Zamieszczam tym razem opowiadanie, które napisałam jakiś czas temu na konkurs "Fundacji ku przeszłości". Wysłałam je, nie żywiąc jakichkolwiek nadziei na to, że cokolwiek można by nim zdziałać. Ku mojemu zdziwieniu okazało się kilka dni temu, że znalazłam się w gronie osób wyróżnionych! Do dnia dzisiejszego nie mogę wyjść ze zdumienia, i jednocześnie pomyślałam, że może jednak zasługuje na to, by znaleźć się na blogu...
I
Anna zeskoczyła z
ostatniego schodka pociągu i lekko zachwiała się pod ciężarem ogromnego
plecaka. Załadowała do niego resztę rzeczy, jakie pozostały w skromnym
mieszkaniu studenckim, upchnęła ile tylko się dało, i oto wracała po studiach,
ze świeżo upieczonym tytułem magistra prawa, w swoje rodzinne strony, do
Listkowa.
Początkowo jej zamiary
były zupełnie inne; po zakończeniu studiów z wzorowymi wynikami planowała
otwarcie przewodu doktorskiego i pozostanie na uczelni, od zawsze bowiem jej
wielkim marzeniem było zostać wykładowcą na renomowanym uniwersytecie. Jednakże
niespodziewana śmierć rodziców sprzed pół roku obróciła wniwecz te plany i Anna
musiała zmierzyć się z zaistniałą sytuacją i od nowa przemyśleć jak ma wyglądać
jej przyszłość.
Dom rodzinny w
Listkowie zawsze był oazą, do której z utęsknieniem wracała, aby odpocząć po
ciężkich miesiącach intensywnej nauki, lecz nigdy, nawet przez ułamek sekundy,
nie przeszło jej przez myśl, że jest to miejsce, w którym chciałaby spędzić
resztę życia. Położony na końcu wioski, z dala od drogi, na skraju sosnowego
lasu, z ciemnoczerwonym dachem i niebieskimi okiennicami, sprawiał wrażenie
domku z baśni, do którego ma się chęć wejść, napić herbaty i ogrzać w cieple
trzaskającego iskrami kominka.
I jeszcze Konrad, w
którym zakochała się na czwartym roku studiów… Westchnęła głębiej i mocniej
zacisnęła rękę na pasku plecaka.
Poznali się stojąc w
kolejce po hamburgera w uczelnianym barze i od tamtej chwili byli praktycznie
nie rozłączni. Zamieszkali razem na piątym roku, co bardzo ich do siebie
zbliżyło i to właśnie wówczas zdecydowali, że kolejnym krokiem będzie ślub. W
momencie, gdy planowali datę tego najważniejszego w ich życiu wydarzenia, zadzwonił
telefon. Najbliższy sąsiad rodziców poinformował Annę o ich wypadku i ze
szczegółami opowiadał o zderzeniu auta z ciężarówką. Śmierć na miejscu, auto w
rowie, spóźniona karetka… Anna słyszała to wszystko jak przez mgłę. Sama
zastanawiała się jak zdołała przez to przejść. Nie miałaby w sobie tyle hartu
ducha gdyby nie Konrad. To w nim miała największe wsparcie i dzięki niemu dała
radę stać na nogach, gdy słyszała kościelne dzwony nad trumną rodziców.
Po odczytaniu
testamentu w kancelarii prawnej długo nie mogła dojść do siebie. Rodzice
uczynili ją jedyną spadkobierczynią ich ponad stuhektarowego gospodarstwa i
właścicielką sześćdziesięciu trzech krów. Starszy brat Michał posiadał własne gospodarstwo
i niespieszno mu było obejmować w posiadanie dodatkowych hektarów ziemi.
Siostrze poradził przyjechać, rozejrzeć się i dopiero podejmować decyzje, a nie
mądrzyć się z wysokości dwunastu pięter warszawskiego mieszkania.
Konrad nie przyjechał z
nią do Listkowa, pozostał w Warszawie, ubiegał się właśnie o posadę w
kancelarii adwokackiej. Anna zerkając na zegarek, ściskała mocno za niego
kciuki, w momencie gdy nadeszła godzina jego wejścia na rozmowę. W duchu
zazdrościła mu możliwości jakie się przed nim niespodziewanie otworzyły. Sama
zmuszona była przyjechać do Listkowa, do domu i patrzeć na puste cztery ściany,
spośród których nie wyłoni się już uśmiechnięta twarz matki, ani ojciec z
figlarną miną, zachęcający ją na partyjkę szachów.
Głęboko zamyślona
weszła na ganek i przekręciła klucz. Ostrożnie pchnęła drzwi, które otworzyły
się z cichym skrzypnięciem i weszła do środka. Zrzuciła plecak, oparła go o
ścianę w przedsionku i przeszła dalej, rozglądając się wewnątrz. Nic nie uległo
zmianie, od chwili kiedy była tu po raz ostatni. Półek nie pokryła jeszcze warstwa
kurzu, zegar nadal wybijał rytmicznie prawidłowy czas, zaś z żyrandola nie
zwisała ani jedna pajęczyna. Całe mieszkanie pogrążone było w głębokiej ciszy,
zupełnie jakby jego właściciele przed momentem wyjechali, zostawiając w zlewie
filiżanki po niedawno wypitej herbacie.
Anna drgnęła, gdy
usłyszała dźwięk dzwonka. Podbiegła do okna i wyjrzała przez firankę. Przy
bramce stał Michał.
- Skąd wiedziałeś, że już jestem?- z
impetem otworzyła drzwi na oścież.- W tej wiosce nadal nic się nie ukryje?
- A myślałaś, że coś się zmieniło?-
zachichotał, przytulając ją na powitanie.-
Czy ty znowu jesteś na diecie?- odsunął ją od siebie i przyjrzał jej się
uważnie.- Schudłaś jak diabli!
- Taaa, jasne.- mruknęła.- Za to tobie
dobrze się powodzi. Zapasłeś się, aż wstyd! Jak ta Alicja z tobą wytrzymuje!
- Anioł, nie kobieta.- zgodził się,
rozsiadając się w kuchni.- Anka, sorry, że będziesz tu sama, ale przy naszych
bliźniakach w ogóle w nocy oka nie zmrużysz. Lepiej, żebyś odpoczęła przed
robotą, wiesz jak jest.
- Aż tak ich energia rozpiera?
- Mało powiedziane.- westchnął.- Nie
uwierzysz, jak niezmordowane są te trzymiesięczne czorty!
Nieco
trzy miesiące wcześniej Michał został szczęśliwym ojcem dwójki rozkosznych bliźniąt,
Tomusia i Mirusia, całkowicie tracąc dla nich głowę, od momentu gdy tylko ich
ujrzał. Anna podzielała jego uczucia, maluchy były najsłodszymi maluchami,
jakie w życiu widziała.
- W razie jakbyś czegoś potrzebowała to
dzwoń.- wstał, zbierając się do wyjścia.- Jakbym nie odebrał to kręć do Ali. W
ostateczności dam ci telefon do Łukasza Bielskiego, mieszka niedaleko.
- Dzięki.- lekko zaskoczona odprowadziła
brata do bramy.- Jednak został, nie wyjechał stąd? Chciał iść na medycynę.
- Nie było komu przejąć ziemi.- wzruszył
ramionami.- Jego siostra wyszła za mąż, wyprowadziła się, rodzice zmarli…
-zawiesił głos.- Nic ci to nie mówi? Skądś to znamy, prawda?
Anna zamykając bramę
popatrzyła w kierunku wsi. Dwa domy dalej mieszkał Łukasz, trzy lata starszy kolega
z podstawówki, a zarazem pierwsza szkolna miłość. Nieraz z rozrzewnieniem
wspominała stare czasy, gdy w ukryciu pod ławkami krążyły pierwsze liściki, gdy
na tablicy ktoś po raz pierwszy przebił strzałą narysowane serce, i te śmiechy
z koleżankami, gdy któraś znalazła w plecaku pluszowe serce. Nieraz wiele
dałaby za to, by wrócić do tamtych
beztroskich lat.
Przed dwudziestą drugą
pościeliła łóżko i wskoczyła szybko pod kołdrę, szczękając zębami. Mimo
dwucyfrowej temperatury za oknem w mieszkaniu panował chłód, brak ogrzewania wyraźnie
dało się odczuć. Narzuciła na pościel dodatkowy koc i przykryła się po sam
czubek nosa.
Nieskazitelna cisza aż
dzwoniła w uszach i Anna poczuła się trochę niewyraźnie, przytłoczona jej
ogromem. Poruszyła się niespokojnie, gdy w pokoju usłyszała jakiś dźwięk.
Uchyliła powieki i bacznie zlustrowała wzrokiem cztery ściany i skrawek
podłogi. Nie widząc nic podejrzanego uspokoiła się, naciągając kołdrę powyżej
uszu. W duchu obiecała sobie następnego dnia poprosić brata o pomoc w
poprawieniu skrzypiącej podłogi.
Gdy niespodziewanie
uchyliły się drzwiczki z najwyższej półki w meblościance, Anna nie była w stanie
wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Patrzyła tylko z przerażeniem na otwierającą
się szafkę i wysypujące się na podłogę książki, a wraz z nimi kilka
pojedynczych kartek, które przez chwilę unosiły się w powietrzu, by po jakimś
czasie majestatycznie opaść na podłogę.
W pierwszej chwili
znieruchomiała ze strachu, zaraz jednak odzyskała panowanie nad sobą i
wyskoczyła z łóżka. Lekko dygocząc okryła się szlafrokiem, i zapaliła światło.
Z rezygnacją popatrzyła na stos książek i już miała zamiar z powrotem wyłączyć
oświetlenie, gdy jej wzrok padł na leżącą kilka kroków dalej jakąś fotografię.
Podeszła bliżej i wzięła ją do ręki. Wzruszyła się.
To było zdjęcie jej
matki.
II
- Nic się nie zmieniłaś przez te lata,
wyglądasz tak samo wspaniale!- Łukasz uśmiechnął się i wyciągnął rękę na
powitanie. Jego dłoń była przyjemna w dotyku, szorstka i twarda, jej siłę można
było wyczuć od pierwszego kontaktu.- Super, że przyjechałaś.
- Ja z kolei nie wiem czy tak się
cieszę.- Anna, trochę zmieszana, odwróciła wzrok.
Spotkali się na polu,
gdy następnego dnia wczesnym rankiem przyszła osobiście obejrzeć dawno nie widziane
łąki i zastanawiała się, gdzie jest najlepsze miejsce na wypuszczenie krów. O
szóstej rano nie spodziewała się nikogo tutaj spotkać, szła wsłuchując się w
poranny śpiew ptaków, jednak niespodziewanie z lasu wyszedł Łukasz. Szedł z
domu na skróty zobaczyć czy w jego ziemniakach nie pobuszowały przypadkiem
dziki.
Nieoczekiwane spotkanie
skonsternowało Annę. Z nieśmiałego, szczupłego chłopca w okularach, Łukasz
przeistoczył się w wysokiego, barczystego bruneta o przenikliwym spojrzeniu
zielonych oczu. W niczym nie przypominał siebie z dawnych lat i to ją zaskoczyło,
i lekko zdeprymowało. Nie wiedzieć czemu w pewnej chwili nie wiedziała co ma
zrobić z rękami.
Nie śmiał się, gdy
opowiedziała mu o nocnym wydarzeniu z książkami.
- To normalne, że przeżywasz co się
stało.- wyciągnął z ziemi stracha na wróble i wbił go ponownie.- Każdy
rozkminia to na swój sposób. Ale po co właściwie tu przyjechałaś? Chcesz wrócić
na wieś? Do krów?
- Nie, w żadnym razie.- zaprotestowała.-
Rodzice nie dali mi wyboru, w testamencie wyraźnie zastrzegli, że mogę sprzedać
dom dopiero po miesiącu prowadzenia gospodarstwa. Przyjechałam spełnić ich
prośbę i oto jestem.- rozłożyła ręce w nieco ironicznym geście.
- Pewnie myśleli, że to najlepszy sposób
na przekonanie ciebie do pozostania tu.- wsadził ręce do kieszeni.- Nie brali
pod uwagę, że możesz mieć już inne plany.
- Właśnie.- w zamyśleniu zerknęła przez
ramię na złocistą tarczę wschodzącego słońca.
- Zobacz, jak to jest.- odwrócił głowę,
podążając wzrokiem za jej spojrzeniem.- Zupełnie jakby coś przeczuwali, skoro
spisali ten testament.
Nie
odpowiedziała, czując znajomy ucisk w gardle.
- Jak ma na imię?- zmieniła temat,
pochylając się i głaszcząc owczarka niemieckiego, który Łukaszowi towarzyszył.
- Roxie.- uśmiechnął się i z czułością
poklepał psa.- Moja wspaniała towarzyszka.
***
Podłączając
krowy do dojarki Anna klęła na czym świat stoi. Michał z Alą nie odbierali
telefonu, Łukasz był poza zasięgiem sieci, a ona sama niewiele z tego
wszystkiego pamiętała. Na domiar złego, gdy zawibrowała jej w kieszeni komórka,
jedna z krów drgnęła wystraszona i kopnęła ją w kostkę. Posykując z bólu
pokuśtykała do drzwi i oparła się o framugę.
- Jak cudownie, że dzwonisz.- jęknęła do
Konrada.- Właśnie tego było mi trzeba: rozmowy z tobą!
- Co się stało?- zaniepokoił się.- Masz
jakiś dziwny głos.
- Krowa mnie kopnęła.- niespodziewanie
zarechotała do słuchawki.- Szkoda, że ciebie tu nie ma, i że tego nie widzisz.
Jak twoja rozmowa?
- Świetnie, przyjęli mnie!- obwieścił
triumfalnie.- Zaczynam za tydzień! Przyjedziesz na weekend? Musimy to uczcić!
- Wiesz, że nie mogę.- ściszyła głos.-
Ale strasznie się cieszę i gratuluję! Tęsknię za tobą, bardzo… -zniżyła
dwuznacznie głos.- Domyślasz się, jak bardzo?
- Nawet nie wiesz…
Dalszych słów Konrada już
nie słyszała, dostrzegłszy w przeciwległym krańcu obory jakiś ruch. Wstrzymała
oddech, zmrużyła oczy i wpatrzyła się intensywnie w zaskakujące poruszenie wśród
krów, które krążyły między sobą, zupełnie jakby kogoś między sobą
przepuszczając. W pewnym momencie jedna z nich zatrzymała się, zastrzygła
uszami w kierunku ściany i wydała głośne muczenie. Anna skierowała wzrok w
tamtą stronę i ze zdumieniem zaobserwowała odbijający się na ścianie kobiecy
cień, w sukni za kolana i kapeluszu na głowie.
Mimo irracjonalnej
sytuacji pomyślała bezwiednie, jak bardzo ów cień przypomina jej matkę, która
kochała piękne suknie i fikuśne okrycia głowy.
Z sercem przepełnionym
żalem i tęsknotą, Anna zrobiła krok do przodu, wyciągając rękę i raptownie
zjawisko zniknęło. Krowy z miejsca się uspokoiły, ustawiły się posłusznie do
dojenia, zaś na ścianie nie było nic. Jedynie cichy podmuch wiatru był dowodem
na to, że coś się wydarzyło.
Anna spojrzała na
ściśnięty w dłoni telefon. Konrad zdążył się już rozłączyć, a ona nie zapytała
go nawet jak sobie radzi, ani nie
powiedziała mu najważniejszego: jak bardzo go kocha.
- Świetnie dałaś radę!- Łukasz obejrzał
dokładnie podłączenie dojarki i podszedł do niej.- Dzisiejszy egzamin na medal.
Jak na początkującego rolnika idziesz jak burza.- zażartował.- Co się dzieje?-
zmarszczył brwi, patrząc na jej kredowobiałą twarz.
- Nie wiem, chyba nic.- odwróciła się ku
wyjściu i zaczerpnęła świeżego powietrza.- Jeśli zostanę tutaj jeszcze przez
miesiąc to wyląduję u psychiatry, słowo daję.
- Co, znowu jakieś duchy?- zaśmiał się
- Ha ha, bardzo zabawne.- mruknęła,
odwracając się na pięcie i oddalając się od obory.
Po drodze opowiedziała mu o zdarzeniu, sama nie do
końca wierząc w wypowiadane przez siebie słowa.
- Za dużo o tym wszystkim myślisz.-
powiedział miękko Łukasz.- Po prostu rób swoje przez ten miesiąc, pomogę ci,
przecież wiesz.
- Dzięki.- zdjęła rękawice.- Gdyby nie
było Michała i ciebie, nie dałabym tu sobie rady.
- Dałabyś.- odrzekł z pewnością.- Twarda
babka z ciebie. A co do duchów to może i mam rozwiązanie…- zawiesił głos.
- To znaczy?
- Przyszło mi do głowy, że może odwiedza
cię ten sam duch, który spaceruje po naszych podziemiach kredowych.- zaśmiał
się.- W końcu to nie tak daleko!
- Kochany, do Chełma mamy
dziewięćdziesiąt kilometrów, to nawet dla ducha szmat drogi!- uśmiechnęła się,
pomimo uścisku w żołądku.- Poza tym to nie miałoby najmniejszego sensu, po co
miałby akurat mnie odwiedzać? Ale dzięki, że starasz się mnie pocieszyć.
- Może masz ochotę na wycieczkę?-
zagadnął.- Byłaś kiedyś w tych podziemiach?
- Nawet kilka razy.- przesunęła taczkę.-
Tylko nie mów, że mnie tam zapraszasz.
- Owszem.- zabrał od niej taczkę i
przesunął w inne miejsce.- Najlepiej jak na miejscu rozmówisz się z Bieluchem i
powiesz, że nie życzysz sobie kolejnych wizyt.
- Myślisz, że mnie posłucha?- spytała z
ironią.
- Jeśli nie, to ja użyję moich
argumentów.- żartobliwie podwinął rękaw, by zaprezentować okazały biceps.
- Wariat!- zachichotała, skręcając w
stronę domu.- Ale pewnie masz rację, może powinnam się trochę rozerwać.
Podczas
wieczornej rozmowy z Konradem ani słowem nie wspomniała o wycieczce z Łukaszem.
Pomyślała, że kilkugodzinna wyprawa w towarzystwie przyjaznej duszy dobrze jej
zrobi i nie jest niczym złym. W końcu nie miała na celu żadnej zdrady, jedynie
odprężenie i dobrą zabawę.
Zwiedzając
z Łukaszem kredowe podziemia rozmyślała o swoich zachwytach nad Łazienkami czy
nad pałacem Krasińskich w Warszawie, i zdała sobie sprawę, że niewiele
wiedziała o swoim najbliższym mieście, do którego zawsze z wielkim sentymentem
przyjeżdżała. Fascynowała się miejscami, które tak naprawdę nie były bliskie
jej sercu, a niemal całkowicie zapomniała o tych, wśród których czuła się jak w
domu.
III
- Nie denerwuj się już tak tym
ciągnikiem!- uspokajał Annę Michał, przekrzykując ujadanie psów i ryk silnika
przejeżdżającego nieopodal motocykla.- Dam ci swój na te kilka dni, a ten muszę
obejrzeć, może coś uda mi się w nim podreperować.
- Znasz się na tym?- Anna spojrzała na
brata nieco podejrzliwie. Lubiła swój zielony traktor i żal było jej się z nim
rozstawać, zwłaszcza teraz, gdy miała przed sobą tak wiele pracy.
- Tyle, o ile.- uciął stanowczo,
sięgając do swojej torby z narzędziami.- Wystarczająco, by bardziej go nie
zepsuć.
- Świetnie!- ucieszyła się.- Może uda ci
się dzisiaj postawić go na nogi?
- Chyba na koła.- wymruczał, mocując się
ze śrubą.- Teraz idź stąd, nie stój mi nad głową. Bierz mój traktor i nie
marudź!
- Podłączysz mi kosiarkę?- spytała
potulnie.- Chciałabym dzisiaj skończyć ten kawałek.
- Kobieto…- stęknął, wstając z kolan.-
Jasne, że tak.
Wjeżdżając
z powrotem na łąkę, Anna zacisnęła mocniej pięści na kierownicy. W nowym
ciągniku brata czuła się niemal jak w limuzynie, w której wszystko robi wielkie
wrażenie, lecz strach cokolwiek dotknąć. Zerkając na różnego rodzaju przyciski
na desce rozdzielczej nie miała pojęcia do czego niektóre mogą służyć.
Zgasiła
silnik i odczuwając lekkie zmęczenie oparła się o siedzenie. Nie zostało jej
wiele do skoszenia, lecz mimo to chciała mieć to już za sobą. Dwa tygodnie
intensywnej pracy w gospodarstwie dawały już jej się bowiem mocno we znaki.
Będąc niemal w nieustannym ruchu, wieczorami padając do łóżka, marzyła o długiej
gorącej kąpieli. Jednakże wyczerpujące, przepełnione pracą dni sprawiały, że
stać ją było jedynie na błyskawiczny prysznic i jeszcze szybszy sen.
Patrząc na koszącego w
oddali Łukasza podziwiała z jak wielką wprawą operuje traktorem i kosiarką, i
dziękowała opatrzności, że nikt z bliska nie obserwuje jej nieporadnych zmagań
z tymi maszynami.
Sięgnęła ręką, by
ponownie uruchomić silnik i dokończyć koszenie, gdy jej wzrok zatrzymał się na
rozległym polu pszenicy. Zmrużyła oczy i wpatrzyła się w niewyraźny kształt,
który unosząc się nad łanami zboża, swoimi płynnymi posuwistymi ruchami dość
mocno przykuwał uwagę. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej wyraźny i
nieodparcie zbliżał się w jej stronę. W
pewnym momencie stał się na tyle widoczny, że Anna zrozumiała z całą
jasnością: to była kobieta, którą widziała kilka dni temu w oborze. Tą kobietą
była jej matka.
Przejrzysta postać
miała na głowie kapelusz i zdawała się mieć na sobie lekką, zwiewną suknię. Nie
było widać nóg, istota jakby płynęła nad kołyszącym się łanem zbóż, i nie
odrywała wzroku od miejsca, w którym znajdowała się Anna.
Dziewczyna siedziała
jak skamieniała, nie wierząc w to co widzi. Patrzyła szeroko otwartymi oczami
jak ledwie dostrzegalna postać zbliża się coraz szybciej w jej kierunku. Serce
tłukło jej się w piersi jak oszalałe, zaś na zaciśniętych na kierownicy
pięściach pobielały kostki. Ciało jej przeszył dreszcz, zaś w głowie miała
kompletną pustkę. Niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, ostatnią rzeczą jaką
zapamiętała był ogromny zbliżający się kapelusz matki i jej poważny, surowy
wzrok.
Gdy oprzytomniała,
zobaczyła, że leży na trawie, w pobliżu ciągnika, zaś nad nią pochyla się
zatroskany Łukasz. Za jego plecami stał Michał i wykrzykiwał do telefonu jakieś
gorączkowe zdania.
Dotknęła dłonią czoła i
powoli usiadła na trawie.
- Zemdlałam?- spytała niepewnie.
- Tak, leż spokojnie- Łukasz
uspokajająco pogładził ją po głowie i podłożył jej pod plecy jakiś koc.-
Wyleciałaś z tego ciągnika jak worek ziemniaków. Dobrze, że byłem niedaleko, od
razu podjechałem. Dobrze się czujesz?- zielone oczy wpatrywały się w nią
intensywnie z ogromnym niepokojem.
- Tak, chyba tak…- skinęła nieznacznie
głową.
Michał,
widząc, że siostra oprzytomniała natychmiast do niej podbiegł i przyklęknął z
drugiej strony.
- Nic ci nie jest?- spytał z
niepokojem.- Do grobu mnie wpędzisz, osiwieję przez ciebie!
- Wszystko ok.- w lekkim oszołomieniu
dotknęła bolącego ucha, zaś potem pomasowała lewą łopatkę, posykując z bólu.-
Chyba się nie uszkodziłam.
- Dlaczego nie włączyłaś klimy?- w jego
głosie słychać było nuty strachu.- Przecież tam można było się ugotować!
- Nie miałam pojęcia który to przycisk.-
wyznała z zawstydzeniem.- Trochę było mi głupio pytać.
- Przecież nie musisz na wszystkim się
znać.- Łukasz z niedowierzaniem pokręcił głową.- Nic nie musisz nic nikomu
udowadniać.
Anna pomasowała
skronie, czując nadchodzący ból głowy. Nie dość, że czuła się fatalnie, to
jeszcze ci dwaj postawili sobie za punkt honoru prawić jej kazanie.
- Aż dziwne, że tak to się skończyło.- Łukasz
pomógł jej wstać.- Że nic sobie nie zrobiłaś.
„Bo
była ze mną mama”, pomyślała melancholijnie, na wspomnienie zdarzenia sprzed
chwili. Mimo wszystko przeszył ją lekki dreszcz, gdy przywołała w pamięci obraz
rodzicielki płynącej nad łanami zbóż. Wyczuwała szóstym zmysłem, że te wizyty
mają na celu powiedzenie jej czegoś niezmiernie ważnego.
Michał
inaczej odczytał niepokój malujący się na twarzy siostry.
- Od dzisiaj śpisz z nami.- orzekł
kategorycznie.- Nie wracasz do tego pustego domu. Nieważne czy się wyśpisz czy
nie, muszę cię mieć na oku.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł.-
odrzekła niepewnie.- Zostawić zwierzęta same?
- Myśl o sobie, zwierzętom nic się nie
stanie.- Łukasz wsiadł do ciągnika i uśmiechnął się szeroko.- Słuchaj się
starszego brata, zwykle ma rację.
***
Anna,
zła na siebie za swoją słabość, z niechęcią usiadła na łóżku przygotowanym dla
niej przez Alicję. Wyprowadzkę z domu traktowała niemal jak zdradę rodziców, z
drugiej jednak strony nie wyobrażała sobie pozostania samej w pustym mieszkaniu
po ostatnich zdarzeniach.
Gdy usłyszała pukanie
do drzwi szczelniej otuliła się kocem. Uśmiechnęła się do zaglądającej Alicji.
- No jak tam? Rozpakowałaś się?- bratowa
usiadła naprzeciwko i patrzyła na nią ze współczuciem.- Jak się czujesz?
- Dzięki, wszystko dobrze, już się
ogarnęłam.- Anna wzięła do ręki szklankę z herbatą.- Wybacz, że tak wam się
zwaliłam na głowę.
- Przestań!- Alicja ze
zniecierpliwieniem machnęła ręką.- Kiedy ty u nas byłaś ostatnio? Rok temu?
Przynajmniej sobie poplotkujemy! Bardzo dobrze, że będziesz z nami, nie masz co
tam samej siedzieć i się stresować.
- Daj spokój, chyba po tym wszystkim
zacznę wierzyć w duchy.- Anna wypiła łyk i odstawiła szklankę.- Mam nadzieję,
że u was nie straszy.- dodała żartobliwie.
- Chwała Bogu, na razie nic takiego nie
było.- Alicja wzdrygnęła się.- Swoją drogą, wasi rodzice wpadli na dość oryginalny
pomysł.
- Też byłam zaskoczona.- przyznała
Anna.- Dlatego chcę jeszcze wytrzymać te dwa tygodnie, potem to wszystko
sprzedam i wracam do Warszawy. Kto wie, może wybuduję sobie jakiś domek pod
miastem…- rozmarzyła się.
- Proszę, jakie plany!- roześmiała się
Alicja.- Chyba masz tam do kogo wracać!
- Owszem, ktoś czeka na mnie.-
przytaknęła Anna.- Już odliczam dni do wyjazdu.- dodała z uśmiechem się
- Biedny Łukasz…- głos Alicji przybrał
matczyny ton.
- Dlaczego biedny?- zdumiała się Anna.- Nie
bardzo rozumiem..?
- Nie zauważyłaś jak na ciebie patrzy?
Ach, kiedy ostatnio Michał patrzył na mnie w ten sposób!- westchnęła tęsknie
Alicja.
IV
Długo wyczekiwany
miesiąc, spędzony częściowo w rodzinnym domu, a częściowo u brata, nareszcie
dobiegł końca. Anna pakowała się niespiesznie, rozglądając się bacznie dookoła
czy nie zostało coś jeszcze, by nie musiała ponownie wracać za kilka dni. Nie
przywiozła ze sobą zbyt wiele, jednak plecak wydawał się nad wyraz ciężki.
- Siostra, fajnie, że pobyłaś z nami.-
Michał starając się ukryć wzruszenie, mocno ją uścisnął.- Dawno tak sobie nie
pogadaliśmy. I długo już nie będzie takiej okazji.
- Będzie szybciej niż myślisz.- równie
przejęta oddała uścisk.- Będę przyjeżdżać jak najczęściej, obiecuję!
- Ty już nic nie obiecuj!- wtrąciła
Alicja.- Wcześniej tkwiłaś w książkach, a teraz jak się zakopiesz w te korpo,
to nikogo na ulicy nie rozpoznasz, taka będziesz zaganiana.
- Nie strasz mnie.- wzdrygnęła się
Anna.- Mam nadzieję, że mój luby postawi mnie do pionu.
- A propo, on na pewno przyjedzie po
ciebie? Może jednak ja ciebie podwiozę?- Michał wyjrzał przez okno.- O, chyba
już jednak jest…
Na
dźwięk tych słów Anna szybko postawiła plecak na podłogę i wybiegła z domu. Nie
zwracając na nic uwagi popędziła wprost do wysiadającego z samochodu Konrada.
- Cześć!- wykrzyknęła radośnie, rzucając
mu się na szyję.- Ale tęskniłam za tobą! Jak cudownie, że jesteś!
- Spokojnie, ktoś na nas patrzy.-
zamiast czułego powitania Konrad zerknął niespokojnie na przeciwległą stronę
ulicy i na nadchodzącego bez pośpiechu Łukasza.
- To tylko mój znajomy, nie stresuj
się.- wyjaśniła beztrosko.- Hej!- zamachała ręką do przyjaciela, by podszedł.-
To jest właśnie Konrad, o którym ci opowiadałam. Konrad, to jest Łukasz, mój
kolega z podstawówki.
Konrad
przez ułamek sekundy zwlekał, lecz po chwili wyciągnął rękę i niechętnie
uścisnął wyciągniętą dłoń.
- Witam.- odezwał się Łukasz.- Tyle o tobie
słyszałem, że w sumie się znamy.
- Nie wydaje mi się.- Konrad zmierzył go lekceważącym spojrzeniem i
odwrócił się w stronę Anny.- Nie zawieram takich znajomości. Anka, daj swój
bagaż, czas na nas.
Anna
poczuła nieodpartą chęć, by zapaść się pod ziemię. Zdezorientowana zachowaniem
Konrada zapakowała plecak do bagażnika i pożegnała się z bratem.
Odwróciła
się w stronę Łukasza.
- Dzięki za wszystko.- powiedziała
niepewnie, czując na sobie wzrok Konrada.- Za każdą pomoc, że mogłam na ciebie
liczyć.
- Nie ma sprawy, wiesz o tym.- wsadził
ręce do kieszeni.- Trzymaj się i myśl o sobie.
- Będę.- obiecała.- Ty też się trzymaj.
Konrad, nie czekając na
dalszy ciąg, zapalił silnik i ruszył szybko do przodu, a spod kół jego auta wyprysnęły
kamyki żwiru.
Anna przymknęła szybę,
zostawiając ją nieco uchyloną i popatrzyła na mężczyznę siedzącego u jej boku. Odniosła
wrażenie jakby go wcale nie znała, jakby to nie był ten sam Konrad, którego
poznała stojąc w kolejce po hamburgera. Jego zachowanie względem jej rodziny i
wobec Łukasza było więcej niż niewłaściwe.
W milczeniu patrzyła w
bok na mijane szybko wysokie sosny.
- Co cię dziś ukąsiło?- spytała wreszcie
po kilkunastu minutach milczenia, nie mogąc znieść przedłużającej się w
samochodzie ciszy.- Co się dzieje? Coś powiedziałam nie tak?
- Nie przeszkadzaj, prowadzę.- odrzekł
wyraźnie poirytowany.
- Przecież widzę, że coś nie tak.-
nalegała.
- Powiedziałem, że prowadzę!- podniósł
głos.- Mogłabyś się zamknąć?! A następnym razem jak będziesz miała zamiar
wyjechać na miesiąc czasu żeby spędzić sobie miło czas w tak doborowym
towarzystwie to po prostu mi to powiedz!
Anna
zszokowana skuliła się w sobie i zacisnęła palce na skórzanym pasku od torebki.
To nie działo się naprawdę. Konrad nigdy nie odzywał się do niej takim tonem.
Wpatrywała
się w milczeniu w asfalt, którego metry w błyskawicznym tempie połykał samochód
i w pewnym momencie coś zobaczyła. Coś, co znajdowało się na środku drogi. To
był leżący pies.
- Zatrzymaj się.- powiedziała, gdy
pojazd zaczął szybko się do niego zbliżać.- Stój!- wrzasnęła, gdy Konrad nie
zareagował na jej słowa.
W
ułamkach sekund zreflektował się i nacisnął pedał hamulca, zatrzymując się tuż
przy zwierzęciu.
Anna
wyskoczyła z auta i podeszła do psa. Poznała go w jednej chwili.
- To Roxie.- powiedziała bardziej do
siebie, opadając na kolana przy suczce.- Co ci się stało, wielkoludzie?-
spytała miękkim półgłosem, delikatnie zanurzając dłoń w gęstym futrze owczarka.
Roxie
popatrzyła na nią błagalnie i zaskomlała cicho.
- Jak to co, ktoś ją potrącił.- wzruszył
ramionami Konrad, wsadzając ręce do kieszeni.- Znasz tego psa? Czyj on jest?
- Łukasza.- odrzekła, wyciągając z
kieszeni telefon.- Zadzwonię i powiem mu, że podrzucamy ją do lekarza,
przyjedzie po nią za nami.
- Nigdzie nie będę wiózł żadnego psa!-
sprzeciwił się stanowczo Konrad.- A już na pewno nie tego wieśniaka!
- Zwariowałeś?- oburzyła się.- Co ty
wygadujesz? Przecież wcale go nie znasz!
- I bardzo dobrze, do szczęścia nie jest
mi to potrzebne.- odparował chłodno.- Chodź, zbieraj się, czas już na nas.
- Nie możemy tak zostawić rannego
zwierzaka!- zawołała z rozpaczą.- Ona sama zaraz tu zdechnie!
- Mało to psów na świecie?- prychnął
ironicznie, podchodząc do auta.- Jak nie ten to inny, wszystkie takie same
sierściuchy!
Anna
nie wierzyła własnym uszom, wsłuchując się w słowa człowieka, o którym jeszcze
niedawno myślała, że zostanie jej mężem.
Zdegustowana
i zraniona do głębi jego zachowaniem popatrzyła na leżącą nieruchomo Roxie.
Kątem oka zobaczyła
stojącą w odległości kilku metrów jakąś postać. Odwróciła głowę i omal nie
krzyknęła. Na drodze, w promieniach słońca i z nieziemską aureolą dookoła swej
uduchowionej postaci, stała jej matka. Patrzyła na Annę z powagą i czułością,
zaś jej spojrzenie na Konrada było pełne niepokoju. Wyciągnęła rękę w kierunku
Anny, podeszła do niej i z lekkim uśmiechem na bladych ustach dotknęła jej
ramienia. Anna znieruchomiała popatrzyła z bliska w pełne troski oczy matki i
po kilku sekundach zjawa zniknęła.
- Zasnęłaś czy jak?- Konrad gniewnie
domagał się odpowiedzi.- Wsiadaj, nie mamy czasu na takie rzeczy. Wynośmy się
stąd! Jak wrócisz do Warszawy to znormalniejesz, wszystko będzie jak dawniej.
Anna
w jednej chwili zrozumiała, skąd wzięły się ostatnie wizyty matki i co chciała
jej tym przekazać. Zerknęła na niezadowolonego Konrada i podjęła decyzję.
Podeszła
do samochodu, otworzyła bagażnik i wyjęła swój plecak.
- Jedź sam, nie wracam z tobą.-
oznajmiła spokojnie.
- Oszalałaś.- osłupiały przyglądał się,
jak dziewczyna ustawia plecak pieczołowicie na skraju drogi.- Nie myślisz
rozsądnie.
- To właśnie robię.- odrzekła,
podchodząc do psa.- Żegnaj.- powiedziała miękko do zdumionego mężczyzny.- Niech
ci się układa. Nasze drogi tutaj się rozchodzą. Powodzenia, Konrad.
Bez
żalu patrzyła jak rozwścieczony wsiada do samochodu i z impetem zatrzaskuje
drzwi.
***
Anna wysiadła z
taksówki około pół kilometra przed Listkowem. Ani słowem nie zdradziła się
bratu o swoim dzisiejszym przyjeździe. Chciała zrobić mu niespodziankę, zarówno
wizytą, jak i tym co miała mu do powiedzenia.
Na
jej widok odrzucił młotek i wyszedł na spotkanie.
- Ty tutaj? Tak szybko?- uścisnął ją
mocno.- Myślałem, że wpadniesz do nas teraz jakoś za rok.
- Widzisz, jak się za wami stęskniłam?-
roześmiała się.- Przyjechałam od razu żeby zdążyć z remontem. Jak nie skończę
przed jesienią to mnie zima zastanie i będziesz miał mnie na swojej głowie.
- Z jakim remontem? Jak przed jesienią?
Co masz na myśli?- Michał skołowany przeczesał dłonią włosy.- Chyba nie chcesz
powiedzieć…?
- Tak, właśnie to mam na myśli.- z szerokim
uśmiechem postawiła plecak przed domem i kucnęła przy nim, rozkoszując się
ciepłymi promieniami słońca.- Naprawiłeś mój traktor?
- Boże, ale mnie zaskoczyłaś, Anka!-
chwycił siostrę i jeszcze raz ją uścisnął.- Ty to potrafisz! Słyszałaś?-
zawołał do Alicji, wchodzącej na ganek.- Anka przyjechała i zostaje tutaj!
- Nie wiem dlaczego, ale czułam, że tak zrobisz.-
Alicja uśmiechnęła się szeroko i zerknęła znacząco w stronę Łukasza, który
wjechał ciągnikiem na podwórko i na widok Anny szybko z niego wyskoczył.- Jest
jeszcze jedna osoba, która bardzo się z tego ucieszy…
Anna
przymykając oczy głęboko wciągnęła powietrze płynące z położonego nieopodal
sosnowego lasu, które połączone z ciepłem kończącego się dnia niemal
przyprawiało o zawrót głowy. Uchyliła powieki i zaraz je zmrużyła pod wpływem
słońca, chylącego się ku zachodowi. Objęła wzrokiem rozległą zieleń łąk i
szumiące dookoła drzewa.
To
było jej miejsce na ziemi. Najpiękniejsze.