Justyna stanęła jak wryta na widok Edyty stojącej w drzwiach jej mieszkania, z walizką w ręku.
- A ty co? Wyprowadzasz się gdzieś?- wzięła bagaż do ręki, gestem zapraszając przyjaciółkę do środka.
- Zgadza się.- Edyta weszła do przedpokoju i oparła się plecami o ścianę.- Mogę się u was zatrzymać na kilka dni?
-
Co się stało, na litość boską?!- Justyna zszokowana pociągnęła
przyjaciółkę do kuchni i niemal zmusiła by ta usiadła.- Co się dzieje?
Najpierw dzwonisz do mnie, umawiasz się, ja lecę na złamanie karku, a
ciebie tam nie ma! A teraz to!- wskazała gestem na walizkę.
- Michał mnie zdradza.
W ciszy, która zapadła słychać było jedynie szum męskiej golarki
dobiegający z łazienki. Najwyraźniej Konrad, mąż Justyny, wrócił już do
domu.
- Wymyślasz!- skwitowała Justyna, wzruszając ramionami.- Nie wierzę, przecież on kocha cię jak szaleniec!
- Może kiedyś.- Edyta przesunęła telefon ze zdjęciem, które zrobiła w bistro.- Tak chyba nie zachowuje się kochający mąż.
- Cholera jasna!- Justyna z niedowierzaniem wpatrywała się w zdjęcie.- To rzeczywiście on! I co teraz zamierzasz?
- Jeszcze nie wiem.- Edyta odwróciła głowę w kierunku okna.- Muszę coś wynająć.
- A potem?
- Nie wiem. Pewnie złożę papiery rozwodowe.- sama nie wierzyła, że wypowiedziała te słowa na głos.- Jest jeszcze mały problem.
- Jaki?
- Byłam dziś u lekarza. Jestem w ciąży.- w końcu popatrzyła na przyjaciółkę.- Wyobrażasz to sobie?
- O cholera…- powtórzyła Justyna.- To wszystko chyba nie dzieje się naprawdę!
- Też mam taką nadzieję.- Edyta poczuła się nagle bardzo zmęczona.- Może obudzę się jutro, a ten dzień okaże się żartem?
- Michał wie o…?
-
Jeszcze nie. Nie mam dzisiaj siły na żadne rozmowy.- poczuła jak
ponownie zbiera jej się na płacz.- Może jutro. Nie mów mu, że jestem
tutaj. Nie chcę go widzieć. Nie dzisiaj.
Nie była w stanie zadzwonić do Michała. Czuła, że gdy tylko usłyszy
jego głos w słuchawce zaraz się rozklei. Nie miała zamiaru dać mu tej
satysfakcji, by widział jej łzy. Wysłała mu więc jedynie smsa z
informacją o godzinie i miejscu spotkania. Nie interesowało jej już czy
będzie mógł przyjść czy ma kolejną ważną operację.
Zobaczyła go już z daleka w umówionym miejscu. Siedział z brodą opartą
na dłoni, a jego czoło przecinało kilka zmarszczek. Oddałaby wiele, by w
tej chwili poznać jego myśli.
- Cześć.- powiedziała półgłosem i odchrząknęła.
Zerwał się na jej widok i podszedł blisko.
-
Hej, co się dzieje?- z niepokojem przyjrzał się jej bladej twarzy.- Co
ty wyprawiasz? Co to za pomysły? Dlaczego nie odbierasz ode mnie
telefonu?
Odsunęła się i usiadła naprzeciwko niego po drugiej stronie stolika.
Założyła nogę na nogę, by czuć się nieco pewniej. Patrzyła z wewnętrznym
bólem na człowieka, z którym spędziła ponad dwadzieścia lat swojego
życia.
-
Zanim odpowiem ci na te wszystkie pytania ty mi odpowiedz na jedno
moje.- wyciągnęła telefon i położyła na stoliku.- Jak długo to trwa?
Wziął do ręki telefon. W milczeniu patrzył na zdjęcie.
- Nie pytam czy to prawda.- powiedziała cicho.- Chcę tylko wiedzieć jak długo to trwa.
- Posłuchaj…
-
Jak długo to trwa?!- podniosła głos. Kilka osób przy sąsiednich
stolikach odwróciło się w ich stronę.- Chyba po tylu latach zasługuję na
odrobinę prawdy?
- Rok.- odrzekł w końcu.- Jakoś około roku.
Coś dławiło ją w gardle. Mimo, że oczekiwała odpowiedzi, nie
spodziewała się, że prawda wypowiedziana na głos okaże się na tyle
bolesna, by móc zranić ją jeszcze bardziej. Jej serce rozpadło się w tym
momencie na tysiąc drobnych kawałków.
- Ale dlaczego?- szepnęła.- Co było nie tak?
Nie pamiętała by kiedykolwiek Michał wyglądał tak jak w tej chwili.
Smutek na jego twarzy mieszał się z poczuciem winy. Unikał jej
spojrzenia.
-
Sam nie wiem.- powiedział po dłuższej chwili milczenia.- Te miesiące i
lata, gdy staraliśmy się o dziecko… Wszystko między nami zrobiło się tak
mechaniczne. Jedne badania, drugie, trzecie, obserwowanie śluzów,
temperatur… W pewnym momencie poczułem, że już mam dość tego
wszystkiego.
- Ach, czyli przestałam być atrakcyjnym obiektem seksualnym?- w Edycie zaczęła powoli narastać furia.
- Coś w tym rodzaju.- przyznał niechętnie, patrząc gdzieś w bok.- Chciałem z tym od razu skończyć, ale nie mogłem, wybacz.
Poczuła, że jeśli w tej chwili nie wyjdzie może dojść do rękoczynów.
Bez słowa podniosła się z krzesła i pomaszerowała ku wyjściu. Nie
zawracała sobie głowy pożegnaniem. Być może kiedyś będzie ich stać na to
by móc ze sobą ze spokojem porozmawiać. W tej chwili jedyne na co miała
ochotę to zdrowo przyłożyć mu w dolną część ciała.
Edyta wynajęła mieszkanie w centrum miasta, mimo nalegań ze strony
Justyny, by pomieszkała z nimi jeszcze przez jakiś czas. Uznała, że
spędzony tydzień na głowie przyjaciół to wystarczający okres, po którym
należy wziąć się w garść. Mieszkanie w niczym nie przypominało
apartamentu, w którym mieszkała z Michałem przez kilka lat, lecz
urządzone było z pomysłem i funkcjonalnie, co bardzo przypadło jej do
gustu. Jeszcze większym plusem było to, że do pracy spacerem szła
piętnaście minut, co przy jej porannych mdłościach było iście zbawienne.
- Jak się teraz czujesz?- Justyna wpadła z wizytą pod pretekstem pożyczenia lokówki.- Żadnych dolegliwości?
-
Od czasu mdłości na razie cisza.- Edyta wyciągnęła się na kanapie i
podkuliła nogi.- Nie narzekam. Martwisz się o mnie? Och, dziękuję…-
filuternie zmrużyła oczy.
- Pewnie, śmiej się!- Justyna z grymasem na twarzy usiadła naprzeciwko niej.- Człowiek się przejmuje, a nikt tego nie docenia!
- Doceniam, nawet nie wiesz jak.- poprawiła poduszkę pod głową.
Justyna przygryzła wargę i wypiła łyk kawy.
- Edzia, on ma prawo wiedzieć o dziecku.- powiedziała niepewnie po chwili ciszy.- Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej, ale…
-
Dowie się w swoim czasie.- przerwała niecierpliwie Edyta.- Nie mam
zamiaru się z nim spotykać, i nie mam ochoty na żadne rozmowy, mówiłam
ci już. Nie chcę go w ogóle widzieć!
-
Im dłużej to odkładasz tym trudniej ci będzie z nim pogadać.- nalegała
Justyna.- Dziecko ma prawo znać oboje rodziców, przecież wiesz.
-
Daj spokój, nie truj mi już.- machnęła ręką Edyta.- W tej chwili cieszę
się, że najgorszą rzecz mam już za sobą, ten nieszczęsny rozwód. Reszta
się nie liczy, teraz najważniejsze jest żeby dziecko było zdrowe.
- Będzie zdrowe, dlaczego miałoby być inaczej.- Justyna pohuśtała sokiem w szklance.- Tylko szkoda, że Michał…
- Możesz zmienić temat?- Edyta zsunęła się z kanapy.- Kiedy tylko nie zajdziesz to zaraz zaczynasz wałkować to samo.
- Przyjaźniliśmy się przecież wszyscy.- przypomniała przyjaciółka.
- To po której ty jesteś stronie, co?- parsknęła Edyta gniewnie.
- Jasne, że po twojej.- odrzekła Justyna bez wahania.- Jako facet nieźle nawywijał, ale może będzie lepszym ojcem?
-
Jak będę miała więcej siły to ja cię kiedyś zabiję!- zagroziła Edyta.- A
teraz zamilknij już, jedz tą pizzę, bo pomyślę, że mi nie wyszła!
-
Ale i tak cię podziwiam.- oświadczyła uroczyście Justyna, pomiędzy
jednym kęsem a drugim.- Nie pomyślałabym, że tak szybko się otrząśniesz w
tej sytuacji. Wiesz, ta sprawa z Michałem, rozwód, ciąża… Ja chyba nie
byłabym taka silna.
-
Nie wiadomo co w nas drzemie, dopóki sami się o tym nie przekonamy.-
stwierdziła Edyta filozoficznie.- Kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez
Michała, a jednak okazało się, że mogę. I dlatego nie chcę już do tego
wracać. Było, minęło.
***
Michał przekręcił klucz w zamku i niespiesznie wszedł do mieszkania.
Zdejmując buty ogarnął wzrokiem przedpokój, w którym na podłodze panował
idealny porządek, zaś na ścianie nie wisiał ani jeden obraz. Wszedł do
salonu, rozpiął marynarkę i niedbale rzucił ją na oparcie skórzanej
kanapy. Stanął przed oknem wychodzącym na balkon, z którego rozpościerał
się widok na niewielki park, poluzował krawat i wsunął ręce do
kieszeni. Nieznośna cisza panująca w mieszkaniu od pewnego czasu zaczęła
go irytować, zaś rozmowy sąsiadów dobiegające zza ściany i głośny
śmiech dzieci powodowały, że nie mógł sobie znaleźć miejsca.
Mimowolnie powrócił myślami do sprawy rozwodowej i stanął mu przed
oczami obraz pobladłej Edyty. Poczuł niesmak do samego siebie, który
jeszcze się wzmocnił, gdy poczuł wibrację komórki. Wiedział kto dzwoni.
-
Nie, dzisiaj nie będę mógł przyjść.- powiedział niecierpliwie, stukając
palcami w parapet.- Nie, jutro też nie, wyjeżdżam. Nie wiem kiedy.
Po zakończonej rozmowie, przez chwilę ważył telefon w dłoni. Po krótkim namyśle skasował numer.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz