piątek, 26 maja 2023

Gdy zaszumią wierzby (część XVI)

 


 

 

Anna

Anna wyszła z budynku sądu okręgowego, zaś jej pierś rozpierała radość i poczucie dawno zapomnianej ekscytacji. Obróciła twarz w kierunku idącego za nią Adama, i nie mogąc się powstrzymać chwyciła jego twarz w obie dłonie i namiętnie pocałowała.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- powtarzała z wdzięcznością, przystając i opierając się czołem o jego podbródek.- Nie masz pojęcia jaka jestem ci wdzięczna!- objęła go w pasie.

- Nie przesadzaj, kotku.- otoczył ją ramionami i przytulił do siebie.- Na razie nic wielkiego nie zrobiłem, złożyliśmy tylko odwołanie.

- Tylko?!- odchyliła głowę w tył i popatrzyła mu w oczy.- Zacznijmy od tego, że sama miałabym problem z przygotowaniem takiego pisma, a po drugie tylko ktoś znający się do tego stopnia na prawie mógł je stworzyć i w odpowiedni sposób sformułować.

- Zaraz się zaczerwienię, aczkolwiek niezmiernie mi miło. Tylko nie przeceniaj moich zasług.- pogładził ją po plecach, przytulając jeszcze mocniej.- Wiesz, że mi na tobie zależy, prawda?

            Anna zerknęła na wychodzącą z sądu kobietę i wsunęła nos w zagłębienie szyi Adama.

- Chyba trochę się domyślam.- droczyła się, stłumionym głosem.- A gdyby ci na mnie nie zależało… nie pomógłbyś mi?- spytała kokieteryjnie.

            Roześmiał się, całując ją w czubek głowy.

- Czasami zdarza mi się być filantropem, owszem!- zażartował, ściągając ją w dół po schodach i ciągnąc mocniej za rękę.

             Odcinek do samochodu pokonali biegiem i gdy stanęli przy aucie Adama zatrzymali się zdyszani, patrząc na siebie wyczekująco.

- Myślisz, że tym razem decyzja będzie pozytywna?- Anna otworzyła drzwi, lecz nie wsiadła do środka.

            Odsunęła włosy z twarzy, przyglądając mu się wyczekująco.

Chciała usłyszeć to zapewnienie jeszcze raz, na tyle głośno, by w końcu pozbyć się wątpliwości, które nieustannie ją nurtowały.

- Tak, uważam, że będzie pozytywna.- przytaknął miękko, uśmiechając się łagodnie.- Wiem, że chciałabyś mieć to już za sobą, ale na ten moment przestań o tym myśleć. W niczym ci to nie pomoże, a tylko niepotrzebnie będziesz się nakręcać.

- Wiem o tym.- wsiadła do auta.- Może jeszcze wytrzymam te dwa tygodnie w niepewności.

- Jesteś silną dziewczynką, z pewnością dasz radę.- z czułością dotknął jej policzka.- Lubisz jesień?- spytał nagle.

- Lubię pod warunkiem, że jest prawdziwą, ciepłą, złotą jesienią, i gdy jest dużo liści.- odrzekła zgodnie z prawdą.- Takiej jak ta ostatnio wręcz nie znoszę. Dlaczego pytasz?

- Jak ciepło jesteś ubrana?- nie odpowiedział na jej pytanie, zapalając silnik.

- To zależy.- zmrużyła oczy.- Co kombinujesz?

- Mały spacer nad Wisłą, a potem pyszny deser w centrum.- wjechał na ulicę.- Co ty na to?

- W tej chwili możemy jechać nawet na koniec świata.- oparła głowę o zagłówek, zamykając oczy.- Zgadzam się na wszystko co tylko zaproponujesz, deser w szczególności.- dodała z rozmarzeniem.

- To świetnie się składa, bo nie toleruję sprzeciwu.- z zadowoleniem ujął ją za rękę i ścisnął delikatnie.- Cieszę się, że we wszystkim się zgadzamy.

- Z tym akurat nie przesadzaj.- otworzyła jedno oko.- Nie jestem kobietą uległą, jeszcze pokażę ci swoje pazurki, przekonasz się, może nawet niebawem.

- Doprawdy?- z uśmiechem skręcił kierownicą, zaś w nozdrza Anny wleciał korzenny zapach jego wody toaletowej, którą tak lubiła.- Już nie mogę się doczekać, kiedy to się stanie.

- Oj, nie kuś.- zerknęła ukradkiem na zegarek.- Podrzuć mnie potem jeszcze do pracy, muszę na spokojnie obejrzeć ostatni projekt. Miłosz mnie męczy, żebym trochę przyspieszyła.

- Spotkamy się wieczorem?- zatrzymał się na światłach i pochylił się, by ją pocałować.- Ile czasu ci to zajmie?

- Zadzwonię do ciebie gdy będę kończyć, różnie to bywa.- odwzajemniła pocałunek i z powrotem zamknęła oczy, gdy ruszył do przodu.- A teraz czekam na przyjemny spacer.- przeciągnęła się.

- Do usług. A teraz nie otwieraj oczu.- zarządził.- To ma być niespodzianka.

- Kocham niespodzianki.- mocniej zacisnęła powieki.

 

 

Tosia

Siedziała na lekcji biologii patrząc tępym wzrokiem na nauczycielkę, która żywo gestykulowała przy tablicy i opowiadała z takim entuzjazmem, zupełnie jakby anatomia człowieka wzbudzała w niej pierwotne instynkty. Biologia była jednym z nielicznych przedmiotów, z których Tosia miała całkiem niezłe oceny i jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się opuścić lekcji z tego przedmiotu. Być może było to spowodowane właśnie sposobem prowadzenia lekcji, panna Lawenda jak mało kto umiała zainteresować swoim przedmiotem, zaś jej barwny język nie raz powodował wśród uczniów salwy śmiechu.

Tego dnia Tosia również z zaciekawieniem przysłuchiwała się słowom nauczycielki, lecz raz po raz jej myśli wymykały się w stronę Leny, która przed lekcją zaproponowała urwanie się z pozostałych przedmiotów. Po ostatniej rozmowie z Anną dziewczyna przysięgła sobie, że postara się nie opuszczać lekcji i poprawić oceny, choć zdawała sobie sprawę z ogromu pracy jaki ją czekał. Teraz jednak propozycja Leny wydawała jej się być znacznie bardziej kusząca od mozolnego ślęczenia nad książkami i czytania nudnej Antygony, którą miała do zaliczenia. Na samą myśl, że miałaby się za to zabrać cierpła jej skóra. Z drugiej jednak strony nie chciała po raz kolejny zawieźć Anny, która najwyraźniej pokładała w niej jeszcze jakieś resztki nadziei. Tosia nie wyobrażała sobie również opuszczenia domu ciotki i wylądowania w obcym, przerażającym miejscu, jakim jawił jej się dom dziecka. Dodatkowo przerażała ją wizja, że mogłaby zostać rozdzielona z Bartkiem. Był jedyną osobą łączącą ją ze światem rodziców, którego kurczowo się trzymała i za nic nie chciała go opuścić. Minione lata kojarzyły jej się bowiem wyłącznie z beztroską i radością, do których wracała kilka razy codziennie i z nostalgią myślała o powrocie do nich.

Anna również była w pewien sposób ogniwem łączącym ją z rodzicami, chociażby poprzez swoje bliskie stosunki z Agatą, lecz to właśnie brat wzbudzał w dziewczynie silne emocje i on nieustannie kojarzył jej się z bliskim jej sercu domem.

Zerkając kilkakrotnie w stronę ewidentnie znudzonej Leny i widząc wskazówkę zegara mozolnie zmierzającą ku ukończeniu lekcji, Tosia zastanawiała się gorączkowo co robić. Postukała nerwowo ołówkiem w ławkę, zaś potem przygryzła jego koniec. Może akurat jedno małe wyjście nie zaszkodzi. Ciotka nie musi się o niczym dowiedzieć, zaś ona sama rozerwie się i nieco odreaguje wszelkie stresy. Może akurat po tym Antygona okaże się łatwiejsza do przełknięcia i nie trzeba będzie opierać się na streszczeniach z Internetu czy ściągach z Zielonej Sowy.

- No i co, zrywamy się?- po lekcji na przerwie natychmiast obok niej pojawiła się Lena.- W czym problem?- ściągnęła brwi na widok wahającej się Tosi.- Już dawno u mnie nie byłaś.

- Sorry, obiecałam ciotce, że wracam do domu.- wyznała z ociąganiem Tosia, czując się głupio na sam dźwięk swoich słów.- Podpadłam ostatnio i muszę to trochę naprawić. Nie mogę teraz tak często przychodzić.

- Ach, no tak, zapomniałam…- zaśmiała się ironicznie Lena, odrzucając do tyłu swoje długie włosy.- Psycholog i te sprawy, pamiętam…

- Właśnie.- Tosia rozejrzała się nerwowo dookoła czy nikt ich nie słyszy.- Mów trochę ciszej, nie każdy musi wiedzieć.

- Czyli masz cykora i nici z dzisiejszej zrywy.- podsumowała Lena wzruszając ramionami i poprawiając plecak na ramieniu.- Szkoda, będzie dziś niezła balanga, wybawiłabyś się.

- Tak?- Tosi nieco zrzedła mina.- Akurat dzisiaj?

- Brat Tymona wczoraj przyjechał z Irlandii i dzisiaj do nas zaleci.- Lena wzruszyła ramionami, odwracając i najwyraźniej zmierzając ku wyjściu.- Poza tym przyjdzie Mariolka z Hubertem i Karolina z Grześkiem, może jeszcze ktoś…  Chodź, będzie super, zobaczysz.

- No dobra, okej.- poddała się Tosia, oczyma wyobraźni widząc siebie w ławce na znienawidzonej matematyce.- Idę z tobą. Chodź, zanim przerwa się skończy.

- Cudownie!- Lena uśmiechnęła się zwycięsko i przyspieszyła kroku.- Będzie świetna imprezka, zobaczysz.

            Gdy wyszły z budynku sięgnęła do torebki poszukując czegoś gorączkowo.

- Cholera, pieprzone fajki gdzieś mi się zapodziały.- zamruczała z niezadowoleniem.- Dobra, spadajmy, zaraz podjedzie nasz busik.

            Po wejściu do mieszkania w nozdrza Tosi uderzyła mieszanka rozmaitych zapachów, których od razu nie potrafiła określić. Wdychając przez kilka sekund zmarszczyła nos i rozejrzała się niespokojnie.

- Co to za dziwny zapach?- wciągnęła ponownie powietrze.- Coś się przypala?

- Tośka, to grill na balkonie,!- Lena wybuchnęła gromkim śmiechem, zrzucając niedbale plecak na podłogę.- Nie rób scen! Nie martw się, nie pójdziemy od razu z dymem!

            Tosia przewróciła oczami w niemej irytacji. Grill na balkonie, dobre sobie. Dałaby sobie rękę uciąć, że za niedługo czeka ich wizyta sąsiadów i zaplanowana impreza skończy się szybciej nim na dobre zdąży się rozkręcić.

            Słysząc dobiegający gwar rozmów z pokoju, z lekkim ociąganiem podążyła za Leną, zastanawiając się co i kogo za chwilę zobaczy. Jej oczom ukazał się rozstawiony na całą długość stół z niedbale narzuconym kolorowym obrusem, z ustawionymi butelkami różnego rodzaju trunków, kilka misek chipsów, oraz talerze ze świeżo upieczonym mięsem z grilla. Wokół siedziały same znajome twarze, niezbyt zwracające uwagę na to, co się wokół nich dzieje i kto wchodzi do pomieszczenia. Tosia mogłaby się założyć, że niejedna pusta butelka powędrowała już do kosza na śmieci, zaś śmiech siedzących nie jest spowodowany tylko i wyłącznie ich dobrym humorem, lecz także innego rodzaju specyfikami, których na pierwszy rzut nigdzie nie było widać.

            Przysiadła na pierwszym wolnym krześle, w pewnej odległości od siedzących wokół i przełączyła kanał w telewizorze. Jeśli impreza nie będzie jej odpowiadała, wtedy ulotni się niespostrzeżenie. Trudno, opuściła lekcje, lecz chociaż nieco się odpręży, odświeży umysł i po spacerze powrotnym do domu z większym zapałem przystąpi do nauki. Może ten jeden raz ciotka wybaczy i nie będzie robiła większych problemów. W końcu przez kilka ostatnich dni Tosia sprawowała się naprawdę dobrze i była niezwykle punktualna.

- Tośka, nie siedź tak drętwo!- Lena trąciła ją łokciem, podając szklankę w kolorze ciemnej zieleni.- Zrobiłam ci drina, pij. Wyluzuj i odpręż się, nie bądź taką sztywniarą.

- Dzięki.- nieco zaskoczona Tosia wzięła do ręki pełną szklankę coli, z której dolatywał zapach alkoholu.- Właśnie zamierzam to zrobić.- uśmiechnęła się nieco sztucznie i zamoczyła usta w przygotowanym drinku.

            Smakował nieźle, spodziewała się czegoś znacznie gorszego. Lena umiała przyrządzać świetne drinki, miała do tego prawdziwy talent. Jedynym minusem było to, że po przygotowaniu dwóch zwykle była tak wstawiona, że nie mogła się utrzymać na nogach i nie była w stanie przygotować kolejnych. Jej zapewnienia, że w niedługim czasie zamierza się zatrudnić w jednym z lokalnych pubów i zostać jedną z najlepszych barmanek w stolicy traktowane były przez znajomych ze sporym przymrużeniem oka.

Tosia nie mogąc się oprzeć po chwili wypiła kolejny łyk drinka, a po nim następne. W połowie szklanki przyjemnie zaszumiało jej w głowie i oddała się przyjemnym rozmyślaniom na temat minionego lata, gdy wraz z rodzicami kilkakrotnie wyjeżdżała na Mazury. Wspomnienia były tak błogie, że w pewnym momencie zorientowała się, że nie ma w szklance już nic, zaś nogi zrobiły się dziwnie ociężałe i jakakolwiek próba podniesienia się z krzesła może się źle skończyć.

Siedziała dłuższy czas wpatrując się bezmyślnie w ekran telewizora i starając się nie słuchać głośnych śmiechów i przekrzykiwań znajomych. Mocny zapach dymu papierosowego silnie drażnił jej nozdrza, niemal zatykając ujścia w zatokach, i pozbawiając ją możliwości wzięcia głębokiego oddechu. Usilnie starała się szerzej otworzyć oczy, mrugając szybko powiekami i momentami mocniej je zaciskając. Kiedy w końcu odzyskała kontrolę nad wzrokiem powoli podniosła się z miejsca i omijając stojącą Mariolkę z Karoliną chwiejnym krokiem poszła w kierunku korytarza, gdzie skręciła do sąsiedniego pokoju, by pobyć nieco w samotności i dojść do siebie po wypitym drinku.

Z ulgą, że nikt nie zwrócił na nią uwagi usiadła na wąskim tapczanie i położyła się na plecach przymykając oczy, z zadowoleniem wsłuchując się w ciszę. Szum w głowie powoli cichł, lecz nie czuła się na tyle dobrze, by opuścić mieszkanie i na własnych nogach dotrzeć do ciotki. Wiele razy urządzała sobie podobne wycieczki, lecz tym razem było inaczej. Nogi odmawiały posłuszeństwa już po kilku krokach, zaś głowa i żołądek stanowczo protestowały, gdy wykonywała zbyt szybkie ruchy.

Za oknami było już zupełnie ciemno, ciotka z pewnością zastanawiała się, co się z nią dzieje, lecz Tosia nie miała w tej chwili siły, by się podnosić i szukać plecaka. Trudno, wyjaśni jej wieczorem, że impreza się przeciągnęła, i że było tak zajebiście, że nie chciało się wracać. Ciotka nie znosiła takiego słownictwa, ciągle zwracała uwagę na sposób wysławiania się zarówno jej, jak i Bartka, lecz tym razem będzie musiała to przeboleć. Bo jakimi innymi słowami przekonać ją, że z udanej imprezy nie wychodzi się zbyt szybko?

Zatopiona rozmyślaniem o Annie dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że coś jest nie tak, gdy materac obok niej ugiął się pod czyimś ciężarem. Zdezorientowana i zaskoczona obróciła głowę. Po plecach przebiegły jej ciarki, zaś gardło jej ścisnął paniczny strach. Obok niej leżał Marcin i podparty na łokciu, przyglądał jej się wyraźnie zafascynowany.

Widząc jej spojrzenie, uśmiechnął się lekko.

- Hej mała, pamiętasz mnie?

- Trochę.- odrzekła słabo, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość i usiłując wstać.

            Złapał ją za ramię i bez wysiłku zmusił, by znowu się położyła.

- Tylko trochę?- udał zmartwienie.- Oj, to słabo. W takim razie muszę to naprawić. Trzeba zrobić coś, żebyś dobrze mnie zapamiętała.

- O czym ty mówisz?- spytała niewyraźnie, zaś w jej głowie natychmiast rozdzwonił się dzwonek alarmowy.

Język miała suchy i piekły ją usta. Miała wrażenie, że w pokoju jest niezwykle gorąco i parno. Zaciągnięte zasłony i słabe światło dodatkowo potęgowały poczucie duszności.

- Nie domyślasz się, serio?- zbliżył twarz i nosem przejechał po jej szyi.- Wyglądasz na taką inteligentną dziewczynę… i taką ładną.

            Z obrzydzeniem wyczuła dolatujący do niej zapach ostrego potu wymieszanego z alkoholem. Chłopak wyraźnie delektował się, raz po raz głęboko wdychając jej zapach, jakby nie mógł się nim nasycić. Przesunął palcem po jej ramieniu, zatrzymując się dopiero na szyi i przez kilka chwil z wyraźną lubością lekko muskał jej skórę.

            Odsunęła się i ponownie usiadła, zsuwając nogi z łóżka, na tyle szybko na ile pozwalała jej głowa i pobudzony żołądek. Jeszcze chwila, a cała jego zawartość znajdzie się na łóżku. Musi jak najszybciej się stąd wydostać.

            Marcin zwinnym ruchem chwycił ją za rękę i ponownie przycisnął do łóżka.

- Jeszcze nawet nie zaczęliśmy, a ty już chcesz uciekać?- oczy mu błyszczały gorączkowo,  gdy prześlizgnął się wzrokiem po całej jej sylwetce.- Nieładnie, bardzo nieładnie, dziewczynko. Chyba nie chcesz mnie tu teraz zostawić samego?

            Popatrzył na jej usta i jak zahipnotyzowany powoli zbliżył swoją twarz, aż jego oddech owiał jej policzki.

- Ładną masz tą buźkę...- zamruczał z zadowoleniem, niespodziewanie przyciskając usta do jej warg.

            Zesztywniała. Wystraszona gwałtownym ruchem odwróciła głowę, wykrzywiając się ze wstrętem. Szarpnęła się, próbując wyswobodzić się z uścisku.

- Puszczaj!- powiedziała podniesionym głosem, mocując się z całych sił.- Złaź ze mnie!

- Oho, nie takim tonem, mała.

            Złapał jej dwie ręce i bez wysiłku przytrzymał na materacu ponad jej głową, zaś drugą ręką przejechał od jej szyi wzdłuż mostka, zatrzymując się na piersiach i mierząc w dłoni ich wielkość i kształt. Raptownie szybkim ruchem rozerwał bluzkę do połowy odsłaniając stanik.

            Tosi z przerażenia głos uwiązł w gardle. Jak oszalała zaczęła miotać się po łóżku, kopać nogami i usiłując ugryźć Marcina gdzie tylko się da. Chłopak trzymał jej w dłonie w żelaznym uścisku, lecz w pewnym momencie poluzował uchwyt, chcąc zmienić swoje położenie. Tosia korzystając z okazji wyszarpnęła się i spadła z łóżka, po czym zerwała się na równe nogi, gotowa do ucieczki.

            Chłopak był jednak szybszy. Złapał ją w pasie i rzucił na łóżko, siadając na niej okrakiem i szaleńczymi ruchami rozpinając jej spodnie. Oczy Tosi zaszły łzami, ogarnęła ją rozpacz. Z dziko walącym sercem chwyciła go za rękę i ugryzła, wbijając zęby jak tylko mogła najmocniej.

            Chłopak wrzasnął z bólu. Z wściekłością zamachnął się i uderzył ją kilkakrotnie w twarz, przeklinając przy tym na głos.

            W oczach jej pociemniało, przez moment straciła ostrość widzenia, jej gardło było ściśnięte z przerażenia, nie mogła wydobyć z siebie głosu. Na udach poczuła dziwne ciepło, a potem pieczenie, gdy będący w amoku chłopak, nie mogąc poradzić sobie z zamkiem jej spodni, zaczął ciąć je na oślep nożem, by łatwiej się z nimi uporać. Patrzyła na niego jak przez mgłę, kompletnie sparaliżowana.

            Wzrok odrętwiałej Tosi spoczął na solidnej lampce nocnej, stojącej na stoliku w pobliżu jej głowy. Miała szklaną nasadę i karminowy klosz, ledwie przepuszczający światło żarówki. Niewiele myśląc Tosia raptownym ruchem wyrwała jedną dłoń z uścisku Marcina, chwyciła lampę i z całej siły zamachnęła się w stronę chłopaka, uderzając go nasadą w twarz.

            Zaskoczony jęknął i przysłonił twarz obiema dłońmi. Przechylił się na bok i ciężko usiadł na materacu, pochylając się nieco do przodu. Z jego gardła zaczęły wydobywać się dziwne dźwięki. Tosia resztką sił zsunęła się z łóżka i podbiegła do drzwi, otwierając je jednym ruchem i omal nie wyrywając ich z zawiasów. W przedpokoju nie było nikogo, zaś z dużego pokoju, w którym odbywała się impreza dochodziły jeszcze rozmowy i pojedyncze śmiechy.

            Tosia z twarzą zalaną łzami, nie oglądając się za siebie, złapała plecak i wybiegła z mieszkania. Zbiegała po schodach najszybciej jak tylko mogła, nie potrafiąc oprzeć się wrażeniu, że ktoś biegnie za nią. Gdy znalazła się na dworze rozpaczliwie wciągnęła haust zimnego, jesiennego powietrza, zakrywając się resztkami porwanej bluzki. Jej dżinsy, powyżej kolan całe w strzępach były w opłakanym stanie, w kilku miejscach widać było plamy krwi, zaś jej twarz pulsowała żywym ogniem, którą łagodził przeraźliwy wiatr. Lewe oko najprawdopodobniej spuchło od uderzenia, gdyż niewiele przez nie widziała, zaś rozcięta dolna warga paliła niemiłosiernie, wywołując u Tosi napad płaczu.

            Zacisnęła drżące palce na skrawkach materiału, skrzyżowała ręce na piersiach i ruszyła powoli przed siebie, dygocząc z przerażenia, zimna i wstydu. Jej umysł wyprany był w tej chwili z jakichkolwiek uczuć, nie dopuszczała do siebie myśli do tego co zdarzyło się przed chwilą.

            Szła przed siebie automatycznie stawiając kroki i usiłując wymazać z pamięci mijający wieczór.

            Gdy usłyszała hamujący obok samochód jej skóra pokryła się gęsią skórką, zaś jej serce na chwilę przestało bić. Nie, to niemożliwe. To musi być sen. To niemożliwe by Marcin zdążył wsiąść w samochód.

Rozpaczliwie przyspieszyła kroku, lecz jej nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa i za nic w świecie nie chciały za nią nadążyć. Serce jej niemal stanęło, gdy usłyszała otwierające się drzwi samochodu.

- Hej, a ty dokąd lecisz w ten upał?- zawołał kpiąco nieznajomy męski głos.- Przygrzało ci?

            Ten głos skądś już znała, gdzieś go już słyszała. Był spokojny i miał w sobie jakąś taką miękkość, która spowodowała, że Tosia bezwiednie zwolniła krok.

            Szła coraz wolniej aż w końcu przystanęła. Auto podjechało bliżej i wyskoczył z niego młody chłopak.

- A ty gdzie tak łazisz wieczorami w takim stroju?- zawołał napastliwie, lecz z dozą żartobliwości.- Kojarzę cię ze szkoły, więc mogę się założyć, że chcesz pewnie się przeziębić i uniknąć jutro jakiegoś sprawdzianu? No bez jaj, wsiadaj, podrzucę cię.

            Tosia nie odezwała się. Nie była w stanie. Przełknęła nerwowo ślinę i stała w miejscu jak wmurowana, nie mogąc zrobić kroku ani cokolwiek powiedzieć. Gardło miała ściśnięte, oczy na nowo zaszły jej łzami. Wpatrywała się chłopaka, którego znała ze szkoły jedynie z widzenia i wiedziała, że ma na imię Filip. Czy mogła mu zaufać na tyle by wsiąść do auta? Nie wiedziała czy komukolwiek może zaufać. Czy jeszcze potrafi.

            Chłopak jakby wyczuł jej wahanie. Szybkim krokiem obszedł auto, podszedł do niej bliżej i spojrzał na nią z ciekawością.

            Widząc ją z bliska w świetle latarni w pierwszym odruchu niemal się cofnął, zaś w jego oczach dostrzegła szok i przerażenie.

- Cholera jasna…- zaklął.- Co ci się  stało? Kto..?- zaciął się.- To znaczy… chodź, odwiozę cię do domu.- dodał pospiesznie łagodniejszym tonem.- Nie możesz tu zostać. Dasz radę wsiąść do samochodu?

            Odczuła taką ulgę, że niemal ugięły się pod nią nogi. Zakręciło jej się w głowie i upadłaby na chodnik gdyby nie silna dłoń, chwytająca ją pod ramię.

- Spokojnie, tylko chcę ci pomoc wsiąść.- powiedział delikatnie Filip, odczuwając opór z jej strony, gdy prowadził ją do auta od strony pasażera.- Po drodze powiesz mi gdzie mieszkasz, okej?

            Tosia zamknęła oczy. Koszmar się skończył. Za wszelką cenę chciała żeby teraz ktoś pogładził ją po głowie i pocieszył, by objął i przytulił najmocniej jak umie. Najlepiej gdyby były to ramiona ciotki Anny.

 

 

Anna

Krążyła niespokojnie po mieszkaniu, wyrzucając sobie, że była tak naiwna, wierząc Tosi, że wszystko uległo diametralnej poprawie. Mogła się domyślić, że wyprowadzenie dziewczyny na prostą będzie wiązało się z licznymi wzlotami i upadkami, i że nie od razu będzie idealnie. W słowach obiecującej poprawę Tosi wyczuwała jednak tyle szczerości i prośby o zaufanie, że z miejsca jej uwierzyła. Stara, a taka głupia! Ze złością zacisnęła wargi na kolejnym Chesterfieldzie i zapaliła przy otwartym oknie.

Ciekawe kiedy Tosia zamierza się pojawić i w jakim stanie. Bo to, że poszła znowu do Leny Anna dowiedziała się od matki jednej z uczennic. Podobno kilka osób słyszało jak Lena namawiała Tosię na imprezę w swoim domu, i to, że jej własna chrześnica z ochotą na to przystała.

Annę korciło, by pojechać na Mokotów, wpaść niespodziewanie do mieszkania krnąbrnej nastolatki i powiedzieć kilka zdań na temat hucznych imprez organizowanych przez nieletnich, i uświadomić rozbawione towarzystwo jakie w związku z tym mogą ponieść konsekwencje. Coś ją jednak przed tym powstrzymywało i podskórnie wyczuwała, że to jeszcze nie jest najlepszy moment, by urządzać takie pokazowe przedstawienie. Poza tym nie chciała przed klasą kompromitować Tosi. To dopiero pierwsza klasa liceum, ich znajomość była krótka i nie chciała by w żaden sposób odbiło się to na relacjach z koleżankami. W tym wieku każde najmniejsze nieporozumienie mogło skończyć się pokpiwaniem czy żartami.

Poirytowana wciągnęła dym do płuc ostatni raz, zdusiła niedopałek i wrzuciła go do stojącej w pobliżu popielniczki. Zamykając okno sypialni zobaczyła zatrzymujący się pod bramą jakiś samochód. Zaciekawiona zbliżyła twarz do firanki i wpatrzyła się w postać kierowcy wyskakującego jak z procy ze swojego miejsca, pędem obiegającego samochód i otwierającego boczne drzwi. Przez jakiś czas nic więcej nie widziała, gałęzie drzew skutecznie utrudniały widok. Dopiero gdy para pojawiła się nieoczekiwanie na ścieżce prowadzącej do domu Anny, otworzyła usta w zaskoczeniu. Twarz nieznajomego chłopaka prowadzącego kogoś pod ramię nic jej nie mówiła, za to postać skulonej u jego boku dziewczyny owszem, i to bardzo. To była Tosia.

Anna z niepokojem zbiegła z piętra na dół do salonu, pospieszenie zawiązując szlafrok i popędziła do drzwi wyjściowych, otwierając je niemal na równi z nieznajomym mężczyzną.

Pospiesznie zlustrowała wzrokiem oboje stojących przed nią ludzi i zamarła. Z przerażeniem patrzyła na opuchnięty policzek Tosi i jej podbite, zaczerwienione oko, na jej zapłakaną twarz, na dygoczące ręce, i wreszcie na będące w pożałowania godnym stanie spodnie. Widząc krew na udach dziewczyny poczuła ucisk w piersi, jej oddech stał się szybki i urywany.

- Boże, Tosiu…- wyszeptała, wyciągając ręce w stronę pociągającej nosem dziewczyny.- Co się stało?!

            Tosia jakby tylko na to czekała. Oderwała się od chłopaka i wpadła w ramiona ciotki, łkając żałośnie. Anna bezradnie gładziła ją po plecach i ponad jej ramieniem popatrzyła z przerażeniem na młodego mężczyznę, który niepewnie stał w drzwiach, i wyglądał na równie wstrząśniętego jak ona sama.

            Chłopak nerwowo przestąpił z nogi na nogę i przeczesał włosy palcami, jakby nie mogąc sobie uwierzyć co się dzieje.

- To ja już pójdę.- odezwał się z wahaniem, zerkając w stronę Tosi, choć jego ruchy nie wskazywały na to, by gdziekolwiek mu się spieszyło.- Ja tylko ją podwiozłem, szła chodnikiem w samej bluzce, dlatego się zatrzymałem. Znam ją ze szkoły- zaczął się nieporadnie tłumaczyć, widząc badawcze spojrzenie Anny.- Jestem Filip.

- Dziękuję.- odrzekła drżącym głosem.- Na pewno się z panem skontaktuję.

- Nie ma problemu, jak tylko będę mógł w czymś pomóc.- skinął głową, zwracając się ku wyjściu.- Sam mam młodszą siostrę, nie dałbym jej nikomu tknąć palcem.

- Jasne.- rzekła, mocniej przytulając Tosię.- Jeszcze raz dziękuję.

            Wyszedł, zamykając za sobą drzwi, zaś Anna zaprowadziła dziewczynę na kanapę i pomogła jej usiąść. Kucnęła przed nią, patrząc jej w oczy i starając się ukryć własny strach.

- Tosiu, kto ci to zrobił?- spytała łagodnie.- To chyba nie był ten chłopak…?- urwała.

            Tosia chlipiąc potrząsnęła przecząco głową, zaś z jej oczu nie przestawały płynąć łzy.

- Nie, to nie on...- wyszeptała, wycierając policzki i nie mając odwagi patrzeć Annie w oczy.- Tylko zabrał mnie po drodze. Gdyby nie on… pomógł mi. - na nowo zalała się łzami.-

- Więc kto?- naciskała Anna delikatnie.- Tosiu, to jest teraz bardzo ważne.

            Tosia uparcie patrzyła w podłogę, wyraźnie nie mając zamiaru niczego więcej powiedzieć.

            Anna z rozpaczą patrzyła na jej poszarpane, pocięte dżinsy i w duchu zadawała sobie pytanie dlaczego coś takiego musiało spotkać właśnie tą niepewną, nie radzącą sobie z przeciwnościami dziewczynę. Dlaczego to musiało spotkać właśnie je?

            Drżącymi rękami wybrała numer Piotra. Zawiedziona faktem, że numer był zajęty pospiesznie zadzwoniła do Adama. Ku jej rozpaczy nie odebrał telefonu, ani też od razu nie oddzwonił. Jak wielka była jej ulga, gdy zobaczyła połączenie od Piotra.

- Oddzwaniam.- rzucił sucho do słuchawki.

- Cześć.- rzekła, usiłując uspokoić drżenie głosu.- Mógłbyś na jakiś czas przyjechać i zostać z  Bartkiem? Muszę jechać z Tosią do szpitala, a byłoby lepiej żebym go ze sobą nie zabierała.

- Coś się stało?- w jego głosie zabrzmiał niepokój.

- Powiem ci jak przyjedziesz.- rzekła pospiesznie, uśmiechając się jednocześnie do Tosi i siląc się na spokojny ton.- To jak, masz służbę czy możesz przyjechać?

- Przyjadę.- odrzekł bez namysłu.- Będę za kwadrans.

            Z olbrzymią ulgą odłożyła telefon i popędziła do apteczki, by czymkolwiek zdezynfekować rany na udach Tosi. Zastanawiała się skąd mogły się wziąć, wolała nawet nie wyobrażać sobie w jakich okolicznościach do nich doszło i jakie narzędzie zostało do tego użyte. Sądząc po śladach nie były zrobione paznokciami. Na myśl o tym jak bardzo Tosia musiała być przerażona ściskało ją w gardle. Cięcia były wąskie i miejscami głębokie, zupełnie jakby ktoś ciął na oślep.

            Zatopiona w myślach podskoczyła ze strachu, gdy trzasnęły drzwi wejściowe i ktoś wszedł do środka szybkim, lekkim krokiem.

            Już dawno nie odczuła takiej radości na widok męża.

- Chryste...- twarz Piotra momentalnie zmieniła się, gdy zobaczył dziewczynę siedzącą na kanapie w salonie i wtuloną w poduszki.

Anna nie mogła sobie przypomnieć by kiedykolwiek widziała go w stanie takiego poruszenia. Niemal natychmiast opanował się, podszedł do Tosi i ukląkł przed nią, opierając się na jednym kolanie.

- Spokojnie, zaraz się wszystkim zajmiemy.- powiedział uspokajająco, delikatnie poklepując ją po kolanie.- Powiedz mi tylko gdzie to się stało? I kto ci to zrobił?

            Dziewczyna ocierała łzy, rozmazując je po zaczerwienionych od płaczu policzkach. Jej ramionami wstrząsało bezgłośne łkanie. Bez słowa pokręciła głową.

- Im szybciej nam o tym opowiesz tym większe są szanse, że jeszcze dziś tego kogoś złapiemy i odpowie za to co zrobił.- wyjaśnił łagodnie, gładząc ją po ramieniu.- W przeciwnym razie uniknie odpowiedzialności i może wyrządzić krzywdę jeszcze niejednej osobie.

- Przyjechała tutaj z jakimś chłopakiem…- zaczęła z wahaniem Anna.- Tłumaczył się, że tylko ją podwiózł…

- Bo tak było!- wyjąkała Tosia poprzez łzy, zaciskając pięści.- To nie on! To nie Filip…- zalała się łzami.

- Więc kto?- zapytał z naciskiem Piotr.- To bardzo ważne, Tosiu.

            Tosia nie odpowiedziała, nerwowymi ruchami zaciskając podartą bluzkę.

            Anna nie mogła wyjść z podziwu nad zachowaniem Piotra. Nie spodziewała się po nim takiego podejścia, choć była przekonana, że i tak zachowa się odpowiednio. Pomyślała nerwowo jak to możliwe, że mimo upływu tylu lat tak mało go znała.  Musiała przyznać, że ewidentnie stanął na wysokości zadania i przejął kontrolę nad sytuacją, która nie była dla niego typowa. Wiedział jak rozmawiać z Tosią.

Anna uświadomiła sobie, że z przerażenia w ogóle nie pomyślała o przebraniu dziewczyny. Pobiegła na górę do jej pokoju i po chwili przyniosła komplet ubrań do zmiany. Schodząc zauważyła, jak Tosia pochyla się w stronę Piotra i jak z rozbieganymi oczami szepcze mu coś do ucha. Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem i kojąco poklepał ją po ramieniu, również coś półgłosem odpowiadając.

Anna stanęła jak wryta. Nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek dojdzie do sytuacji, w której Tosia będzie w stanie zaufać Piotrowi. Ba, że będzie w stanie zaufać komukolwiek. Nie był to jednak czas na tego typu dywagacje. Podeszła stanowczym krokiem i położyła ubrania na kanapie, patrząc ze współczuciem na poobijaną twarz nastolatki. Serce ponownie ścisnęło jej się z żalu. Jak mogła dopuścić, by ktoś skrzywdził dziecko jej przyjaciół? Jej dziecko?

- Tosiu, chodź, pomogę ci się przebrać.- powiedziała łagodnie, podchodząc bliżej.

- Wolałbym żeby teraz tego nie robiła.- sprzeciwił się Piotr stanowczo.- Jedźmy jak najszybciej do szpitala, trzeba będzie… to zgłosić.- najwyraźniej zamierzał powiedzieć coś innego, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie, spoglądając na dziewczynę.

- Jedźmy?- powtórzyła za nim Anna ze zdumieniem rozchylając usta.- Jedziesz z nami? A co z Bartkiem?

- W tej sytuacji nie puszczę was samych, zaś chłopiec pojedzie z nami, nic mu nie będzie.- oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Masz coś przeciwko?

- Nie, skąd.- wycofała się, nie zamierzając wdawać się w takim momencie w żadną dyskusję.

            W milczeniu wsiadła do samochodu obok niezmiennie dygoczącej na całym ciele Tosi i wzięła ją za rękę. Dziewczyna oparła głowę na jej ramieniu i przymknęła oczy.

            W szpitalu, w czasie gdy Tosią zajmował się lekarz, siedziała bezczynnie na korytarzu w oczekiwaniu na wynik badania, podczas gdy Piotr przechadzał się wzdłuż korytarza tam i powrotem wykonując w międzyczasie setki telefonów. Ściskała w dłoni pasek od torebki aż zbielały jej kostki i wyrzucała sobie jak mogła pozwolić by Tosia wróciła do domu w takim stanie. Jak mogła wcześniej nie zauważyć, że z tym dzieckiem dzieje się coś aż tak niedobrego? Było jej wstyd przed samą sobą, że zamartwiała się swoją pracą i niedociągnięciami w reportażu, podczas gdy Tosia przeżywała swoje młodzieńcze kryzysy i potrzebowała w niej oparcia. Potrzebowała kogoś, kto by stał tuż obok niej i pomagał jej wychodzić z kryzysów obroną ręką, a tymczasem nie było obok niej nikogo: ani rodziców, ani nawet Anny. Zwłaszcza Anny.

            Rozżalona wpatrywała się tępo w wężowy wzór torebki, nie podnosząc wzroku. Nie zauważyła kiedy obok usiadł Piotr.

- Wiesz, że to nie twoja wina, prawda?- spytał łagodnie.- Wyglądasz jakby przytłoczyły cię w tej chwili wszystkie smutki tego świata.

- Oczywiście, że moja.- odwróciła głowę w bok, by nie zauważył łez napływających jej do oczu.- Powinnam domyślić się, że jej zachowanie może w końcu się źle skończyć. Tylko do głowy mi nie przyszło, że może być aż tak źle.

- Nie możesz siebie obwiniać, taka sytuacja mogłaby się przydarzyć każdemu, mimo ingerencji. Nie jesteś w stanie przewidzieć co się wydarzy w przyszłości ani tego jakie pomysły wpadną do głowy nastolatki.

- Nie rozumiesz.- rozgoryczona wsunęła rękę do torebki, sprawdzając czy  papierosy są na swoim miejscu.- Matka powinna chronić swoje dzieci i umieć je w porę przestrzec, ja tego nie zrobiłam. Miałeś stuprocentową rację, nie nadaję się do tego.

- Daj spokój!- parsknął.- To, że kiedyś powiedziałem w czasie naszej kłótni kilka słów za dużo nie oznacza, że musisz je wszystkie brać aż tak na poważnie.

- Nie wszystkie, ale w tym jednym wyjątkowo się z tobą zgadzam.- podniosła się z miejsca.- Zresztą, nieważne to jest teraz. Nieważne co ja myślę. Najważniejsze aby jej poukładało się w głowie.- zrobiła znaczący gest w stronę drzwi, za którymi zniknęła Tosia.

- Posłuchaj…

- Nie, to ty posłuchaj.- przerwała.- To nie jest odpowiedni czas na takie rozmowy.

            Ruszyła wzdłuż korytarza, stukając obcasami, zaś ich stukot niósł się echem odbijając się od ścian. Z niecierpliwością spojrzała na zegarek, pełna złych przeczuć. Oby tylko wynik badania nie okazał się tym, czego najbardziej się bała.

            Jej myśli  skierowały się w kierunku Adama. Dlaczego nie oddzwonił? Co aż tak ważnego mogło się przydarzyć, że nie miał czasu na sprawdzenie połączeń telefonicznych? Zwykle o tej porze prowadzili długie rozmowy w kawiarni bądź przez telefon, a tymczasem dzisiaj od dłuższego czasu milczał.

            Usiadła z powrotem na krześle i przejechała palcem po wyświetlaczu. Ani jednego połączenia. Z troską przygryzła wargi, zastanawiając się czy nie wydarzyło się coś niepokojącego.

            Kątem oka zerknęła na Piotra, który ze spokojem siedział z głową opartą o ścianę, ze złączonymi na kolanach dłońmi i miarowo stukał piętą o podłogę. W jego kilkudniowym zaroście momentami skrzyły się srebrzyste nitki, zaś na skroniach również pojawiły się już pierwsze oznaki siwizny. Drobne zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się w ostatnim czasie, zaś usta straciły nieco ze swojej zaciętości i nabrały jakby łagodniejszego wyrazu. Jego powaga malująca się nieustannie na twarzy powodowała, że nieraz Anna stawała na głowie, by wywołać na jego twarzy chociażby cień uśmiechu. Początkowo nie przeszkadzało  jej to wcale, a nawet wręcz przeciwnie, jego spokój i opanowanie wpływały na nią tak kojąco, że po ciężkim dniu pracy często nie mogła się doczekać, by móc zanurzyć się i zrelaksować w jego objęciach. Z biegiem czasu jednak zaczęła dostrzegać, że to co do tej pory uważała za wyjątkowe walory, to nic innego jak wieczne ponuractwo, pesymizm i opanowanie, z rzadka dające się wyprowadzić z równowagi. Z czasem przywykła i zaakceptowała go takim jakim był. Zresztą, kiedy go poznała nic nie wskazywało na to, że w ciągu kilku lat zmieni się w nie do wytrzymania introwertyka.

            Przesunęła wzrok na jego ręce, które tak wiele razy ją obejmowały i przytulały,  powodując szybsze bicie serca. Ręce, które przytulały mocno, gdy tylko tego potrzebowała. Wyglądały nadal na tak samo silne i zdecydowane. Teraz obejmują już kogoś innego, ktoś inny zachwyca się ich dotykiem i szorstkością...

            Anna zamrugała gwałtownie powiekami, odrywając wzrok od dłoni męża i wyprostowała się gwałtownie, zawstydzona kierunkiem w jakim pofrunęły jej myśli. Z ulgą odnotowała, że otworzyły się drzwi gabinetu lekarskiego i pojawił się w nich lekarz. Potarła twarz chcąc odgonić niechciane myśli, które nieoczekiwanie zawładnęły jej umysłem. Nie powinna w ten sposób myśleć, między nimi już dawno wszystko skończone, zaś niezwykła chemia, która ich łączyła nie powinna w tym przypadku wziąć góry nad prawdziwym uczuciem i rozsądkiem. Zaś prawda była taka, że uczuciem darzyła Adama, to w nim była zakochana i to właśnie z nim zamierzała spędzać najbliższe dni i miesiące. Czy też lata… tego jeszcze nie była pewna. Pewne zaś było jedynie to, że w niedługim czasie czekał ją rozwód, najwyraźniej szybki i bezbolesny.

 

cdn...