czwartek, 2 grudnia 2021

Gdy zaszumią wierzby (część XII)

 

 



 

Anna

- Którą dokładnie starszą panią masz na myśli?- nieco zirytowana pochyliła się w stronę monitora i wpatrzyła w swoje ostatnie nagranie, które Marcin z nieprzeniknioną miną cierpliwie przewijał kadr po kadrze.- Rozmawiałam wówczas z trzema.

- Zaraz powinna się pojawić, cierpliwości.- Miłosz również nie odrywał wzroku od ekranu. Podwinął rękawy koszuli i założył ręce przed sobą.- Ma najmniej ujęć, uważam, że powinniście pojechać i jeszcze z nią pogadać. Bardzo rezolutna staruszeczka, ma wiele interesujących rzeczy do powiedzenia. Kamera ją pokochała, wyjdzie z tego świetny materiał, nie pożałujesz.

- Ach, pewnie chodzi ci o panią Marię!- skinęła głową Anna, uśmiechając się do siebie na wspomnienie optymistycznie nastawionej do życia starszej pani.- Rzeczywiście, bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało, ale po jakimś czasie gorzej się poczuła, i zabrała ją pielęgniarka, już nie wróciła na nagranie.

- Wielka szkoda. O właśnie, o niej mowa.- Miłosz palcem wskazującym zastukał w monitor.

- Tak, pani Marysia…- mruknęła Anna, oczyma wyobraźni żegnając się z pysznym obiadem i witając z zimną kolacją. Czyżby kolejny raz musiała przesunąć dzisiejsze spotkanie z Adamem? Wiele na to wskazywało.- Owszem, rwała się do mikrofonu. Żaden z pozostałych pensjonariuszy nie miał w sobie tyle odwagi co ona.

- Widzisz, moja intuicja jest nadal niezawodna.- szef z wyrazem zadowolenia na twarzy oderwał się z miejsca, skąd nie ruszał się od dobrych piętnastu minut i ruszył w kierunku newsroomu.- Zbierajcie się, zaraz załatwię wam wejściówkę. - pstryknął palcami i po chwili już go nie było.

            Wyglądało na to, że najnowszy reportaż Anny wyjątkowo przypadł mu do gustu. Rzadko kiedy aż tak aktywnie uczestniczył w jej pomysłach, zazwyczaj odnosił się już jedynie do całości, a nie do poszczególnych części. Nieznana staruszka z Pałacu Seniora musiała zrobić na nim naprawdę dobre wrażenie, skoro wysyłał Annę po uzupełnienie do nagrania. Zresztą, nie powinna narzekać. Dla dobrego reportażu była skłonna do naprawdę sporych poświęceń. Ponadto była absolutnie świadoma tego, jak zawsze cenne są wskazówki i porady Miłosza. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by się na nim zawiodła.

            Przyjrzała się sobie w lustrze krytycznym okiem. Poprawiła bluzkę miękko opływającą jej szczupłą sylwetkę, roztrzepała palcami bujne włosy i wsunęła na nogi wygodne szpilki. Bieganie po Pałacu Seniora zapamiętała ostatnio aż nazbyt dobrze: zahaczyła obcasem o wysunięty nieco bardziej niż pozostałe jeden ze schodów, i zanim się obejrzała wylądowała tyłkiem na lśniącej posadzce. Wszyscy pensjonariusze zaczęli jej bić gromkie brawa, lecz aż do tej pory wyraźnie tkwiło jej w pamięci to wydarzenie. Była zażenowana tym, że przydarzyło jej się to na oczach wszystkich. Swoje zakłopotanie zgrabnie zamaskowała wybuchem śmiechu i zarzekaniem się, że nic się nie stało, lecz poczucie zawstydzenia pozostało w niej do tej pory.

Podróż do Pałacu Seniora trwała około godziny. Gdy dotarli na miejsce Anna rozsunęła drzwi busa i wyskoczyła na zbawienną ziemię. Wciągnęła głęboko parę razy powietrze, odsuwając na bok uporczywie nachodzące ją mdłości i zawroty głowy. Zła na siebie, że nie wzięła wcześniej tabletki, kucnęła przed busem, obserwując spod rzęs jak Jędrzej wyciąga kamerę i przygotowuje się do pracy, sprawdzając skrupulatnie wszystkie ustawienia.

- Kurde, ale zielona jesteś!- skomentował, obrzucając ją krótkim spojrzeniem.- Wzięłaś ze sobą jakieś woreczki? Czy będziesz mi tu zaraz rzygać na trawnik?

- Wielkie dzięki! Zaraz mi przejdzie, już lepiej.- parsknęła, unosząc się do pozycji pionowej.- Ty lepiej swoje cacko doprowadź do gotowości, zaraz wchodzimy.

- Już przygotowane, czekam teraz wyłącznie na ciebie.- kurtuazyjnie machnął ręką, ustawiając sobie pieczołowicie kamerę na lewym ramieniu.- Czekamy jeszcze aż nabierzesz kolorów czy idziesz na żywioł?

- Oczywiście, że idę, na nic nie zamierzam czekać.- otrzepała sobie swoje granatowe spodnie, by nie został na nich jakiś najmniejszy pyłek, i ścisnęła mocniej mikrofon w garści.- Kolory same się uaktywnią, jak tylko pokonam te kilka schodów do wejścia.- zażartowała i w ciągu kilku sekund znalazła się przy drzwiach wejściowych.

            Z ręką na klamce odwróciła się i uśmiechnęła promiennie do Jędrzeja.

- Widzę, że jesteś gotowa?- odwzajemnił uśmiech.

- Ja? Zawsze.- nacisnęła dzwonek.

            Przy wejściu powitała ich wylewnie dyrektorka Pałacu Seniora, która w kilku zdaniach wielokrotnie podkreślała, jaki to dla nich zaszczyt kolejny raz gościć u siebie telewizję. Z jej ust zaczął wylewać się potok słów wychwalających wspaniałe warunki jakie niesie ze sobą pobyt w Pałacu Seniora, oraz zaczęła wymieniać jakie atrakcje czekają na tych którzy zdecydują się na pobyt.

            Anna słuchała uprzejmie monologu z przyklejonym do ust uśmiechem, co jakiś czas wtrącając jakieś słowo, by rozmówczyni nie zdołała odczuć, że jej zainteresowanie tematem jest niemal zerowe. Wysłuchiwała tego kolejny raz, poprzednim razem dyrektorka zdążyła wszystko powtórzyć dwa razy, więc Anna zdążyła poznać wszystko niemal na pamięć.

Została zaprowadzona do pokoju odwiedzin, gdzie po krótkiej chwili już stała przed nią parująca filiżanka kawy i góra lukrowanych ciasteczek na talerzu.

Anna starannie tłumiąc irytację poprosiła o przyprowadzenie starszej pani o imieniu Maria, tłumacząc się natłokiem obowiązków służbowych. Nie znosiła pustej paplaniny. Dlatego też zapewne nie miała zbyt wielu bliskich koleżanek. Jej reportaże od samego początku były przesiąknięte rzeczowymi danymi i wypełnione faktami, nie lubiła wrzucać do nich czegoś niewiele wnoszącego do sprawy. Większość z kobiet, które znała lubiły zajmować się bzdurami i o nich też plotkować. Dyrektorka Pałacu Seniora zdawała się być ulepiona dokładnie z tej samej gliny.

Na widok pani Marii Anna odetchnęła z ulgą i wstała od stolika, by przywitać się ze starszą panią.

- Jak cudownie panią widzieć, pani Mario!- przywitała się serdecznie, podchodząc bliżej i obejmując staruszkę ramieniem.- Poznaje mnie pani?

- Witaj dziecko, witaj!- staruszka wyglądała na poruszoną spotkaniem.- Oczywiście, że cię poznaję. Nie spodziewałam się tylko, że jeszcze się spotkamy.- usiadła powoli przy stoliku.

- Widzi pani, jakie to życie jest nieprzewidywalne?- pokiwała głową Anna, zajmując miejsce naprzeciwko niej i wracając myślami do Agaty i Pawła.- Nigdy nie wiadomo co nas czeka za rogiem…- zawiesiła głos i przypomniała sobie o dyrektorce placówki, która nie ruszała się z miejsca.- Zostawi pani nas same?- poprosiła grzecznie.- Znacznie szybciej nam pójdzie w mniejszym gronie.

- Jak sobie pani życzy.- dyrektorka z ociąganiem uniosła się z krzesła. Wyraźnie miała nadzieję, na przedłużenie spotkania.- W razie problemów proszę zawołać, ktoś z obsługi pojawi się natychmiast.

            Kiedy wyszła, Anna poczekała aż zamkną się za nią drzwi i z uśmiechem zwróciła się do starszej pani:

- Wygląda pani wspaniale, pani Mario! Zdradziłaby nam pani jaka jest pani recepta na tak młody wygląd w pani wieku?

- Jesteś bardzo miła kochanie, ale ja nie mam żadnych tajemnic, dziecko.- twarz starszej kobiety rozpromieniła się w uśmiechu.- Chcesz znać receptę? Nie ma w niej niczego zaskakującego: dużo snu i lampka czerwonego wina przed spaniem. A po śniadaniu pół kieliszka koniaku, tak na lepsze krążenie.

- Nie za dużo tego alkoholu?- Anna zniżyła konspiracyjnie głos.- Nie posądzają pani jeszcze o alkoholizm?

- Broń Boże!- zaprotestowała staruszka z lekkim przestrachem.- To wszystko tylko w celach zdrowotnych, nie ma tu niczego zdrożnego! Poza tym koniak ledwie co drugi dzień!

- Ach, rozumiem! To rzeczywiście znikoma ilość.- pokiwała głową Anna ze zrozumieniem.- W takim razie muszę zmienić swoje białe wino na czerwone, widzę, że efekty są po nim piorunujące!

- Jesteś bardzo miła, kochanie, nie wiem czym sobie na to zasłużyłam.- pani Maria promieniała.- A o czym chciałaś dziś jeszcze ze mną porozmawiać? Myślałam, że już więcej nie przyjedziecie.

- Owszem, powrót tutaj nie był planowany.- przyznała Anna.- Jednak po obejrzeniu nagrań razem z szefem stwierdziliśmy, że kamera panią kocha, i że chcemy, by było pani więcej w reportażu niż to pierwotnie wyszło. A to wszystko przez to, że uciekła nam pani ostatnio tak szybko.- wypomniała delikatnie.

- Kochanie, musisz zrozumieć starszą panią.- rzekła Maria, wypijając łyk wody.- To już nie te lata, mam problemy z sercem. Często dość słabo się czuję.

- Oczywiście, rozumiem.- powiedziała pospiesznie Anna.- Żeby już więcej nie przedłużać, i żeby pani znowu nam nie uciekła… nagrywamy?

- Myślałam, że już od samego początku to robicie.- odrzekła dobrodusznie starsza pani, poprawiając włosy teatralnym gestem.- Jestem gotowa od kiedy tu weszłam.

            Anna roześmiała się i mrugnęła porozumiewawczo do Jędrzeja, jednocześnie przypinając Marii niewielki mikrofon.

Starsza pani, o drobniutkiej posturze, naprawdę była niesamowita. Trudno teraz spotkać kogoś tak niezmanierowanego, z sercem na dłoni. Z jej oczu wyzierała istna dobroć, od której trudno oderwać wzrok, i trudno odejść. Chciałoby się tak stać i trwać, ogrzewając w cieple serdeczności. Ostatnio kimś takim była Agata, i tą lukę Anna boleśnie odczuła po raz kolejny, wpatrując się w wyblakłe, niebieskie oczy Marii.

            Przypatrując się staruszce przez krótką chwilę wyobraziła sobie, że rozmawia z przyjaciółką. Nie ze swoją matką czy z ojcem, z którymi nigdy nie miała najlepszych relacji, ale właśnie z Agatą. Rodziców odwiedzała rzadko, i to raczej z przymusu i poczucia odpowiedzialności niż z tęsknoty. To Agata była tą brakującą częścią układanki o nazwie „rodzina”. To ona sprawiała, że w święta Annie chciało się zrobić coś więcej niż zakup najlepszego sernika. To dla niej zakasywała rękawy i zgadzała się na upieczenie jabłecznika. Tylko ona umiała sprawić, że święta miały atmosferę świąt, a kawa pachniała kawą. Wszystko to uzupełniał wówczas jeszcze Piotr…

            Należał do tej niewielkiej części mężczyzn, lubiących celebrować święta. Dla niego nie ograniczały się one jedynie do ubrania choinki i wręczeniu sobie pakunku z prezentami. Stało się już tradycją, że zarówno w pierwszy jak i w drugi dzień świat jechali w odwiedziny do jego rodziców do Przasnysza, zaś wieczorami, po powrocie do domu Piotr zabierał Annę na długi spacer po rozświetlonej Warszawie. Szli niespiesznie, często w milczeniu, chłonąc wzrokiem rozwieszone miliony światełek, aż dochodzili do placu Zamkowego, gdzie podziwiali olbrzymią, ponad dwudziestometrową choinkę. Spacer kończyli gorącym pocałunkiem, jakby pieczętując łączące ich uczucie.

            Anna zamrugała zwilgotniałymi raptownie oczami i wyprostowała się, przytomniejąc. Zakłopotana faktem, jakim cudem doszło do tego, że automatycznie prowadząc dialog z Marią, udało jej się całkowicie wyłączyć i zamyślić nad własnymi sprawami, poruszyła się niespokojnie. Nigdy dotąd nie zdarzało jej się w czasie pracy zastanawiać się nad czymś aż tak głęboko. Przeciwnie, z reguły to właśnie praca zagłuszała wszelkie targające nią wewnętrzne niepokoje i pozwalała się wyciszyć, dając wytchnienie. Najwyraźniej potrzebny jest jej reset, gdyż brak porządnego odpoczynku zaczyna dawać się we znaki. Marta miała rację, czas najwyższy na regenerację i ładowanie akumulatorów w jakimś odległym miejscu. Na początek jednak powinno jej wystarczyć dzisiejsze spotkanie z Adamem. Ten optymistycznie nastawiony do życia mężczyzna z pewnością zafunduje jej dzisiaj mnóstwo pozytywnych wrażeń. Już na samą myśl o spotkaniu usta same rozciągały jej się w uśmiechu. Jednak aby do tego doszło czas na sfinalizowanie wywiadu, w przeciwnym wypadku do spotkania może w ogóle nie dojść.

            Szczera rozmowa z bezpośrednią Marią wpłynęła na Annę bardziej niż uspokajająco. Zaczęła powoli tak ukierunkowywać dialog, by zmierzać w stronę zakończenia spotkania, zerkając przy tym niespostrzeżenie na zegarek. Jeśli trochę podkręcą tempo być może jeszcze jest szansa by zdążyć o godziwej porze wrócić do domu. Z tęsknotą pomyślała o czekającym na nią wygodnym fotelu i wieczornym spotkaniu z Adamem.

- Ile to już lat tutaj, pani Mario?- spytała serdecznie, poprawiając sobie kołnierzyk od koszuli i odganiając niepotrzebne myśli.- Około dziesięciu?

- Piętnaście.- uśmiechnęła się pogodnie staruszka.- Jestem tutaj od kiedy skończyłam siedemdziesiąt jeden lat. Nie mam pojęcia kiedy ten czas przeleciał. Wydaje mi się jakby to było wczoraj… ten mój pierwszy dzień tutaj.

            Mimo, że mówiła spokojnie, Anna natychmiast wychwyciła delikatne drżenie w jej głosie. Zastanowiła się dlaczego. Czyżby pobyt w Pałacu Seniora nie był do końca tym, czego oczekiwała wprowadzając się tutaj? Myślała, że wszystko będzie inaczej, lepiej?

- Jak pani wspomina ten pierwszy dzień tutaj?- zagadnęła ostrożnie, zastanawiając się w głębi czy już stąpa po niepewnym gruncie.

- Niezbyt dobrze.- odrzekła niepewnie Maria.- Pamiętam, że przyjechałam wtedy w porze obiadowej, ale obiadu już nie dostałam. Nie zapomnę jaka głodna siedziałam przez resztę dnia!- zaśmiała się cicho.

- Oj, to rzeczywiście warte zapamiętania!- zawtórowała jej Anna.- Dlaczego zdecydowała się pani na pobyt właśnie tutaj?- spytała z ciekawością.- Ze względu na wspaniałe otoczenie, liczne lasy i parki? Czy inne względy o tym zadecydowały?

- Syn wybrał dla mnie tą placówkę.- wyjaśniła Maria, poważniejąc.- I wybrał naprawdę dobrze, nie narzekam. Pięknie tutaj… Jest gdzie pospacerować, same lasy, dużo miejsc do zwiedzania…- wyliczała powoli.- Przyzwyczaiłam się do wszystkiego.

- Długo trwało zanim pani przywykła?

- Trochę to zajęło.- przyznała starsza pani.- Dość długo nie mogłam się przestawić na takie poukładane życie. To, jakie wiodłam, było całkowicie odmienne od tego, które jest teraz.

- Była pani dość młoda, wprowadzając się tutaj.- rzekła z namysłem Anna.- Nie chciała pani zostać u siebie?

- Może chciałam…- odrzekła Maria z wahaniem.- Ale zdrowie już nie pozwalało na samotne mieszkanie. Wiesz kochanie, jak będziesz w moim wieku to zrozumiesz o czym mówię.

- Już czasami mnie strzyka w plecach, chyba poniekąd rozumiem.- zażartowała Anna, by nieco rozruszać sposępniałą kobietę.- A jak relacje z synem? Nie chciała pani mieszkać u niego? Nie rozmawialiście o tym?

Starsza pani wyglądała jakby za chwilę miała się rozpłakać. Zaskoczona Anna  miała ochotę ugryźć się w język. Niewinne z pozoru pytanie wywołało lawinę emocji na twarzy starszej pani, i mimo tego, że chciała znać na nie odpowiedź, nie była pewna czy teraz chce to usłyszeć. Żal jej się zrobiło staruszki. Profesjonalizm, który do tej pory zwykle brał górę nad emocjami, ulotnił się w jednej chwili jak kamfora.

- Przepraszam, nie chciałam pani urazić.- powiedziała wreszcie, kiedy cisza zaczęła się nieznośnie przedłużać.- Może pani nie odpowiadać. Wytniemy to ujęcie i nie puścimy na wizji.

Maria wydmuchała nos w chusteczkę i popatrzyła na Annę załzawionymi oczami.

- Nie obraziłaś mnie, dziecko, tylko przypomniałaś jak to jest kiedy mieszka się u siebie w swoim rodzinnym domu.- wyjaśniła nieco roztrzęsionym głosem.- Przeprasza za te łzy… Tak, syn nie chciał żebym z nim mieszkała.- rzekła, wyciągając kolejną chusteczkę.- Sama nie byłam w stanie już sobie poradzić, więc wpadł na pomysł żebym zamieszkała w jednym z podobnych ośrodków. Kiedy tylko wspomniałam o tym, że posiadając taki duży dom mógłby w nim znaleźć kawałek miejsca dla mnie, strasznie się rozzłościł. Pokłóciliśmy się wtedy bardzo.- wytarła oczy.- Od tamtej pory ani razu mnie tutaj nie odwiedził.- w zamyśleniu pokiwała głową sama do siebie.- Częściowo go rozumiem, od samego początku między nami nie bardzo się układało, nigdy się nie rozumieliśmy. Ja nigdy go nie rozumiałam.- poprawiła się szybko.- Mimo wszystko ciągle czekam, że może jednak pewnego dnia zdarzy się cud i jeszcze go zobaczę zanim umrę.

- Pani Mario, bardzo mi przykro.- Anna poruszona do głębi wyciągnęła dłoń i uścisnęła szczupłą rękę kobiety.- Pomimo braku zrozumienia pomiędzy wami pani jest wciąż jego matką, a nie jakimś meblem, który można przesuwać z kąta w kąt. Wydaje mi się jednak, że mimo pozorów jakie stwarza, jest doskonale zorientowany co u pani słychać, wobec czego musi od czasu do czasu dzwonić do ośrodka z pytaniem o panią. Bądź co bądź w końcu nadal pani tu mieszka, opłaty za pobyt również są regulowane, i to w niemałej wysokości.

- Czego jak czego, ale pieniędzy to nigdy mu nie brakowało.- pokiwała głową Maria i niespodziewanie uśmiechnęła się z czułością.- Jureczek zawsze był materialistą, od maleńkości. Nawet jak szedł nieraz do sklepu to nigdy nikomu nie odpuszczał grosika, sprzedający musiał mu oddać wszystko i nie było dyskusji.

            „Mały sknerus”, pomyślała przelotnie Anna, uśmiechając się jednocześnie do Marii. Jej syn zdecydowanie nie wzbudził w niej cieplejszych uczuć. Wyglądało na to, że wyrósł na zadufanego w sobie egoistę, całkowicie pozbawionego empatii i zrozumienia.

            Jak widać, życie potrafiło dać w kość każdemu, nawet tym, którzy nie wyściubiali nosa dalej niż poza swoje cztery ściany. Maria była jedną z nich, mimo wcześniejszych sugestii, że jej wcześniejsze życie dalece odbiegało od ideału. Zarówno wyglądem, jak i charakterem nie przypominała żadnej z tych matroniastych niewiast, które przechodząc obok nie zaszczycą cię nawet spojrzeniem, z wyjątkiem czubka własnego nosa.

            Annie żal było staruszki, która mimo wyraźnej niechęci, zmuszona była zostać w miejscu, w którym mimo zapewnień, nie do końca dobrze się czuła.

Na koniec podeszła do niej i serdecznie ją uściskała.

- Pani Mario, w razie jakichś problemów zostawiam pani swój prywatny numer telefonu.- powiedziała półgłosem, podając Marii wizytówkę.- Gdyby działo się coś niepokojącego śmiało proszę do mnie dzwonić. Oddzwonię gdy tylko będę mogła.

- Dziękuję kochanie.- powiedziała ze wzruszeniem Maria, ostrożnie ściskając kartkę w rękach.- Mam nadzieję, że nigdy nie zajdzie taka potrzeba.

- W życiu różnie się układa.- Anna odpięła mikrofon i poprawiła sobie bluzkę.- Z tego wszystkiego nie zapytałam jak pani ma na nazwisko. Nadal jest pani dla mnie tajemniczą panią Marią. O kogo mam pytać, gdy zadzwonię?- nałożyła płaszcz, popatrując przy tym żartobliwie.- Mnie już pani zna doskonale.

- Oj tak, dziecko, znam cię nie od dzisiaj, chociaż nie osobiście.- staruszka z trudem podniosła się z miejsca i podreptała w stronę drzwi.- Oglądam twoje programy od kilku lat, nie opuszczam żadnego.

- Bardzo mi miło.- Anna przepuściła ją przodem.- Cieszę się, że się podobają. Dla widzów staram się jak mogę.

- Wiem, to widać.- kobieta skinęła głową i przystanęła w drzwiach prowadzących w kierunku przeciwnym do wyjścia.- Nazywam się Maria Hofman.- dobrodusznie popatrzyła Annie prosto w oczy.- Do widzenia, kochanie.- drepcząc powoli zamknęła za sobą drzwi.

            Anna stanęła jak sparaliżowana, słysząc znajomo brzmiące nazwisko. Z niedowierzaniem wpatrywała się w domykające się z cichym trzaskiem drzwi. Ogarnęła ją przemożna chęć by pobiec za Marią, spojrzeć jej ponownie w oczy i zapytać kim jest. Czy to możliwe by była matką Jerzego Hofmana? Tego Jerzego Hofmana, który taką niechęcią pała do kobiet, a który w ciągu najbliższych dni podejmie jedną z najważniejszych decyzji w życiu Anny?

            Tysiące pytań kłębiły się w jej głowie, gdy wracała z Jędrzejem do studia w Warszawie. Nie mogła uwierzyć w taki zbieg okoliczności. Wydawało się to wszystko wręcz niewiarygodne. Uświadamiała sobie z całą wyrazistością, jak wielki wpływ na jego postawę miały relacje z matką. Maria sama przyznała, że nigdy miedzy nimi nie było zrozumienia i zbyt wielu uczuć. Zamiast pracować nad własnym trudnym charakterem wolał karać inne matki odbierając im prawa rodzicielskie.

            Na samą tę myśl w duszy Anny aż zawrzało. Wzburzona wpadła do telewizji po resztę swoich rzeczy i wybiegła z powrotem. Wsiadła do samochodu i nie zważając na dość późną popołudniową porę, z piskiem opon wyruszyła w stronę sądu rejonowego. Przed oczami miała pełną smutku twarz Marii i jej łzy spływające po policzkach. Niczym kadr z filmu przewinęły jej się obrazy sprzed kilku lat: szlochającej z rozpaczy Justyny po informacji o odebraniu jej praw rodzicielskich, zrozpaczona Marta tocząca batalię o to, by nie zabierać jej dzieci do domu dziecka i wiele innych kobiet, które skrzywdził Jerzy Hofman swoimi decyzjami. Części ich imion Anna nawet nie pamiętała. Wiedziała tylko, że musi wygarnąć temu człowiekowi co myśli na jego temat, bo jeśli teraz tego nie zrobi to już nigdy więcej nie będzie miała ku temu okazji.

            Energicznie otworzyła ciężkie drzwi sądu i weszła szybkim krokiem do środka, po drodze zderzając się ze znajomym ochroniarzem.

            Rozpoznał ją od razu i wyraźnie ucieszył na jej widok.

- Wywiadzik?- spytał z zadowoleniem zacierając ręce.- Z kim tym razem?

- Tym razem wyjątkowo prywatnie.- odrzekła, rozglądając się bacznie dookoła.- Gdzie zastanę Jerzego Hofmana?

- Powinien akurat skończyć rozprawę, miała pani szczęście.- rozpromienił się ochroniarz, jakby to jego bezpośrednio dotyczyło.- Proszę iść do końca korytarza, w lewo, i pierwsze drzwi po prawej. Tylko proszę uważać, dzisiaj pan sędzia coś nie w humorze.- przestrzegł.

- To świetnie się składa, właśnie zamierzam poprawić mu nastrój.- powiedziała kpiąco.

            Minęła ochroniarza i stukając obcasami, które głośnym echem odbijały się od ścian, pomaszerowała prosto we wskazanym kierunku.

            Drzwi do sali rozpraw były uchylone, nie zamierzała sprawdzać czy jest tam ktoś jeszcze oprócz sędziego. W tej chwili w ogóle jej to nie obchodziło.

Zdecydowanym krokiem weszła do środka i jej wzrok od razu padł na sędziego, pochylonego nad stosem dokumentów. Marszczył czoło, usilnie się nad czymś zastanawiając. Wyczuwając jakiś ruch oderwał wzrok od tekstu i spojrzał na nią. W jednej chwili jego spojrzenie pochłodniało, zaś twarz przybrała pełen niezadowolenia wyraz.

Anna nie zamierzała dać mu tej satysfakcji, by odezwał się pierwszy. Tym razem to ona zamierzała postawić na swoim.

- I jak dzisiejsze samopoczucie? Słyszałam, że nie najlepsze.- zaczęła, powoli podchodząc w jego kierunku.

- Zazwyczaj nie narzekam na samopoczucie.- rzekł z lekkim rozbawieniem.- Czemu zawdzięczam tą niespodziewana wizytę? Nie mam zbyt wiele czasu, a już na pewno nie na wywiad. Chociaż, moment… nie widzę kamerzysty.- rozejrzał się z udawanym zaciekawieniem.- Chyba, że zdecydowała się pani na moją propozycję zamieszczenia przeprosin w prasie? Bo jakoś do tej pory nie odezwała się pani do mnie jeszcze w tej sprawie. A powinno to panią interesować z wiadomych względów

- Nie łudź się, nie zamierzam zamieszczać żadnych przeprosin!- odrzekła pogardliwie, czując jak podnosi się jej ciśnienie na dźwięk jego aroganckich słów.- Nigdy ich nie przeczytasz.

- Naprawdę? To bardzo… interesujące.- zawiesił głos.- Nie przypominam sobie byśmy kiedykolwiek przechodzili na „ty”.- dodał wyniośle.- Wypraszam sobie.

- Ja za to wolę nie przypominać sobie całej masy rzeczy, w których maczałeś palce.- jej irytacja rosła z każdą chwilą, im dłużej na niego patrzyła.- O większości lepiej, że nie wiem, czyż nie?

- To znaczy?- zaskoczony jej atakiem odłożył na bok dokumenty i splótł palce przed sobą, wpatrując się w nią przenikliwie.- Mogłaby pani to wyjaśnić?

- Tu nie ma czego wyjaśniać!- wybuchła.- Jestem dziennikarką, może nie idealną, ale staram się zawsze być przede wszystkim człowiekiem. A ty kim jesteś, że uważasz się za Boga, do jasnej cholery?!

Uniósł do góry brwi, kompletnie zaskoczony.

- Oj, niech się już tak pani nie ekscytuje, nie ma czym.- odezwał się, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów.- Rozumiem, że w tej chwili emocje biorą górę, jednak apeluję do pani zdrowego rozsądku, bym nie musiał wzywać ochrony.

- Ochrony?!- wprost kipiała ze złości. Jego spokój działał na nią jak płachta na byka.- Bez obaw, nie zamierzam cię uszkodzić, chociaż chętnie bym to zrobiła gołymi rękami!

- Nie wątpię w pani szczere intencje.- z satysfakcją zgarnął z biurka plik dokumentów i wsunął je do teczki.- Radziłbym jednak się uspokoić i wziąć sobie do serca moją wcześniejszą propozycję. Jeśli zamieści pani przeprosiny w prasie wtedy porozmawiamy w sprawie mojego pozytywnego rozpatrzenia pani wniosku. W przeciwnym wypadku… wie pani czego  oczekiwać.

- Jak możesz szantażować mnie w ten sposób, kiedy sam nie masz poukładanego życia?- zasyczała z wściekłością.- Jak możesz karać w ten sam sposób wszystkie kobiety, zamiast postawić się w ich sytuacji i być obiektywnym?

- Nigdy nie byłem stronniczy, nie może mi pani niczego zarzucić.- wzruszył ramionami i wziął teczkę do ręki.- Na tym polega moja praca.

- Oczywiście!- miała ochotę nim potrząsnąć. Jak mógł tak spokojnie stać przed nią i wysłuchiwać tego co ma mu do powiedzenia, praktycznie bez jakichkolwiek emocji? Czy rzeczywiście mógł być osobą pozbawioną zdolności odczuwania jakichkolwiek uczuć?- Rozumiem, że sprawę swojej matki również traktowałeś tak samo przedmiotowo? Jak wszystko inne?

W jednej chwili jego oczy zmieniły się w wąskie szparki, zacisnął usta. Podszedł bliżej i wyciągnął rękę, niemal stukając ją palcem wskazującym prosto w pierś.

- Nigdy nie mieszaj do swoich spraw mojej matki.- powiedział lodowato niskim głosem, aż po kręgosłupie Anny przebiegły ciarki.- Jeśli jeszcze raz to zrobisz, pożałujesz. Ostrzegam.- dodał, wpatrując się w nią niebezpiecznie.

Z torbą w ręku i płaszczem przewieszonym przez ramię skierował się w stronę drzwi.

- Czyżby udało mi się nacisnąć na jakiś wrażliwy odcisk?- zawołała jeszcze, zanim zamknęły się za nim drzwi.

            Odpowiedziała jej jedynie głucha cisza i trzask domykającego się zamka. W poczuciu klęski i źle przeprowadzonej rozmowy wyszła z budynku i powoli wsiadła do samochodu. Nie dość, że niczego nie wskórała odbytą rozmową, to z całą pewnością definitywnie pogrzebała swoje szanse na adopcję dzieci. Mogła tak wiele zyskać gdyby dobrze to rozegrała. A tymczasem niepotrzebnie tu przyjechała. Poprzez niepotrzebny atak furii doprowadziła do sytuacji, w której ponownie górą będzie Jerzy Hofman.

            Złorzecząc w duchu na ostatnie niepowodzenia i przeklinając swoje gwałtowne, wręcz choleryczne reakcje, podjechała pod domu i zaparkowała. Wchodząc na teren posesji z zaskoczeniem ujrzała czekającego na nią Piotra. Stał w ogrodzie tyłem do niej, z rękami w kieszeniach, ze wzrokiem wbitym w kłębiące się na niebie chmury.

            Stłumiła westchnienie, czując nadchodzący ból głowy. Nie miała siły ani ochoty na kolejną polemikę z kimś, kto uważał ją za niezrównoważoną, narcystyczną kobietę. Już wystarczająco się tego nasłuchała. Ponadto odbyta rozmowa z Hofmanem niemal doprowadziła ją do rozstroju żołądka. Najchętniej zaszyłaby się w tej chwili pod grubym kocem, z filiżanką gorącej herbaty. Poza tym za dwie godziny miała umówione spotkanie z Adamem, na którym zależało jej bardziej niż na wysłuchiwaniu kolejnych obraźliwych epitetów.

            Celowo skręciła na żwirową ścieżkę, by chrzęst butów zwrócił uwagę Piotra. Nie miała najmniejszego zamiaru iść w jego kierunku i zabawiać go rozmową. Najlepiej nich odjeżdża stąd jak najszybciej z tym po co przyjechał. Bo, że nie przyjechał bezinteresownie to było więcej niż pewne.

            Usłyszał ją tak szybko, jak to zaplanowała. Odwrócił się i widząc ją ruszył w jej stronę, z uśmiechem błąkającym się na ustach.

- Hej!- odezwał się.- Mogę zająć ci chwilę?

- Jasne.- nie patrząc na niego weszła do środka.- Mogłeś wejść od razu, dzieci nie gryzą.

Odchrząknął, i wszedł za nią, zamykając za sobą drzwi.

- Muszę jeszcze zabrać kilka rzeczy.- poszedł za nią do garderoby, nie odrywając wzroku, gdy zaczęła zdejmować płaszcz.- Nie masz nic przeciwko?- zrobił nieokreślony ruch ręką.

- Idź i bierz co chcesz.- minęła go w przejściu i poszła do kuchni, marząc by w końcu sobie poszedł.

Jedyne o czym teraz marzyła to ciepła herbata i jakaś kanapka. A potem gorąca kąpiel. Towarzystwo przyszłego eksmęża niezbyt jej się uśmiechało. Miała nadzieję, że tak jak niespodziewanie się pojawił, tak samo szybko odjedzie. Jego wieczne przytyki stały się już nie do zniesienia.

Zaparzyła herbatę i gdy usiadła, wzięła kubek w dwie ręce. Poczuła jak zaczyna dopadać ją zmęczenie po solidnych dawkach silnych emocji. Każdą cząsteczką ciała odczuwała mijający dzień.

Drgnęła, gdy niespodziewanie naprzeciwko usiadł Piotr. Przez chwilę zdążyła zapomnieć o jego obecności.

Podniosła głowę i popatrzyła uważnie. Nie była do końca pewna czego się po nim spodziewać, ich ostatnie rozmowy nie należały do najprzyjemniejszych. Jeszcze w dodatku musiał przyjść akurat teraz, kiedy miała za sobą tak trudny dzień. Czyżby przygotował w zanadrzu jakieś kolejne ciekawe epitety? Zaintrygowana spojrzała mu prosto w oczy.

Jednak wyglądało na to, że jego nastawienie nie jest tym razem zbyt bojowe. Usiadł na taborecie i patrzył na nią z troską, jakiej już dawno w jego oczach nie widziała.

- Zmęczona?- zagadnął.

- Aż tak widać?- uśmiechnęła się z przymusem.

O dziwo, zapowiadała się miła rozmowa z dobrze życzącym, „prawie byłym” mężem. Czyżby przed rozwodem odkrył, że jednak żona nie jest taka najgorsza?

- Dzisiaj wyjątkowo tak.- przytaknął, uśmiechając się ledwie dostrzegalnie.

            Mimochodem zerknęła na jego kilkudniowy zarost i lśniące ciemne włosy, które były nieco dłuższe niż zazwyczaj.  Przeczesane niedbale układały się miękko, sprawiając wrażenie absolutnego nieładu na głowie. Ciemnoszare oczy patrzyły na nią przenikliwie, jakby chciały przeniknąć w głąb jej duszy.

            Pomyślała o blondynce, którą widziała jakiś czas temu u jego boku i zastanowiła się przelotnie, jak im się układa. Nie zamierzała zdradzać się, że widziała ich razem, nie chcąc zostać posądzoną o zwykłe wścibstwo. Mimo wszystko była ciekawa jakie są relacje pomiędzy nimi i co ich tak naprawdę łączy. Czyżby do tego stopnia zależało mu na nawiązaniu z kimś bliższej relacji, że był w stanie zrobić to w ciągu kilkunastu dni od wyprowadzki? I to nie bacząc na to, że nadal byli małżeństwem? Co prawda tylko na papierze, ale jednak.

            Jej myśli popłynęły w kierunku Adama. Myślała o nim często, i zastanawiała się, czy on również o niej myślał. Czy to wzajemne zaciekawienie ma szansę na przekształcenie się w coś poważniejszego, czy to wszystko to jedynie jej pobożne życzenia.

- Hej, jesteś tutaj?- Piotr przechylił głowę w bok przypatrując jej się uważnie.- Przez chwilę byłaś gdzieś bardzo daleko.

- Przepraszam.- potarła ręką czoło i oczy.- Dziś wyjątkowo wszystko paskudnie szło. Znalazłeś to czego szukałeś?- zmieniła temat.

- Tak, dzięki.- wskazał głową karton, znajdujący się niedaleko za jego plecami.- Pewnie jeszcze raz się zjawię, nie wszystko udało mi się upchnąć w mieszkaniu.

- Wiesz, że zawsze możesz przyjść.- wzruszyła ramionami.- Jak ci się mieszka na nowych śmieciach?- spytała lekko, udając, że co najmniej średnio ją to interesuje.

- Nie narzekam, sąsiedzi nie są zbyt hałaśliwi.- potarł brodę.- Dzieci nie słychać, ani też żadnych innych krępujących odgłosów, jak na przykład uginające się łóżkowe sprężyny.- zrobił zabawny grymas.

            Roześmiała się mimo woli.

- W takim razie ty sam możesz tak hałasować. Raczej nikomu by to nie przeszkadzało.- dodała z błyskiem w oku.- Sąsiedzi z pewnością byliby wyrozumiali dla pana policjanta.

            Zerknął na nią z ukosa.

- Na razie nie zamierzam korzystać z ich łaskawości.- pokręcił się niespokojnie.- W pracy u ciebie wszystko okej?- zręcznie zmienił rozmowę na inne tory.

- Tak, nie najgorzej.- pomyślała o rozmowie z Hofmanem i jego matką.- Bywało lepiej, ale przecież nigdy nie ma tak, że ciągle jest prosto, czasami musi w końcu pojawić się jakaś krzywa.- zacisnęła usta i wzięła łyk herbaty.

- Tobie bardzo rzadko te krzywe się przydarzały.- wypomniał z uśmiechem.- Nie możesz przez całe życie myśleć o tym jak zrobić idealny reportaż, bo w końcu doprowadzi cię to do jakiejś depresji, jeśli przydarzy ci się jakaś wpadka. Nikt nie rodzi się doskonały.

- Wiem o tym aż za dobrze.- podparła brodę ręką. Mimo znużenia nie mogła wyjść z podziwu, że po raz pierwszy od roku prowadzi normalny dialog z własnym mężem.- Tu nie chodzi tylko o samą pracę, miałam dzisiaj spotkanie pierwszego stopnia z Jerzym Hofmanem, pamiętasz go?

Zmarszczył brwi.

- To ten nawiedzony sędzia z rejonowego ze śródmieścia, który parę lat temu zalazł ci za skórę?

- Dokładnie.- przytaknęła.- Obawiam się, że to on rozpatruje wniosek o adopcję. Jeśli moje przeczucia się sprawdzą, a on tylko mnie dziś utwierdził w tym przekonaniu, nie mam żadnych szans na pozytywne rozpatrzenie wniosku. To ten jeden z niewielu momentów, kiedy nienawidzę mojej pracy.- uśmiechnęła się blado.

- Nie myśl o tym teraz kiedy nie masz jeszcze w ręku postanowienia.- powiedział uspokajająco.- Może to tylko taka zagrywka z jego strony żeby podnieść ci ciśnienie?

- Tak sądzisz?- gwałtownie poderwała głowę.

            Że też sama wcześniej na to nie wpadła.

Nie wyglądało w najmniejszym stopniu żeby Piotr chciał jej dogryźć jak jeszcze niedawno. Co w niego wstąpiło? Czyżby kryzys wieku średniego? Chyba całkiem przestała już za nim nadążać.

- To możliwe.- przytaknął spokojnie.- Sama doskonale zdajesz sobie sprawę jak wielką rolę odgrywają w twojej pracy czynniki psychologiczne. Hofman to stary wyjadacz, dobrze wie jak ciebie teraz podejść i na czym ci teraz najbardziej zależy.

            Miała już wyznać jemu, jak sędzia zaszantażował ją groźbą wydania odmownego wniosku w zamian za zamieszczenie przeprosin w prasie, lecz powstrzymała się w ostatniej chwili. Nie łączyło ich już w tej chwili praktycznie nic, by mogła otwarcie rozmawiać z nim na takie tematy. W tym momencie nie była pewna do czego mógłby wykorzystać taką informację.

            Dyskretnie spojrzała na zegarek. Za półtorej godziny miała spotkanie z Adamem, i jeśli chciała się jakoś do niego przygotować powinna wyprosić niezapowiedzianego gościa.

- Wybacz, ale mam spotkanie o dwudziestej.- powiedziała przepraszająco, zerkając niejednoznacznie na zegarek.- Nie chciałabym cię wyganiać…

- To ja przepraszam.- zerwał się z krzesła.- Dzięki za przechowanie moich klamotów, jeszcze trochę ich zostało.- złapał karton w objęcia i ruszył do wyjścia.- Swoją drogą nie powinnaś nigdzie wychodzić, tylko odpocząć.- zasugerował- Naprawdę wyglądasz na zmęczoną. Chyba nie idziesz na imprezę?- spojrzał zaczepnie.

- Na imprezę nie, w zasadzie to idę sobie właśnie odpocząć w miłym towarzystwie.- nie mogła się powstrzymać, by tego nie powiedzieć. Jednocześnie udała, że nie słyszy zaczepki.

- Aha.- mruknął niechętnie, obrzucając ją badawczym spojrzeniem.- Mogę zapytać kto jest tym szczęściarzem?- spytał od niechcenia, otwierając powoli drzwi.

- I tak niewiele ci to powie, nie znasz.- odrzekła beztrosko, idąc za nim.- Dzięki za miłe słowa. Do zobaczenia następnym razem!- nie czekając na odpowiedź zatrzasnęła za nim energicznie drzwi.

 

cdn...