piątek, 1 marca 2019

Gdzieś ponad nami (cz. VI)







      Świat nie zatrzymał się nawet na chwilę, telewizja nie przestała nadawać swojego codziennego programu rozrywkowego, zaś sprzedawczyni w cukierni nadal sprzedawała klientom ich ulubione pączki z różanym nadzieniem. Nic nie zmieniło swojego stanu rzeczy w momencie, który Edycie wydawał się wiecznością. Telefon do Michała, jego przyjazd z jednoczesnym pojawieniem się karetki i wreszcie rzeczowa ocena lekarza pogotowia, który orzekł, że cała akcja była fałszywym alarmem.
      Bezdech u synka, wypatrzony przez Edytę w momencie wykonywania telefonu do Michała, wprawił ją w taki stan przerażenia, że przez ułamki sekund nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Wpatrywała się jak oniemiała w rozchylone usta dziecka i dopiero po chwili porwała Kubusia w ramiona, potrząsając nim i jednocześnie dzwoniąc do Michała, i na pogotowie.
      Po odjeździe karetki Michał pozostał w mieszkaniu Edyty i nie wyglądało na to żeby się gdzieś wybierał. Wprost przeciwnie, usiadł obok łóżeczka Kubusia, zagadywał go, potrząsał grzechotkami i robił śmieszne miny, starając się rozśmieszyć dziecko.
      Patrzyła na ten obrazek z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony cieszyła ją chęć ze strony Michała do nawiązania kontaktu z dzieckiem, zaś z drugiej… jakim prawem mógł tak po prostu siedzieć sobie w jej mieszkaniu jak gdyby nigdy nic się pomiędzy nimi nie wydarzyło? Bynajmniej nie wyglądał na skruszonego winowajcę, wijącego się pod pręgierzem jej niechętnego spojrzenia. Najzwyczajniej w świecie nic sobie nie robił z jej obecności, wpatrzony tylko w gaworzącego Kubusia. I w dodatku, mimo późnej pory, wyglądał tak cholernie dobrze. Za dobrze.
    Czując jak niebezpiecznie podnosi się jej ciśnienie odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni. Sięgnęła do apteczki po kapsułki, które po rozwodzie przepisał jej lekarz dla ukojenia skołatanych nerwów. Korzystała z nich co jakiś czas, zaś ten wieczór był wyjątkowy. Drżącą ręką wyłuskała dwie tabletki i popiła wodą. Przynajmniej zaśnie.
- Źle się czujesz?- Michał stał w drzwiach i przyglądał jej się uważnie. Mogłaby przysiąc, że w tym spojrzeniu dojrzała cień troski.
- Wszystko ok, zaraz mi przejdzie.- poruszyła kącikiem ust układając je na kształt uśmiechu.- Ta sytuacja po prostu… trochę mnie przerosła.
- Te tabletki są bezpieczne?- zmarszczył brwi i podszedł bliżej.- Możesz podać mi nazwę?
Cofnęła się i oparła o blat kuchenny.
- Są bezpieczne.- rzekła z naciskiem.- Wiem co robię, nie jestem idiotką.
- Ale ja wcale nie powiedziałem…
- Wiem co powiedziałeś.- przerwała ze złością.- Usiądź, nie stój mi tak nad głową. Chcę ci coś powiedzieć.
     Usiadł na kuchennym taborecie i wyciągnął nogi przed siebie, patrząc wyczekująco. Niewielka kuchnia zdawała się być o połowę mniejsza.
- Zanosi się na dłuższą pogawędkę?- zażartował, próbując rozładować napięcie.
      Nie podjęła żartu.
- Wiem, że dzwoniłeś do mnie wcześniej, ale nie miałam chęci na żadne rozmowy.- powiedziała szczerze, odsuwając drugi taboret na przeciwległy koniec pomieszczenia.- Przez ostatnie dni uznałam jednak, że ze względu na dobro Kubusia powinniśmy porozmawiać. Stąd mój dzisiejszy telefon do ciebie. Gdy wykręciłam twój numer i zobaczyłam jednocześnie, że coś z Kubą jest nie tak….- wstała i objęła się ramionami.- Zaraz po urodzeniu miał operację zastawki, stąd ta cała akcja. Chyba zrobiłam się przewrażliwiona.
- Lepiej zapobiegać niż potem leczyć.- powiedział miękko.- Najważniejsze, że jest cały i zdrowy. Nic mu już nie grozi.
- Właśnie.- skinęła głową.- Jeśli będziesz chciał go odwiedzać to nie będę ci robić problemu. Tylko wcześniej mnie o tym uprzedź.
- Dzięki, na pewno skorzystam.- wstał i oparł się o framugę.- Mogłaś mnie wcześniej poinformować o ciąży. Pomógłbym ci w jakiś sposób. W jakikolwiek.
- Nie było takiej potrzeby.- odrzekła sucho, przesuwając się w stronę drzwi wyjściowych.- Poradziłam sobie.
- Widzę.- sięgnął po płaszcz.- Fajne to mieszkanie, chociaż trochę ciasne.
- Dla nas wystarcza.- skrzyżowała ręce na piersi.
     Ubrał się w milczeniu i nałożył buty. Cofnął się jeszcze i zajrzał do dziecięcego pokoju. Patrzył chwilę, a potem po cichu przymknął drzwi, zostawiając je nieco uchylone.
      Położył rękę na klamce i popatrzył na Edytę.
- Minęło już sporo czasu od kiedy…- zawahał się, jakby szukając właściwych słów.- …tak normalnie rozmawialiśmy. To co się wtedy wydarzyło było niepotrzebne i głupie, zachowałem się jak palant.- umilkł na moment.- Moje kolejne przeprosiny niewiele zmienią, ale mimo to muszę cię o coś zapytać.
- Nie pytaj.- pokręciła głową. Czuła, że zażyte tabletki jednak nie spełniają swojej roli.
- Muszę, myślę o tym od dawna.- powiedział gwałtownie.- Czy jest szansa żebyśmy jeszcze raz…?
- Nie.- zaprzeczyła stanowczo.- Nas już nie ma. Jedyne co nas łączy to Kuba. I nie wracaj więcej do tego tematu.
- Jasne.- skinął głową.- Wszystko jasne.- powtórzył.
      Modliła się w duchu, by już sobie poszedł. Miała zamiar paść na łóżko i urządzić sobie dzień dziecka, bez mycia zębów włącznie.
- Dzięki, że przyjechałeś.- odezwała się po chwili ciszy, gdy otworzył drzwi.
      Obrzucił ją poważnym spojrzeniem.
- Nie ma za co. Przecież to mój syn.
      Dopiero następnego dnia rano uświadomiła sobie, że nie zadał żadnych pytań dotyczących Kuby. Wyglądało jakby o wszystkim wiedział. I ani razu nie podniósł głosu. Oczekiwała lawiny oskarżeń, kłótni, gorącej dyskusji, a nawet powątpiewania w ojcostwo. A tymczasem on tak po prostu przyjął to do wiadomości, i wcale nie wyglądał na zażenowanego czy podenerwowanego tym faktem. Wprost przeciwnie, z jego oczu biła radość, gdy przyglądał się dziecku, zaś czułość z jaką traktował Kubusia zdeprymowała Edytę. Po jego wcześniejszym wyznaniu na temat niechęci do ciąży po ich długich staraniach, nie spodziewała się po nim teraz takiego podejścia.
     Wchodząc do budynku redakcji „Świat i ludzie”, pomyślała z ciężkim sercem jak wiele zadań czeka na nią w biurze. Otworzyła drzwi i rzuciła okiem na pokój. Po objęciu stanowiska otrzymała do dyspozycji obszerne pomieszczenie, przez którego przeszklone drzwi miała widok na część redakcji i pracujących tam osób. Na ścianach wisiały dwa wielkie obrazy, z których jeden przedstawiał Napoleona, zaś drugi niemal raził w oczy krwistoczerwonymi makami na zielonym tle. Rozłożony na podłodze miękki dywan skutecznie tłumił odgłos szpilek, które od pewnego czasu znowu zaczęła zakładać Edyta.
      Powiesiła kurtkę na wieszaku ukrytym za wysoką draceną, i usiadła za biurkiem. Wzięła do ręki długopis i postukała w blat. Czający się przez pierwsze dni pracy stres gdzieś umknął niespostrzeżenie pod natłokiem zadań i obowiązków. Redakcja stała się jej drugim domem, w którym nie miała czasu na rozmyślanie. Musi wziąć się w garść i ostro do roboty. Jeśli wyniki nie będą zadowalające to za długo nie zagrzeje tu miejsca.
      Podniosła głowę, gdy weszła Aneta z kartką w ręce.
- Przyniosłam tą rozpiskę sprzedaży z poprzednich kwartałów, o którą prosiłaś.- Aneta pracowała tu od ponad roku, i była nieśmiałą, lecz bardzo pracowitą młodą osóbką.
- Świetnie!- Edyta uniosła się w fotelu.- I jak to wygląda?
- Niezbyt dobrze. Spadek sprzedaży o dwadzieścia jeden procent w stosunku do drugiego kwartału, zaś o siedemnaście procent w stosunku do pierwszego.
- Jaki był nakład?
- Dwieście pięćdziesiąt tysięcy.
- Ile sprzedanych?
- Około stu dziewięćdziesięciu tysięcy.
- Pokaż.- Edyta wzięła kartkę do ręki i przyjrzała się wykresom z dokładnymi wyliczeniami i prognozami.- Rzeczywiście, nie ma powodów do radości.- zamyśliła się.- Muszę pogadać z naszym grafikiem, zmienimy okładkę i szatę graficzną na początek. Poza tym mam jeszcze kilka innych pomysłów. Obdzwoń wszystkich, zrobimy spotkanie w sali konferencyjnej za godzinę.
- Części osób nie ma, są w terenie.- Aneta poczerwieniała.
- Ci najważniejsi są.- zwróciła uwagę Edyta.- Mam nadzieję, że się nie spóźnią, muszę lecieć do żłobka po dziecko.
      Bo burzliwym spotkaniu wybiegła z redakcji, z ulgą zatrzaskując za sobą drzwi. Lubiła swoją pracę, lecz gdy zbliżało się popołudnie jej myśli podążały już tylko w stronę Kubusia. Stęskniona za synkiem jechała maksymalnie szybko, momentami przekraczając dozwoloną prędkość.
- Bardzo się pani spieszyło!- usłyszała za sobą w żłobku, nakładając Kubusiowi kurtkę.
      Obejrzała się przez ramię. Jeden z ojców, ubierając swoją córkę, uśmiechał się do niej szelmowsko.
- Jak dla każdego rodzica.- odrzekła, również się uśmiechając.- Pan nie pędził po córkę?
- Oczywiście, ale to nie ja prawie się wpakowałem pod ciężarówkę.
- Niech pan nie przesadza.- wzruszyła ramionami.- Nie przypominam sobie żadnej ciężarówki. Myli mnie pan z kimś innym.
- Jakbym mógł! Taką piękną kobietę trudno pomylić z kimś innym.
      Nie odpowiedziała. Z poczuciem lekkiego niesmaku wcisnęła Kubusiowi rękawiczki i wprawnym ruchem nałożyła czapkę. Wzięła go na ręce i ruszyła w stronę drzwi.
- Może da się pani zaprosić na kawę?- zapytał nieoczekiwanie mężczyzna.
Zaskoczona, nie dając nic po sobie poznać, zmusiła się do grzecznego uśmiechu.
- Niestety, wszystkie dni mam zajęte, włącznie z weekendami.
      Pakując synka do fotelika usiłowała wyobrazić sobie siebie na kolacji z nieznajomym. Jednak wyobraźnia najwyraźniej uznała, że to przekracza jej granice i Edyta za nic w świecie nie potrafiła sobie tego zobrazować.
      Wpadła do mieszkania i z miejsca zabrała się za przygotowywanie obiadu. W ferworze spotkań i nadmiaru obowiązków nawet nie zjadła kanapki w pracy.
      Gdy usłyszała dzwonek telefonu, zerknęła pobieżnie kto dzwoni. Ucieszyła się, widząc numer Justyny.
- Dawno się nie odzywałaś! Co tam u was?- jedną ręką trzymając telefon, drugą wstawiła kurczaka do pieczenia.- Kiedy wpadniecie do nas?
- Konrad miał wypadek.- głos Justyny zabrzmiał tak, że Edyta omal nie upuściła telefonu z ręki.- Miał wypadek, nie wiadomo czy przeżyje.
- Jak to miał wypadek?!- Edyta wrzuciła garnek do zlewu, w jednej chwili zapominając o obiedzie.- Gdzie? Jak to się stało? W trasie?
- Nie.- zaprzeczyła Justyna bezbarwnie.- Poszedł z kolegą obejrzeć budowę domu, spadł z rusztowania z pięciu metrów. Nie wiem po jaką cholerę on tam wlazł.
- O matko….- Edyta usiadła na najbliższym krześle.- Gdzie teraz jesteś?
- W szpitalu, przy nim. Czekam…- przyjaciółka zaczęła szlochać.
- Zaraz do ciebie przyjadę, poczekaj tam na mnie.
      Zawiozła Kubusia do Michała, zaś sama wpadła do szpitala i podbiegła do Justyny, skulonej na szpitalnej ławce. Nie znajdując w sobie początkowo odpowiednich słów pocieszenia w milczeniu mocno przytuliła przyjaciółkę.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.- wyszeptała.- Konrad to silny facet, wyjdzie z tego.
     Ze szczątkowych informacji, jakie wydusiła z siebie Justyna wynikało, że Konrad jest w bardzo ciężkim stanie i o jego życiu decydować miały najbliższe godziny. Doznał poważnego urazu głowy, po którym nie wiadomo było czy powróci do pełnej sprawności, o ile przeżyje.
     Edyta bezmyślnie odprowadzała wzrokiem lekarzy, przemieszczających się z jednej sali do drugiej. Ścisnęła mocniej rękę przyjaciółki, dodając jej otuchy.

***
      Michał z niepokojem przyglądał się synowi za każdym razem, gdy ten wykrzywiał buzię w innym geście aniżeli uśmiech. Do tej pory miał z dziećmi niewiele wspólnego, nie licząc tych, do których podchodził na sali operacyjnej lub tych, które były jego pacjentami.  Teraz bardziej rozumiał ten rodzaj matek, nerwowo reagujących na każde najdrobniejsze kwilenie dziecka. Niewiele brakuje do tego, by sam zaczął zachowywał się podobnie.
      Śmiejąc się w duchu sam z siebie, ostrożnie wziął Kubusia na ręce i położył go na brzuchu, na kanapie wyścielonej dwoma miękkimi kocami. Patrzył z rozrzewnieniem, jak dziecko dzielnie podnosi główkę. Po kilku minutach z powrotem przewrócił synka na plecy.
- Po tych torturach czas na kolację.- powiedział półgłosem.- Chodź, mama wszystko przygotowała.
    Sięgnął po butelkę i wstawił ją do podgrzewacza, gdy nagle przypomniał sobie o przewinięciu dziecka
- Zapomnieliśmy o czymś ważnym!- z westchnieniem zabrał się za rozbieranie dziecka.- Nie ta kolejność, wybacz maluchu.
     Trzymając w dłoni pieluchę popatrzył na tłuściutkie nóżki Kubusia i pomyślał o Edycie, o sytuacji między nimi, i o wypadku Konrada. Ostatnimi czasy zamiast koncentrować się na pracy łapał się na tym, że jego myśli nieustannie krążą wokół jednego tematu. Poczucie winy wracało do niego za każdym razem kiedy przypominał sobie Edytę sięgającą po środki na uspokojenie. Ta scena nie dawała mu spokoju i wiele by dał za to by cofnąć czas. Nie wierzył sam sobie, że skusił się na coś, co nigdy nie było w jego stylu.
     Z rozmyślań wyrwało Michała dziwne uczucie ciepła rozchodzące się po udach. Spojrzał w dół i zobaczył dużą mokrą plamę na swoich spodniach, i zadowolonego Kubusia wymachującego mokrymi nóżkami.
     Michał jęknął i roześmiał się.
- Ty to wiesz jak olać sprawę, synu.- stwierdził z westchnieniem, przenosząc synka do łóżeczka.- Mam tylko nadzieję, że nie bierzesz przykładu z ojca.

 cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz