czwartek, 25 lipca 2019

Od nowa

Zamieszczam tym razem opowiadanie, które napisałam jakiś czas temu na konkurs "Fundacji ku przeszłości". Wysłałam je, nie żywiąc jakichkolwiek nadziei na to, że cokolwiek można by nim zdziałać.  Ku mojemu zdziwieniu okazało się kilka dni temu, że znalazłam się w gronie osób wyróżnionych! Do dnia dzisiejszego nie mogę wyjść ze zdumienia, i jednocześnie pomyślałam, że może jednak zasługuje na to, by znaleźć się na blogu...






I

Anna zeskoczyła z ostatniego schodka pociągu i lekko zachwiała się pod ciężarem ogromnego plecaka. Załadowała do niego resztę rzeczy, jakie pozostały w skromnym mieszkaniu studenckim, upchnęła ile tylko się dało, i oto wracała po studiach, ze świeżo upieczonym tytułem magistra prawa, w swoje rodzinne strony, do Listkowa.

Początkowo jej zamiary były zupełnie inne; po zakończeniu studiów z wzorowymi wynikami planowała otwarcie przewodu doktorskiego i pozostanie na uczelni, od zawsze bowiem jej wielkim marzeniem było zostać wykładowcą na renomowanym uniwersytecie. Jednakże niespodziewana śmierć rodziców sprzed pół roku obróciła wniwecz te plany i Anna musiała zmierzyć się z zaistniałą sytuacją i od nowa przemyśleć jak ma wyglądać jej przyszłość.

Dom rodzinny w Listkowie zawsze był oazą, do której z utęsknieniem wracała, aby odpocząć po ciężkich miesiącach intensywnej nauki, lecz nigdy, nawet przez ułamek sekundy, nie przeszło jej przez myśl, że jest to miejsce, w którym chciałaby spędzić resztę życia. Położony na końcu wioski, z dala od drogi, na skraju sosnowego lasu, z ciemnoczerwonym dachem i niebieskimi okiennicami, sprawiał wrażenie domku z baśni, do którego ma się chęć wejść, napić herbaty i ogrzać w cieple trzaskającego iskrami kominka.

I jeszcze Konrad, w którym zakochała się na czwartym roku studiów… Westchnęła głębiej i mocniej zacisnęła rękę na pasku plecaka.

Poznali się stojąc w kolejce po hamburgera w uczelnianym barze i od tamtej chwili byli praktycznie nie rozłączni. Zamieszkali razem na piątym roku, co bardzo ich do siebie zbliżyło i to właśnie wówczas zdecydowali, że kolejnym krokiem będzie ślub. W momencie, gdy planowali datę tego najważniejszego w ich życiu wydarzenia, zadzwonił telefon. Najbliższy sąsiad rodziców poinformował Annę o ich wypadku i ze szczegółami opowiadał o zderzeniu auta z ciężarówką. Śmierć na miejscu, auto w rowie, spóźniona karetka… Anna słyszała to wszystko jak przez mgłę. Sama zastanawiała się jak zdołała przez to przejść. Nie miałaby w sobie tyle hartu ducha gdyby nie Konrad. To w nim miała największe wsparcie i dzięki niemu dała radę stać na nogach, gdy słyszała kościelne dzwony nad trumną rodziców.

Po odczytaniu testamentu w kancelarii prawnej długo nie mogła dojść do siebie. Rodzice uczynili ją jedyną spadkobierczynią ich ponad stuhektarowego gospodarstwa i właścicielką sześćdziesięciu trzech krów. Starszy brat Michał posiadał własne gospodarstwo i niespieszno mu było obejmować w posiadanie dodatkowych hektarów ziemi. Siostrze poradził przyjechać, rozejrzeć się i dopiero podejmować decyzje, a nie mądrzyć się z wysokości dwunastu pięter warszawskiego mieszkania.

Konrad nie przyjechał z nią do Listkowa, pozostał w Warszawie, ubiegał się właśnie o posadę w kancelarii adwokackiej. Anna zerkając na zegarek, ściskała mocno za niego kciuki, w momencie gdy nadeszła godzina jego wejścia na rozmowę. W duchu zazdrościła mu możliwości jakie się przed nim niespodziewanie otworzyły. Sama zmuszona była przyjechać do Listkowa, do domu i patrzeć na puste cztery ściany, spośród których nie wyłoni się już uśmiechnięta twarz matki, ani ojciec z figlarną miną, zachęcający ją na partyjkę szachów.

Głęboko zamyślona weszła na ganek i przekręciła klucz. Ostrożnie pchnęła drzwi, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem i weszła do środka. Zrzuciła plecak, oparła go o ścianę w przedsionku i przeszła dalej, rozglądając się wewnątrz. Nic nie uległo zmianie, od chwili kiedy była tu po raz ostatni. Półek nie pokryła jeszcze warstwa kurzu, zegar nadal wybijał rytmicznie prawidłowy czas, zaś z żyrandola nie zwisała ani jedna pajęczyna. Całe mieszkanie pogrążone było w głębokiej ciszy, zupełnie jakby jego właściciele przed momentem wyjechali, zostawiając w zlewie filiżanki po niedawno wypitej herbacie.

Anna drgnęła, gdy usłyszała dźwięk dzwonka. Podbiegła do okna i wyjrzała przez firankę. Przy bramce stał Michał.

- Skąd wiedziałeś, że już jestem?- z impetem otworzyła drzwi na oścież.- W tej wiosce nadal nic się nie ukryje?

- A myślałaś, że coś się zmieniło?- zachichotał,  przytulając ją na powitanie.- Czy ty znowu jesteś na diecie?- odsunął ją od siebie i przyjrzał jej się uważnie.- Schudłaś jak diabli!

- Taaa, jasne.- mruknęła.- Za to tobie dobrze się powodzi. Zapasłeś się, aż wstyd! Jak ta Alicja z tobą wytrzymuje!

- Anioł, nie kobieta.- zgodził się, rozsiadając się w kuchni.- Anka, sorry, że będziesz tu sama, ale przy naszych bliźniakach w ogóle w nocy oka nie zmrużysz. Lepiej, żebyś odpoczęła przed robotą, wiesz jak jest.

- Aż tak ich energia rozpiera?

- Mało powiedziane.- westchnął.- Nie uwierzysz, jak niezmordowane są te trzymiesięczne czorty!

            Nieco trzy miesiące wcześniej Michał został szczęśliwym ojcem dwójki rozkosznych bliźniąt, Tomusia i Mirusia, całkowicie tracąc dla nich głowę, od momentu gdy tylko ich ujrzał. Anna podzielała jego uczucia, maluchy były najsłodszymi maluchami, jakie w życiu widziała.

- W razie jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.- wstał, zbierając się do wyjścia.- Jakbym nie odebrał to kręć do Ali. W ostateczności dam ci telefon do Łukasza Bielskiego, mieszka niedaleko.

- Dzięki.- lekko zaskoczona odprowadziła brata do bramy.- Jednak został, nie wyjechał stąd? Chciał iść na medycynę.

- Nie było komu przejąć ziemi.- wzruszył ramionami.- Jego siostra wyszła za mąż, wyprowadziła się, rodzice zmarli… -zawiesił głos.- Nic ci to nie mówi? Skądś to znamy, prawda?

Anna zamykając bramę popatrzyła w kierunku wsi. Dwa domy dalej mieszkał Łukasz, trzy lata starszy kolega z podstawówki, a zarazem pierwsza szkolna miłość. Nieraz z rozrzewnieniem wspominała stare czasy, gdy w ukryciu pod ławkami krążyły pierwsze liściki, gdy na tablicy ktoś po raz pierwszy przebił strzałą narysowane serce, i te śmiechy z koleżankami, gdy któraś znalazła w plecaku pluszowe serce. Nieraz wiele dałaby za to, by  wrócić do tamtych beztroskich lat.

Przed dwudziestą drugą pościeliła łóżko i wskoczyła szybko pod kołdrę, szczękając zębami. Mimo dwucyfrowej temperatury za oknem w mieszkaniu panował chłód, brak ogrzewania wyraźnie dało się odczuć. Narzuciła na pościel dodatkowy koc i przykryła się po sam czubek nosa.

Nieskazitelna cisza aż dzwoniła w uszach i Anna poczuła się trochę niewyraźnie, przytłoczona jej ogromem. Poruszyła się niespokojnie, gdy w pokoju usłyszała jakiś dźwięk. Uchyliła powieki i bacznie zlustrowała wzrokiem cztery ściany i skrawek podłogi. Nie widząc nic podejrzanego uspokoiła się, naciągając kołdrę powyżej uszu. W duchu obiecała sobie następnego dnia poprosić brata o pomoc w poprawieniu skrzypiącej podłogi.

Gdy niespodziewanie uchyliły się drzwiczki z najwyższej półki w meblościance, Anna nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Patrzyła tylko z przerażeniem na otwierającą się szafkę i wysypujące się na podłogę książki, a wraz z nimi kilka pojedynczych kartek, które przez chwilę unosiły się w powietrzu, by po jakimś czasie majestatycznie opaść na podłogę.

W pierwszej chwili znieruchomiała ze strachu, zaraz jednak odzyskała panowanie nad sobą i wyskoczyła z łóżka. Lekko dygocząc okryła się szlafrokiem, i zapaliła światło. Z rezygnacją popatrzyła na stos książek i już miała zamiar z powrotem wyłączyć oświetlenie, gdy jej wzrok padł na leżącą kilka kroków dalej jakąś fotografię. Podeszła bliżej i wzięła ją do ręki. Wzruszyła się.

To było zdjęcie jej matki.

II

- Nic się nie zmieniłaś przez te lata, wyglądasz tak samo wspaniale!- Łukasz uśmiechnął się i wyciągnął rękę na powitanie. Jego dłoń była przyjemna w dotyku, szorstka i twarda, jej siłę można było wyczuć od pierwszego kontaktu.- Super, że przyjechałaś.

- Ja z kolei nie wiem czy tak się cieszę.- Anna, trochę zmieszana, odwróciła wzrok.

Spotkali się na polu, gdy następnego dnia wczesnym rankiem przyszła osobiście obejrzeć dawno nie widziane łąki i zastanawiała się, gdzie jest najlepsze miejsce na wypuszczenie krów. O szóstej rano nie spodziewała się nikogo tutaj spotkać, szła wsłuchując się w poranny śpiew ptaków, jednak niespodziewanie z lasu wyszedł Łukasz. Szedł z domu na skróty zobaczyć czy w jego ziemniakach nie pobuszowały przypadkiem dziki.

Nieoczekiwane spotkanie skonsternowało Annę. Z nieśmiałego, szczupłego chłopca w okularach, Łukasz przeistoczył się w wysokiego, barczystego bruneta o przenikliwym spojrzeniu zielonych oczu. W niczym nie przypominał siebie z dawnych lat i to ją zaskoczyło, i lekko zdeprymowało. Nie wiedzieć czemu w pewnej chwili nie wiedziała co ma zrobić z rękami.

Nie śmiał się, gdy opowiedziała mu o nocnym wydarzeniu z książkami.

- To normalne, że przeżywasz co się stało.- wyciągnął z ziemi stracha na wróble i wbił go ponownie.- Każdy rozkminia to na swój sposób. Ale po co właściwie tu przyjechałaś? Chcesz wrócić na wieś? Do krów?

- Nie, w żadnym razie.- zaprotestowała.- Rodzice nie dali mi wyboru, w testamencie wyraźnie zastrzegli, że mogę sprzedać dom dopiero po miesiącu prowadzenia gospodarstwa. Przyjechałam spełnić ich prośbę i oto jestem.- rozłożyła ręce w nieco ironicznym geście.

- Pewnie myśleli, że to najlepszy sposób na przekonanie ciebie do pozostania tu.- wsadził ręce do kieszeni.- Nie brali pod uwagę, że możesz mieć już inne plany.

- Właśnie.- w zamyśleniu zerknęła przez ramię na złocistą tarczę wschodzącego słońca.

- Zobacz, jak to jest.- odwrócił głowę, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem.- Zupełnie jakby coś przeczuwali, skoro spisali ten testament.

            Nie odpowiedziała, czując znajomy ucisk w gardle.

- Jak ma na imię?- zmieniła temat, pochylając się i głaszcząc owczarka niemieckiego, który Łukaszowi towarzyszył.

- Roxie.- uśmiechnął się i z czułością poklepał psa.- Moja wspaniała towarzyszka.




***

            Podłączając krowy do dojarki Anna klęła na czym świat stoi. Michał z Alą nie odbierali telefonu, Łukasz był poza zasięgiem sieci, a ona sama niewiele z tego wszystkiego pamiętała. Na domiar złego, gdy zawibrowała jej w kieszeni komórka, jedna z krów drgnęła wystraszona i kopnęła ją w kostkę. Posykując z bólu pokuśtykała do drzwi i oparła się o framugę.

- Jak cudownie, że dzwonisz.- jęknęła do Konrada.- Właśnie tego było mi trzeba: rozmowy z tobą!

- Co się stało?- zaniepokoił się.- Masz jakiś dziwny głos.

- Krowa mnie kopnęła.- niespodziewanie zarechotała do słuchawki.- Szkoda, że ciebie tu nie ma, i że tego nie widzisz. Jak twoja rozmowa?

- Świetnie, przyjęli mnie!- obwieścił triumfalnie.- Zaczynam za tydzień! Przyjedziesz na weekend? Musimy to uczcić!

- Wiesz, że nie mogę.- ściszyła głos.- Ale strasznie się cieszę i gratuluję! Tęsknię za tobą, bardzo… -zniżyła dwuznacznie głos.- Domyślasz się, jak bardzo?

- Nawet nie wiesz…

Dalszych słów Konrada już nie słyszała, dostrzegłszy w przeciwległym krańcu obory jakiś ruch. Wstrzymała oddech, zmrużyła oczy i wpatrzyła się intensywnie w zaskakujące poruszenie wśród krów, które krążyły między sobą, zupełnie jakby kogoś między sobą przepuszczając. W pewnym momencie jedna z nich zatrzymała się, zastrzygła uszami w kierunku ściany i wydała głośne muczenie. Anna skierowała wzrok w tamtą stronę i ze zdumieniem zaobserwowała odbijający się na ścianie kobiecy cień, w sukni za kolana i kapeluszu na głowie.

Mimo irracjonalnej sytuacji pomyślała bezwiednie, jak bardzo ów cień przypomina jej matkę, która kochała piękne suknie i fikuśne okrycia głowy.

Z sercem przepełnionym żalem i tęsknotą, Anna zrobiła krok do przodu, wyciągając rękę i raptownie zjawisko zniknęło. Krowy z miejsca się uspokoiły, ustawiły się posłusznie do dojenia, zaś na ścianie nie było nic. Jedynie cichy podmuch wiatru był dowodem na to, że coś się wydarzyło.

Anna spojrzała na ściśnięty w dłoni telefon. Konrad zdążył się już rozłączyć, a ona nie zapytała go nawet jak sobie radzi,  ani nie powiedziała mu najważniejszego: jak bardzo go kocha.

- Świetnie dałaś radę!- Łukasz obejrzał dokładnie podłączenie dojarki i podszedł do niej.- Dzisiejszy egzamin na medal. Jak na początkującego rolnika idziesz jak burza.- zażartował.- Co się dzieje?- zmarszczył brwi, patrząc na jej kredowobiałą twarz.

- Nie wiem, chyba nic.- odwróciła się ku wyjściu i zaczerpnęła świeżego powietrza.- Jeśli zostanę tutaj jeszcze przez miesiąc to wyląduję u psychiatry, słowo daję.

- Co, znowu jakieś duchy?- zaśmiał się

- Ha ha, bardzo zabawne.- mruknęła, odwracając się na pięcie i oddalając się od obory.

Po  drodze opowiedziała mu o zdarzeniu, sama nie do końca wierząc w wypowiadane przez siebie słowa.

- Za dużo o tym wszystkim myślisz.- powiedział miękko Łukasz.- Po prostu rób swoje przez ten miesiąc, pomogę ci, przecież wiesz.

- Dzięki.- zdjęła rękawice.- Gdyby nie było Michała i ciebie, nie dałabym tu sobie rady.

- Dałabyś.- odrzekł z pewnością.- Twarda babka z ciebie. A co do duchów to może i mam rozwiązanie…- zawiesił głos.

- To znaczy?

- Przyszło mi do głowy, że może odwiedza cię ten sam duch, który spaceruje po naszych podziemiach kredowych.- zaśmiał się.- W końcu to nie tak daleko!

- Kochany, do Chełma mamy dziewięćdziesiąt kilometrów, to nawet dla ducha szmat drogi!- uśmiechnęła się, pomimo uścisku w żołądku.- Poza tym to nie miałoby najmniejszego sensu, po co miałby akurat mnie odwiedzać? Ale dzięki, że starasz się mnie pocieszyć.

- Może masz ochotę na wycieczkę?- zagadnął.- Byłaś kiedyś w tych podziemiach?

- Nawet kilka razy.- przesunęła taczkę.- Tylko nie mów, że mnie tam zapraszasz.

- Owszem.- zabrał od niej taczkę i przesunął w inne miejsce.- Najlepiej jak na miejscu rozmówisz się z Bieluchem i powiesz, że nie życzysz sobie kolejnych wizyt.

- Myślisz, że mnie posłucha?- spytała z ironią.

- Jeśli nie, to ja użyję moich argumentów.- żartobliwie podwinął rękaw, by zaprezentować okazały biceps.

- Wariat!- zachichotała, skręcając w stronę domu.- Ale pewnie masz rację, może powinnam się trochę rozerwać.

            Podczas wieczornej rozmowy z Konradem ani słowem nie wspomniała o wycieczce z Łukaszem. Pomyślała, że kilkugodzinna wyprawa w towarzystwie przyjaznej duszy dobrze jej zrobi i nie jest niczym złym. W końcu nie miała na celu żadnej zdrady, jedynie odprężenie i dobrą zabawę.

            Zwiedzając z Łukaszem kredowe podziemia rozmyślała o swoich zachwytach nad Łazienkami czy nad pałacem Krasińskich w Warszawie, i zdała sobie sprawę, że niewiele wiedziała o swoim najbliższym mieście, do którego zawsze z wielkim sentymentem przyjeżdżała. Fascynowała się miejscami, które tak naprawdę nie były bliskie jej sercu, a niemal całkowicie zapomniała o tych, wśród których czuła się jak w domu.



III

- Nie denerwuj się już tak tym ciągnikiem!- uspokajał Annę Michał, przekrzykując ujadanie psów i ryk silnika przejeżdżającego nieopodal motocykla.- Dam ci swój na te kilka dni, a ten muszę obejrzeć, może coś uda mi się w nim podreperować.

- Znasz się na tym?- Anna spojrzała na brata nieco podejrzliwie. Lubiła swój zielony traktor i żal było jej się z nim rozstawać, zwłaszcza teraz, gdy miała przed sobą tak wiele pracy.

- Tyle, o ile.- uciął stanowczo, sięgając do swojej torby z narzędziami.- Wystarczająco, by bardziej go nie zepsuć.

- Świetnie!- ucieszyła się.- Może uda ci się dzisiaj postawić go na nogi?

- Chyba na koła.- wymruczał, mocując się ze śrubą.- Teraz idź stąd, nie stój mi nad głową. Bierz mój traktor i nie marudź!

- Podłączysz mi kosiarkę?- spytała potulnie.- Chciałabym dzisiaj skończyć ten kawałek.

- Kobieto…- stęknął, wstając z kolan.- Jasne, że tak.

            Wjeżdżając z powrotem na łąkę, Anna zacisnęła mocniej pięści na kierownicy. W nowym ciągniku brata czuła się niemal jak w limuzynie, w której wszystko robi wielkie wrażenie, lecz strach cokolwiek dotknąć. Zerkając na różnego rodzaju przyciski na desce rozdzielczej nie miała pojęcia do czego niektóre mogą służyć.

            Zgasiła silnik i odczuwając lekkie zmęczenie oparła się o siedzenie. Nie zostało jej wiele do skoszenia, lecz mimo to chciała mieć to już za sobą. Dwa tygodnie intensywnej pracy w gospodarstwie dawały już jej się bowiem mocno we znaki. Będąc niemal w nieustannym ruchu, wieczorami padając do łóżka, marzyła o długiej gorącej kąpieli. Jednakże wyczerpujące, przepełnione pracą dni sprawiały, że stać ją było jedynie na błyskawiczny prysznic i jeszcze szybszy sen.

Patrząc na koszącego w oddali Łukasza podziwiała z jak wielką wprawą operuje traktorem i kosiarką, i dziękowała opatrzności, że nikt z bliska nie obserwuje jej nieporadnych zmagań z tymi maszynami.

Sięgnęła ręką, by ponownie uruchomić silnik i dokończyć koszenie, gdy jej wzrok zatrzymał się na rozległym polu pszenicy. Zmrużyła oczy i wpatrzyła się w niewyraźny kształt, który unosząc się nad łanami zboża, swoimi płynnymi posuwistymi ruchami dość mocno przykuwał uwagę. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej wyraźny i nieodparcie zbliżał się w jej stronę. W  pewnym momencie stał się na tyle widoczny, że Anna zrozumiała z całą jasnością: to była kobieta, którą widziała kilka dni temu w oborze. Tą kobietą była jej matka.

Przejrzysta postać miała na głowie kapelusz i zdawała się mieć na sobie lekką, zwiewną suknię. Nie było widać nóg, istota jakby płynęła nad kołyszącym się łanem zbóż, i nie odrywała wzroku od miejsca, w którym znajdowała się Anna.

Dziewczyna siedziała jak skamieniała, nie wierząc w to co widzi. Patrzyła szeroko otwartymi oczami jak ledwie dostrzegalna postać zbliża się coraz szybciej w jej kierunku. Serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe, zaś na zaciśniętych na kierownicy pięściach pobielały kostki. Ciało jej przeszył dreszcz, zaś w głowie miała kompletną pustkę. Niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, ostatnią rzeczą jaką zapamiętała był ogromny zbliżający się kapelusz matki i jej poważny, surowy wzrok.

Gdy oprzytomniała, zobaczyła, że leży na trawie, w pobliżu ciągnika, zaś nad nią pochyla się zatroskany Łukasz. Za jego plecami stał Michał i wykrzykiwał do telefonu jakieś gorączkowe zdania.

Dotknęła dłonią czoła i powoli usiadła na trawie.

- Zemdlałam?- spytała niepewnie.

- Tak, leż spokojnie- Łukasz uspokajająco pogładził ją po głowie i podłożył jej pod plecy jakiś koc.- Wyleciałaś z tego ciągnika jak worek ziemniaków. Dobrze, że byłem niedaleko, od razu podjechałem. Dobrze się czujesz?- zielone oczy wpatrywały się w nią intensywnie z ogromnym niepokojem.

- Tak, chyba tak…- skinęła nieznacznie głową.

            Michał, widząc, że siostra oprzytomniała natychmiast do niej podbiegł i przyklęknął z drugiej strony.

- Nic ci nie jest?- spytał z niepokojem.- Do grobu mnie wpędzisz, osiwieję przez ciebie!

- Wszystko ok.- w lekkim oszołomieniu dotknęła bolącego ucha, zaś potem pomasowała lewą łopatkę, posykując z bólu.- Chyba się nie uszkodziłam.

- Dlaczego nie włączyłaś klimy?- w jego głosie słychać było nuty strachu.- Przecież tam można było się ugotować!

- Nie miałam pojęcia który to przycisk.- wyznała z zawstydzeniem.- Trochę było mi głupio pytać.

- Przecież nie musisz na wszystkim się znać.- Łukasz z niedowierzaniem pokręcił głową.- Nic nie musisz nic nikomu udowadniać.

Anna pomasowała skronie, czując nadchodzący ból głowy. Nie dość, że czuła się fatalnie, to jeszcze ci dwaj postawili sobie za punkt honoru prawić jej kazanie.

- Aż dziwne, że tak to się skończyło.- Łukasz pomógł jej wstać.- Że nic sobie nie zrobiłaś.

            „Bo była ze mną mama”, pomyślała melancholijnie, na wspomnienie zdarzenia sprzed chwili. Mimo wszystko przeszył ją lekki dreszcz, gdy przywołała w pamięci obraz rodzicielki płynącej nad łanami zbóż. Wyczuwała szóstym zmysłem, że te wizyty mają na celu powiedzenie jej czegoś niezmiernie ważnego.

            Michał inaczej odczytał niepokój malujący się na twarzy siostry.

- Od dzisiaj śpisz z nami.- orzekł kategorycznie.- Nie wracasz do tego pustego domu. Nieważne czy się wyśpisz czy nie, muszę cię mieć na oku.

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł.- odrzekła niepewnie.- Zostawić zwierzęta same?

- Myśl o sobie, zwierzętom nic się nie stanie.- Łukasz wsiadł do ciągnika i uśmiechnął się szeroko.- Słuchaj się starszego brata, zwykle ma rację.



***

            Anna, zła na siebie za swoją słabość, z niechęcią usiadła na łóżku przygotowanym dla niej przez Alicję. Wyprowadzkę z domu traktowała niemal jak zdradę rodziców, z drugiej jednak strony nie wyobrażała sobie pozostania samej w pustym mieszkaniu po ostatnich zdarzeniach.

Gdy usłyszała pukanie do drzwi szczelniej otuliła się kocem. Uśmiechnęła się do zaglądającej Alicji.

- No jak tam? Rozpakowałaś się?- bratowa usiadła naprzeciwko i patrzyła na nią ze współczuciem.- Jak się czujesz?

- Dzięki, wszystko dobrze, już się ogarnęłam.- Anna wzięła do ręki szklankę z herbatą.- Wybacz, że tak wam się zwaliłam na głowę.

- Przestań!- Alicja ze zniecierpliwieniem machnęła ręką.- Kiedy ty u nas byłaś ostatnio? Rok temu? Przynajmniej sobie poplotkujemy! Bardzo dobrze, że będziesz z nami, nie masz co tam samej siedzieć i się stresować.

- Daj spokój, chyba po tym wszystkim zacznę wierzyć w duchy.- Anna wypiła łyk i odstawiła szklankę.- Mam nadzieję, że u was nie straszy.- dodała żartobliwie.

- Chwała Bogu, na razie nic takiego nie było.- Alicja wzdrygnęła się.- Swoją drogą, wasi rodzice wpadli na dość oryginalny pomysł.

- Też byłam zaskoczona.- przyznała Anna.- Dlatego chcę jeszcze wytrzymać te dwa tygodnie, potem to wszystko sprzedam i wracam do Warszawy. Kto wie, może wybuduję sobie jakiś domek pod miastem…- rozmarzyła się.

- Proszę, jakie plany!- roześmiała się Alicja.- Chyba masz tam do kogo wracać!

- Owszem, ktoś czeka na mnie.- przytaknęła Anna.- Już odliczam dni do wyjazdu.- dodała z uśmiechem się

- Biedny Łukasz…- głos Alicji przybrał matczyny ton.

- Dlaczego biedny?- zdumiała się Anna.- Nie bardzo rozumiem..?

- Nie zauważyłaś jak na ciebie patrzy? Ach, kiedy ostatnio Michał patrzył na mnie w ten sposób!- westchnęła tęsknie Alicja.



IV

Długo wyczekiwany miesiąc, spędzony częściowo w rodzinnym domu, a częściowo u brata, nareszcie dobiegł końca. Anna pakowała się niespiesznie, rozglądając się bacznie dookoła czy nie zostało coś jeszcze, by nie musiała ponownie wracać za kilka dni. Nie przywiozła ze sobą zbyt wiele, jednak plecak wydawał się nad wyraz ciężki.

- Siostra, fajnie, że pobyłaś z nami.- Michał starając się ukryć wzruszenie, mocno ją uścisnął.- Dawno tak sobie nie pogadaliśmy. I długo już nie będzie takiej okazji.

- Będzie szybciej niż myślisz.- równie przejęta oddała uścisk.- Będę przyjeżdżać jak najczęściej, obiecuję!

- Ty już nic nie obiecuj!- wtrąciła Alicja.- Wcześniej tkwiłaś w książkach, a teraz jak się zakopiesz w te korpo, to nikogo na ulicy nie rozpoznasz, taka będziesz zaganiana.

- Nie strasz mnie.- wzdrygnęła się Anna.- Mam nadzieję, że mój luby postawi mnie do pionu.

- A propo, on na pewno przyjedzie po ciebie? Może jednak ja ciebie podwiozę?- Michał wyjrzał przez okno.- O, chyba już jednak jest…

            Na dźwięk tych słów Anna szybko postawiła plecak na podłogę i wybiegła z domu. Nie zwracając na nic uwagi popędziła wprost do wysiadającego z samochodu Konrada.

- Cześć!- wykrzyknęła radośnie, rzucając mu się na szyję.- Ale tęskniłam za tobą! Jak cudownie, że jesteś!

- Spokojnie, ktoś na nas patrzy.- zamiast czułego powitania Konrad zerknął niespokojnie na przeciwległą stronę ulicy i na nadchodzącego bez pośpiechu Łukasza.

- To tylko mój znajomy, nie stresuj się.- wyjaśniła beztrosko.- Hej!- zamachała ręką do przyjaciela, by podszedł.- To jest właśnie Konrad, o którym ci opowiadałam. Konrad, to jest Łukasz, mój kolega z podstawówki.

            Konrad przez ułamek sekundy zwlekał, lecz po chwili wyciągnął rękę i niechętnie uścisnął wyciągniętą dłoń.

- Witam.- odezwał się Łukasz.- Tyle o tobie słyszałem, że w sumie się znamy.

- Nie wydaje mi się.- Konrad  zmierzył go lekceważącym spojrzeniem i odwrócił się w stronę Anny.- Nie zawieram takich znajomości. Anka, daj swój bagaż, czas na nas.

            Anna poczuła nieodpartą chęć, by zapaść się pod ziemię. Zdezorientowana zachowaniem Konrada zapakowała plecak do bagażnika i pożegnała się z bratem.

            Odwróciła się w stronę Łukasza.

- Dzięki za wszystko.- powiedziała niepewnie, czując na sobie wzrok Konrada.- Za każdą pomoc, że mogłam na ciebie liczyć.

- Nie ma sprawy, wiesz o tym.- wsadził ręce do kieszeni.- Trzymaj się i myśl o sobie.

- Będę.- obiecała.- Ty też się trzymaj.

Konrad, nie czekając na dalszy ciąg, zapalił silnik i ruszył szybko do przodu, a spod kół jego auta wyprysnęły kamyki żwiru.

Anna przymknęła szybę, zostawiając ją nieco uchyloną i popatrzyła na mężczyznę siedzącego u jej boku. Odniosła wrażenie jakby go wcale nie znała, jakby to nie był ten sam Konrad, którego poznała stojąc w kolejce po hamburgera. Jego zachowanie względem jej rodziny i wobec Łukasza było więcej niż niewłaściwe.

W milczeniu patrzyła w bok na mijane szybko wysokie sosny.

- Co cię dziś ukąsiło?- spytała wreszcie po kilkunastu minutach milczenia, nie mogąc znieść przedłużającej się w samochodzie ciszy.- Co się dzieje? Coś powiedziałam nie tak?

- Nie przeszkadzaj, prowadzę.- odrzekł wyraźnie poirytowany.

- Przecież widzę, że coś nie tak.- nalegała.

- Powiedziałem, że prowadzę!- podniósł głos.- Mogłabyś się zamknąć?! A następnym razem jak będziesz miała zamiar wyjechać na miesiąc czasu żeby spędzić sobie miło czas w tak doborowym towarzystwie to po prostu mi to powiedz!

            Anna zszokowana skuliła się w sobie i zacisnęła palce na skórzanym pasku od torebki. To nie działo się naprawdę. Konrad nigdy nie odzywał się do niej takim tonem.

            Wpatrywała się w milczeniu w asfalt, którego metry w błyskawicznym tempie połykał samochód i w pewnym momencie coś zobaczyła. Coś, co znajdowało się na środku drogi. To był leżący pies.

- Zatrzymaj się.- powiedziała, gdy pojazd zaczął szybko się do niego zbliżać.- Stój!- wrzasnęła, gdy Konrad nie zareagował na jej słowa.

            W ułamkach sekund zreflektował się i nacisnął pedał hamulca, zatrzymując się tuż przy zwierzęciu.

            Anna wyskoczyła z auta i podeszła do psa. Poznała go w jednej chwili.

- To Roxie.- powiedziała bardziej do siebie, opadając na kolana przy suczce.- Co ci się stało, wielkoludzie?- spytała miękkim półgłosem, delikatnie zanurzając dłoń w gęstym futrze owczarka.

            Roxie popatrzyła na nią błagalnie i zaskomlała cicho.

- Jak to co, ktoś ją potrącił.- wzruszył ramionami Konrad, wsadzając ręce do kieszeni.- Znasz tego psa? Czyj on jest?

- Łukasza.- odrzekła, wyciągając z kieszeni telefon.- Zadzwonię i powiem mu, że podrzucamy ją do lekarza, przyjedzie po nią za nami.

- Nigdzie nie będę wiózł żadnego psa!- sprzeciwił się stanowczo Konrad.- A już na pewno nie tego wieśniaka!

- Zwariowałeś?- oburzyła się.- Co ty wygadujesz? Przecież wcale go nie znasz!

- I bardzo dobrze, do szczęścia nie jest mi to potrzebne.- odparował chłodno.- Chodź, zbieraj się, czas już na nas.

- Nie możemy tak zostawić rannego zwierzaka!- zawołała z rozpaczą.- Ona sama zaraz tu zdechnie!

- Mało to psów na świecie?- prychnął ironicznie, podchodząc do auta.- Jak nie ten to inny, wszystkie takie same sierściuchy!

            Anna nie wierzyła własnym uszom, wsłuchując się w słowa człowieka, o którym jeszcze niedawno myślała, że zostanie jej mężem.

            Zdegustowana i zraniona do głębi jego zachowaniem popatrzyła na leżącą nieruchomo Roxie.

Kątem oka zobaczyła stojącą w odległości kilku metrów jakąś postać. Odwróciła głowę i omal nie krzyknęła. Na drodze, w promieniach słońca i z nieziemską aureolą dookoła swej uduchowionej postaci, stała jej matka. Patrzyła na Annę z powagą i czułością, zaś jej spojrzenie na Konrada było pełne niepokoju. Wyciągnęła rękę w kierunku Anny, podeszła do niej i z lekkim uśmiechem na bladych ustach dotknęła jej ramienia. Anna znieruchomiała popatrzyła z bliska w pełne troski oczy matki i po kilku sekundach zjawa zniknęła.

- Zasnęłaś czy jak?- Konrad gniewnie domagał się odpowiedzi.- Wsiadaj, nie mamy czasu na takie rzeczy. Wynośmy się stąd! Jak wrócisz do Warszawy to znormalniejesz, wszystko będzie jak dawniej.

            Anna w jednej chwili zrozumiała, skąd wzięły się ostatnie wizyty matki i co chciała jej tym przekazać. Zerknęła na niezadowolonego Konrada i podjęła decyzję.

            Podeszła do samochodu, otworzyła bagażnik i wyjęła swój plecak.

- Jedź sam, nie wracam z tobą.- oznajmiła spokojnie.

- Oszalałaś.- osłupiały przyglądał się, jak dziewczyna ustawia plecak pieczołowicie na skraju drogi.- Nie myślisz rozsądnie.

- To właśnie robię.- odrzekła, podchodząc do psa.- Żegnaj.- powiedziała miękko do zdumionego mężczyzny.- Niech ci się układa. Nasze drogi tutaj się rozchodzą. Powodzenia, Konrad.

            Bez żalu patrzyła jak rozwścieczony wsiada do samochodu i z impetem zatrzaskuje drzwi.



***

Anna wysiadła z taksówki około pół kilometra przed Listkowem. Ani słowem nie zdradziła się bratu o swoim dzisiejszym przyjeździe. Chciała zrobić mu niespodziankę, zarówno wizytą, jak i tym co miała mu do powiedzenia.

            Na jej widok odrzucił młotek i wyszedł na spotkanie.

- Ty tutaj? Tak szybko?- uścisnął ją mocno.- Myślałem, że wpadniesz do nas teraz jakoś za rok.

- Widzisz, jak się za wami stęskniłam?- roześmiała się.- Przyjechałam od razu żeby zdążyć z remontem. Jak nie skończę przed jesienią to mnie zima zastanie i będziesz miał mnie na swojej głowie.

- Z jakim remontem? Jak przed jesienią? Co masz na myśli?- Michał skołowany przeczesał dłonią włosy.- Chyba nie chcesz powiedzieć…?

- Tak, właśnie to mam na myśli.- z szerokim uśmiechem postawiła plecak przed domem i kucnęła przy nim, rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca.- Naprawiłeś mój traktor?

- Boże, ale mnie zaskoczyłaś, Anka!- chwycił siostrę i jeszcze raz ją uścisnął.- Ty to potrafisz! Słyszałaś?- zawołał do Alicji, wchodzącej na ganek.- Anka przyjechała i zostaje tutaj!

- Nie wiem dlaczego, ale czułam, że tak zrobisz.- Alicja uśmiechnęła się szeroko i zerknęła znacząco w stronę Łukasza, który wjechał ciągnikiem na podwórko i na widok Anny szybko z niego wyskoczył.- Jest jeszcze jedna osoba, która bardzo się z tego ucieszy…

            Anna przymykając oczy głęboko wciągnęła powietrze płynące z położonego nieopodal sosnowego lasu, które połączone z ciepłem kończącego się dnia niemal przyprawiało o zawrót głowy. Uchyliła powieki i zaraz je zmrużyła pod wpływem słońca, chylącego się ku zachodowi. Objęła wzrokiem rozległą zieleń łąk i szumiące dookoła drzewa.

            To było jej miejsce na ziemi. Najpiękniejsze.