czwartek, 28 lutego 2019

Powrót (cz. II)



II
           Łóżko w jej dawnym pokoju było miękkie i wygodne. Pomyślała, że zapadnie w sen, jak tylko przyłoży głowę do poduszki, poprzednia drzemka wcale jej nie zregenerowała. Leżąc pomyślała jeszcze o przystojnym policjancie i serce przez moment zabiło jej mocniej. Skarciła się zaraz za niedorzeczne myśli.
             Przymknęła powieki by zapaść w błogi sen i otworzyła je zaraz szeroko. Gdzieś w oddali usłyszała dziwny dźwięk. Usiadła gwałtownie na łóżku i zaczęła nasłuchiwać. Dźwięki były raz głośniejsze, a raz bardziej ciche, dobiegały jakby z głębi domu.
            Inka wstała z łóżka i po cichu otworzyła drzwi. Dźwięk wydawał się nieco bardziej wyraźny, lecz zaraz ucichł. Następnie powtórzył się jeszcze kilkakrotnie i zamilkł. Dziewczyna stała jeszcze dłuższą chwilę nasłuchując, lecz gdy nic się nie działo wróciła do łóżka. Leżała jeszcze dłuższą chwilę z szeroko otwartymi oczami i ponownie usłyszała dźwięk, tym razem bardziej wyraźny. Wydawało jej się, że słyszy czyjś krzyk.
             Zerwała się na równe nogi i ponownie wyjrzała na korytarz. Tym razem nie usłyszała już nic. Zrezygnowana nie wiedziała czy już ma jakieś omamy czy coś jej się śni. Wskoczyła do łóżka i w okamgnieniu zasnęła.
           Następnego dnia nie mogła sobie znaleźć miejsca. Wyruszyła na przejażdżkę rowerem po Otwocku, oglądając zabytkowe i ciekawe miejsca. Najbardziej przypadły jej do gustu piękne budynki w stylu świdermajer. Stanęła przed willą Oda Bujwida i przypatrywała się skrupulatnym ażurowym wykończeniom. Pomyślała, że kiedyś chciałaby mieć taki drewniany dom. Mknąca niczym błyskawica wyobraźnia podsunęła jej obraz jej samej, poznanego wczoraj policjanta oraz dwójki małych brzdąców bawiących się w piaskownicy obok takiego domu. Zniesmaczona wizją potrząsnęła szybko głową odsuwając od siebie wyobrażenie. Chyba zwariowała do reszty. Ten przyjazd do Otwocka jakoś dziwnie na nią podziałał.
             Następna noc była dla Inki niezwykle męcząca. W pokoju było parno, a lekkie cienkie zasłony nie przysłaniały dostatecznie światła księżyca ani przydrożnych latarni, które swoim blaskiem nie pozwalały zasnąć. Przed północą zdegustowana usiadła na łóżku i wzięła do ręki książkę. Pomyślała, że czytanie powinno szybko ją uśpić. Wtedy znowu usłyszała krzyk.
          Inka znieruchomiała na łóżku i wypuściła książkę z ręki. Bzyczenie nieznośnego komara oraz jej oddech były jedynymi dźwiękami w tej przejmującej ciszy, która w tej chwili wręcz przytłaczała. Czas jakby się zatrzymał, a auta na ulicy przestały przejeżdżać. Krzyk powtórzył się ponownie i był tak nabrzmiały strachem i rozpaczą, że Inka wręcz przestała oddychać. Dotknęła swoich ust. To mi się śni, pomyślała. To jest tylko sen.
            Gdy krzyk powtórzył się i urwał raptownie, spuściła nogi z łóżka i powoli wstała. Na palcach podeszła do drzwi i wyjrzała na korytarz. Nie było nikogo widać, jedynie zegar wiszący w przedpokoju wybił północ. Najciszej jak umiała przebiegła w stronę kuchni i wyjrzała przez okno. Osiedlowy sklep, który zazwyczaj był otwarty do późnych godzin, o tej porze był już zamknięty. Przez ulicę nie przechodziła żadna kobieta, nie krzyczało żadne krnąbrne dziecko, nie działo się nic.
              Zasłoniła okno firanką i odwróciła się by wrócić do swojego pokoju.
- Szukasz czegoś, Ineczko?- Wiktor stał w przejściu i przyglądał jej się z uśmiechem.
Z trudem zdusiła w sobie okrzyk strachu.
- Ale mnie wujek przestraszył.- powiedziała z ulgą, starając się, by głos nie drżał zbyt mocno.- Coś mi się śniło, wstałam żeby się napić.- skłamała.- Tak tu u was gorąco, źle się śpi.
- Będziemy ocieplać dom pod koniec wakacji.- nalał jej wody i podał szklankę.- Jak przyjedziesz za rok będzie tu o wiele przyjemniej.
- Na pewno przyjadę.- wypiła łyk wody, przyglądając mu się ukradkiem.
           Wróciła do łóżka z wewnętrznym przekonaniem, że w domu coś się dzieje. Albo pod domem. Niepokojące krzyki dobiegały jakby z piwnicy mieszczącej się pod budynkiem. Postanowiła, że zrobi wszystko, żeby się tam dostać.
             Nazajutrz rano zaprowadziła rower do warsztatu.
- Coś mi w nim trzeszczy w trakcie jazdy.- wyjaśniła widząc pytające spojrzenie wujka Wiktora.- Mógłbyś to sprawdzić?
- Pokaż, pewnie trzeba naoliwić.- obrócił rower kołami do góry.- Zaraz sprawdzę, poczekaj chwilę.
- Tutaj wszystko naprawiasz?- zagadnęła.- Nie za mało masz miejsca?
- Nie, jakoś się mieszczę.- odkręcił zakrętkę słoika ze smarem.- Przyzwyczaiłem się.
- Piwnica nie nadawałaby się lepiej do tego?- niedbale oparła się o ścianę.- Nie jest większa?
              Przez chwilę milczał skupiając się na wykonywanym zajęciu.
- Nie, nie jest.- odrzekł wreszcie.- Jest mniejsza.
- Aha…- podniosła z podłogi niedużą śrubkę i obróciła ją w palcach.- Mógłbyś może jakoś ją przerobić albo powiększyć? Od dawna macie ten warsztat?
- Z dwadzieścia lat będzie.- postawił rower z powrotem na kołach.- Proszę bardzo, już trzeszczeć nie powinno.
- Dzięki!- usiadła na siodełku.- Na razie!
            Jeździła rowerem po urokliwych ulicach Otwocka rozmyślając w duchu jak dostać się do piwnicy w mieszkaniu ciotki. Nie było to łatwe, nie wiedziała jak ten klucz wygląda, ani gdzie się znajduje.
            Po dłuższym czasie dotarła do parku miejskiego. Zsiadła z roweru i przeprowadziła go alejką w stronę upatrzonej ławki. Zrobiło jej się nieprzyjemnie gdy zaczął ją zagadywać mężczyzna będący pod wyraźnym wpływem alkoholu.
- Sama dziewczynka?- wybełkotał wyciągając do niej rękę.- I to na rowerze?
- Nie sama, i nie na rowerze.- odrzekła stanowczo, wymijając go.
- Zaczekaj…- wyciągniętą ręką złapał ją za bagażnik i przyciągnął w  swoją stronę.- Gdzie się spieszysz…
            Zbulwersowana obrzuciła pijanego mężczyznę gniewnym wzrokiem.
- To znowu pani?- usłyszała raptem za plecami znajomy głos.- Znowu kłopoty?
         Odwróciła się i spojrzała prosto w znajome ciemnobrązowe oczy policjanta.
- Tak, kłopoty to moja specjalność.- odparowała, nerwowo przesuwając rower do tyłu.- A co pan tu robi? Śledzi mnie pan wypatrując może jakichś uchybień?
- Broń Boże, ja tylko dostałem wezwanie, że ktoś się awanturuje w parku.- wyjaśnił rozbawionym tonem.- Nic się pani nie stało?
- Jeszcze nie.- odrzuciła włosy do tyłu i wsiadła na rower.- Ale dzięki za troskę!
          Odjechała rowerem pedałując ile sił w nogach. Z trudem powstrzymała się, by nie obejrzeć się za siebie. Policjant drażnił ją, a jednocześnie zafascynował. Jego magnetyczne spojrzenie sprawiało, że jej serce zaczynało bić mocniej.
            Zła na siebie za niedorzeczne myśli mocniej nacisnęła na pedały. Zamierzała dojechać do domu ciotki jeszcze na obiad. Ku jej zdziwieniu w pewnej chwili zahamował obok niej jakiś samochód. Zdumiona jeszcze bardziej zobaczyła, że to policyjne auto.
- Może się umówimy na kawę?- usłyszała.
           Omal nie  spadła z roweru, słysząc propozycję. Zatrzymała się. To był znowu on.
- Ze mną chce się pan umówić na kawę?- upewniła się, akcentując pierwsze dwa słowa zdania. Obejrzała się za siebie. Najwyraźniej mówił do niej.
- Po pierwsze: owszem, zamierzam wypić kawę w towarzystwie uroczej blondynki. Trochę naiwnej, ale miłej…
- O, przepraszam…!- wtrąciła zdegustowana.
- … i bardzo interesującej. A po drugie…- ciągnął niezrażony.- Mam na imię Adam,  a ty?
- Inka.- przedstawiła się. Miała wrażenie, że jej imię zabrzmiało niemożliwie oryginalnie.
- Pasuje ci jutrzejszy wieczór?- zapytał bez ogródek. – Dzisiaj mam dyżur, ale jutro możemy się umówić o której ci odpowiada. Jestem do twojej dyspozycji.
         Gdy wracała do domu zdawało jej się to wszystko nierealnym snem. Pomyślała o ciemnych oczach Adama. Jutrzejsze spotkanie będzie naprawdę ciekawe.
          Wieczorem kręciła się po swoim pokoju w niecierpliwym wyczekiwaniu kiedy ciotka z Wiktorem pójdą spać. Odkryła bowiem po przyjeździe z wycieczki, że klucz do piwnicy wieszany jest w przedpokoju niedaleko drzwi wejściowych, i chowany pod kiczowatym obrazem przedstawiającym Napoleona.
           Gdy w domu zrobiło się zupełnie cicho, odczekała jeszcze dla pewności ponad godzinę, by wszyscy na pewno zasnęli, i wymknęła się z pokoju. Na palcach podeszła do obrazu i bezszelestnie wyjęła klucz. Przez chwilę ważyła go w dłoni zastanawiając się czy słusznie robi zakradając się do piwnicy. A jeśli to co słyszała było jedynie jej szaloną wyobraźnią, niczym więcej? Sama nie wybaczyłaby sobie pomyłki, a co dopiero mówić o ciotce Marcie, czy o samych jej rodzicach, jeśli dowiedzieliby się o sytuacji.
        Zdecydowała, że jednak zejdzie. Zasłyszany poprzedniej nocy krzyk nie dawał jej spokoju. Najwyżej następnego dnia będzie miała co opowiadać Adamowi na spotkaniu, a jej biografia powiększy się o kolejną wpadkę. Z pewnością nie ostatnią.
          Z mocno bijącym sercem obejrzała się za siebie i poszła prosto do drzwi prowadzących do piwnicy, ukrytych za schodami prowadzącymi na piętro domu. Włożyła klucz w zamek i przekręciła go dwa razy. Pchnęła drzwi i wstrzymała oddech.
          Odczekała chwilę aż wzrok przyzwyczai się od ciemności i zacznie odróżniać kształty. Zmrużyła oczy i zobaczyła przed sobą schody prowadzące w dół. Po chwili wahania zrobiła krok w przód i zamknęła za sobą drzwi. Zaczęła schodzić. Jakaś wewnętrzna siła podpowiadała jej, że powinna iść dalej.
           Schodziła powoli, bezszelestnie stawiając kolejne kroki. Zacisnęła palce na trzymanej w dłoni latarce. Nie używała jej jeszcze, dopóki była w stanie iść. Ostrożnie wysuwała stopy do przodu badając moment kiedy pojawi się następny stopień. Gdy wyczuła zakręt niechętnie sięgnęła po latarkę i włączyła ją. Snop światła rozjaśnił wąskie przejście i pajęczyny wiszące nad głową Inki. Gdy zobaczyła dużego pająka znajdującego się w niedużej odległości od jej oczu ledwie zdusiła krzyk. Od dziecka panicznie bała się tych stworzeń, które swoim wyglądem przypominały jej ohydne macki, mogące owinąć ją całą niczym anakonda. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem i ruszyła dalej.
           Gdy zeszła na dół zobaczyła prowadzący w prawo wąski korytarzyk, na końcu którego znajdowały się niewielkie drzwi. Poszła prosto w ich kierunku, a gdy była już blisko zobaczyła, że są metalowe i zaryglowane ciężką zasuwą. Nie było nigdzie żadnej kłódki, co ją lekko zaskoczyło.
        Odłożyła na ziemię latarkę i podeszła do drzwi. Przez chwilę stała blisko i zaczęła nasłuchiwać jakichkolwiek odgłosów, lecz nie działo się nic, wokół panowała cisza, której nie zakłócał żaden szmer. Zdegustowana swoimi zamiarami w duchu już zaczęła układać przeprosiny wobec ciotki Marty i wujka Wiktora kiedy się dowiedzą, że weszła tu bez ich pozwolenia.
         Pociągnęła z całych sił zasuwę do siebie, i zdziwiła się, gdy ta gładko wysunęła się z rygli. Podniosła latarkę i delikatnie pchnęła drzwi, starając się narobić jak najmniej hałasu. Weszła do środka i omiotła światłem pomieszczenie.
        Gdy zobaczyła co się w nim znajduje zamarła. Serce jej ścisnęło się ze strachu, a żołądek podjechał do gardła. Ścisnęła w dłoni latarkę, zaś drugą ręką zakryła usta, by nie zacząć krzyczeć.

cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz