piątek, 1 marca 2019

Gdzieś ponad nami (cz. I)




I

        Edyta wsuwając nogi w szpilki zerknęła ukradkiem jak Michał męczy się z krawatem, przerzucając go raz po raz nerwowo w jedną bądź w drugą stronę. Zlitowała się, gdy zirytowany cisnął go w końcu na łóżko.
- Może tak usłyszę magiczne słówko „proszę”?- podeszła do męża uwodzicielsko kręcąc biodrami.- Co ty na to?
- Z nieba mi spadasz.- musnął wargami jej usta.- Jesteś w tym najlepsza.
- Jak miło.- wiążąc krawat spojrzała mu głęboko w oczy.- Mam wolne popołudnie, szef niczego na dzisiaj nie zaplanował. A jak u ciebie?
- Trochę gorzej.- założył marynarkę, przejrzał się przelotnie w lustrze i zajrzał do szuflady.- Mam zaplanowaną operację, może być ciężko. Ale postaram się coś zorganizować, dla ciebie wszystko, przecież wiesz.
- I to mi wystarczy.- założyła bluzkę.- Wiesz jaki jutro jest dzień?
         Zamyślił się zanim odpowiedział na pytanie.
- Środa… Podpuszczasz mnie znowu?
- Tylko trochę.- roześmiała się.- Dwudziesta rocznica ślubu, sklerozo!
- Nasza czy sąsiadów?- broniąc się przed ciosami jej torebki wpadł na łóżko.- Chyba żartujesz! Tyle lat wytrzymałem z taką zołzą?
- Cud, to prawda!- Edyta zarzuciła kremowy żakiet.- Nie wiem jak ja znoszę te twoje humorki! Samarytanka ze mnie, nie uważasz?
- Istna matka Teresa!- zgodził się.- Wybacz kochanie, muszę już lecieć. Wpadnę potem na obiad.
- Śmiałbyś nie przyjść.- zagroziła.- Nie po to ślęczę nad kurczakiem żeby potem stał w lodówce!
- Zostaną same kosteczki, słowo honoru!- pocałował ją namiętnie.- Zaplanuj wieczór, już o nim myślę.
- Poczekaj, jeszcze nie wychodź!- w pośpiechu wygrzebała torebkę spod stosu nie rozwieszonych firanek.- Podrzucisz mnie w stronę Kościuszki?
- Jasne. Do którego sklepu tym razem?- zapalił silnik w samochodzie.
- Do żadnego.- zapięła pasy.- Powiem ci wieczorem.
         Nie zważając na trąbiący z tyłu samochód wyskoczyła szybko z toyoty i pomachała mężowi na pożegnanie. Obejrzała się jeszcze przez ramię słysząc jak znajomy dźwięk silnika przybrał na sile. Był to znak, że Michałowi się spieszyło. I to bardzo.
        Upewniwszy się, że już nie mógł jej widzieć, skierowała się w stronę kliniki ginekologicznej. Energicznym krokiem weszła do środka, przemierzyła korytarze i usiadła w oczekiwaniu pod gabinetem. Poczuła znajome ukłucie w podbrzuszu i podobnie jak w ciągu kilku ostatnich dni opanowało ją uczucie niepokoju.
       Zdenerwowanie Edyty rosło z każdą sekundą gdy patrzyła na pełną powagi twarz lekarza obserwującego monitor podczas usg.
- No i co?- nie wytrzymała w końcu.- Co tam jest? Coś widać?
          Popatrzył na nią w skupieniu.
- Dziecko widać.- powiedział pogodnie.- Jest pani w ciąży.
Zamrugała powiekami i przez kilka dobrych sekund nie była w stanie wydusić z siebie słowa.
- Co takiego?- wyszeptała zaschniętymi raptownie ustami.
- Jest pani  w ciąży.- powtórzył cierpliwie.- Proszę spojrzeć…- zaczął tłumaczyć obraz na monitorze, zaś jego słowa zlały się jej w jeden niezrozumiały bełkot. Bezmyślnie patrzyła na biało-czarne plamy i plamki, które starał się zobrazować ginekolog.
         Wyszła z gabinetu chwiejnym krokiem z plikiem recept i skierowań na badania. Usiadła na najbliższym krześle i przejrzała je ponownie, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Wpatrzyła się w niewielki ciemny punkcik na zdjęciu usg. Ścisnęła je mocno w garści i dopiero w tej sekundzie poczuła jak zalewa ją fala szczęścia. Szczęścia, na które czekali z Michałem dwadzieścia lat.
          Poznali się w pierwszej klasie liceum na rozpoczęciu roku szkolnego, gdy stojący za nią Michał pociągnął ją za włosy, zaś Edyta w odwecie z całej siły przyłożyła mu w policzek. Zaskoczony chłopak runął do tyłu na ziemię, zaś ona nieoczekiwanie, wbrew sobie pomogła mu wstać i od tamtej pory stanowili nierozłączną parę. Po osiemnastych urodzinach pobrali się, a gdy skończyli liceum razem przyjechali do Warszawy na studia. Michał wybrał medycynę, zaś Edyta, którą zawsze ciągnęło w kierunku humanistycznym, poszła na polonistykę. Po studiach od razu zaczęli starania o dziecko. Początkowo Edyta nie przejmowała się niepowodzeniami. Wychodziła z założenia, że przecież kiedyś im wyjdzie, prędzej czy później, jak każdej parze. Kiedy jednak skończyła trzydzieści pięć lat i nadal nic się nie działo jej pewność siebie zmalała niemal do zera, i była bliska depresji, gdyby nie Michał, nieustannie podnoszący ją na duchu.
         Idąc teraz zalaną słońcem ulicą uśmiechała się do swoich myśli. Układała sobie w głowie początek rozmowy z mężem i wyobrażała sobie jego zaskoczenie i radość. To będzie najcudowniejsza chwila w życiu móc zakomunikować mu tę wiadomość.
     Weszła do pierwszego napotkanego sklepu dziecięcego i wpatrzyła się w rząd najmniejszych bucików.
- Chłopczyk czy dziewczynka?- zagadnęła przyjaźnie sprzedawczyni.
Edyta uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Poproszę jakieś neutralne, najmniejsze.
       Wrzuciła ozdobnie zapakowane pudełko do torebki i idąc niespiesznie w kierunku przystanku zadzwoniła do Justyny.
- Czekałaś aż zadzwonię?- zażartowała Edyta, gdy przyjaciółka odebrała telefon po pierwszym sygnale.
- Jasne, czekam nieustannie! Co słychać?
- Na mieście jestem, już po pracy. Masz chwilę? Może się umówimy na herbatkę za kwadrans?
- Na herbatkę?- powtórzyła ze zdziwieniem Justyna.- Przecież ty nie znosisz herbaty!
- To chodź na kawę, hetero! Przyjdź do naszego bistro, tam gdzie zawsze.
        Edyta wysiadła z tramwaju i nałożyła ciemne okulary. Rozkoszując się niedawną rozmową z lekarzem oraz ciepłymi promieniami słońca niespiesznym krokiem podeszła pod bistro. Wysokie temperatury ostatnich dni sprawiły, że wszystkie lokale gastronomiczne pozostawiły klientom do wyboru sposób spożywania posiłków, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, wystawiając olbrzymie parasole i dziesiątki krzeseł.
            Edyta po namyśle weszła do lokalu i zajęła miejsce w przytulnym kącie, naprzeciwko baru. Zawiesiła torebkę na oparciu krzesła i wyjęła telefon. Zamierzała wysłać ponaglającego smsa do przyjaciółki, która jak zwykle się ociągała. Justyna nigdy nie grzeszyła zbytnią punktualnością.
        Słysząc za szybą czyjś zaraźliwy śmiech Edyta uśmiechnęła się do siebie. Uczucie przepełniającego ją szczęścia działało chyba na zasadzie wirusa, wszyscy ludzie dookoła sprawiali wrażenie niezwykle rozradowanych. Nawet smętny kot tkwiący nieruchomo pod drzwiami i wyczekujący na choćby skrawek jedzenia, nie wydawał się Edycie w tej chwili czymś specjalnie przejmującym. Z błogim uczuciem dotknęła ukradkiem swojego brzucha.
           Gdy ponownie usłyszała perlisty śmiech, odwróciła głowę i z uśmiechem popatrzyła na młodą dziewczynę, odsłaniającą w swym uśmiechu idealne uzębienie. Ręka siedzącego naprzeciwko niej mężczyzny chwyciła kosmyk blond włosów partnerki i delikatnie odgarnęła je na bok. Dziewczyna patrząc jak urzeczona na swego towarzysza ujęła jego dłoń i przytuliła do swej twarzy. Powiedziała coś, czego Edyta nie była w stanie odczytać z ruchu warg, zaś odpowiedź mężczyzny wyraźnie ją zadowoliła, gdyż na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Pochyliła się w jego stronę w oczekiwaniu na pocałunek.
       Edyta z zainteresowaniem przyglądała się przez kilka chwil pięknej dziewczynie. Wiedziona ciekawością jak wygląda druga połówka tak pięknej istoty wychyliła się za szeroki filar, który zasłaniał mężczyznę, i spojrzała.
          W jednej sekundzie poczuła jak krew odpływa jej z twarzy. Zacisnęła palce na telefonie, który cały czas trzymała w garści i drugą ręką złapała się za krawędź stolika, by nie spaść. Przełknęła ślinę i drżącą dłonią przejechała po czole, by zetrzeć krople potu, które raptownie pojawiły się na skórze. Serce waliło jej jak oszalałe, w uszach słyszała dudnienie pociągu, który jakby zbliżał się nieubłaganie i lada chwila rozpędzony miał wpaść na rozregulowane tory. Bezwiednie podniosła rękę, przetarła powieki, jakby chcąc odgonić zły sen i popatrzyła jeszcze raz. Szczęściarzem przy pięknej dziewczynie był jej własny mąż.

cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz