środa, 6 marca 2019

Ze starej fotografii (cz. V)

Od jakiegoś czasu czułam, że muszę wrócić do Grażyny i Blanki. To, że wcześniej nie skończyłam tego opowiadania nie dawało mi spokoju, i najwyraźniej teraz nadszedł na to czas. Mam nadzieję, że kontynuacja przypadnie do gustu tym, którzy odwiedzają moją stronkę:)

 


- Pościel układamy do lewej strony w komodzie, prześcieradła w kostkę i do szuflad z prawej strony.- pouczała Marina ze wschodnim akcentem, demonstrując jednocześnie wykonywanie zadań.- Wycieramy kurze, myjemy lustro w przedpokoju, łazienkę i na koniec zmywamy podłogę. Nie możesz zapomnieć o pozostawieniu karteczki „miłego pobytu” i kilku cukierków na toaletce, to punkt obowiązkowy. Jeśli zapomnisz o którejś z tych rzeczy, a menedżer to zobaczy, możesz zapomnieć o robocie.

- Już nie pamiętam połowy z tych rzeczy, o których pani mówiła.- powiedziała słabo Grażyna.

- Jaka pani!- młoda kobieta wsparła się pod boki.- Jestem Marina! A ty?

- Grażyna.

- Grażyna.- powtórzyła Marina.- Super, nie znam żadnej Grażyny. Chyba nie jesteś jedną z tych nastolatek, które uważają ludzi po trzydziestce za dinozaury, co?- zaśmiała się.

- Ależ skąd!- zaprotestowała Grażyna, myśląc o swoim trzydziestosześcioletnim bracie, Tomaszu.

- Całe szczęście!- Marina wyciągnęła odkurzacz i rzuciła koniec kabla Grażynie pod nogi.- Wetknij w gniazdko, z łaski swojej. Założę się, że jesteś strasznie młoda! Ile masz lat?

- Dwadzieścia.

- I rozmowna to ty też nie jesteś.- Marina westchnęła teatralnie.- No nic, rozkręcisz się. Zobaczymy zresztą jak długo to wytrzymasz. Może jutro dasz nogę?

- Nic z tego.- Grażyna przestawiła odkurzacz w swoją stronę.- Zamierzam wytrwać ile się da.

- Tu nie ma kokosów, kochana, jeśli na to liczysz.- Marina zerknęła na nią uważnie.- To przede wszystkim harówka i padanie na ryj. Te dwie rzeczy są równie pewne jak podatki i śmierć.

- Wiem.- Grażyna przerzuciła kabel za kanapę.- Ale w tej chwili właśnie tego mi trzeba. Ile mamy czasu na jeden pokój?- zmieniła temat.

- Dwadzieścia pięć minut i ani sekundy dłużej.- Marina rozejrzała się po apartamencie z miną zadowolonego kota.- Nie wolno ci przedłużać tego czasu, inaczej się nie wyrobisz.

- Postaram się sprostać.- Grażyna z nabożeństwem dotknęła klosza lampy podłogowej, stojącej tuż przy wejściu.- Z czego to jest?

- Jedwab.- odrzekła beztrosko Marina, zamykając drzwi.- Zasada jest prosta: jesteś w pracy, nic tu nie należy do ciebie, tylko sprzątasz i zapominasz co widziałaś. A zapewniam cię, że zobaczysz i usłyszysz niejedno. Dyskrecja to podstawa w tej branży.

- Jasne.- Grażyna włożyła klucze z pokoju do błękitnej kasetki.- Żebym tylko nie zapomniała jak sama się nazywam. 
         Po dziesięciu godzinach pracy czuła się kompletnie wypompowana. Wyszła z hotelu na drżących ze zmęczenia nogach, odebrała Blankę z przedszkola i ledwie dotarła do mieszkania. Od razu po wejściu padła na łóżko.
- Żabciu, nie mam siły się z tobą pobawić, przepraszam.- jęknęła, gdy Blanka korzystając z okazji, niemal od razu wgramoliła się na jej brzuch.- Najgorsze jest to, że od dzisiaj będzie tak codziennie. Ale mamy pracę, wiesz?- połaskotała córkę pod brodą.- Już nie będzie tak źle, nie będziemy się martwić na zapas. Mamy na rachunki i nawet coś nam jeszcze zostanie.

         Przez kolejne dni Grażyna wracała do domu wyczerpana fizycznie. Mimo starań, miała problem by sobie poradzić z nadmiarem obowiązków. Zaciskała jednak zęby, myśląc wówczas w duchu o przebywającej w przedszkolu Blance.

- Ej, świetnie!- pochwaliła Marina, widząc pościelone perfekcyjnie łóżko.- Fiu, fiu!- zagwizdała, zaglądając do wyszorowanej na połysk łazienki.- Nawet ja nie zrobiłabym tego lepiej!

- Akurat!- Grażyna pokręciła głową z politowaniem i z całej siły wycisnęła wodę z mopa.- Już ja widziałam łazienkę w twoim wydaniu: można polizać kafelki i niczym się nie zarazić.

- Nie przesadzaj i sama nie bądź taka skromna! Dawno nie widziałam żeby świeżynka tak sobie radziła.- poklepała Grażynę po ramieniu.- Będą z ciebie ludzie. Może wieczorem gdzieś wyskoczymy?- zaproponowała niespodziewanie.

 - Wieczorem?- Grażyna wpadła w popłoch.- Nie, nie mogę.- odwróciła się i z zapałem zaczęła wycierać mopem umytą wcześniej podłogę. Czuła na sobie lekko zdziwiony wzrok Mariny.- Jestem zajęta.

- Dużo masz tych zajęć?- zaśmiała się Marina.- Nie chcesz to nie, tak tylko zapytałam.

- Nie o to chodzi. Może ty do mnie wpadniesz?- Grażyna sama się zdziwiła słysząc własne słowa.

- Jasne, czemu nie.- zgodziła się ochoczo Marina.- Może być i domówka!

Po powrocie do mieszkania Grażyna rzuciła się w wir sprzątania i układania zabawek Blanki na swoich miejscach. Wizyta koleżanki z pracy cieszyła ją tym bardziej, że była stęskniona za rozmowami z kimś bliskim. Brakowało jej wieczornych długich pogawędek z Brygidą, która spotykając się teraz z nowym chłopakiem miała mniej czasu dla reszty świata.

- Ach, teraz rozumiem dlaczego nie chciałaś wyjść poza dom.- pokiwała głową Marina na widok zaciekawionej Blanki.- Mogłaś mnie uprzedzić, coś bym przywiozła dla małej.- kucnęła przed dziewczynką.- Cześć kochanie, jaka ty jesteś śliczna!

Po kilku miesiącach pracy Grażyna poczuła, że przyzwyczaiła się do szalonego tempa pracy, jakie było narzucone załodze hotelu. Gdy codziennie przechodziła przez oszklone drzwi przemykało jej przez głowę pragnienie wejścia tu kiedyś nie w charakterze pokojówki, lecz jako gościa. Widziała się wchodzącą do głównego holu w długiej czerwonej sukni, z niedużą kopertówką w dłoni i na niebotycznie wysokich obcasach.

- Nie śpij na stojąco!- kuksaniec Mariny był wyjątkowo realny.- Zaraz talerze potłuczesz!

            Wiozły zastawę na przyjęcie weselne. Cała z porcelany była wyjątkowo delikatna i trzeba było się z nią obchodzić jak z jajkiem. Mimo to Grażyna energiczniej pchnęła wózek przed siebie, nie zwracając uwagi na chłodne spojrzenie Karoliny, pokojówki z innego piętra, stojącej przy windzie.

- Coś ty jej zrobiła?- zażartowała Marina, rozścielając obrus w sali weselnej.- Nie wygląda na zakochaną w tobie.

- Nie mam pojęcia.- Grażyna złapała brzeg obrusa i przeszła na drugą stronę sali.- Nie znam jej. Widocznie coś mam takiego diabelskiego w oczach, że nie każdemu się podobam.

- Taak,… Ty i te twoje niebieskie oczęta!- Marina zajęła się rozkładaniem serwetek.- Ona jest jakaś dziwna, pracuje od tygodnia, ale trzeba na nią uważać. Było tu już kilka takich, widzących się w roli dyrektora, za długo nie popracowały, możesz mi wierzyć.

            Na przyjęciu weselnym Grażyna zaciskając zęby podawała gorące dania, dolewała napoje i odnosiła puste naczynia. Nie byłoby jej tutaj gdyby nie to, że za tę pomoc miała dostać dodatkowe spore pieniądze. Kilka godzin więcej spędzonych z Blanką było dla niej czymś ważniejszym niż dodatkowa setka na koncie. Jednak wizja zapłaty za mieszkanie w niedługim czasie i topniejące konto spowodowały, że z ciężkim sercem zgodziła się na pomoc przy przyjęciu. Nie zwracała uwagi na pochmurną minę Karoliny, mijanej za każdym razem po powrocie do kuchni.

            Około drugiej w nocy, gdy większość gości weselnych już nie odróżniała snu od jawy, Grażyna na prośbę matki panny młodej wzięła ślubną suknię z zamiarem zaniesienia jej do apartamentu. Drzwi były zamknięte, więc wyjęła z kieszeni zapasowy klucz, przekręciła go w zamku i weszła do środka. Stanęła jak wryta słysząc jakieś dźwięki dobiegające z lewej strony. Wstrzymując oddech podeszła na palcach do ścianki oddzielającej segment kuchenny od salonu i zajrzała.

Na łożu małżeńskim, z wypiętymi do tyłu nagimi pośladkami podrygiwała rytmicznie panna młoda, zaś mężczyzną, trzymającym ją za biodra i wydającym pojękiwania, z pewnością nie był jej świeżo poślubiony mąż.

Grażyna bezszelestnie wycofała się do tyłu i najciszej jak mogła zamknęła za sobą drwi. Z wypiekami na twarzy i bijącym sercem otarła pot z czoła i wróciła z powrotem do sali balowej, zastanawiając się w duchu jak wytłumaczyć matce panny młodej powrót z sukienką. Schodząc po schodach zdążyła jeszcze zauważyć plecy idącej szybkim krokiem Karoliny, która znikła na trzecim piętrze.

Następnego dnia natknęła się na Marinę zmieniającą zasłony na trzecim piętrze.

- Tomasz chce cię widzieć.- koleżanka ze zmarszczonymi brwiami przyjrzała się firance.- On nigdy z nikim nie rozmawia, jeśli nic się nie stało. A chyba nic się nie stało, prawda?

- Jasne, że nie.- Grażyna wzruszyła ramionami.- Chyba, że chce mnie zwolnić.

- Dałaś mu jakiś powód? Niczego nie pobiłaś?

- Wczoraj dałam klapsa Blance.- Grażyna z niewzruszoną miną wytarła kurz na szafce.- Jednego. Zrzuciła mi laptopa.

- Biedne dziecko…- wymamrotała Marina.- Bardzo zabawne. Przyzwyczaiłam się do ciebie, nie chcę tu już nikogo innego.

- Ja też się nigdzie nie wybieram.- Grażyna zdjęła fartuch przez głowę i odłożyła na bok.- Idę do niego od razu, chyba mnie nie zje.

Stając przed kierownikiem zaczęła mieć nieprzyjemne wrażenie, że powinna wiedzieć dlaczego się tu zalazła.

- Jak się pani u nas pracuje?- Tomasz odchylił się w tył w swoim głębokim fotelu i zaczął się lekko bujać.- Niełatwo się tu chyba było odnaleźć?

- Nie narzekam, dziękuję.- odsunęła włosy do tyłu.- Coś narozrabiałam?

- To się dopiero okaże.- spojrzał na notatki leżące na biurku.- Dlaczego tej nocy weszła pani do apartamentu nowożeńców?

Lekko zaskoczona wzruszyła ramionami.

- Zostałam poproszona o zaniesienie sukni ślubnej, to wszystko.

- Ktoś panią o to poprosił?

- Matka panny młodej.

- Naprawdę?- przestał się bujać.- Panna młoda ma odmienne zdanie na ten temat.

- Nie wątpię.- odrzekła z przekąsem Grażyna.- Wolałaby pewnie, żeby nikt się nie dowiedział co robiła o drugiej w nocy.

Tomasz spojrzał na nią bacznie znad okularów i Grażyna mogłaby przysiąc, że miał chęć się uśmiechnąć.

- To nie wszystko, jest jeszcze jeden problem.- dyplomatycznie nie nawiązał do jej wypowiedzi.- Z apartamentu zniknęło pięćdziesiąt tysięcy. Przykro mi, ale muszę zadać to pytanie: czy ma pani z tym coś wspólnego?

- Oczy wiście, że nie!- Grażyna zdegustowana usiadła na pierwszym wolnym miejscu.- Może mnie pan nazywać jak chce, ale nie jestem złodziejką! Przyszłam tu do pracy, a nie żeby kraść!

Pokiwał głową, zerkając w jakieś notatki leżące na biurku.

- Dwie wersje, komu wierzyć?- postukał długopisem w blat biurka.- W takiej sytuacji jestem zmuszony zwrócić się z pismem do dyrekcji o wyrażenie zgody na przejrzenie monitoringu z apartamentu. Jeszcze w historii naszego hotelu nie było czegoś takiego.

- Świetnie, że jest taka możliwość!- odetchnęła z ulgą.- Wszystko się wtedy wyjaśni.

W dobrym humorze zbiegła po schodach na trzecie piętro w poszukiwaniu Mariny.

- Nieważne czy mi uwierzył czy nie, ale będą sprawdzać monitoring.

- O, to już jakieś światełko w tunelu!- zauważyła Marina.

- Jakie światełko, to istna pochodnia!- zaśmiała się Grażyna.

            Gdy po dwóch dniach ponownie wychodziła z gabinetu menedżera, miała wrażenie, że ciśnienie niemal rozsadzi jej czaszkę. Zdenerwowana pobiegła do pomieszczenia socjalnego, nalała szklankę zimnej wody i przycisnęła do czoła.

- No i co?- Marina wsunęła głowę przez drzwi i spojrzała na nią bacznie.- Co się stało? Zwolnił cię?- gdy podnosiła głos, jej wschodni akcent jeszcze przybierał na sile.

- Nie, ale nieprzyjemnie było.- Grażyna wypiła kilka łyków wody i poczuła się nieco lepiej.- Miałam małe starcie z Karoliną. Już nie będzie tu pracowała, trochę przeze mnie.

- Co ty za brednie pitolisz?- Marina weszła do środka.- Jak to?

- To Karolina weszła do apartamentu młodych przede mną, zaniosła tam drinki.- wyjaśniła ponuro Grażyna.- Gdy wychodziłam z apartamentu to widziałam przez sekundę jej plecy, powiedziałam teraz o tym Tomaszowi, zresztą widać to na kamerach. Parę minut po niej weszła tam ta młoda, Ewa Wagner, a za nią jakiś facet, z którym podobno przed ślubem kręciła.

- O proszę, na własnym weselu? Zwariowała?- Marina otworzyła usta ze zdziwienia.- Biedactwo, pewnie chciała się z nim pożegnać… I co dalej?

- Ten facet to brat Karoliny.- Grażyna z pewną tęsknotą zerknęła na papierosa w dłoni Mariny.- Musiała dosypać czegoś do drinka Ewy, bo ta była całkiem zamroczona jak się przespali, a ten skorzystał i wyniósł kasę. Całe pięćdziesiąt tysięcy. Wszystko widać na monitoringu.

- Wow, ale akcja!- Marina zaciągnęła się papierosem i wypuściła przez otwarte okno strużkę dymu.- Tego tu jeszcze nie było! Ale żeby zrobić to jak amatorzy…- z niesmakiem popukała się w czoło.- Nawet dobrze kraść nie umieją.

- Dlaczego nie umieją?- zdziwiła się Grażyna.- Nie złapali go, Karolina zarzeka się, że nie wie gdzie jest brat.

- I ty jej wierzysz? No proszę cię!- Marina zaśmiała się.- Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło dla ciebie. Cieszę się, że zostajesz.

- A jak ja się cieszę…



***

- Uczciwie pani pracuje, pani Grażyno.- zastępujący chorego Tomasza Grzegorz, był zdecydowanie bardziej kontaktowym człowiekiem.- Ile już czasu jest pani z nami? Rok?

- Czas chyba się dla pana zatrzymał!- roześmiała się.- Miesiąc temu minęły równo dwa lata od kiedy pierwszy raz tu przyszłam!- założyła nogę na nogę i wsparła się łokciem na oparciu miękkiego fotela.- Szczerze? Przez pierwsze miesiące nie myślałam, że tyle wytrzymam. Gdyby nie obecność Mariny z pewnością nie byłoby mnie już tutaj.

- Rzeczywiście, Marina jest wspaniałą osobą i świetnym pracownikiem.- Grzegorz wyjrzał przez okno przypatrując się badawczo przez kilka sekund krążącym przed budynkiem gołębiom.- Ale to z panią chciałem dzisiaj rozmawiać i dla pani mam propozycję. Uprzedzam, nie do odrzucenia.

- Zamieniam się w słuch.- ze zdziwieniem patrzyła jak mężczyzna wyjmuje z biurka plik dokumentów i pieczołowicie układa je przed sobą.- Mam się bać?

- Niezupełnie.- złożył dłonie przed sobą niczym politycy na debatach wyborczych.- Czy byłaby pani w stanie pogodzić pracę z nauką i opieką nad dzieckiem?

- Dlaczego akurat z nauką?- zbita z tropu zerknęła na swój palec u nogi, gdzie rano odprysł kawałek lakieru.

- Jest pani cennym pracownikiem, którego nie chcielibyśmy w przyszłości stracić. Pani pracowitość, odpowiedzialność i dbałość o dobry wizerunek naszego hotelu zostały zauważone, wobec czego jest mi niezmiernie miło zaproponować ofertę szkolenia menedżerskiego, po którego ukończeniu otrzyma pani awans.- uśmiechnął się, widząc uniesione w górę ze zdziwienia brwi Grażyny.

- Tak po prostu?- zapytała z niedowierzaniem.- Mam iść na szkolenie i zaraz dostanę awans?

- Może nie tak od razu, szkolenie trwa około pół roku, ale owszem, zaraz po jego zakończeniu dyrektor chciałby zatrudnić panią na stanowisku menagera.

- Nawet nie wiem co powiedzieć.- splotła zwilgotniałe ręce na kolanach.- Dziękuję.

- Sobie proszę dziękować.- Grzegorz rozpiął guzik marynarki i poluzował krawat.- Za to jaka pani jest.

Grażyna zwilżyła językiem wyschnięte raptownie usta. Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Grzegorza przypomniało jej pewną frazę, którą gdzieś już kiedyś słyszała.

- Oczywiście, że się zgadzam.- powiedziała po kilku sekundach ciszy.- Jestem tylko… bardzo zaskoczona.

- Świetnie! Wobec tego proszę o podpisanie kilku dokumentów. W niedługim czasie otrzyma pani harmonogram szkolenia.

Wyszła z gabinetu z uczuciem unoszenia się nad ziemią. Podekscytowana pobiegła piętro wyżej do Mariny, chcąc podzielić się nowiną.

- Gratuluję ci kochana, zasłużyłaś jak nikt inny!- przyjaciółka objęła Grażynę i przytuliła ją serdecznie.- Ej, to teraz będziesz moją szefową!

- Oszalałaś!- Grażyna popukała się w czoło.- Ale wymyśliłaś!

 - Nieważne, nie myśl teraz o tym! To twój wielki dzień! Przyszłość przed tobą!

Szkolenie odbywało się co drugi weekend, wobec czego Grażyna była zmuszona prosić o pomoc Marinę o opiekę nad Blanką. Przyjaciółka nie miała nic przeciwko i chętnie zostawała z dziewczynką., organizując jej często wypady do kina lub na lody. Blanka uwielbiała jej towarzystwo.

- Już tylko dwa zjazdy zostały, kochanie.- Grażyna przytuliła córkę przed snem.- Jakoś dałyśmy radę, co? Jaka ty jesteś dzielna! Zupełnie jak nie ja!

- Ty tez jesteś dzielna, mamusiu.- małe rączki objęły ją za szyję.- Baldzo!

- Cieszę się, że tak uważasz.- ucałowała dziewczynkę w miękki, pachnący policzek.- Zawsze we mnie wierzysz.

- A ty we mnie.- stwierdziła z przekonaniem Blanka, na jakie tylko stać pięciolatkę.- Kocham cię, mamo.- potwierdziła wyznanie soczystym, głośnym buziakiem.

- I ja ciebie kocham, słoneczko.- Grażyna wzruszona mocno ją przytuliła.

            Niosąc w torebce awans na stanowisko menadżera Grażyna odniosła wrażenie, że ubyło jej jakieś dziesięć kilogramów. Awans stał się faktem, a mimo to nadal trudno jej było uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Miała od tej chwili sprawować nadzór nad grupą dwunastu osób, gdzie każde z nich było starsze od niej co najmniej o dziesięć lat i miało już swój własny bagaż doświadczeń w hotelu.

Stanęła przed wejściem do budynku, wyjęła z torebki skoroszyt w lakierowanej okładce, otworzyła go i ponownie przeczytała treść. Jej imię i nazwisko widniało na certyfikacie wielkimi literami. Już w tej chwili miała poczucie, że osiągnęła wiele, więcej niż się spodziewała od losu. Miała cudowną Blankę, fajne mieszkanie, pracę, dzięki której nauczyła się funkcjonować i żyć w dużym mieście. Niespodziewana propozycja awansu spadła jak grom z jasnego nieba i była balsamem na w dalszym ciągu niepewną siebie duszę Grażyny.  Zapewne gdy zajmie miejsce w gabinecie numer dwadzieścia trzy dotrze do niej w końcu na co się odważyła. Być może właśnie wtedy w jej poczynania wkroczy w końcu śmiałość i przebojowość, gorąco na to liczyła.

Z duszą na ramieniu weszła do hotelu i skierowała niepewne kroki do nowego gabinetu.

cdn...