niedziela, 26 grudnia 2021

"Gdy zaszumią wierzby" (część XIII)


 


 

Anna

Gdyby jeszcze dwa miesiące temu ktoś powiedział jej, że ubrana w granatową jedwabną sukienkę, z rozpuszczonymi włosami, z mocniejszym niż zwykle makijażem i szpilkami na nogach, będzie oczekiwała przed domem na przyjazd niemal obcego mężczyzny, by pójść z nim na randkę, uznałaby to za istne szaleństwo. Teraz jednak oto stała w niepewnym wyczekiwaniu, drżąc z chłodu i podekscytowania, i patrząc na nadjeżdżające auto zastanawiała się czy to ona zwariowała czy to dzieje się naprawdę.

Ogarnęły ją wątpliwości, gdy zobaczyła podjeżdżający powoli ciemny samochód. Przełknęła ślinę rozważając w duchu czy w tym momencie wypada się jeszcze wycofać. Co w nią wstąpiło, że zdecydowała się na randkę z całkiem obcym facetem? To, że zrobił na niej pozytywne wrażenie to jeszcze o niczym nie świadczy. Spotkali się trzy razy w życiu, a rozmawiali ze sobą ze cztery, jeśli liczyć wymianę dwóch zdań w czasie obiadu u Magdy Gessler. I tak ni z tego, ni z owego zgodziła się na spotkanie. Musiało rzeczywiście brakować jej kontaktu z mężczyznami, skoro zdecydowała się na coś takiego.

I jeszcze dzisiejsze niespodziewane spotkanie z Piotrem. Stłumiła westchnienie, gdy stanął jej przed oczami obraz jego poważnych oczu. Sam jest sobie winien, że doszło do takiej sytuacji pomiędzy nimi. Rok temu, gdy pierwszy raz przyznał, że między nimi nie dzieje się dobrze, sam od razu zasugerował rozstanie i niechęć do jakichkolwiek prób ratowania ich małżeństwa. Nie miał najmniejszego zamiaru uczestniczyć w żadnych terapiach małżeńskich ani chodzić indywidualnie na sesje do psychologa. Z góry uznał temat za zamknięty. Do dziś Annę bolała ta sytuacja i musiała przyznać, że teraz po dłuższym czasie już sama na chłodno potrafi podejść do tego tematu, i gdyby pojawiły się sprzyjające okoliczności z chęcią skorzystałaby z możliwości byle tylko dopiec Piotrowi na tym polu.

Mimo niepewności uśmiechnęła się promiennie do wysiadającego z auta Adama, nie dając po sobie niczego poznać. Jego nienaganna sylwetka, doskonale skrojony garnitur i błyszczące z zadowolenia oczy kusiły obietnicą udanego zakończenia niezbyt owocnego dnia. Może jednak okaże się, że to spotkanie nie będzie pomyłką roku, zwłaszcza, że Adam wyglądał jakby dopiero co wrócił z wybiegu. Jeśli jeszcze okaże się, że mają ze sobą o czym rozmawiać to kto wie, jak dalej potoczy się ta znajomość.

- Pięknie wyglądasz.- powiedział szarmancko, otwierając przed nią drzwi auta.- Wiedziałem od naszego pierwszego spotkania, że jesteś wyjątkowa, ale nie spodziewałem się tego, co widzę teraz.

- Dzięki.- poczuła, że jej policzki czerwienieją. Złajała się za to w duchu. Już tak dawno przekroczyła trzydziestkę, a wciąż nie mogła pozbyć się starych nawyków.- Ty też wyglądasz nieźle.

            Zaśmiał się, wsiadając do środka.

- Dokąd jedziemy?- zagadnęła, gdy przekręcił kluczyk w stacyjce.

- Porywam cię.- oznajmił tajemniczo.- To będzie niespodzianka.

- Nie możesz mnie porywać, muszę być w domu przed północą, jak Kopciuszek.- zażartowała.

- Naprawdę?- zdziwił się.- Myślałem, że po wcześniejszym odwołaniu spotkania teraz w rewanżu będziesz miała dla mnie więcej czasu.

- Cztery godziny powinny na początek w zupełności wystarczyć.- oświadczyła, śmiejąc się.- Zostawiłam w domu dwójkę dzieci, nie mogę ich tak od razu zostawić na całą noc.

- Ale chyba same nie zostały?- zmarszczył brwi, skręcając kierownicą w prawo.

- Nie, załatwiłam im opiekę.- pomyślała z wdzięcznością o Marcie, która zgodziła się pozostać u niej w domu na kilka godzin, w zamian żądając szczegółowych relacji z randki.

            Była tak podekscytowana informacją o spotkaniu Anny z Adamem, że nie trzeba jej było zbyt długo prosić o przysługę. Oczy jej omal nie wyszły z orbit, gdy Anna przyznała się, dlaczego prosi ją o pomoc.

Uśmiechnęła się, przypominając sobie reakcję koleżanki. Marta od dawna gorąco ją namawiała na to, by zaczęła się z kimś spotykać. I miała rację. Skoro Piotr planował zacząć nowe życie, to dlaczego ona miałaby postąpić inaczej? Nie zamierzała do końca życia tkwić samotnie w pustym domu.

- To świetnie, przynajmniej będziesz o nich spokojna. I będziesz mogła skupić się wyłącznie na mnie.- rzekł żartobliwie Adam.

            Wybuchnęła śmiechem. Gdy umilkła przez chwilę katem oka uważnie przestudiowała jego profil. Ciemne włosy, niebieskie oczy skupione na prowadzeniu auta, pełne usta idealnie stworzone do całowania, lekki zarost… Słowem, wyglądał idealnie.

- I jak?- trzymał pewnie kierownicę, zaś zapach jego subtelnych korzennych perfum podrażnił jej nozdrza.- Zdałem egzamin?

- Yhm, może być. Na czwórkę.- zripostowała natychmiast, nieco zażenowana tym, że została przyłapana.

- Na czwórkę?- udawał zszokowanego.- Skąd tak niskie noty?

- Za zbytnią pewność siebie… i zbyt ekstrawagancki samochód. Za resztę celujący.- wyliczyła skrupulatnie.

- Zbyt ekstrawagancki samochód?- powtórzył zdumiony.- Co masz na myśli? Nie podoba ci się moje autko?

- Dla kogoś kto lubuje się w czołgach w sam raz, ja wolę znacznie delikatniejsze.- wyjaśniła, udając powagę.

- Zgoda, następnym razem przyjadę po ciebie czymś innym.- odrzekł zdecydowanie, zatrzymując się pod jedną z najbardziej ekskluzywnych warszawskich restauracji.- A co do mojej pewności siebie… zazwyczaj jest przydatna, zwłaszcza w kontaktach z takimi kobietami.- dodał porozumiewawczo, otwierając z jej strony drzwi.

- Sugerujesz, że wieje ode mnie taką bezczelnością, że aż trzeba mnie poskromić?- spytała słodko, przesuwając się z gracją obok niego.

- Ależ skąd! Sugeruję tylko, że jesteś tak nieszablonowa, że aż trudno mi się skupić na czymś innym poza tobą.

- Cóż za wyznanie zważywszy, że spotykamy się tak naprawdę dopiero drugi raz.- przyjęła podane przez niego ramię, uśmiechając się przy tym czarująco.

- Doprawdy? Osobiście mam wrażenie, że znamy się od dawna.- kurtuazyjnie przepuścił ją przodem.

            Anna podzielała jego uczucia, lecz wolała nie przyznawać się do tego głośno.

            Rozejrzała się wokół dyskretnie, czy nie widać nigdzie skierowanych w ich stronę aparatów i ciekawskich par oczu. Wolała nazajutrz nie czytać o sobie gorącego newsa w porannej prasie.

Nie umknęło to uwadze Adama, który przesunąwszy rękę na jej plecy poprowadził ją w stronę dwuosobowego stolika ustawionego w samym kącie sali.

- Zdaje się, że dobrze odgadłem, że pragniesz pozostać anonimowa?- pomógł zdjąć jej płaszcz.

- Jak najbardziej, dziękuję.- usiadła, gdy podsunął jej krzesło. Już dawno nikt nie traktował jej w ten sposób.- Nie lubię błysku fleszy gdy otwieram buzię.

            Zaśmiał się, ukazując idealnie białe, równe zęby.

- Zaskakujesz mnie. Przecież uprawiasz bardzo podobną profesję. W zasadzie to są twoi koledzy po fachu.

- Tylko w zasadzie.- zamoczyła usta w białym winie, przyniesionym przez kelnera.- To jest tak jak by porównać ginekologa z dentystą, bo przecież obydwaj są lekarzami, czyż nie?

- Masz rację.- przyznał, biorąc do ręki menu.- Jak bardzo jesteś głodna?

- Nie bardzo.- zastanowiła się czy przypadkiem nie włożyła zbyt odważnej sukienki, gdy patrzyła na zachwycony wzrok Adama prześlizgujący się co jakiś czas po jej sylwetce. Pochlebiało jej to wyraźnie okazywane zainteresowanie, lecz jednocześnie czuła się nieco skrepowana.- Zadowolę się jakąś niewielką sałatką.

- Rozumiem, że dbasz o figurę, ale czasami warto dobrze zjeść.- odrzekł zachęcająco.- Może dzisiaj zdasz się na mnie pod tym względem?

- Zupełnie nie wiem dlaczego, ale się zgadzam.- wypiła kolejny łyk wina.

            Zmrużyła oczy i z zaciekawieniem przebiegła spojrzeniem po wszystkich obecnych w lokalu. W przeciwległym krańcu siedział dyrektor programowy konkurencyjnej stacji telewizyjnej wraz małżonką i synem, niedaleko obok niego zajmował stolik poseł obecnej kadencji na Sejm wraz ze swoją towarzyszką, zaś po ich prawej stronie w spokoju zażywała kolację sama Georgina Tyszowska, znana projektantka mody. Niemal przy każdym stoliku siedział ktoś, kogo Anna znała, trudno było pozostać niezauważoną w takim miejscu. Cóż, nie pierwszy raz znajdowała się w podobnej sytuacji. Tyle razy już to przerabiała, że i tym razem jakoś sobie poradzi.

- Czym się zajmujesz?- spytała z zainteresowaniem, gdy stanęła przed nią w salaterce wybrana sałatka.

            Milczał przez jakiś czas, dziwnie jej się przyglądając.

- Mam rozumieć, że nawet nie spojrzałaś na moją wizytówkę, którą ci dałem podczas naszego pierwszego spotkania?

- Owszem.- przyznała z rozbrajającą szczerością.- A powinnam? Zupełnie o niej zapomniałam. Coś mnie ominęło?

- Cóż, wiedziałabyś przynajmniej czym się zajmuję.- potarł palcami brodę, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiając.- Jestem prawnikiem, pracuję w kancelarii adwokackiej na Nowym Świecie.

- Naprawdę?- zmarszczyła brwi.- Znam mniej więcej wszystkie kancelarie, które się tam znajdują. W której z nich?

- Może jednak zajrzysz do tej wizytówki i sama to sprawdzisz?- z błyskiem w oku podniósł do góry kieliszek wina.

            Anna zrobiła to samo. Gdy ich kieliszki zetknęły się ze sobą delikatnie, wydając przy tym ciche stuknięcie, oboje pojrzeli sobie głęboko w oczy. Nastrojowe światło dochodzące z ledwie świecącego się górnego żyrandola zatańczyło leniwym blaskiem na brzegach kieliszka, gdy zbliżyła go do ust.

Spojrzała spod rzęs na Adam, spokojnie kończącego kolację, i spoglądającego na nią raz po raz.

            O dziwo, jakoś zupełnie jej to nie przeszkadzało. Czy to była wina wypitego wina czy też czuła się na tyle dobrze w jego towarzystwie, że mogła pozwolić sobie większe niż zazwyczaj rozluźnienie?

- Lubisz swoją pracę?- spytał nieoczekiwanie.

            Drgnęła, wyrwana z zamyślenia.

- Lubię, i to bardzo.- przytaknęła.- Nie zamieniłabym jej na żadną inną. Odnajduję się w tym, tak przynajmniej mi się wydaje.

- Skoro jeszcze nie planują twojego zwolnienia to jak najbardziej się sprawdzasz.- uśmiechnął się szeroko.

- Bynajmniej jeszcze nic o tym nie wiem.- zastukała paznokciem w kruche szkło.- A ty dlaczego zostałeś prawnikiem?

- Sam nie wiem…- z namysłem poluzował nieco krawat.- Od zawsze wyobrażałem sobie, że stoję na mównicy i wygłaszam mowy końcowe, wiesz jak to jest w tych amerykańskich filmach… Nie opuszczało mnie to przez cały okres liceum i studiów, więc postanowiłem, że po prostu pójdę w kierunku, który zawsze siedział mi w głowie.

- Czyli nic fascynującego, same nudy.- skwitowała z westchnieniem.- Żadnych trupów po drodze.

- No niestety, ani jednego. Wybacz, jakoś tak wyszło.- rozłożył bezradnie ręce z psotnym uśmiechem.

            Anna patrząc na niego automatycznie pomyślała o swoim małżeństwie. Jak wyglądałoby jej życie gdyby to właśnie Adama spotkała trzynaście lat temu na uczelnianym korytarzu. Czy byłaby tu gdzie teraz czy całkiem w tym innym miejscu? Adam ze swym ciepłym uśmiechem sprawiał jednocześnie wrażenie całkiem wyluzowanego, i takiego który nie potrafi znieść monotonii. A może to były tylko pozory?

            Kiedy odwiózł ją do domu, nie czekając sama wyskoczyła z auta i zatrzasnęła za sobą drzwi. Wysiadł i podszedł do niej w momencie gdy otwierała bramę.

- Dzięki za miły wieczór.- odezwała się, czując jak potnieją jej ze zdenerwowania ręce.- To było naprawdę udane spotkanie.

- Randka, a nie żadne zwykłe spotkanie.- poprawił ją, obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie.- Nazywaj rzeczy po imieniu.

- W porządku, randka.- nie mogła się nie uśmiechnąć.

- Dlaczego jesteś taka zestresowana?- przesunął ręką po jej policzku.- Jesteś przepiękną kobietą.

- Wydaje ci się.- serce biło jej jeszcze mocniej.- W tym wieku kobiety już się nie stresują. A teraz muszę już iść.

- Szkoda, że musisz.- pochylił się nad nią, patrząc głęboko w oczy i pocałował.

Pocałunek był krótki, lecz Anna miała uczucie, że trwało to niemal wieczność. Odwzajemniła pocałunek i niemal wyrwała z objęć Adama.

- Naprawdę muszę lecieć.- powtórzyła.- Do zobaczenia!

            Zamknęła za sobą bramę i popędziła do domu tak szybko, na ile tylko pozwalały jej wysokie obcasy. Z ulgą zamknęła za sobą drzwi, i oparła o nie plecami. Przyłożyła dłonie do twarzy, zdając sobie sprawę jak bardzo palą ją policzki. Jeśli tak będzie wyglądało ich każde spotkanie to zanosi się na to, że nie skończy się to tylko na platonicznej przyjaźni. Wyjątkowo intensywnie przeżywała każdą ich rozmowę i dotyk Adama. Przygryzła wargi, w dalszym ciągu odczuwając  ciepło jego ust. Czy on czuł to samo czy było to dla niego tylko zwykłym spotkaniem z kolejną interesującą kobietą? Jeśli nawet, to sama również zamierzała się dobrze bawić. Bynajmniej nie zamierzała dać mu odczuć, że czuje się wykorzystana.

 

 

Tosia

- No żesz, kuźwa mać!- warknęła Lena, gdy razem z Tosią wysiadły z autobusu i skierowały się w stronę jej mieszkania w blokowisku na Mokotowie.

- Co jest?- Tosia zaciekawiona podążyła za jej wzrokiem i zobaczyła dwóch chłopaków stojących pod klatką.

Tych samych, których widywała za każdym razem w tym samym miejscu, gdy tu przychodziła. Zazwyczaj trzymali w rękach po puszce piwa i odprowadzali ją spojrzeniami aż do momentu, gdy znikała za drzwiami klatki schodowej. Czuła na sobie ich wzrok, jednak pozornie nic sobie z tego robiła. Nie zaczepiali jej, i to się liczyło.

- Znowu tu wystają, ćwoki jedne.- burknęła Lena, mocując się z zamkiem od plecaka.- Jeszcze się ktoś przyczepi i będzie chryja.

- Kto się ma przyczepić i po co? Nikogo tu nie ma.- Tosia lekceważąco wzruszyła ramionami, nie bardzo rozumiejąc przyczynę jej wzburzenia.- Niech sobie stoją, nikomu nie przeszkadzają.

- Serio nie kapujesz o co kaman?- Lena przewróciła oczami, wzdychając.- Policja tędy przejeżdża co jakiś czas.- wyjaśniła niechętnie, widząc nic nierozumiejące spojrzenie Tosi.- Jakby ich zgarnęli to mogą też zajrzeć do nas, to już krótka droga, a wtedy to dopiero byłby żar!

- Jeszcze ani razu ich tu nie widziałam, daj spokój.- Tosia udawała, że nie patrzy w kierunku chłopaków, którzy z coraz większym zainteresowaniem zaczęli spoglądać w ich kierunku.- Co dzisiaj z Tymonem?- spróbowała nieudolnie zmienić temat.

- Przyjdzie za jakiś czas.- odrzekła krótko Lena, poprawiając włosy i intensywnie się nad czymś zastanawiając.- A może ich ściągniemy do siebie i się zabawimy?- wypaliła raptownie.- Co o tym myślisz? Robimy imprezkę z nieznajomymi?

            Tosia wytrzeszczyła oczy.

- Zwariowałaś?- zaprotestowała.- Przecież ich nie znamy!

- No i co z tego?- wzruszyła ramionami Lena.- Zaraz naprawimy ten błąd.

Ściszyła głos, gdy wymijały chłopaków i niby przypadkowo uderzyła jednego z nich plecakiem w rękę.

Tosia z zażenowaniem odwróciła wzrok, nie chcąc widzieć jego reakcji i pospiesznie ruszyła za koleżanką po schodach

- Ej!- chłopak z zaskoczeniem uniósł w górę brwi i obejrzał się za Leną.- Zaczekaj!

            Lena z przebiegłym uśmiechem na twarzy zatrzymała się i powoli obejrzała do tyłu.

- Hej dziewczyny, gdzie tak biegniecie?- zagaił natychmiast drugi z nich, wypuszczając z ust strużkę dymu papierosowego i wpatrując się intensywnie w Lenę.- Gdzie wam się tak spieszy?

            Jej zbyt krótka obcisła spódniczka wyraźnie zrobiła na nim wrażenie. Mierzył dziewczynę spojrzeniem od stóp do głów, jakby nie móc się napatrzeć.

- Jak to gdzie, na imprezkę!- odrzekła wesoło Lena.- Może dołączycie do nas, chłopcy? Nie macie ochoty na miłe towarzystwo?

- Już was lubię.- chłopak wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.- Jak na imprezę to chętnie. Panie prowadzą.- dwornym gestem przepuścił je przodem i ruszyli razem po schodach.

            Tosia szła za Leną, całkiem zbita z tropu. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy i zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie skorzystać z jakieś okazji i nie zniknąć pod byle pretekstem. Jednak nie była do końca pewna czy to dobry pomysł pozostawić Lenę samą z dwoma całkiem obcymi chłopakami. Ci dwaj młodzi mężczyźni nie wyglądali na takich, którzy lubią wylewać za kołnierz i szli licząc na dobrą zabawę. A może jeszcze na coś więcej.

Ich pewne siebie zachowanie nie podobało się Tosi. Poszła za Leną do kuchni.

- No i po co ich tu zaprosiłaś?- spytała szeptem z pretensją w głosie.- Przecież ich nie znasz!

- Z widzenia znam, tak jak ty. To Marcin i Kuba.- Lena sięgnęła po cztery kieliszki i cztery szklanki.- A dlaczego miałam nie zaprosić? Jesteśmy samotnymi dziewczynami, które potrzebują męskiego towarzystwa żeby się dobrze pobawić.- zachichotała.

- Ty nie jesteś samotna.- zwróciła jej uwagę Tosia.- Masz Tymona.

- Ale ty jesteś.- odparowała Lena.- Weź już daj spokój z tym swoim Karolem, zrobił cię na szaro i nie masz co przeżywać. Mało to fajnych chłopaków dookoła? I przestań w końcu być taką cnotką, czas wydorośleć.

            Zostawiła na kuchennym blacie szklanki z colą i poszła do pokoju, nie oglądając się na Tosię, która jak wrośnięta w ziemię po słowach koleżanki, została na środku kuchni.

 Stwierdziwszy, że samotne przesiadywanie w kuchni niczego nie zmieni wzięła szklanki i z ociąganiem poszła za Leną. Usiadła z dala od całej trójki i włączyła telewizor, przeskakując co chwilę po kanałach. Zaczęła się zastanawiać kiedy wróci Tymon. Mimo, że nie znała go zbyt dobrze, i chyba nawet niezbyt lubiła, wolała w tym momencie żeby już przyszedł. Był w końcu chłopakiem Leny, raczej nie podobałoby mu się, że jego dziewczyna robi maślane oczy do kogokolwiek.

Zdumiała się jeszcze bardziej kiedy zjawił się po niecałym kwadransie. Wyglądało na to, że cała trójka zna się bardzo dobrze. Przywitał się z chłopakami jak starzy znajomi i w niedługim czasie siedzieli razem nad butelką zimnej Bols.

- A tobie co, królowo, trzeba przynosić pod nos?- Lena zsunęła się z krzesła i lekko chwiejnym krokiem podeszła do biurka i postawiła przed Tosią podwójny kieliszek.- Chodź bliżej, zapoznacie się. Chłopcy są super.

- Jasne, zaraz się przysiądę.- zgodziła się Tosia niezbyt chętnie, podnosząc się z krzesła.

            Mimo, że urywając się z lekcji przyszła tu licząc na odprężenie i dobrą zabawę, to nie miała jakoś szczególnej ochoty dołączyć do nowego, rozbawionego towarzystwa. Przysunęła się bliżej w stronę Leny i unikając spojrzeń usiadła obok, upijając łyk z kieliszka. Postawiła go na stole przed sobą i wówczas poczuła na sobie spojrzenie Marcina.

            Nie spuszczając z niej oczu napełnił swój kieliszek przezroczystym płynem i wypił cały, demonstracyjnie odstawiając go na miejsce.

- Tak to się robi, królowo.- powiedział naśladując Lenę i zakładając sobie przy tym włosy za uszy. Wyglądały na dawno nie myte i tłuste, były porozdzielane od siebie drobnymi strąkami.- Ominęłaś cztery kolejki, teraz czas na ciebie.

            Tosia mechanicznie wzięła kieliszek do ręki i spojrzała z lekkim przestrachem na huśtający się przezroczysty płyn. Jeszcze nigdy nie piła wódki i do tej pory nie pałała szczególną chęcią by ją próbować. Do tej pory wystarczało jej zazwyczaj piwo albo wino. Reakcje pijających raczej odstraszały ją niż zachęcały by wziąć do ust ten sławetny trunek.  W tej chwili jednak nie miała innego wyjścia. Wszystkie cztery pary oczu utkwione były właśnie w niej i wyraźnie oczekiwały, by zrobiła to samo co oni przed chwilą.

Zagryzła wargi, przytknęła kieliszek do ust i wypiła całość jednym haustem. Ostry smak spowodował, że jej oczy wypełniły się łzami i zapiekło ją w gardle. Do tego stopnia, że zaniosła się gwałtownym kaszlem.

Lena ze śmiechem poklepywała ją po plecach i postawiła pełną po brzegi szklankę coli. Tosia chwyciła ją i łapczywie wypiła niemal całość. Gdy otarła łzy zobaczyła wokół siebie zadowolone spojrzenia pozostałych.

- Jak to mówią: pierwsze koty za płoty!- zarechotał Kuba, wznosząc rękę do toastu.- Wypijmy teraz za Tośkę, wzięła się dziewczyna do roboty!

            Odetchnęła, gdy Tymon zaczął rozmowę na inne, nie związane z nią tematy. Przynajmniej nie była już w centrum uwagi i nic nie musiała nikomu udowadniać. Wypity alkohol rozszedł się po jej ciele powodując przyjemne ciepło. Nie była do końca pewna czy ma chęć dalej towarzyszyć Lenie i jej nowym kolegom, jednak po czwartym kieliszku wszystko jej jakoś zobojętniało. Nie czuła się już na siłach wracać do szkoły, musiała jednak gdzieś odczekać klika godzin, by po powrocie do domu ciotka nie wyczuła woni alkoholu. Jeszcze do tej pory nie zdarzyło się, by ciotka się na nią wściekła bez jakiegoś konkretnego powodu, w domu nigdy nie było hałasu czy wrzasków. Tylko ten jeden raz, kiedy chciała iść na obiad organizowany przez telewizję. Tosia ze wstydem musiała przyznać sama przed sobą, że wtedy nawaliła. Nie dość, że się spóźniła do domu, to jeszcze ciotka mogła wyczuć od niej woń alkoholu. Czy rzeczywiście tak było nie miała do dzisiaj pewności, jednak Tosia wolała sama nie sprawdzać gdzie leży granica wytrzymałości nerwów Anny. Po ostatniej rozmowie z nią długo analizowała w duchu to co usłyszała, i musiała przyznać, że ciotka ma wiele racji, i że jej argumenty są naprawę rozsądne. Trudno było jednak wcielać w życie coś, do czego sam człowiek nie jest do końca przekonany i do czego nie ma się serca. A od śmierci rodziców Tosia nie miała serca do niczego.

Prześlizgnęła się otępiałym wzrokiem po wszystkich obecnych i zatrzymała na Lenie. Koleżanka z wyraźnie szklistymi oczami usiadła na kolanach Tymona i zaczęła go namiętnie całować, opierając się rękami o ścianę ponad jego głową. Dłoń Tymona natychmiast powędrowała wzdłuż ciała dziewczyny, po nodze przez pośladki aż w stronę biustu. Lena mrucząc z zadowolenia zaczęła powoli rozpinać jego koszulę.

Marcin wygłodniałym wzrokiem przyglądał się ich poczynaniom, aż jego oczy spoczęły na Tosi. Wytrzeźwiała niemal natychmiast, kiedy podniósł się z kanapy i kucnął obok jej kolan, dmuchając jej w twarz mocnym zapachem alkoholu. Niemal podskoczyła kiedy dotknął ręką jej uda, ściskając mocniej materiał spodni.

Wstała z krzesła, i chcąc szybko złapać plecak, przeliczyła swoje siły. Kolana jej się nieco ugięły i wylądowała na sąsiedniej kanapie w pobliżu Tymona i Leny. Nim zdążyła zebrać myśli Marcin zbliżył się i usiadł obok, obejmując ją zadziwiająco silnym ramieniem i przyciągając do siebie.

- Może weźmiemy z nich przykład, co ty na to?- zaproponował, sięgając drugą ręką do guzików u szczytu bluzki.- Taka ładna z ciebie dziewczyna…

- Przestań, puść mnie.- szarpnęła się, przeklinając w myślach wypity w nadmiarze alkohol.

            Chłopak jakby nie słyszał co do niego mówiła. Z błąkającym się po twarzy uśmiechem nachylił się, by ją pocałować. Tosia w panice zaczęła odwracać głowę i kręcić nią na wszystkie strony, unieruchomiona ramieniem Marcina. Wydało jej się, że minęła wieczność do momentu kiedy udało jej się wyswobodzić jedną rękę i skutecznie go odepchnąć.

- Zostaw ją, Marcin.- odezwała się Lena pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim.- Nie chce to nie.

- Jak to nie chce, zaraz jej pokażę jak …- urwał, gdy niespodziewanie Tosia wyślizgnęła się z uścisku.

            Chwytając po drodze plecak, na niepewnych nogach i zawrotami głowy wyszła szybko z mieszkania. Mimo zawrotów głowy udało jej się zejść po schodach i się nie przewrócić. Szczerze wątpiła w to, by Marcinowi chciało się za nią biec. Ledwie stał na nogach, nie wspominając już o szybszym biegu.

Przystanęła przed blokiem, zachłannie wciągając płucami świeże, zimne powietrze, które skutecznie zaczęło oczyszczać organizm. Z każdą kolejną chwilą czuła jak odzyskuje jasność umysłu. Zarzuciła plecak na ramię i postanowiła zrobić sobie długi spacer do domu, który z pewnością otrzeźwi ją do końca i nie pozwoli wzbudzić niczyich podejrzeń.

 

Anna

Ze zmęczenia padała na twarz, lecz satysfakcja z zakończonego kolejnego reportażu była ogromna. Wróciła z nagrań, Jędrkowi pozostało teraz wszystko zmontować i oddać do ewentualnych niewielkich korekt. Miłosz koniecznie upierał się co do swojej wizji i chciał mieć wpływ na efekt końcowy, widząc jednak upór Anny i analizując jej uwagi ostatecznie wycofał się ze swoich pomysłów. Dumna z siebie, iż udało jej się przeforsować kolejny raz swoje zdanie, wyszła z budynku nucąc sobie samej pod nosem fanfary.

Tym razem znowu pod lupę wzięła problemy z trudną młodzieżą. Główną postacią w reportażu była szesnastoletnia Kinga, do niedawna wzorowa uczennica, pochodząca z zamożnej rodziny, która w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy popadła w konflikt z prawem, między innymi biorąc udział w kilku bójkach i dokonując napadu na sklepy jubilerskie. Podczas rozmowy z Anną przebywała w zakładzie poprawczym o wzmożonym nadzorze wychowawczym i nie przejawiała żadnych objawów skruchy. Opowiadała o swoim życiu beznamiętnie, bez jakichkolwiek emocji i Annę nie raz ogarnęło pragnienie, by przygarnąć do siebie tę na pozór zadziorną dziewczynę i mocno ją wyściskać. Wątpiła, by ostatnio robili to jej rodzice. Na jakąkolwiek wzmiankę o nich Kinga reagowała jedynie wzruszeniem ramion i krótkim „a co to ich obchodzi”.

Przyglądając się sobie i dziewczynie na dużym ekranie Anna oczyma wyobraźni widziała już  Tosię na jej miejscu, i aż zadrżała na samo wyobrażenie. Tosia nie pasowała zupełnie do takiego świata. Być może Kinga również, lecz ona nie miała żadnego wsparcia w bliskich, zaś Tosia powinna zdawać sobie sprawę z tego, że ma na kim polegać. I że na niej polega młodszy brat. Jej chwilowe rozchwianie emocjonalne nie może doprowadzić do tego, by znalazła się o niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu.

            Z zadowoleniem podśpiewując półgłosem jedną z piosenek Katy Perry, Anna zaniosła torbę z zakupami do kuchni. Wyjęła z niej białe martini i postawiła na stole. Gdy podniosła wzrok, ku swemu zaskoczeniu zobaczyła wchodzącą do mieszkania niepewnym krokiem Tosię.

            Anna z niepokojem zerknęła na wiszący zegar. Dochodziła dopiero czternasta i według jej obliczeń Tosia powinna być jeszcze w szkole. Czyżby coś się wydarzyło?

- Hej Tosiu, co dzisiaj tak szybko z powrotem?- zawołała głośniej niż zamierzała.- Już po lekcjach?

- Taak.- odburknęła niechętnie dziewczyna, nie podnosząc głowy i starając się jak najszybciej pokonać drogę od drzwi wejściowych do schodów prowadzących na piętro.- Już.

            Zaalarmowana dziwnym tonem głosu i wyrazem twarzy dziewczyny Anna podeszła bliżej.

- Co się dzieje, Tosiu?- spytała łagodnie.- Coś się stało?

            Dziewczyna zerknęła na nią niepewnie i Anna dostrzegła jej przekrwione oczy. W nich zobaczyła odpowiedź na swoje pytanie. Jednocześnie dobiegła do niej woń alkoholu i papierosów. Przymknęła powieki i po chwili je otworzyła, głęboko wciągając powietrze. Już nie była tak zszokowana tym widokiem jak za pierwszym razem. Wówczas pokłóciły się ze sobą, i Tosia od tamtej pory jeszcze bardziej się od niej oddaliła. Anna miała przeczucie, że krzykiem niczego nie zwojuje, tym razem postanowiła inaczej podejść do sprawy.

- Byłaś dzisiaj na lekcjach?- spytała tylko, patrząc badawczo na drżące ręce dziewczyny.- Czy nawet tam nie dotarłaś?

- Byłam na dwóch pierwszych.- wymamrotała niewyraźnie Tosia, uciekając spojrzeniem z wyraźnym poczuciem winy.

            Dotychczas arogancka i opryskliwa, teraz wyraźnie spuściła z tonu. Anna zastanawiała się w duchu gorączkowo co też takiego mogło się wydarzyć, że Tosia zachowuje się tak nieswojo. Nie pytając o nic poklepała ją jedynie po ramieniu.

- W porządku.- powiedziała, idąc w stronę kuchni.- Jak dojdziesz do siebie to przyjdź tu do mnie na kilka minut, muszę ci coś powiedzieć.

- Okej.- Tosia zaskoczona obrzuciła ją dziwnym spojrzeniem i zaczęła wspinać się do góry, przytrzymując się kurczowo poręczy.

            Anna wyciągnęła z torebki telefon i przysiadła na brzegu kanapy. W kontaktach wyszukała numer do psycholożki, do której niegdyś sama chodziła na kilka sesji i zadzwoniła.

- W zasadzie nie powinnam jej brać, bo nie zajmuję się nieletnimi.- rzekła niezdecydowanym głosem psychoterapeutka.- Ale dobra, możemy spróbować. Tylko po starej znajomości.- zaznaczyła.- Nie podsyłaj mi nikogo więcej.

- Masz moje słowo.- zgodziła się Anna.- Nikogo więcej, słowo.

- I jeszcze jedno: niczego nie obiecuję, pamiętaj.

- Oczywiście.- w tej chwili Anna była skłonna przyobiecać jej naprawdę wiele.- Dzięki, że się zgadzasz, to dla mnie niesłychanie ważne.

- Dobrze, chociaż sprawdzę w którym momencie ta dziewczyna się pogubiła.

            Anna odłożyła telefon i powolnym krokiem ruszyła w stronę kuchni. Jeszcze przed chwilą z zadowoleniem wróciła do domu, by świętować kolejne udane nagranie, zaś w ciągu pięciu minut jej cała radość prysła jak bańka mydlana. Dlaczego szczęście ostatnio nie trwa przy niej dłużej niż tylko kilka chwil? Dlaczego tak trudno jest je przy sobie zatrzymać? Zwłaszcza od feralnego dwudziestego ósmego sierpnia, gdy doszło do wypadku Agaty i Pawła?

Jej myśli natychmiast popłynęły w kierunku Adama, z którym od tygodnia się spotykała. Tych kilka randek, jak on to nazywał, sprawiło, że jej bujna wyobraźnia rozszalała się na dobre i zaczęła jej podsuwać coraz to nowsze wizje na przyszłość. Anna starała się zagłuszać je w sobie, by w razie niepowodzenia niemiło się nie rozczarować, jednak nie mogła się powstrzymać, by o tym nie myśleć. Adam był uroczym towarzyszem, ciągle uśmiechniętym, pełnym humoru i poza tym niesamowicie przystojnym. Lubiła mu się ukradkiem przyglądać, gdy tego nie widział. Denerwowała się na siebie, że tak szybko zaczęło jej zależeć na tym, by cokolwiek napisać lub zadzwonił. Sprawiały jej przyjemność jego częste komplementy i pełne podziwu spojrzenia, którymi ją obrzucał. Dawno nie czuła się tak adorowana.

Usiadła bezwładnie na taborecie, gdy jej wzrok padł na butelkę Martini. Tym razem nie miała ochoty na samotne spożywanie alkoholu. Dzisiejsze popołudnie miała tylko dla siebie, Adam musiał wyjechać do Wrocławia i wrócić dopiero jutro, postanowiła więc zadzwonić po Martę, by wspólnie celebrować wieczorem udany dzień.

Spięła się w sobie, gdy usłyszała wchodzącą do jak cień Tosię. Dziewczyna miała podkrążone oczy, blade policzki i w niczym nie przypominała miłej, sympatycznej nastolatki, którą była wcześniej.

- Usiądź Tosiu, może masz na coś ochotę?- zaproponowała przyjaźnie, udając, że nie zauważa nastroju dziewczyny.

- Nie jestem głodna.- odrzekła sztywno Tosia.- Czego ode mnie chciałaś?

            Anna rzuciła okiem na jej sztucznie wyprostowaną sylwetkę i stłumiła westchnienie.

- Zapisałam cię do psychologa.- wyznała.- Ale nie do tego, u którego siedziałaś pod drzwiami. Pomyślałam, że może wolałabyś porozmawiać z kobietą.

- Dla mnie to żadna różnica.- odrzekła Tosia niechętnie.- W ogóle nie chce mi się gadać z nikim obcym.

- Często komuś obcemu łatwiej jest powiedzieć rzeczy, o których nie chcemy rozmawiać z kimś bliskim.- zaczęła ją przekonywać Anna.- Jestem pewna, że kilka takich rozmów dobrze by ci zrobiło.

- Ja tak nie uważam. Nic mi nie jest.- powtórzyła z uporem dziewczyna.

- Dlaczego?- spytała Anna po kilku sekundach milczenia.- Dlaczego, Tosiu? Dlaczego nie chcesz chociaż spróbować sobie pomóc?

            Dziewczyna parsknęła.

- Nie potrzebuję żadnej pomocy.- odrzekła z naciskiem.- Miewam się dobrze jak nigdy w życiu!

- Naprawdę?- w głosie Anny zabrzmiało powątpiewanie.- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Gdzie podziała się ta radosna, zadowolona z siebie dziewczyna, która znałam przez piętnaście lat? Jej miejsce zajęła krnąbrna nastolatka, z którą ostatnio kompletnie nie da się rozmawiać ani porozumieć.

            Tosia nie odpowiedziała, nerwowo drapiąc się po brodzie i przygryzając wargi.

            Anna tym razem westchnęła głośno.

- Zrobiłam ci herbatę.- powiedziała zrezygnowana, podsuwając szklankę.- Wypij, dobrze ci zrobi po alkoholu.

            Tosia zamrugała kilka razy powiekami, jakby nie bardzo wierząc w to co słyszy. Bez słowa wzięła szklankę z herbatą i poszła z powrotem do swojego pokoju.

            Anna kręcąc z niedowierzaniem głową zadzwoniła do restauracji i zamówiła na wieczór kilka przekąsek. Na nic już nie miała ochoty, a już najmniej na stanie w kuchni przy przygotowywaniu jedzenia.

            Przywiozła Bartka z przedszkola i zajęła się ogarnianiem salonu. Pedantka Marta potrafiła wytknąć najmniejszą plamkę i każdą warstwę kurzu.

- Jestem!- oznajmiła radośnie koleżanka, wpadając do mieszkania z impetem.- Wybacz spóźnienie, te korki kiedyś mnie wykończą!

- Taaak, korkami się teraz tłumaczysz…- Anna z szelmowskim uśmiechem rozstawiła kieliszki i postawiła dwa talerze sushi.- Czyżbym wyczuwała od ciebie męską woń czy tylko mi się wydaje?

- Zejdź ze mnie.- fuknęła Marta, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.- No dobrze, dobrze, przejrzałaś mnie, byłam u znajomego.

- Wiedziałam!- triumfowała Anna.- I byliście tak zajęci sobą, że patrzyliście sobie wyłącznie tylko w oczy?

- Nie zdradzę ci żadnych pikantnych szczegółów, dopóki nie powiesz mi co cię łączy z tym boskim prawnikiem.- powiedziała chytrze Marta, nalewając sobie Martini.- Jak jemu tam? Adam?

            Anna ułożyła się wygodnie na kanapie w przeciwległym rogu niż Marta, zrzuciła kapcie i założyła nogę na nogę.

- Na razie nie mogę tego w żaden sposób określić.- powiedziała w końcu, po dłuższym zastanowieniu.

- Jak to nie możesz określić?- osłupiała Marta przyglądała jej się oczami wielkimi jak spodki.- Tylko mi nie mów, że nie jest w twoim guście, bo zaraz sama zacznę robić do niego podchody!

- Tylko spróbuj!- Anna spojrzała na nią groźnie i obie zachichotały.

- Wiedziałam, że coś z tego będzie jak tylko was zobaczyłam razem!- oznajmiła Marta triumfalnie.- Chemia wisiała w powietrzu! Mówię ci, znam się na tym!

- Jak tylko będę poszukiwać eksperta od broni chemicznej to wiem gdzie dzwonić.- zażartowała Anna.

- Śmiej się, śmiej!- Marta wzniosła oczy do nieba.- Ale to sushi jest bajeczne!- wymamrotała z pełnymi ustami.- Muszę zacząć częściej cię odwiedzać. Jezu, nie, nie mogę! Muszę się przecież odchudzać!

 

cdn...