czwartek, 28 lutego 2019

Powrót (cz. III)



III
           Pomieszczenie było niewielkie, miało jedno małe zakratowane okno. Na wprost wejścia znajdowało się łóżko, przy którym siedziała na podłodze ze związanymi do góry rękami i zakneblowanymi ustami młoda dziewczyna. Miała na sobie jedynie dłuższą koszulę z krótkimi rękawami. Patrzyła na Inkę z przerażeniem, a jednocześnie z błaganiem w oczach.
       Inka stałą dłuższą chwilę jak zahipnotyzowana, omiatając wzrokiem wiszące na metalowych prętach sznury, stare porwane ubrania czy stojące na kilku półkach jakieś butelki z nieznaną substancją.
           Na sztywnych nogach podeszła do dziewczyny, gestem nakazując jej milczenie. Uklękła obok niej i usiłowała rozwiązać zaciśnięte do krwi na nadgarstkach sznury. Gdy to się nie udało sięgnęła po wiszące w niedalekiej odległości ostrze i ostrożnie przecięła wiązanie. Zerwała z ust dziewczyny taśmę i znów przyłożyła palec do ust.
- Musimy być bardzo cicho!- powiedziała szeptem.- Jak się nazywasz?
           Dziewczyna skinęła nieznacznie głową, pocierając obolałe nadgarstki.
- Kalina.- wyszeptała.
- Kalina?!
         Inka zdrętwiała. Drżącymi rękami pomogła wstać chwiejącej się dziewczynie. Przerzuciła sobie przez głowę jej prawą rękę i poprowadziła ku drzwiom. Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie.
- Nie, tylko nie tam! Oni mnie zobaczą!- wyszeptała z rozpaczą.
- Ale nie ma innej drogi…
- Jest.- Kalina odkaszlnęła.- Tam.
            Inka zaświeciła latarką we wskazanym kierunku i zobaczyła wąskie przejście.
- Dasz radę iść?- spytała szeptem.
- Choćbym miała się czołgać.- oczy Kaliny wypełniły się łzami.
           Inka nie wierząc w duchu w to co się dzieje, poprowadziła powoli dziewczynę w stronę korytarza. Weszła w mrok z mocno bijącym sercem.
           Kalina posuwała się do przodu przed Inką, raz po raz ocierając się o ścianę z jednej lub drugiej strony korytarza. Była bardzo osłabiona i wyczerpana, jej głęboki chrapliwy oddech nie napawał Inki optymizmem, jak również jej posiniaczone nogi czy twarz. Inka nie zastanawiała się też co się działo w piwnicy, wolała nie dopuszczać do siebie najgorszych myśli. Jedyne co chciała w tej chwili to jak najszybciej wyjść z tego wąskiego tunelu i nigdy już nie wracać do tego upiornego domu.
- Jakoś długo idziemy.- rzekła półgłosem.- Albo mi się wydaje.
- Nie mogę.- Kalina osunęła się na ziemię, oparła głowę o ścianę i przymknęła oczy. – Nie dam rady dalej iść, muszę odpocząć.
      Inka z rozpaczą obejrzała się za siebie. Przeszły zaledwie niewielki odcinek. Zdecydowanym ruchem pochyliła się i ponownie zarzuciła sobie na szyję rękę Kaliny.
- Chodź, wracamy.- powiedziała półgłosem.- O tej porze na pewno śpią, nie usłyszą nas jak się przemkniemy przez salon.
- A jeśli nie?- Kalina z rozpaczą zacisnęła palce na dłoni Inki.- A jeśli nam się nie uda?
- Uda się, chodź.
         Inka z determinacją ruszyła do przodu, choć nie było jej łatwo. Sama będąc filigranowej postury prowadziła wyższą niemal o głowę dziewczynę, która w dodatku słaniała się na nogach. Jednak jej widoczne obrażenia ciała i strach wyrażający się w każdym ruchu powodowały, że w Ince podwoiły się siły.
        Mozolnie doszły do schodów prowadzących na parter domu. Inka poczuła jak Kalina drży.
- Im szybciej pójdziemy tym większa szansa, że wyjdziemy z tego cało obie.- wyszeptała.
        Kalina nie odpowiedziała, ruszyły więc w górę. Gdy doszły do drzwi Inka wzięła głęboki oddech, powoli nacisnęła klamkę i lekko uchyliła drzwi.
       W przedpokoju nie było nikogo i panował mrok. Jedynie słabe światło latarni wpadało przez niewielkie okno wychodzące na ulicę. Powoli i po cichu wyszły z piwnicy i skierowały się do drzwi wejściowych.
       Inka przekręciła zamek i zamierzała otworzyć drzwi, by jak najszybciej uciec z tego domu, gdy w pewnej chwili usłyszała za sobą szelest.
- Dokąd się wybieracie?
        Silny głos ciotki Marty zabrzmiał w nocnej ciszy niczym wystrzał.
        Inka odwróciła się gwałtownie i zasłoniła sobą chwiejącą się z przerażenia i wycieńczenia Kalinę.
- Ciociu, to jest Kalina!- powiedziała wpatrując się w pełną wściekłości twarz ciotki.- Co tu się dzieje? Trzymałaś ją w tej piwnicy? Ona nie może już nawet stać na nogach!
- I dobrze, niech ma za swoje!- zawziętość w oczach ciotki przeraziła Inkę, jak również trzymany przez nią młotek.- Chciała mnie zostawić!
- Jak to zostawić?- wytrącona z równowagi Inka cofnęła się o krok.- Przecież mówiłaś…
- Wiem co mówiłam! Odsuń się, albo będę musiała was obie zaciągnąć z powrotem na dół!
- Ciociu, co ci się stało?- Inka spróbowała użyć spokojnego tonu, jednocześnie cofając się drobnymi krokami do tyłu.- To niemożliwe, to nie ty!
       Stały już z Kaliną w drzwiach wyjściowych. Inka szybkim ruchem chwyciła za rękę dziewczynę i zaczęły zbiegać po schodach. Kalina w pewnym monecie potknęła się na jednym ze schodów i upadła pociągając za sobą Inkę. Inka straciła równowagę, zamachała rękami i poczuła, że leci do tyłu. Zawirowało jej przed oczami kilka gwiazd i zrobiło jej się ciepło i sennie. Spod półprzymkniętych powiek zobaczyła jeszcze nad sobą twarz ciotki, a potem wujka Wiktora. Zdziwiła się w duchu, gdy zamajaczyła nad nią zaniepokojona twarz Adama. To na pewno było tylko złudzenie. Zacisnęła wargi, gdy usłyszała głos Kaliny. Potem nie pamiętała już nic.
        Gdy otworzyła oczy rozejrzała się od razu czujnie po sali pomalowanej na biały kolor. Była w szpitalu. Spróbowała usiąść i syknęła gdy poczuła silny ból głowy.
- Spokojnie, nie tak szybko.- niespodziewanie pojawiła się pielęgniarka.- Na razie grzecznie leżymy.
         Inka odkaszlnęła.
- Długo tu jestem?- jej głos miał dziwną chrypkę.
- Od wczoraj wieczorem. Jak samopoczucie?
- Bywało lepiej.- dotknęła obolałej głowy.- Jest tu gdzieś lekarz? Chciałabym stąd wyjść.
- Kochaniutka, wczoraj cię tu przywieźli ledwie żywą, a ty chcesz wyjść?- pielęgniarka poprawiła jej kołdrę.- Zapomnij! Odpoczywaj, dziewczyno!
        Gdy wyszła z sali Inka sięgnęła po szklankę wody stojącą obok łóżka.
- Pomóc ci?- usłyszała znajomy głos. W drzwiach stał wujek Wiktor i przyglądał jej się z niepokojem.- Nie wiem czy chcesz mnie jeszcze oglądać, ale masz może chęć na krótkie odwiedziny?
- Pewnie, wchodź wujku.- usiadła na łóżku ostrożnie.- Mam nadzieję, że zaraz mi wszystko opowiesz, bo nic z tego nie rozumiem. Gdzie jest teraz ciotka? Co z Kaliną? O co w tym wszystkim chodzi?
        Postawił na stoliku reklamówkę i usiadł obok na łóżku.
- Kalina jest tu w szpitalu i dochodzi do siebie, zaś Marta…- na chwilę zawiesił głos.- Przeszła badania psychiatryczne i jest na zamkniętym oddziale, pod obserwacją.
- Dlaczego…?- Inka nie potrafiła zebrać myśli, by w możliwie najdelikatniejszy sposób zapytać co działo się przez te dwa miesiące z Kaliną.- Dlaczego ona to zrobiła?
       Wiktor westchnął ciężko i zdjął nakrycie z głowy.
- Niecały rok temu otrzymaliśmy informację o tym, że jakiś daleki krewny Kaliny zostawił jej w spadku sporą sumę pieniędzy. Bardzo się z tego ucieszyła, chciała iść do banku, pobrać całą kwotę i zacząć coś robić na własną rękę. Pech chciał, że akurat w tym czasie nasz warsztat przestał przynosić dochody i zaczęliśmy mieć same straty. Marta ubzdurała sobie, że Kalina w zamian za to żeśmy ją tyle lat chowali powinna nam oddać te pieniądze żebyśmy mogli pospłacać nasze długi. Pamiętam do dziś ich kłótnię jakoś sprzed miesiąca. Kalina nie chciała się na to zgodzić, powiedziała, że to są jej pieniądze, i że chce je przeznaczyć na swoją działalność, a nie na ratowanie czegoś co nie przynosi zysku. Po tamtej wieczornej kłótni następnego dnia rano na śniadaniu już jej nie było, a Marta powiedziała, że Kalina wyjechała do Katowic do pracy w jakiejś gazecie.
- Jestem w szoku.- Inka położyła głowę na poduszce.- Naprawdę nie domyślałeś się niczego kiedy słyszałeś te krzyki dochodzące z piwnicy?- spytała z niedowierzaniem.
- Usłyszałem je po tygodniu, ale myślałem, że coś ze mną nie tak.- wyznał.- Zacząłem się domyślać tydzień temu, kiedy ciągle nie mogłem znaleźć klucza do tej cholernej piwnicy, a Marta wiecznie zapominała gdzie on jest. Wiedziałem, że tam wchodzi, bo za często szafka, która stoi przy samym wejściu, zmieniała swoje położenie. Dopiero wtedy zacząłem dodawać dwa do dwóch.
- Byłam pewna, że to ty więziłeś Kalinę.- dotknęła jego dłoni.- W myślach już miałam różne teorie. Wybacz…
- Wcale ci się nie dziwię, sam nie mogę w to uwierzyć.- przejechał ręką po kilkudniowym zaroście.- Moja spokojna cicha Marta…
            Inka wyszła ze szpitala po trzech dniach. Uderzenie młotkiem w głowę przez ciotkę Martę nie spowodowało poważniejszych obrażeń. Nie miała wstrząśnienia mózgu, potłukła się jedynie dość dotkliwie spadając ze schodów.
            Wysiadając z taksówki dotknęła obolałej jeszcze głowy. Marzyła o tym, by ponownie położyć się na łóżku i odpocząć, lecz sama myśl o wejściu do domu ciotki i wujka budziła w niej grozę.
            Złapała torbę i ruszyła w stronę domu, oddychając głęboko. Nic się nie wydarzyło gdy weszła do środka. Dach nie spadł jej na głowę, poczuła jednak na całym ciele gęsią skórkę, gdy zobaczyła znajome drzwi prowadzące do piwnicy. Wokół panowała głucha cisza. Zmroziło ją na moment, gdy niespodziewanie zadzwonił jej telefon w torebce.
- Jak się czujesz?- usłyszała głęboki męski głos.- Tak szybko cię wypuścili?
- Tak, wszystko w porządku.- usiadła na fotelu. Nie spodziewała się, że Adam zadzwoni. Oczyma wyobraźni ujrzała jego ciemne oczy.- Nic mi już nie dolega. Skąd wiesz, że jestem w domu?
- Byłem dzisiaj w szpitalu, ale ciebie już tam nie było.- powiedział miękko.- Spotkamy się dzisiaj wieczorem?
- Myślę, że tym razem dotrę na spotkanie.- roześmiała się.- Bez przygód!
- Świetnie, w takim razie przyjadę po ciebie.
            Serce biło jej mocno, gdy przygotowywała się na randkę. Nałożyła jasnoniebieską sukienkę, musnęła usta błyszczykiem i rozpuściła włosy. Efekt widoczny po drugiej stronie lustra nie do końca ją zadowalał, westchnęła więc gdy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Pięknie wyglądasz.- Adam stał oparty niedbale o ścianę.- Właśnie dokładnie tak sobie dzisiaj ciebie wyobrażałem.
- Dzięki.- poczuła, że się czerwieni gdy podał jej bukiet kwiatów.- To jest podejrzane, na wejściu prawisz komplementy.
- Tylko wartym uwagi kobietom.- poprowadził ją przed sobą ścieżką i otworzył jej drzwi samochodu.
- Dokąd jedziemy?- zapięła pasy.
- Zobaczysz.- odpowiedział zagadkowo.- Trochę się przejedziemy przez nasze piękne miasto.
- Bardzo mi się w Otwocku podoba.- otworzyła szybę.- Klimatycznie tu jest.
- Prawda?- zgodził się.- Dlatego nigdzie indziej nie szukałem pracy, tylko tutaj.
- Czyżbyś był sentymentalny? Nigdy bym nie pomyślała! Nie wyglądasz!
- Nic jeszcze o mnie nie wiesz.- uśmiechnął się nieznacznie.
            Zaparkował samochód na jednym z parkingów i ruszyli w stronę przejścia dla pieszych.
               Inka rozejrzała się dookoła i zmarszczyła brwi.
- Jechałam tędy niedawno…- zaczęła z wahaniem.- Obelisk Piłsudskiego?- uniosła brwi.- Patrz, że nie zauważyłam go tu wcześniej!
- Jasne, że nie, jak się wpada na maskę policyjnego auta.- roześmiał się.
- To było tutaj?!
- Rozumiem, że byłaś tak przejęta sytuacją, że nawet nie zwróciłaś uwagi na miejsce?
- Coś w tym gatunku.- jeżeli jeszcze do tej pory nie uważał jej za idiotkę to chyba ten czas właśnie nastąpił.- Wybacz…- poczuła, że się czerwieni.
- Daj spokój.- nie odrywał od niej oczu.- Nigdy do tej pory nie spotkałem tak fajnej dziewczyny. Dziewczyny, która wprost nie może opędzić się od pecha.
- Mam nadzieję, że już wyczerpałam limit.- uśmiechnęła się.- Od teraz zaczynam nowy etap.
- Zaczynamy razem.- poprawił ją.- Co ty na to?
           Poczuła jak ogarnia ją fala ciepła.
- Nie mam nic przeciwko. A nawet jestem za…- oparła się o obelisk Piłsudskiego.
- Cieszę się.- objął ją ramieniem i spojrzał jej głęboko w oczy.- Chyba jednak daruję ci tamten mandat.
- Łaskawca!- prychnęła.- Spójrz, jaki piękny księżyc!
- Świeci dziś dla nas.- dotknął palcem jej policzka.
          Z uczuciem szczęścia popatrzyła na ogromną tarczę księżyca. Hałas przejeżdżających aut, gwar rozmów przechodzących ludzi i światła latarni świecących coraz jaśniejszym blaskiem zlały się w jedno. Objęła wzrokiem szumiące w pobliżu trzy sosny i wciągnęła głęboko ich zapach. Była z powrotem u siebie. W swoim domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz