Od jakiegoś czasu czułam, że muszę wrócić do Grażyny i Blanki. To, że wcześniej nie skończyłam tego opowiadania nie dawało mi spokoju, i najwyraźniej teraz nadszedł na to czas. Mam nadzieję, że kontynuacja przypadnie do gustu tym, którzy odwiedzają moją stronkę:)
- Pościel układamy do lewej strony w komodzie,
prześcieradła w kostkę i do szuflad z prawej strony.- pouczała Marina ze
wschodnim akcentem, demonstrując jednocześnie wykonywanie zadań.- Wycieramy
kurze, myjemy lustro w przedpokoju, łazienkę i na koniec zmywamy podłogę. Nie
możesz zapomnieć o pozostawieniu karteczki „miłego pobytu” i kilku cukierków na
toaletce, to punkt obowiązkowy. Jeśli zapomnisz o którejś z tych rzeczy, a
menedżer to zobaczy, możesz zapomnieć o robocie.
- Już nie pamiętam połowy z tych rzeczy, o których
pani mówiła.- powiedziała słabo Grażyna.
- Jaka pani!- młoda kobieta wsparła się pod boki.-
Jestem Marina! A ty?
- Grażyna.
- Grażyna.- powtórzyła Marina.- Super, nie znam
żadnej Grażyny. Chyba nie jesteś jedną z tych nastolatek, które uważają ludzi
po trzydziestce za dinozaury, co?- zaśmiała się.
- Ależ skąd!- zaprotestowała Grażyna, myśląc o
swoim trzydziestosześcioletnim bracie, Tomaszu.
- Całe szczęście!- Marina wyciągnęła odkurzacz i
rzuciła koniec kabla Grażynie pod nogi.- Wetknij w gniazdko, z łaski swojej. Założę
się, że jesteś strasznie młoda! Ile masz lat?
- Dwadzieścia.
- I rozmowna to ty też nie jesteś.- Marina
westchnęła teatralnie.- No nic, rozkręcisz się. Zobaczymy zresztą jak długo to
wytrzymasz. Może jutro dasz nogę?
- Nic z tego.- Grażyna przestawiła odkurzacz w
swoją stronę.- Zamierzam wytrwać ile się da.
- Tu nie ma kokosów, kochana, jeśli na to liczysz.-
Marina zerknęła na nią uważnie.- To przede wszystkim harówka i padanie na ryj.
Te dwie rzeczy są równie pewne jak podatki i śmierć.
- Wiem.- Grażyna przerzuciła kabel za kanapę.- Ale
w tej chwili właśnie tego mi trzeba. Ile mamy czasu na jeden pokój?- zmieniła
temat.
- Dwadzieścia pięć minut i ani sekundy dłużej.-
Marina rozejrzała się po apartamencie z miną zadowolonego kota.- Nie wolno ci
przedłużać tego czasu, inaczej się nie wyrobisz.
- Postaram się sprostać.- Grażyna z nabożeństwem
dotknęła klosza lampy podłogowej, stojącej tuż przy wejściu.- Z czego to jest?
- Jedwab.- odrzekła beztrosko Marina, zamykając
drzwi.- Zasada jest prosta: jesteś w pracy, nic tu nie należy do ciebie, tylko
sprzątasz i zapominasz co widziałaś. A zapewniam cię, że zobaczysz i usłyszysz
niejedno. Dyskrecja to podstawa w tej branży.
- Jasne.- Grażyna włożyła klucze z pokoju do
błękitnej kasetki.- Żebym tylko nie zapomniała jak sama się nazywam.
Po dziesięciu godzinach pracy czuła się
kompletnie wypompowana. Wyszła z hotelu na drżących ze zmęczenia nogach,
odebrała Blankę z przedszkola i ledwie dotarła do mieszkania. Od razu po
wejściu padła na łóżko.
- Żabciu, nie mam siły się z tobą pobawić,
przepraszam.- jęknęła, gdy Blanka korzystając z okazji, niemal od razu
wgramoliła się na jej brzuch.- Najgorsze jest to, że od dzisiaj będzie tak
codziennie. Ale mamy pracę, wiesz?- połaskotała córkę pod brodą.- Już nie
będzie tak źle, nie będziemy się martwić na zapas. Mamy na rachunki i nawet coś
nam jeszcze zostanie.
Przez
kolejne dni Grażyna wracała do domu wyczerpana fizycznie. Mimo starań, miała
problem by sobie poradzić z nadmiarem obowiązków. Zaciskała jednak zęby, myśląc
wówczas w duchu o przebywającej w przedszkolu Blance.
- Ej, świetnie!- pochwaliła Marina, widząc
pościelone perfekcyjnie łóżko.- Fiu, fiu!- zagwizdała, zaglądając do
wyszorowanej na połysk łazienki.- Nawet ja nie zrobiłabym tego lepiej!
- Akurat!- Grażyna pokręciła głową z politowaniem i
z całej siły wycisnęła wodę z mopa.- Już ja widziałam łazienkę w twoim wydaniu:
można polizać kafelki i niczym się nie zarazić.
- Nie przesadzaj i sama nie bądź taka skromna!
Dawno nie widziałam żeby świeżynka tak sobie radziła.- poklepała Grażynę po
ramieniu.- Będą z ciebie ludzie. Może wieczorem gdzieś wyskoczymy?-
zaproponowała niespodziewanie.
-
Wieczorem?- Grażyna wpadła w popłoch.- Nie, nie mogę.- odwróciła się i z
zapałem zaczęła wycierać mopem umytą wcześniej podłogę. Czuła na sobie lekko
zdziwiony wzrok Mariny.- Jestem zajęta.
- Dużo masz tych zajęć?- zaśmiała się Marina.- Nie
chcesz to nie, tak tylko zapytałam.
- Nie o to chodzi. Może ty do mnie wpadniesz?-
Grażyna sama się zdziwiła słysząc własne słowa.
- Jasne, czemu nie.- zgodziła się ochoczo Marina.- Może
być i domówka!
Po powrocie do mieszkania Grażyna
rzuciła się w wir sprzątania i układania zabawek Blanki na swoich miejscach.
Wizyta koleżanki z pracy cieszyła ją tym bardziej, że była stęskniona za
rozmowami z kimś bliskim. Brakowało jej wieczornych długich pogawędek z
Brygidą, która spotykając się teraz z nowym chłopakiem miała mniej czasu dla
reszty świata.
- Ach, teraz rozumiem dlaczego nie chciałaś wyjść
poza dom.- pokiwała głową Marina na widok zaciekawionej Blanki.- Mogłaś mnie
uprzedzić, coś bym przywiozła dla małej.- kucnęła przed dziewczynką.- Cześć
kochanie, jaka ty jesteś śliczna!
Po kilku miesiącach pracy Grażyna
poczuła, że przyzwyczaiła się do szalonego tempa pracy, jakie było narzucone
załodze hotelu. Gdy codziennie przechodziła przez oszklone drzwi przemykało jej
przez głowę pragnienie wejścia tu kiedyś nie w charakterze pokojówki, lecz jako
gościa. Widziała się wchodzącą do głównego holu w długiej czerwonej sukni, z niedużą
kopertówką w dłoni i na niebotycznie wysokich obcasach.
- Nie śpij na stojąco!- kuksaniec Mariny był
wyjątkowo realny.- Zaraz talerze potłuczesz!
Wiozły
zastawę na przyjęcie weselne. Cała z porcelany była wyjątkowo delikatna i
trzeba było się z nią obchodzić jak z jajkiem. Mimo to Grażyna energiczniej
pchnęła wózek przed siebie, nie zwracając uwagi na chłodne spojrzenie Karoliny,
pokojówki z innego piętra, stojącej przy windzie.
- Coś ty jej zrobiła?- zażartowała Marina,
rozścielając obrus w sali weselnej.- Nie wygląda na zakochaną w tobie.
- Nie mam pojęcia.- Grażyna złapała brzeg obrusa i
przeszła na drugą stronę sali.- Nie znam jej. Widocznie coś mam takiego
diabelskiego w oczach, że nie każdemu się podobam.
- Taak,… Ty i te twoje niebieskie oczęta!- Marina
zajęła się rozkładaniem serwetek.- Ona jest jakaś dziwna, pracuje od tygodnia,
ale trzeba na nią uważać. Było tu już kilka takich, widzących się w roli
dyrektora, za długo nie popracowały, możesz mi wierzyć.
Na
przyjęciu weselnym Grażyna zaciskając zęby podawała gorące dania, dolewała
napoje i odnosiła puste naczynia. Nie byłoby jej tutaj gdyby nie to, że za tę
pomoc miała dostać dodatkowe spore pieniądze. Kilka godzin więcej spędzonych z
Blanką było dla niej czymś ważniejszym niż dodatkowa setka na koncie. Jednak
wizja zapłaty za mieszkanie w niedługim czasie i topniejące konto spowodowały,
że z ciężkim sercem zgodziła się na pomoc przy przyjęciu. Nie zwracała uwagi na
pochmurną minę Karoliny, mijanej za każdym razem po powrocie do kuchni.
Około
drugiej w nocy, gdy większość gości weselnych już nie odróżniała snu od jawy,
Grażyna na prośbę matki panny młodej wzięła ślubną suknię z zamiarem
zaniesienia jej do apartamentu. Drzwi były zamknięte, więc wyjęła z kieszeni
zapasowy klucz, przekręciła go w zamku i weszła do środka. Stanęła jak wryta
słysząc jakieś dźwięki dobiegające z lewej strony. Wstrzymując oddech podeszła
na palcach do ścianki oddzielającej segment kuchenny od salonu i zajrzała.
Na łożu małżeńskim, z wypiętymi do tyłu
nagimi pośladkami podrygiwała rytmicznie panna młoda, zaś mężczyzną,
trzymającym ją za biodra i wydającym pojękiwania, z pewnością nie był jej
świeżo poślubiony mąż.
Grażyna bezszelestnie wycofała się do
tyłu i najciszej jak mogła zamknęła za sobą drwi. Z wypiekami na twarzy i
bijącym sercem otarła pot z czoła i wróciła z powrotem do sali balowej, zastanawiając
się w duchu jak wytłumaczyć matce panny młodej powrót z sukienką. Schodząc po
schodach zdążyła jeszcze zauważyć plecy idącej szybkim krokiem Karoliny, która
znikła na trzecim piętrze.
Następnego dnia natknęła się na Marinę
zmieniającą zasłony na trzecim piętrze.
- Tomasz chce cię widzieć.- koleżanka ze
zmarszczonymi brwiami przyjrzała się firance.- On nigdy z nikim nie rozmawia,
jeśli nic się nie stało. A chyba nic się nie stało, prawda?
- Jasne, że nie.- Grażyna wzruszyła ramionami.-
Chyba, że chce mnie zwolnić.
- Dałaś mu jakiś powód? Niczego nie pobiłaś?
- Wczoraj dałam klapsa Blance.- Grażyna z
niewzruszoną miną wytarła kurz na szafce.- Jednego. Zrzuciła mi laptopa.
- Biedne dziecko…- wymamrotała Marina.- Bardzo
zabawne. Przyzwyczaiłam się do ciebie, nie chcę tu już nikogo innego.
- Ja też się nigdzie nie wybieram.- Grażyna zdjęła
fartuch przez głowę i odłożyła na bok.- Idę do niego od razu, chyba mnie nie
zje.
Stając przed kierownikiem zaczęła mieć
nieprzyjemne wrażenie, że powinna wiedzieć dlaczego się tu zalazła.
- Jak się pani u nas pracuje?- Tomasz odchylił się
w tył w swoim głębokim fotelu i zaczął się lekko bujać.- Niełatwo się tu chyba
było odnaleźć?
- Nie narzekam, dziękuję.- odsunęła włosy do tyłu.-
Coś narozrabiałam?
- To się dopiero okaże.- spojrzał na notatki leżące
na biurku.- Dlaczego tej nocy weszła pani do apartamentu nowożeńców?
Lekko zaskoczona wzruszyła ramionami.
- Zostałam poproszona o zaniesienie sukni ślubnej,
to wszystko.
- Ktoś panią o to poprosił?
- Matka panny młodej.
- Naprawdę?- przestał się bujać.- Panna młoda ma
odmienne zdanie na ten temat.
- Nie wątpię.- odrzekła z przekąsem Grażyna.-
Wolałaby pewnie, żeby nikt się nie dowiedział co robiła o drugiej w nocy.
Tomasz spojrzał na nią bacznie znad
okularów i Grażyna mogłaby przysiąc, że miał chęć się uśmiechnąć.
- To nie wszystko, jest jeszcze jeden problem.-
dyplomatycznie nie nawiązał do jej wypowiedzi.- Z apartamentu zniknęło pięćdziesiąt
tysięcy. Przykro mi, ale muszę zadać to pytanie: czy ma pani z tym coś
wspólnego?
- Oczy wiście, że nie!- Grażyna zdegustowana
usiadła na pierwszym wolnym miejscu.- Może mnie pan nazywać jak chce, ale nie
jestem złodziejką! Przyszłam tu do pracy, a nie żeby kraść!
Pokiwał głową, zerkając w jakieś
notatki leżące na biurku.
- Dwie wersje, komu wierzyć?- postukał długopisem w
blat biurka.- W takiej sytuacji jestem zmuszony zwrócić się z pismem do
dyrekcji o wyrażenie zgody na przejrzenie monitoringu z apartamentu. Jeszcze w
historii naszego hotelu nie było czegoś takiego.
- Świetnie, że jest taka możliwość!- odetchnęła z
ulgą.- Wszystko się wtedy wyjaśni.
W dobrym humorze zbiegła po schodach na
trzecie piętro w poszukiwaniu Mariny.
- Nieważne czy mi uwierzył czy nie, ale będą
sprawdzać monitoring.
- O, to już jakieś światełko w tunelu!- zauważyła
Marina.
- Jakie światełko, to istna pochodnia!- zaśmiała
się Grażyna.
Gdy
po dwóch dniach ponownie wychodziła z gabinetu menedżera, miała wrażenie, że
ciśnienie niemal rozsadzi jej czaszkę. Zdenerwowana pobiegła do pomieszczenia
socjalnego, nalała szklankę zimnej wody i przycisnęła do czoła.
- No i co?- Marina wsunęła głowę przez drzwi i
spojrzała na nią bacznie.- Co się stało? Zwolnił cię?- gdy podnosiła głos, jej
wschodni akcent jeszcze przybierał na sile.
- Nie, ale nieprzyjemnie było.- Grażyna wypiła
kilka łyków wody i poczuła się nieco lepiej.- Miałam małe starcie z Karoliną.
Już nie będzie tu pracowała, trochę przeze mnie.
- Co ty za brednie pitolisz?- Marina weszła do
środka.- Jak to?
- To Karolina weszła do apartamentu młodych przede
mną, zaniosła tam drinki.- wyjaśniła ponuro Grażyna.- Gdy wychodziłam z
apartamentu to widziałam przez sekundę jej plecy, powiedziałam teraz o tym
Tomaszowi, zresztą widać to na kamerach. Parę minut po niej weszła tam ta
młoda, Ewa Wagner, a za nią jakiś facet, z którym podobno przed ślubem kręciła.
- O proszę, na własnym weselu? Zwariowała?- Marina
otworzyła usta ze zdziwienia.- Biedactwo, pewnie chciała się z nim pożegnać… I
co dalej?
- Ten facet to brat Karoliny.- Grażyna z pewną
tęsknotą zerknęła na papierosa w dłoni Mariny.- Musiała dosypać czegoś do
drinka Ewy, bo ta była całkiem zamroczona jak się przespali, a ten skorzystał i
wyniósł kasę. Całe pięćdziesiąt tysięcy. Wszystko widać na monitoringu.
- Wow, ale akcja!- Marina zaciągnęła się papierosem
i wypuściła przez otwarte okno strużkę dymu.- Tego tu jeszcze nie było! Ale
żeby zrobić to jak amatorzy…- z niesmakiem popukała się w czoło.- Nawet dobrze
kraść nie umieją.
- Dlaczego nie umieją?- zdziwiła się Grażyna.- Nie
złapali go, Karolina zarzeka się, że nie wie gdzie jest brat.
- I ty jej wierzysz? No proszę cię!- Marina
zaśmiała się.- Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło dla ciebie.
Cieszę się, że zostajesz.
- A jak ja się cieszę…
***
- Uczciwie pani pracuje, pani Grażyno.- zastępujący
chorego Tomasza Grzegorz, był zdecydowanie bardziej kontaktowym człowiekiem.-
Ile już czasu jest pani z nami? Rok?
- Czas chyba się dla pana zatrzymał!- roześmiała
się.- Miesiąc temu minęły równo dwa lata od kiedy pierwszy raz tu przyszłam!-
założyła nogę na nogę i wsparła się łokciem na oparciu miękkiego fotela.-
Szczerze? Przez pierwsze miesiące nie myślałam, że tyle wytrzymam. Gdyby nie
obecność Mariny z pewnością nie byłoby mnie już tutaj.
- Rzeczywiście, Marina jest wspaniałą osobą i
świetnym pracownikiem.- Grzegorz wyjrzał przez okno przypatrując się badawczo
przez kilka sekund krążącym przed budynkiem gołębiom.- Ale to z panią chciałem
dzisiaj rozmawiać i dla pani mam propozycję. Uprzedzam, nie do odrzucenia.
- Zamieniam się w słuch.- ze zdziwieniem patrzyła
jak mężczyzna wyjmuje z biurka plik dokumentów i pieczołowicie układa je przed
sobą.- Mam się bać?
- Niezupełnie.- złożył dłonie przed sobą niczym
politycy na debatach wyborczych.- Czy byłaby pani w stanie pogodzić pracę z
nauką i opieką nad dzieckiem?
- Dlaczego akurat z nauką?- zbita z tropu zerknęła
na swój palec u nogi, gdzie rano odprysł kawałek lakieru.
- Jest pani cennym pracownikiem, którego nie
chcielibyśmy w przyszłości stracić. Pani pracowitość, odpowiedzialność i
dbałość o dobry wizerunek naszego hotelu zostały zauważone, wobec czego jest mi
niezmiernie miło zaproponować ofertę szkolenia menedżerskiego, po którego
ukończeniu otrzyma pani awans.- uśmiechnął się, widząc uniesione w górę ze
zdziwienia brwi Grażyny.
- Tak po prostu?- zapytała z niedowierzaniem.- Mam
iść na szkolenie i zaraz dostanę awans?
- Może nie tak od razu, szkolenie trwa około pół
roku, ale owszem, zaraz po jego zakończeniu dyrektor chciałby zatrudnić panią
na stanowisku menagera.
- Nawet nie wiem co powiedzieć.- splotła
zwilgotniałe ręce na kolanach.- Dziękuję.
- Sobie proszę dziękować.- Grzegorz rozpiął guzik
marynarki i poluzował krawat.- Za to jaka pani jest.
Grażyna zwilżyła językiem wyschnięte
raptownie usta. Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Grzegorza przypomniało jej
pewną frazę, którą gdzieś już kiedyś słyszała.
- Oczywiście, że się zgadzam.- powiedziała po kilku
sekundach ciszy.- Jestem tylko… bardzo zaskoczona.
- Świetnie! Wobec tego proszę o podpisanie kilku
dokumentów. W niedługim czasie otrzyma pani harmonogram szkolenia.
Wyszła z gabinetu z uczuciem unoszenia
się nad ziemią. Podekscytowana pobiegła piętro wyżej do Mariny, chcąc podzielić
się nowiną.
- Gratuluję ci kochana, zasłużyłaś jak nikt inny!-
przyjaciółka objęła Grażynę i przytuliła ją serdecznie.- Ej, to teraz będziesz
moją szefową!
- Oszalałaś!- Grażyna popukała się w czoło.- Ale
wymyśliłaś!
- Nieważne,
nie myśl teraz o tym! To twój wielki dzień! Przyszłość przed tobą!
Szkolenie odbywało się co drugi
weekend, wobec czego Grażyna była zmuszona prosić o pomoc Marinę o opiekę nad
Blanką. Przyjaciółka nie miała nic przeciwko i chętnie zostawała z
dziewczynką., organizując jej często wypady do kina lub na lody. Blanka
uwielbiała jej towarzystwo.
- Już tylko dwa zjazdy zostały, kochanie.- Grażyna
przytuliła córkę przed snem.- Jakoś dałyśmy radę, co? Jaka ty jesteś dzielna!
Zupełnie jak nie ja!
- Ty tez jesteś dzielna, mamusiu.- małe rączki
objęły ją za szyję.- Baldzo!
- Cieszę się, że tak uważasz.- ucałowała
dziewczynkę w miękki, pachnący policzek.- Zawsze we mnie wierzysz.
- A ty we mnie.- stwierdziła z przekonaniem Blanka,
na jakie tylko stać pięciolatkę.- Kocham cię, mamo.- potwierdziła wyznanie
soczystym, głośnym buziakiem.
- I ja ciebie kocham, słoneczko.- Grażyna wzruszona
mocno ją przytuliła.
Niosąc
w torebce awans na stanowisko menadżera Grażyna odniosła wrażenie, że ubyło jej
jakieś dziesięć kilogramów. Awans stał się faktem, a mimo to nadal trudno jej
było uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Miała od tej chwili sprawować nadzór
nad grupą dwunastu osób, gdzie każde z nich było starsze od niej co najmniej o
dziesięć lat i miało już swój własny bagaż doświadczeń w hotelu.
Stanęła przed wejściem do budynku, wyjęła
z torebki skoroszyt w lakierowanej okładce, otworzyła go i ponownie przeczytała
treść. Jej imię i nazwisko widniało na certyfikacie wielkimi literami. Już w
tej chwili miała poczucie, że osiągnęła wiele, więcej niż się spodziewała od
losu. Miała cudowną Blankę, fajne mieszkanie, pracę, dzięki której nauczyła się
funkcjonować i żyć w dużym mieście. Niespodziewana propozycja awansu spadła jak
grom z jasnego nieba i była balsamem na w dalszym ciągu niepewną siebie duszę
Grażyny. Zapewne gdy zajmie miejsce w gabinecie
numer dwadzieścia trzy dotrze do niej w końcu na co się odważyła. Być może
właśnie wtedy w jej poczynania wkroczy w końcu śmiałość i przebojowość, gorąco
na to liczyła.
Z duszą na ramieniu weszła do hotelu i
skierowała niepewne kroki do nowego gabinetu.
cdn...