niedziela, 11 lipca 2021

 


 Anna

        Stojąc w długim korku i czekając na zielone światło, Anna ze złością uderzyła pięścią w kierownicę. Nie dość, że dzisiejszy dzień w pracy totalnie ją wyczerpał podczas zmagań nad łączeniem w całość kolejnych nagrań, to jeszcze utknęła w gigantycznym korku. Gdyby chociaż droga powrotna do domu mogła upłynąć nieco szybciej, cały dzień jawiłby się nieco w jaśniejszych barwach. Natomiast tak długie wyczekiwanie na zmianę koloru świateł doprowadzało ją do szewskiej pasji, za każdym razem w równym stopniu tak samo. Mieszkała w Warszawie od dzieciństwa, powinna więc już dawno przywyknąć do stania w korkach, jednak za każdym razem jej irytacja było taka sama. Wychodziło na to, że powinna wynieść się z tego pełnego życia centrum miasta i zaszyć się w jakimś zacisznym buszu, z dala od wszystkiego. Być może wówczas mniej by ją wszystko irytowało i odzyskałaby spokój ducha.

            Popatrzyła na chylące się ku zachodowi słońce i z westchnieniem wyjęła z torebki papieros i zapalniczkę. Jak na koniec września popołudnie było wyjątkowo ciepłe, i gdyby nie data w kalendarzu można byłoby jeszcze ten dzień pomylić z lipcowym. Zresztą, przydałoby się jeszcze trochę lata. To w tym roku było wyjątkowo krótkie, nie zdążyła zauważyć kiedy przeleciało. Dodatkowo jego zakończenie było tak fatalne, że wyjątkowo nie uczciła tego w żaden szczególny sposób. Co roku wraz z przyjaciółmi mieli zwyczaj urządzać pożegnalnego grilla na koniec sezonu, teraz nie było to już możliwe.

Otworzyła do połowy wszystkie szyby w samochodzie i zapaliła. Ostatnio paliła zresztą dość często, jednak rzadko robiła to w aucie, nie chcąc by cały był przesiąknięty papierosowym dymem. Czasem jednak w podobnych okolicznościach nie mogła sobie odmówić tej przyjemności. Ponadto dzisiejsze popołudnie nastroiło ją jakoś dziwnie tak nostalgicznie, że zdecydowała się ponownie na to odstępstwo.

            Leniwie przesunęła spojrzeniem po stojących po jej obu stronach samochodach.  Mimowolnie jej wzrok zatrzymał się na mężczyźnie siedzącym w aucie po jej prawej stronie. W ułamkach sekundy rozpoznała znajomą twarz i w pierwszej chwili niemal zakrztusiła się dymem. Gwałtownie pokasłując zasłoniła sobie usta ręką, by nie wydobywały się z nich zbyt głośne dźwięki. Pochyliła się lekko do przodu, by wyciszyć kaszel i nie zwracać na siebie szczególnej uwagi, i szybko odwróciła głowę patrząc z zainteresowaniem przed siebie, udając, że niczego nie widziała. Serce biło jej jak szalone, w głowie zaczęło jej dudnić. Złapała kierownicę obiema rękami i dla równowagi wciągnęła głęboko do płuc powietrze, a następnie powoli je wypuściła, nie spuszczając oczu z samochodu przed sobą.

W aucie po jej prawej stronie, za kierownicą siedział Piotr, i żywo gestykulując opowiadał o czymś z przejęciem siedzącej obok niego młodej kobiecie. Nie zauważył Anny, nie odwracał się w ogóle w jej stronę, nie interesując się zbytnio otoczeniem, spoglądając jedynie od czasu do czasu przed siebie, czy nie należy ruszyć do przodu. Obserwując go katem oka i widząc brak jakiejkolwiek reakcji na swoją osobę, Anna nie mogła się powstrzymać i dyskretnie zerknęła jeszcze raz.

            Siedząca obok jej męża dziewczyna na oko mogła być w jej wieku i nie była jedną z policjantek pracujących w Komendzie Stołecznej. Przynajmniej żadną z tych, które Anna znała. Większość z nich bowiem kojarzyła z imienia i nazwiska, i sporo z widzenia. Chyba, że w ostatnim czasie odbyły się jakieś nowe nabory i być może była najnowszym nabytkiem Komendanta Stołecznej.

            Nie wyróżniała się jakąś olśniewającą urodą, lecz niewątpliwie musiała mieć w sobie coś, co spowodowało, że Piotr się nią zainteresował. Bo, jako, że był zainteresowany Anna nie miała najmniejszych wątpliwości. Dawno nie widziała go tak pełnego energii, zadowolonego z siebie, z jaśniejącymi oczami, z wypływającym co chwilę na twarz radosnym uśmiechem. Sprawiał wrażenie wręcz szczęśliwego, co odnotowała z niejakim smutkiem.

            Poczuła ukłucie zazdrości, gdy ponownie rzucając okiem zobaczyła jak położył dłoń na kolanach dziewczyny. Anna nerwowo zdusiła dopiero co zapalony papieros, zamknęła wszystkie szyby w aucie i mocniej ścisnęła obiema rękami kierownicę, patrząc tępo przed siebie. Korciło ją, by znów zerknąć na męża, lecz duma nie pozwalała jej na to. Modliła się o jak najszybsze zielone światło, i gdy jej modlitwy zostały wysłuchane ruszyła ostro przed siebie, o mały włos nie wjeżdżając w tył jadącego przed nią volkswagena. Przyhamowała dosłownie w ostatniej chwili i na moment się zatrzymała, by samochód mógł odjechać na bezpieczną odległość.

            Nieoczekiwane spotkanie wstrząsnęło nią. Przetarła ręką czoło, na które wystąpiły małe kropelki potu.  Nieustannie miała przed oczami obraz Piotra. Zastanawiała się co takiego ma w sobie ta dziewczyna, a czego brakowało jej. Czym ujęła Piotra do tego stopnia, że kilka dni po wyprowadzce z domu sprawiał wrażenie tak szczęśliwego? Czy minione dwanaście lat rzeczywiście było tak beznadziejne, że pocieszył się tak szybko? Od jak dawna przestało mu na niej zależeć? I dlaczego sama niczego wcześniej nie zauważyła, do cholery!?, zadawała sobie gorzkie pytania, mocniej naciskając pedał gazu. Odpowiedź na to pytanie była banalnie prosta: praca zawsze była dla niej wszystkim, i jak powiedział sam Piotr, nie potrafiła momentami myśleć o niczym innym. Sama uczciwie zapracowała na to co się stało, musiała to otwarcie przyznać sama przed sobą.

            Wzdrygnęła się, i mrugając szybko powiekami starała się zetrzeć z wyobraźni to, co widziała przed chwilą. Czas najwyższy pogodzić się z tym, że jej małżeństwo należy do przeszłości. Już miała dobrych kilkanaście tygodni na to, by się z tym oswoić, od kiedy Piotr oznajmił, że zamierza odejść. Teraz musi wziąć się w garść i zawalczyć o dzieci, które czekają na nią w domu. Teraz one są najważniejszym celem. Swoje własne pragnienia musi na jakiś czas zostawić z boku, nie tak jak to było do tej pory. Przyjaciele patrzą na nią z góry i liczą, że sobie poradzi. Nie może ich zawieść, nie tym razem. Zbyt wiele ma do stracenia.

Mijając budynek sądu rejonowego nieco zwolniła. Niewiele myśląc skręciła na parking znajdujący się na tyłach budynku i zatrzymała się na pierwszym wolnym stanowisku. Wypełniony był niemal do ostatniego miejsca, miała szczęście, że coś w ogóle znalazła. Zmierzyła wzrokiem imponujący gmach sądu, rozmiarami przypominający nieco budynek telewizji, w której pracowała, i weszła do środka. Ominęła szerokim łukiem biuro podawcze i idąc rozległym korytarzem skierowała się w stronę tablicy z terminami rozpraw, mając cichą nadzieję, że uległo zmianie nazwisko, które widniało przy interesującym ją terminie. Z zaskoczeniem zobaczyła, że informacji na tablicy już nie było. Miejsce było puste.

            Zdezorientowana rozglądała się za ogłoszeniem, lecz nigdzie go nie było. Odwróciła się z zamiarem przejścia się do biura podawczego, lecz niespodziewanie wyrósł przy niej ochroniarz.

- Pani z telewizji?- zagadnął przyjaźnie.- Trzeba było się wcześniej umówić.

- Słucham?- zaskoczyło ją to, że została tak prędko rozpoznana.- Och, nie, tym razem jestem tu prywatnie.

- A, to co innego.- uśmiechał się życzliwie.- W czymś pomóc?

- Szukam ogłoszenia dotyczącego terminów rozpraw.- wyjaśniła pospiesznie.- Wisiało tutaj jeszcze kilka dni temu.

- Droga pani, przecież obowiązuje nas RODO.- machnął ręką.- Tę niefortunną informację wywiesiły dziewczyny z biura podawczego, dwie świeżynki nie mające o niczym pojęcia. W ciągu godziny ten błąd został naprawiony. Najwyraźniej miała pani szczęście trafić tutaj chwilę po tym jak to wywiesiły. Już nieaktualna to jest informacja, proszę pani.

            Nie potrafiła ukryć swego zaskoczenia. W telewizji takie błędy się nie zdarzały. Drogo kosztowałyby tego kto by je popełnił. Tym bardziej w takiej instytucji jak sąd nie powinny się wydarzyć. Czerwony sweterek z biura podawczego będący świeżynką? Interesujące. Przecież ta kobieta była dobrze po pięćdziesiątce, jak nie lepiej.

            Skrywając śmiech nie skomentowała jednak tego głośno. Uśmiechnęła się jedynie z wdzięcznością do starszego pana i ruszyła w stronę wyjścia.

            Wnętrze sądu sprawiało nieco ponure wrażenie, miało w sobie całkowicie inny klimat od tego, w którym pracowała na co dzień. Przyspieszyła kroku, by jak najszybciej opuścić to niezbyt przyjemne miejsce i wyjść na świeże powietrze. Zaskakująca sytuacja z Piotrem sprzed kilku minut spowodowała, że musiała jeszcze przez pewien czas dojść do siebie, specyfika tego budynku absolutnie na to nie pozwalała.

- Co panią tutaj sprowadza?- usłyszała za plecami nieco kpiący głos.- Zbiera pani materiały do nowego reportażu?

Zesztywniała, rozpoznając go od razu. Nie wiadomo skąd zmaterializował się obok niej Jerzy Hofman, we własnej osobie. Przyglądał jej się uważnym spojrzeniem, lustrując ją od stóp do głów i trzymając przewieszony przez rękę ciemny płaszcz.

- Kogo tym razem chciałaby pani obsmarować, hm? Mnie ponownie? A może kogoś innego?

            Z miejsca zagotowała się ze złości i poczuła jak niebezpiecznie wzrasta jej ciśnienie. Ten człowiek działał na nią niczym płachta na byka. Każde kolejne jego słowo sprawiało, że miała ochotę go zamordować.

- Nigdy nikogo nie obsmarowuję, proszę pana.- odrzekła równie chłodno.- Staram się tylko pokazywać prawdę, fakty takimi jakimi one są. To moja praca. Podobnie jak pańska.

- Oczywiście! I tylko pani prawda zawsze jest decydująca, nieprawdaż? Tylko pani reportaże są źródłem wszelkiej bezstronności i nieomylności. Gratuluję samokrytycyzmu! Chylę czoła przed pani geniuszem!

            Otworzyła usta, by z wściekłością wyrzucić z siebie potok słów, lecz z powrotem je zamknęła. To przecież właśnie od tego człowieka najwięcej w tej chwili zależało. To on miał zdecydować o najważniejszej sprawie w jej życiu.

            Przygryzła usta. Nie wypadało powiedzieć mu, że jest idiotą. Ani tym bardziej żeby spadał.

- Nie rozumiem dlaczego od zawsze pała pan do mnie taką niechęcią.- powiedziała zamiast tego.- Jak mniemam, dotyczy to wszystkich dziennikarzy, czy tylko mnie?

- Tylko tych, którzy za wszelką cenę usiłują dowieść swoich racji.- odrzekł, mrużąc oczy.- Tych, którzy są przekonani, że tylko oni wiedzą wszystko.

- Muszę pana zmartwić, to akurat jest zwykle domeną każdego reportera. Musi pan wymyślić coś bardziej oryginalnego.- rzuciła z przekąsem, nie mogąc się powstrzymać.

            Rzucił jej ostre spojrzenie i poszedł w kierunku wyjścia. Nie dała za wygraną i ruszyła za nim.

- Nie odpowiedział pan na moje pytanie!- przypomniała, gdy otwierał drzwi wyjściowe.- Dlaczego mnie pan tak bardzo nie lubi?

- Nie muszę odpowiadać na żadne pani pytania.- odparował, podchodząc do swojego auta.- Tym razem to nie reportaż.

- Ale musi być chyba jakiś powód?- upierała się, gdy wrzucił do bagażnika swoją walizkę.- Mieliśmy ze sobą kontakt tylko raz, podczas tamtego jednego reportażu. Nic pan o mnie nie wie, nie zna mnie pan wcale.

- Wystarczy mi w zupełności wiedza, którą aktualnie posiadam na pani temat.- oznajmił sucho.- Proszę się zatem nie spodziewać, że wynik postanowienia będzie zgodny z tym, czego pani oczekuje.

Cofnęła się do tyłu, nie wierząc własnym uszom.

- O czym pan mówi?- wyszeptała, patrząc mu prosto w oczy.

- Ależ pani bardzo dobrze wie o czym mówię.- uśmiechnął się cynicznie.- Jest pani zbyt inteligentna, by tego nie rozumieć.

- Straszy mnie pan?- warknęła z wściekłością.

- Bynajmniej. Być może jednak zmienię zdanie w tej sprawie, ale pod pewnymi warunkami.

- To znaczy?- rozjuszona zmarszczyła brwi. Nie wiedziała do czego zmierza.

- Napisze pani przeprosiny za tamten reportaż do głównych dzienników oraz w Internecie. Nie musi być długi, wystarczy, by zawierał najważniejsze kwestie. Wtedy pochylę się z większym zainteresowaniem nad postanowieniem w pani sprawie.- nie przestawał się uśmiechać.

- Pan chyba zwariował!- wykrzyknęła gniewnie.- Przecież ten reportaż był kilka lat temu!

- To mało istotne, dla mnie sprawa nie jest przedawniona.- otworzył drzwi samochodu.- Jeśli chce pani korzystnego zakończenia swojej sprawy radzę to głęboko przemyśleć.- usiadł za kierownicą z wyraźną satysfakcją malującą się na twarzy.- Zatem zostawiam panią i zachęcam do refleksji. Miłego dnia!

            Zapalił silnik i odjechał. Zdążyła jeszcze zauważyć, że zniknął uśmiech z jego ust, zaś w oczach zalśnił mu wrogi błysk.

Zszokowana nieoczekiwaną rozmową na miękkich nogach podeszła do własnego auta i oparła się o karoserię. W głowie miała mętlik i poczuła, że robi jej się słabo. Przykucnęła i objęła dłońmi głowę, ściskając ją po obu stronach. Nie pamiętała kiedy ostatnio miała podobne samopoczucie. Może wówczas gdy pierwszy raz nagrywała reportaż i wszystkie jej starania spełzły na niczym. Wszystko zostało odrzucone, nie został przyjęty do cotygodniowej ramówki. Nie nadawał się do przyjęcia na antenę. Wtedy miała poczucie beznadziejności, że to co robi być może jednak nie ma głębszego sensu i że powinna zabrać się za coś innego. Może zaczepić się w jakiejś podrzędnej gazecie lub sprzedawać książki w księgarni. Albo iść do sklepu ogrodniczego i zająć się uprawą roślin. To znacznie uprościłoby sprawę. Ale nie, uparła się, że spróbuje jeszcze raz. I dziwnym trafem jakoś to dalej poszło.

Teraz jednak sytuacja przedstawiała się znacznie gorzej. Zamieszczać przeprosiny, które w ogóle nie powinny miejsca? Przepraszać kogoś, kto na to w ogóle nie zasłużył? Potrząsnęła głową sama do siebie. Nie, nie ma nawet w ogóle takiej możliwości. Nie będzie za nic przepraszała, prędzej zrezygnuje z pracy. Wiedział bardzo dobrze, że wcale mu się nie należały, chciał ją zwyczajnie upokorzyć.

Anna wpatrywała się tępo w ziemię, poły jej płaszcza leżały rozrzucone po bokach. Wstrząsnął nią lekki dreszcz, zrobiło jej się zimno.

Ktoś podszedł do niej i przystanął.

- Proszę pani, wszystko w porządku?- usłyszała zatroskany głos ochroniarza.

            Starszy pan przypatrywał jej się z zaciekawieniem pomieszanym z niepokojem.

- Tak, dziękuję.- odchrząknęła, podnosząc się.- Już zaraz odjeżdżam, nie będę blokować miejsca.

- W porządku, proszę się nie spieszyć. Widziałem, że pani usiadła, myślałem, że coś się stało.- pokręcił się w miejscu.- Lubię oglądać pani programy.- wyznał z sympatią.- Są bardzo ciekawe, zawsze na nie czekam.

            Jego słowa były niemal balsamem na jej zbolałą w tym momencie duszę, uśmiechnęła się więc ponownie z wdzięcznością.

- Dziękuję.- powtórzyła.- Bardzo mi miło.

            Na uginających się nogach wsiadła do samochodu i odjechała, czując piekące łzy pod powiekami. Rzadko płakała, lecz w ostatnim miesiącu zdążyła to zrobić już kilkakrotnie. Co ją podkusiło, by pojechać do tego sądu? Nie dość, że niczego się nie dowiedziała to jeszcze w dodatku prawdopodobnie pogorszyła sprawę. Być może gdyby Hofman jej nie zobaczył nie doszłoby w ogóle do tej propozycji. Może w ogóle by o tym nie pomyślał?

            Wyprostowała się jak struna, gdy inna myśl przyszła jej do głowy. A może to był tylko szantaż mający na celu zastraszenie jej? Może tak naprawdę nie Jerzy Hofman rozpatruje jej sprawę tylko ktoś inny, a on wiedząc, że złożyła wniosek, jedynie w perfidny sposób wykorzystuje sytuację?

Wzięła głęboki wdech, by się opanować. Zbyt wiele spraw dzisiaj się wydarzyło, by mogła racjonalnie myśleć. Powinna na jakiś czas wyłączyć myślenie, jak radziła Marta, i zająć się czymś innym, nie roztrząsać już przeszłości. Wieczorem na chłodno przeanalizuje wszystko jeszcze raz. To wręcz niemożliwe, by wszystko w ciągu kilku tygodni zaczęło się walić. Nie w jej przypadku.

Dzieci nie mogą zobaczyć jej w takim stanie, musi się uspokoić. Musi z powrotem być tą samą opanowaną, pewną siebie ciotką Anną, a nie jakimś znerwicowanym wrakiem. Dzieciom nie jest teraz potrzebny żaden emocjonalny rollercoaster.

Zła na siebie otarła szybko palcami resztki łez i jakby nigdy nic weszła do domu żwawym krokiem.

            Nie widząc nigdzie dzieci rozejrzała się dookoła z lekkim niepokojem.

- Jesteście?- zawołała, nieco niepewnym jeszcze głosem.

- Już dawno!- odkrzyknął z głębi Bartek.- Jak długo ciebie nie było!

            Wybiegł ze swojego pokoju i zaczął zbiegać z góry w jej stronę.

- Fajnie, że już jesteś!- zawołał, wpadając prosto na nią i wtulając nos w jej brzuch.- Czekałem na ciebie!

            Wzruszyła się i pociągnęła nosem. Jak to miło, że ktoś czeka.

- To super.- pogładziła go po głowie i przytuliła, delikatnie poklepując po plecach.- Ja też nie mogłam się doczekać kiedy wrócę do domu. Może dziś zrobimy sobie wieczór leniucha i na kolację zamówimy pizzę? Nie chce mi się nic robić, jestem wykończona.

- Ja zawsze jestem za!- oświadczył z zadowoleniem.- Uwielbiam pizzę. Pójdę powiedzieć Tośce. Tośkaaa!- krzyczał, biegnąc na gór po schodach.- Pizza na kolację! Super, nie?

            Z poczuciem ulgi opadła na kanapę i zamówiła największą pizzę z możliwych. Leżała tak kilka minut regenerując siły, zaś potem zmusiła się żeby wstać i rozłożyła na stole talerze. Nalała do szklanek sok i w oczekiwaniu na pizzę patrzyła w zamyśleniu na podskakującego wokół siostry chłopca i na usiłującą zachować powagę dziewczynkę.

            Byli tak różni, a jednocześnie tak do siebie podobni. Czy spodziewają się w ogóle tego, że prawdopodobnie tu zostaną? Prawdopodobnie. Na samą myśl nieprzyjemnie ścisnęło ją w żołądku.

- Jedzcie.- zachęciła, gdy pizza w końcu wylądowała na stole.

Sama nie miała zbytniej ochoty na jedzenie. Przemogła się, sięgając po najmniejszy kawałek. Ugryzła i przeżuwała z poczuciem, że trzyma w ustach styropian. Dzieci za to jadły z apetytem, humory również im dopisywały, postanowiła więc wykorzystać sytuację. Przesunęła krzesło by siedzieć naprzeciwko nich i widzieć ich oboje równocześnie.

- Muszę was o coś zapytać.- odezwała się.- O coś bardzo ważnego.

            W odpowiedzi na jej poważny ton głosu chłopiec popatrzył na nią z zainteresowaniem. Tosia oderwała wzrok od keczupu, który rozsmarowywała palcem na talerzu i również zerknęła z ciekawością.

- Jak się tutaj ze mną czujecie?- spytała Anna, starannie ukrywając zdenerwowanie.- Podoba wam się tu chociaż trochę?

            Serce jej stanęło, gdy przez pierwsze kilka sekund zapanowała cisza.

- Jest aż tak źle?- zażartowała, próbując rozładować sytuację.

- Chodzi ci o to czy chcemy tu zostać, prawda?- oczy Tosi wypełniła powaga.

            Zbita z tropu taką bezpośredniością Anna skinęła głową.

- A jeśli nie będziemy chcieli to co? Będziemy mogli wrócić do naszego domu?- chciał od razu wiedzieć Bartek.

- Niestety nie, Słonko.- objęła dłońmi szklankę z sokiem.- Jesteście jeszcze zbyt… młodzi, żebyście mogli sami mieszkać.

- Tęsknię za moim pokojem.- poskarżył się niespodziewanie chłopiec.- Za wszystkimi rzeczami, które tam zostały. Nawet za moim łóżkiem!

- Łóżko możemy zabrać, nie ma z tym żadnego problemu.- zapewniła szybko Anna, biorąc go za rękę.- Inne rzeczy również, co tylko będziecie chcieli. Ja tak samo jak wy, bardzo bym chciała żeby wszystko było jak dawniej, ale niestety nie jest to już możliwe.- odkaszlnęła, zastanawiając się jak odpowiednio ubrać w słowa to co chciała im powiedzieć.- Teraz najważniejsze dla mnie jest to, żebyście zechcieli zostać ze mną…- zawahała się.- … ze mną tutaj, żeby wszystko poukładać od nowa. Jest jeszcze inna możliwość, ale jak dotąd nie brałam jej wcale pod uwagę.

- Jaka?- Tosia poruszyła się niespokojnie i wyprostowała niemal na baczność.

- Jeśli nie będziecie chcieli zostać tutaj to pozostaje dom dziecka.- wypowiadając te słowa pożałowała, że w ogóle o nich wspomniała. Na sam ich dźwięk zrobiło jej się zimno. - Ale chyba nie ma takiej opcji, prawda? Mam nadzieję, że oboje zgadzacie się zostać tutaj.

- Dlaczego pytasz nas o zdanie?- zdziwił się chłopiec.- To nie jest tak, że dorośli robią co chcą?

- Nie zawsze.- odrzekła z lekkim uśmiechem.- Chcę mieć pewność, że wszystko odbywa się za waszą zgodą.

- Jeśli o mnie chodzi: zgadzam się!- oświadczył Bartek, zsuwając się z krzesła i podbiegając do Anny.- Zawsze byłaś dla nas najlepszą ciocią na świecie!

            Poruszona odwzajemniła uścisk i pogłaskała go po gęstej czuprynie, zerkając znad ramienia na Tosię.

            Na twarzy dziewczyny malował się szeroki wachlarz rozmaitych uczuć, niektórych Anna nie potrafiłaby nawet określić.

Widząc pytające spojrzenie ciotki, spuściła wzrok.

- Pewnie, możemy tu zostać.- powiedziała bez większego entuzjazmu.- Nie jest źle. Spoko, naprawdę.

- Dziękuję.- Anna podeszła do dziewczynki i delikatnie ją przytuliła. Zdawała sobie sprawę, jak wiele musiało ją kosztować takie wyznanie, dlatego tym bardziej to doceniała.- Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę. Bardzo mi na was zależy, i obiecuję, że zrobię wszystko, by nam się udało.

- Może coś pójść nie tak?- spytała ostrożnie Tosia.

- Istnieje taka możliwość.- przyznała Anna, nie chcąc jej okłamywać i mając przed oczami nieprzyjemne spojrzenie Jerzego Hofmana.- Obiecuję, że stanę na głowie, by do tego nie doszło.- rzekła z naciskiem.

- Nie chciałbym być nigdzie indziej.- powiedział Bartek z pełnymi ustami, chwytając do ręki ostatni kawałek pizzy.- Tutaj jest fajnie.

- Cieszę się, Słonko.- poprzez stół przesłała mu całusa, na który ochoczo odpowiedział tym samym.

            Gdy dzieci poszły do łóżek, nieco uspokojona, z ulgą usiadła z powrotem na kanapie, zrzuciła kapcie i podkuliła nogi, otulając się miękkim kocem. Nalała sobie kieliszek wina i wypiła łyk, rozkoszując się jego smakiem i ciepłem, które popłynęło w stronę żołądka. Machinalnie wzięła do ręki pilota i przeskakiwała kolejne kanały, aż w pewnym momencie natrafiła na swój reportaż.

            Przyglądała się swojej idealnej fryzurze, mimice twarzy, nienagannej koszuli i całej tej otoczce, która jeszcze do niedawna miała tak olbrzymie znaczenie. Od kilku dni priorytety pozamieniały się miejscami, i to co do tej pory było ważne w tym momencie nieco utraciło na wartości. Jakoś sama nie zauważyła kiedy to się stało. Praca nadal zajmowała arcyważne miejsce w jej życiu, ale już coś innego zaczęło równoważyć się z nią na szali.

            Zahuśtała czerwonym płynem w okrągłym kieliszku i zbliżyła go do ust. Przełączyła kanał.

            Nie zauważyła kiedy zasnęła, dopóki z głębokiego snu nie wyrwał jej dźwięk telefonu. Zaspana rozejrzała się dookoła i oprzytomniała niemal natychmiast, widząc, że znowu zasnęła na kanapie, a nie w swojej sypialni. Zerwała się na równe nogi w poszukiwaniu telefonu. Słysząc naglący sygnał dzwonka zanurkowała pod kołdrę i wydobyła go spod kołdry.

Z zaskoczeniem zobaczyła, że dzwoni Miłosz. Przecierając oczy i głośno ziewając, odebrała.

- Czemu dzwonisz o tak nieludzkiej porze?- jęknęła z wyrzutem, rozglądając się w poszukiwaniu szklanki.

            Woda była czymś, czego w tej chwili najbardziej pragnęła. Wypita w całości butelka wina prężyła się z dumą na stoliku, prezentując swe puste oblicze.

- Jest ósma rano!- zaśmiał się.- Czyżby to był dla ciebie środek nocy?

Anna zamrugała oczami, usiłując odgonić resztki snu i poszła do kuchni.

- Jakbyś zgadł.- wymamrotała, chciwie chłonąc szklankę wody. Wytarła usta i z powrotem przytknęła telefon do ucha.- Daj mi godzinę, zaraz się ogarnę i niebawem przyjadę. Czy coś przegapiłam?

- Niewiele.- był rozbawiony.- Nie ma mnie w tym tygodniu, jestem na urlopie, nie musisz aż tak się spieszyć.

- Faktycznie, zapomniałam!- wzdychając, nalała sobie kolejną szklankę.- Ale i tak dopiero na dziesiątą jestem umówiona z Marcinem. Dzisiaj nigdzie w teren się nie wybieram, większość rzeczy mam nagranych. Miłosz, czyżbyś wyrwał mnie ze snu tylko po to, by przypomnieć mi o swoim urlopie?- odsapnęła, wypijając kilka kolejnych łyków.

- Nie, dzwonię, by przypomnieć ci o dobrym wychowaniu.- powiedział łagodnie, lecz z pewną naganą.

Zesztywniała, gdy nie dodał nic więcej.

- To znaczy?- spytała czujnie.- O co ci chodzi konkretnie?

- Żebyś na siebie bardziej uważała.- usłyszała jak wzdycha.- Jesteś świetną reporterką i nie chciałbym ciebie stracić poprzez jakieś głupie, szczeniackie wybryki. Aniu, jesteś dorosłą kobietą, to niegodne ciebie.

- Słucham?- zamieniła się w słup soli, mrugając szybko powiekami i mając głęboką nadzieję, że nadal śni.

- Widziałem twoje zdjęcie na Wirtualnej.- wyjaśnił miękko.- Nie mam o nie do ciebie pretensji, broń Boże. Nigdy dotąd takie wpadki ci się nie zdarzały, więc całkowicie przymykam na to oko i zapominam o całej sprawie.

- Ale…?- spytała cicho.- Co chcesz powiedzieć?

- Po prostu uważaj na wszystko co robisz.- poradził serdecznie.- Wiesz, że życzę ci jak najlepiej. Nie zmarnuj w ten sposób swojego potencjału. Naprawdę nie warto.

- Miłosz, poszłam tylko na wino z koleżanką.- przetarła oczy, by usunąć z nich resztki snu.- Czy to jest taka zbrodnia? Nie miałam zielonego pojęcia, że ktoś akurat w tym momencie będzie chciał mi strzelić fotkę. Wiesz ilu ludzi tam się przewinęło?

- Aniu, przecież dobrze wiesz, że nie jesteś jak każdy.- przypomniał.- A ja nie mogę pozwolić sobie na to, by obrywać przez kogoś kto niefrasobliwie podchodzi do sprawy, do tego jaki zawód wykonuje. Jesteś osobą publiczną. Nie mogę pozwolić też na to, by stacja traciła wizerunkowo. Wiesz, że takie sytuacje mają ogromny wpływ na oglądalność i dochodzi w ich następstwie do tendencji spadkowych.

- Według mnie raczej ją podnoszą.- bąknęła, nie wiedząc co wymyślić na swoje usprawiedliwienie.

- Tylko na chwilę, to jest stan przejściowy. Już kilkukrotnie przerabialiśmy ten temat, zawsze kończyło się podobnie.

- To znaczy?- spytała nieufnie.

- Nie domyślasz się? Zwolnieniem, to oczywiste.

            Zwilżyła usta językiem, gdyż ponownie zaschło jej w ustach. Tym razem z powodu słów wypowiedzianych przez Miłosza. Zdawała sobie sprawę, z tego, że mówi to wszystko wyłącznie z troski o nią, ale mimo to nie czuła się winna zaistniałej sytuacji. Było jej przykro, że musiał się przez nią tłumaczyć dla zarządu stacji, lecz nie widziała podstaw ku temu, dlaczego właściwie musiał to robić.

- Przepraszam, jeśli miałeś z mojego powodu nieprzyjemności.- powiedziała sztywno.- Ale nie mogę ci obiecać tego, że nie umówię się więcej z nikim w żadnym lokalu. Przecież to jest jakaś paranoja.

- Nie zrozumiałaś mnie.- westchnął znowu.- Nie mówię, że nie możesz się z nikim umawiać. Możesz robić po pracy co tylko ci się żywnie podoba, chodzić po knajpach do woli. Ale na litość boską, czy jak już tam jesteś naprawdę musisz wtedy tyle pić? Po prostu bądź trzeźwa! Jak zobaczyłem ciebie na tym zdjęciu, to myślałem, że może to jest jakiś fotomontaż, a nie moja reporterka!- wybuchnął.

Anna zdębiała. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek Miłosz aż tak podnosił głos. Musiał być naprawdę zdenerwowany, skoro do tego stopnia dał się ponieść emocjom. Nie miała pewności czy w ogóle się odzywać, czy lepiej zamilknąć. Zdezorientowana odjęła telefon od ucha, popatrzyła na wyświetlacz czy rozmowa nadal trwa i czy aby na pewno rozmawia z własnym szefem. Przyłożyła go z powrotem ostrożnie, w oczekiwaniu na dalsze słowa.

- Co, nic mi nie odpowiesz?- mruknął, już znacznie spokojniejszym tonem.

- A co chciałbyś usłyszeć?- usiadła na łóżku otulając się szlafrokiem i popatrzyła w okno.- Że przepraszam? Okej, wybacz, nie chciałam żeby zrobiła się z tego aż taka afera. Tyle razy przecież byłam w przeróżnych lokalach i nic złego nigdy się nie wydarzyło. Mało to razy wracałam do domu nietrzeźwa?- prychnęła.

- Nie mam pojęcia ile razy i wolałbym tego nie wiedzieć.- odpowiedział zgryźliwie.- Nie możesz się w domu upić, musisz to robić publicznie? Nie masz w domu kieliszków? Jeśli chcesz to mogę ci pożyczyć, proszę bardzo, mam ich całe kolekcje.

- Picie w samotności nie smakuje tak bardzo jak w towarzystwie.- nerwowo zaczęła rozglądać się za paczką papierosów.- Nie mam zamiaru się usprawiedliwiać, ale akurat tego dnia miałam taką potrzebę. Było mi to potrzebne jak jasna cholera. A ty jaki się zrzędliwy zrobiłeś, kiedy to się stało?

- Nie zmieniaj tematu.- w jego słowach dało się słyszeć weselsze nuty.- Znam ciebie bardzo dobrze, wiem, że lubisz imprezować, i że jesteś towarzyska, że lubisz się bawić. Znam też twoją obecną sytuację i wiem, że przechodzisz teraz przez ciężki okres i właśnie ze względu na to wszystko zostawiamy to tak jak jest. Obiecaj mi jednak, że będziesz się starać unikać podobnych sytuacji. To niedopuszczalne.

- Jasne, jasne, obiecuję.- przytaknęła potulnie, kolistymi ruchami masując skroń. Ból głowy nadchodził wielkimi krokami.- Masz moje słowo.

- Wiedziałem, że się dogadamy.- jego głos z powrotem brzmiał ciepło.- Wracam za tydzień, muszę naładować akumulatory przed powrotem do pracy. Jeszcze jedna taka akcja, a zszedłbym na zawał, muszę się zregenerować po tych nerwach.

-  Odpoczywaj.- zmusiła się do uśmiechu.- Widzimy się niebawem.

Zdusiła przekleństwo, jakie cisnęło jej się na usta, gdy szef się rozłączył. Sytuacja ze zdjęciem sprzed trzech dni zdążyła już jej całkowicie wywietrzeć z głowy po tym, jak po południu Boniecki zdjął je ze strony głównej. Nikt do niej nie dzwonił z pretensjami w tej sprawie, nie licząc kilku znajomych, którzy telefonowali rechocząc się z uciechy na widok jej miny na zdjęciu, zaś inni wysyłali jej zabawne smsy ze strzelającymi wesoło korkami od szampana.

Ewidentnie ktoś z zarządu stacji zamiast zasuwać w pracy, siedział sobie przed laptopem przeglądając strony w necie i natknął się na jej nieszczęsną fotkę. A może ktoś z bardziej życzliwych postanowił zawiadomić kogo trzeba o tym fakcie? W tej chwili jakoś nie byłaby tym szczególnie zaskoczona

Ciężko wzdychając na samą myśl o pójściu do pracy, otworzyła szafę żeby się przebrać.

Kolejny dzień nie zapowiadał się w różowych barwach.

 

cdn...