Tłumiąc
westchnienie Edyta z trudem wcisnęła się jako ostatnia do tramwaju i z
ulgą oparła o litościwą poręcz pod oknem. Ukradkiem zerknęła w dół na
swoje nogi, upewniając się czy przypadkiem nie przypominają dwóch
wielkich dyń. Były obolałe i tak spuchnięte, że miała wrażenie, iż lada
moment dojdzie do krwawego wybuchu.
Jeśli wierzyć lekarzom termin porodu miała ustalony na za dwa tygodnie,
lecz według jej obliczeń powinno to nastąpić już przedwczoraj. Sądząc
zaś po samopoczuciu termin minął grubo jakieś dwa miesiące wcześniej.
Zmęczona sobą, swoimi zmiennymi nastrojami, które inni zwą hormonami,
nadmiernym apetytem oraz ociężałością, z niecierpliwością wyczekiwała
finału. Przeszkadzało jej dosłownie wszystko, nie licząc spania. To
akurat mogłaby robić w nieograniczonych ilościach.
Weszła do redakcji, w której przepracowała ostatnie dziesięć lat i
skierowała się w stronę swojego pokoju. Rzuciła torebkę na biurko i
ruszyła na poszukiwanie naczelnego.
- Ty jeszcze tutaj?- przywitał ją radośnie.- Kwitniesz!
-
Też się cieszę, że cię widzę.- odrzekła cierpko.- Ale chyba się już
mnie pozbędziesz, poddaję się. Od jutra zamierzam leżeć do góry
brzuchem.
- W końcu rozsądna decyzja!- pochwalił.- Idź i odpoczywaj zanim się rozpakujesz. Korzystaj jeszcze z życia!
-
Cienko byś śpiewał jakby to na ciebie trafiło, mądralo!- położyła na
biurku wniosek o urlop.- Napisałam jeszcze ten artykuł na temat
wypadania włosów, tylko nie nanoś żadnych poprawek, proszę. Już nie dam
rady tego skorygować.- skrzywiła się, prostując kręgosłup.
-
Kto jak kto, ale akurat ja mam sporo do powiedzenia na ten temat!-
przejechał dłonią po swojej łysinie i zachichotał.- Zabieram się zaraz
za tę interesującą lekturę!
- Coś takiego!- pokręciła głową.- Tobie już nic nie pomoże, daruj sobie!
Zabrała z pokoju kilka przedmiotów, wrzuciła je do torebki i wychodząc
obejrzała się za siebie. Przy dobrych wiatrach wróci tu za jakieś
półtora roku. Przy znacznie bardziej sprzyjających może nie nastąpi to
wcale. Czas zacząć nowy rozdział, w każdym aspekcie.
Zamknęła pokój na klucz i oddała go Agacie, mającej przejąć jej obowiązki.
-
Oj, widać, że ci się przytyło.- Agata wsunęła w pełne usta kawałek
wafla ryżowego i zmierzyła Edytę od stóp do głów.- Ile, z piętnaście?
- Dziewięć.- odburknęła Edyta, nerwowo zapinając zamek w torebce.
-
Naprawdę?- zdumiała się koleżanka.- Nie powiedziałabym, wyglądasz…
inaczej. Nie przejmuj się, to te hormony robią z nas istne poczwary.
Jak tylko urodzisz wszystko wróci do normy.
- Dzięki.- odrzekła z przekąsem Edyta, narzucając płaszcz.- Ty zawsze wiesz jak podnieść człowieka na duchu.
-
A widziałaś kiedyś piękną kobietę w ciąży?- wzruszyła ramionami Agata.-
No proszę cię! Jak sobie radzisz bez Michała?- zmieniła temat.
- Jak widać.- Edyta wyciągnęła rękę w stronę drzwi wyjściowych.- Nie najgorzej.
- Słyszałam jak cię wyrolował.- Agata ze współczuciem pokiwała głową.- Co za drań!
- Muszę już lecieć.- Edyta rozciągnęła usta w grymasie mającym przypominać uśmiech.
Agata wychyliła się do przodu.
-
Nie żebym chciała cię pouczać, bo na takie nauki już trochę za późno,
ale dużo w tej sprawie twojej winy, Edzia.- w jej głosie zabrzmiała
niemal nuta wyrzutu.
Edyta nie lubiła być Edzią. To imię przypominało jej dzień, kiedy mając
kilka lat przyjechała z mamą pociągiem do Warszawy, a na dworcu
centralnym stała mała dziewczynka, do której wszyscy z rodziny zwracali
się właśnie „Edzia”. Dziewczynka była bardzo drobniutka i miała ogromne
oczy, z których wyzierał smutek. Edycie ta scena zapadła w pamięć na
długi czas.
Teraz poczuła się właśnie jak ta mała dziewczynka.
- Coś masz konkretnie na myśli?- zamiast wyjść zawahała się z ręką na klamce.
-
No wiesz…- Agata zaczęła się bawić kosmykiem swoich włosów.- Gdyby
Michał miał w domu wszystko to czego chciał i oczekiwał…- zawiesiła
głos.- …nie szukałby sobie dodatkowych wrażeń, nie sądzisz?
Edyta zacisnęła dłoń na klamce aż zbielały jej kostki. Po kilku
sekundach milczenia podeszła do Agaty i pochyliła się nad nią, patrząc
jej prosto w oczy.
-
Dziękuję ci bardzo za te cenne porady.- wycedziła przez zaciśnięte
zęby.- Ale powiem ci jedno: całe gówno o tym wszystkim wiesz!
Trzasnęła drzwiami i zeszła po schodach najszybciej jak mogła.
Oddychała szybko i płytko, ze zdenerwowania zaczęła ją boleć głowa.
Gdy dotarła do mieszkania usiadła na najbliższym fotelu i pomasowała
sobie skronie. Podniesione ciśnienie nie pozwalało o sobie zapomnieć.
Fatalne samopoczucie dawało się we znaki ze zdwojoną siłą.
Kiedy po krótkiej drzemce wstała do łazienki i poczuła dziwny ból w
dole brzucha od razu wiedziała, że to początek. Zadzwoniła do Justyny.
-
Pamiętasz jak mi obiecałaś wspólny poród?- wypaliła od razu, zanim
przyjaciółka zdążyła się odezwać.- Kuba chce wyjść, puka do drzwi.-
zażartowała.
- Serio?- w głosie Justyny wyczuć można było panikę.- Nie ruszaj się z miejsca, niedługo u ciebie będę!
- Nigdzie indziej się nie wybieram, to jasne.- mruknęła Edyta, pakując do torby ładowarkę do telefonu.
W szpitalu wszystko szło zgodnie z planem do momentu, w którym po raz
drugi podłączono Edycie ktg. Niepokój na twarzy położnej oraz maska z
tlenem, którą natychmiast zaaplikowano Edycie nie wróżyły nic dobrego.
- O co chodzi?- szepnęła do Justyny pomiędzy jednym skurczem a drugim.- Dlaczego nic nie mówią? Co się dzieje?
-
Zaczekaj, pogadam z lekarzem, może powie coś więcej.- Justyna
uspokajająco poklepała przyjaciółkę po ramieniu Odwróciła głowę, by
Edyta nie dojrzała jej zaniepokojenia.- Bądź dzielna, zaraz wracam.
W oczekiwaniu na Justynę Edyta nie pytając położnej o zgodę usiadła
powoli na łóżku i spuściła nogi na podłogę. Rwący ból w podbrzuszu nie
opuszczał jej już prawie wcale, więc z niemałym trudem, zgięta wpół
podeszła do umywalki, by przetrzeć sobie czoło papierowym ręcznikiem.
Schyliła się, by podsunąć sobie taboret, gdy nagle zawirowały jej przed
oczami tysiące wielobarwnych gwiazd, które po ułamku sekundy zlały się w
jedną całość. Potem nie pamiętała już nic.
***
Michał z przewieszoną przez ramię marynarką i z walizką w dłoni wjechał
windą na trzecie piętro kliniki na Bielanach, na swój ostatni w tym
tygodniu dyżur. Następnego dnia miał jechać na sympozjum do Krakowa,
więc zdecydował się nie wracać do domu, tylko od razu z marszu wsiąść do
pociągu. Mimo, że zabrał jedynie najpotrzebniejsze rzeczy walizka
zdawała się być dziwnie ciężka.
Przemierzając szybkim krokiem długi korytarz, rozważał już w duchu jak
spędzić weekend w Krakowie, gdy nagle z gabinetu lekarskiego wypadł
jakiś mężczyzna i niemal biegiem podążył w stronę bloku operacyjnego.
- Maciej, co się dzieje?- rozpoznając kolegę po fachu Michał podniósł głos, by ten mógł go usłyszeć.
- Świetnie, że jesteś, czekałem na ciebie!- Maciej zaczekał chwilę.- Przebieraj się szybko, mamy sprawę na cito.
Michał dogonił kolegę przed samą salą.
- Co tym razem?- zagadnął, zakładając fartuch i myjąc dokładnie ręce.
- Noworodek z zastawką, jak pół roku temu, pamiętasz? Identyczna sprawa. Przywieziony kilka minut temu.
Michał zaklął pod nosem i pokręcił głową.
- I to akurat przed weekendem… Jak jego stan?
- Ogólnie nie najgorszy, wyniki w normie.
- To wspaniale. A co z matką?
- Z nią trochę gorzej, miała krwotok, ale chyba wyjdzie z tego.
-
Biedactwo.- na widok malutkiego bezbronnego ciałka leżącego za szybą
Michał poczuł ukłucie.- Damy radę, my faceci to twarde sztuki. Nie
takich rzeczy dokonywaliśmy w średniowieczu.
- Michał?
- Tak?- odwrócił się. Maciej patrzył na niego ze zdziwieniem.
- Skąd wiesz, że to chłopiec?
- Nie wiem…- zawahał się.- Intuicja.- podszedł do stołu operacyjnego i popatrzył z bliska na dziecko.
„Będzie dobrze, malcu”.- pomyślał z wewnętrznym przekonaniem.
Wziął do ręki skalpel.
- Zaczynamy.- rzekł pełnym opanowania głosem.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz