytmie, gdy uświadomiła sobie, że to wszystko to był tylko sen.

Za oknem było już jasno, nastał kolejny dzień. Zmrużyła oczy pod wpływem silnego bólu głowy, który momentalnie odczuła, unosząc się z łóżka. Niechętnie rzuciła okiem na budzik i usiadła powoli, przeciągając się leniwie. Jaka szkoda, że dzisiaj trzeba wstać, jechać do pracy i obudzić dzieci. Przydałoby się leżakowanie, przynajmniej do południa. Na górze panowała cisza, dzieci jeszcze smacznie spały. Trzeba je będzie zaraz obudzić, nie pośpią już zbyt długo.

Z ciężką głową i z cichym jękiem zwlokła się z łóżka i podeszła do dużego lustra, wiszącego na drzwiach szafy. Jęknęła jeszcze głośniej, widząc ciemne worki pod oczami i poszarzałe policzki. Świetnie, tylko tego jeszcze było jej trzeba. Doprawdy, widać, że już nie są wskazane wieczorne imprezy, twarz po takiej eskapadzie pozostawiała wiele do życzenia. Oszałamiający wygląd z poprzedniego wieczoru odszedł w totalne zapomnienie.

Poszła do łazienki, umyła twarz zimną wodą, by przegonić resztki nieprzyjemnego snu i zeszła na parter do salonu, wołając po drodze dzieci.

Nie słysząc żadnego z nich z cichym westchnieniem otworzyła laptop i otworzyła pierwszą z ulubionych witryn do obejrzenia najświeższych wiadomości. Przegląd prasy on-line zawsze był jedną z jej ulubionych porannych czynności. Lubiła być na bieżąco ze wszystkimi nowinkami, poza tym jako reporterka nie mogła zostawać z tyłu i nie być zaznajomioną z głównymi wydarzeniami dnia.

Znieruchomiała z wrażenia, gdy jej oczom niemal natychmiast ukazało się sporych rozmiarów zdjęcie, a nad nim krzyczący napis: „Bergman lubi brylować w nocnych klubach”. Zamrugała szybko powiekami wpatrując się w swoją niewyraźną twarz i na trzymany w ręku kieliszek. Siedziała w klubie, opierając się jedną ręką o stolik, zaś drugą najwyraźniej wznosząc z kimś szampana. Tylko, że tej drugiej osoby na zdjęciu nie było. Była tam tylko i wyłącznie ona sama, z widocznymi oznakami upojenia alkoholowego na twarzy. Nieco zaciągnięte oczy, kpiąca mina i wyciągnięta w górę dłoń w triumfalnym geście, z do połowy pełnym kieliszkiem szampana oznaczały jedno: kłopoty. Uszczypnęła się mocno, by sprawdzić, czy aby na pewno to wszystko jej się nie śni. Kto z Wirtualnej mógł zrobić zdjęcie i umieścić na głównej stronie wydania, nie pytając jej o zgodę? Znała przecież wszystkich tych, którzy tam pracowali. Kto mógł posunąć się do czegoś takiego? Jedno takie zdjęcie mogło spowodować, że straciłaby szansę na adopcję dzieci, i nie byłoby już odwrotu. Żadne odwołania nie przyniosłyby efektu. Żadne starania nie zdałyby się na nic gdyby tylko to zdjęcie dotarło do Jerzego Hofmana. A istniała wielka szansa, że już niedługo tak się stanie. O ile to nieszczęsne zdjęcie nie zniknie ze strony głównej.

Słysząc schodzące dzieci zamknęła szybko laptop, i na nogach jak z waty wstała od stołu, by przygotować im kanapki. Na razie nie powinny wiedzieć co się stało, wystarczy, że Tosia jest nieco wtajemniczona w sytuację Anny. To powinno wystarczyć.

Po śniadaniu zadzwoniła do Radka Bonieckiego, szefa Wirtualnej. On odpowiadał za zamieszczane na stronie treści. Ręka jej drżała ze zdenerwowania, gdy trzymając telefon przy uchu oczekiwała na nadchodzące połączenie i na znajomy męski głos.

Odebrał po czwartym sygnale.

- Hej Anka, spodziewałem się….

- To świetnie, że się spodziewałeś.- zasyczała od razu do słuchawki.- Bo ja wcale. Co ty za szopkę odstawiasz, do jasnej cholery?

- Jaką szopkę? Zdjęcie jest prawdziwe, nie gadaj.

- A jakie to ma w tej chwili znaczenie czy jest prawdziwe czy nie?- wykrzyczała do niego.- Dlaczego je tam wstawiłeś bez wcześniejszego uzgodnienia ze mną!?

- A dlaczego nie? Przecież to super news! Niech ludzie zobaczą, że nie są sami, że znane osoby też piją.- zarechotał.

Na sam dźwięk tych słów zrobiło jej się niedobrze.

- Radek, zaraz grom mnie jasny strzeli, jeśli powiesz o jedno słowo za dużo!- zagroziła ze wściekłością.- Tobie nie zdarzało się ani razu wyjść na imprezę?- zniżyła głos.

- Owszem, ale robię to o wiele bardziej dyskretnie.- odgryzł się.- Poza tym takie zdjęcia wstawia się zazwyczaj bez konsultacji, no wiesz…- zaśmiał się znowu.

- Ale jakieś zasady przy tym chyba obowiązują, czy coś mnie ominęło?- spytała chłodno.- Przynajmniej do tej pory. Zapomniałeś definicję etyki? Mam ci ją przytoczyć?

- Anka, nie dramatyzuj.- wyobraziła sobie, jak lekceważąco machnął przy tym ręką.- Takie rzeczy zdarzają się na porządku dziennym i nikt nie robi z tego afery. Coś ty taka raptem przewrażliwiona?

- Przestań zgrywać idiotę.- warknęła.- Kto ci w ogóle pozwolił mnie szpiegować? Poszedłeś tam celowo za mną? Od kiedy to jestem takim smakowitym kąskiem?

- Po pierwsze: to nie ja wynajduję tak ciekawe fotki na naszą stronę, mam od tego ludzi.- powiedział niemal obrażonym tonem.- Po drugie, nikt nie poszedł tam tylko i wyłącznie dla ciebie, już nie bądź taka pewna siebie. Dostaliśmy cynk, że będzie tam Gortat, więc wysłałem ludzi żeby pokręcili się tu i ówdzie, istniała szansa na naprawdę gorący materiał. Ale Gortata nie było, nawinęłaś się ty. I tyle w temacie.

- A z mojej fotki wyszedł ci gorący news, jak mniemam?- przełożyła telefon do drugiego ucha, usiłując się uspokoić.- I co, zadowolony jesteś z efektu?

- Pytanie…! Moja droga, wiesz ile wejść na stronę odnotowaliśmy?!- słychać było jak szeroko się uśmiecha.- To był rekord o tej porze dnia!

- Cieszę się niezmiernie, że stałam się osobą, dzięki której poczytność twojego portalu znacznie wzrosła.- rzekła cierpko.- Ten jeden raz ci odpuszczę, tylko ze względu na to, że znamy się nie od dziś. Pamiętaj jedno, że jeżeli wydarzy się ponownie taki incydent zapomnę, że w ogóle kiedykolwiek cię znałam. Nie po to zasuwam po kilkanaście godzin dziennie w robocie, żebyś teraz jedną decyzją mógł przekreślić te wszystkie lata harówki. I nie po to pracuję wciąż nad swoim wizerunkiem żebyś mógł go teraz tak łatwo zniszczyć.

- Anka, daj już spokój z tym…

- Na razie dam.- odrzekła spokojnie.- Ale nie myśl, że o tym tak łatwo zapomnę, kolego.

- Dobra, dobra, może się trochę zagalopowałem.- przyznał pojednawczo.- Dasz się namówić na dobrą kawę w ramach przeprosin?

- Co, myślisz, że dzięki jednej kawie ujdzie ci to płazem?- złość jej nieco stopniała, gdy usłyszała jego skruszony głos.

- Mam taki mały cień nadziei.- przyznał.- Do południa zdejmę to zdjęcie, w porządku? To co, rozejm?

- Niech ci będzie.- odrzekła, po krótkim zastanowieniu.- Ale nie rób tego więcej. Zawiodłeś mnie dzisiaj na maksa.- dodała, zastanawiając się w duchu na ile szczery jest jego żal.

            Odłożyła telefon i zerknęła na śmiejące się w salonie dzieci. W południe musi sprawdzić czy rzeczywiście nieszczęsna fotka zniknęła ze strony Wirtualnej. W przeciwnym razie będzie musiała wykonać jeszcze jeden trudny telefon.

 

cdn...