czwartek, 28 lutego 2019

Ku przeszłości (cz. II)





III
          Następnego dnia Karina czuła się na tyle dobrze, że postanowiła pojechać do miasta po zakupy.
        Kupiła paszę dla kur i z niemałym trudem zaniosła ją do samochodu. Ulokowanie jej w bagażniku okazało się sporym wyzwaniem. Pomogła sobie kolanem i wpakowała ją do środka.
- Zuch dziewczyna!- usłyszała za plecami.- Ależ siłaczka z ciebie, myślałby kto!
           Odwróciła się i oniemiała ze zdziwienia.
- Karol? To naprawdę ty?- nie dowierzała.- W habicie? Nie wierzę!
- Co, nie do twarzy mi w takim?- roześmiał się.- Tak, dobrze widzisz, to już trzynaście lat jak go noszę.
- Nie mogę w to uwierzyć! Ty, taki łobuz... i habit? Nie pasuje mi to zupełnie!
- Nie zdradzaj od razu moich sekretów!- zaprotestował.- Przynajmniej nie tak głośno! Może wypijemy razem herbatę? Masz chwilę?
- Tylko chwilę.- westchnęła.- Wiesz, teraz mamy gorący okres na wsi.
- No tak...- pokiwał głową, przepuszczając ją w drzwiach kawiarni.- Zawsze lubiłaś hasać po łąkach i lesie, zostało ci to.
- Owszem.- zdjęła żakiet i zawiesiła na krześle.- Jak dobrze, że się spotkaliśmy! Muszę z tobą o czymś porozmawiać, inaczej zwariuję, albo już zwariowałam. Właśnie kogoś takiego jak ty potrzebuję...- urwała na chwilę.- Albo mnie ustawisz do pionu, albo... nie wiem.
- To znaczy?- wypił łyk herbaty nie spuszczając wzroku z Kariny.
- To znaczy, że mam problem z byłym mężem.- z hałasem odstawiła szklankę i spojrzała na Karola ze zmarszczonymi brwiami.
- Ale przecież on nie żyje.- zrobił zaskoczoną minę.
- Właśnie dlatego mam problem.
          Opowiedziała mu ze szczegółami o wydarzeniach z ostatnich dni, nie pomijając wypadku córki.
- I teraz już sama nie wiem czy coś ze mną jest nie tak, czy powinnam się leczyć, czy też czasami się tak zdarza?- oparła brodę na dłoniach.- Jeśli ty mi nic nie doradzisz to już chyba nikt.
- Nie wiem czy jest na to jakaś rada.- obrócił palcami szklankę.- Czasami może być po prostu tak, że jeżeli za kimś za bardzo tęsknisz to nie dajesz mu spokoju, tam po tej drugiej stronie, i swoimi myślami przywołujesz go. Najczęściej zupełnie nieświadomie, ale jednak.
- Chyba sobie żartujesz.- popatrzyła na niego jak na człowieka niespełna rozumu.- I ty mi to mówisz? Przedstawiciel kościoła?
- Stanowisko kościoła to swoją drogą, a moje zdanie to zupełnie inna sprawa.- odchylił się do tyłu na krześle z lekko kpiącym uśmiechem.- Nie znamy całości otaczającego nas wszechświata, nie wiemy co nas czeka dziś, jutro czy pojutrze. Jedno jest pewne, że wszyscy mamy dusze, które chcą trafić tam, gdzie jest wieczna radość. Jeśli zakłócisz jej spokój ona może wrócić i spróbować zabrać cię do siebie. Może czuć, że nie jesteś tutaj szczęśliwa bez niej.
- Weź mnie nie przerażaj i tak się boję.- Karina niemal duszkiem wypiła szklankę herbaty. Prawie nie zauważyła jak jest gorąca.- Mam jeszcze Madzię. A jak on zechce się jej ukazać?
- Myślę, że przyszedł tylko do ciebie.- odrzekł z namysłem Karol.- Zauważ, że nikt go nie widzi poza tobą. Gdyby Magda go widziała powiedziałaby ci o tym.
- To jakaś paranoja.- wzdrygnęła się.- Myślisz, że jest jakiś sposób na pozbycie się go?
- To proste: przestań o nim myśleć. Kiedy twoje myśli nieustannie wokół niego krążą on nie ma możliwości wrócić tam skąd przyszedł, i nawet nie chce, bo wyczuwa ciebie i twój smutek.
- Przerażasz mnie coraz bardziej.- nałożyła żakiet, bo nagle zrobiło jej się zimno.- A może wezwać jakiegoś egzorcystę?
- Spróbuj, ale to nic ci nie pomoże.- pokręcił głową. Zamyślił się.- Kochasz Marcina?- zapytał nagle.
- Jasne, że tak.- opatuliła się szczelniej żakietem.- Wiesz, to jest prawda, myślę o Piotrku dość często, ale to już nie jest taka sama tęsknota jak kilka lat temu, gdy odszedł. To są raczej wspomnienia tego co było.
- Jesteś tego absolutnie pewna?- spojrzał na nią przenikliwie.
- Absolutnie.- skinęła głową.
- Myślę, że skoro przemówił do ciebie, to spróbuje tego ponownie. Powinnaś wtedy z nim porozmawiać.
- Karol, ja się boję jak go widzę, a co dopiero z nim rozmawiać, oszalałeś!- wzdrygnęła się.- Wybacz, ale nie dam rady.
- Mimo to spróbuj. Chyba, że wolisz nadal się bać.
- Niczego nie wolę.- wstała i założyła torebkę na ramię.- Ale w jednym masz rację, mam już tego dość, muszę coś z tym zrobić.
- Jakbyś potrzebowała pomocy to zadzwoń.- napisał na kartce numer telefonu.- Może będę w stanie pomóc.
- Dzięki!- uśmiechnęła się z wdzięcznością.
          Wracając autem polną drogą do domu podziwiała dojrzałe kłosy zbóż, i pomyślała o tym jak bardzo Piotr kochał pracę w polu, jak lubił jesienne orki, z jaką radością witał na świecie kolejne małe cielątko. Jego nagła śmierć była dla Kariny ogromnym szokiem, z którym nie potrafiła sobie sama poradzić. Musiała udać się o pomoc do psychologa. Gdy jakiś czas potem pojawił się w jej życiu Marcin trudno jej było na początku oswoić się z faktem, że ktoś inny zastępuje byłego męża przy tych samych pracach. Jednak spokojny charakter Marcina, jego podejście do życia, do gospodarstwa, jak i do niej samej spowodowały, że przyszłość znów zaczęła jawić się jej w jasnych barwach.

IV
        Zbiory zboża zakończyły się w samą porę, bo następnego dnia, po ostatnim koszeniu, spadł rzęsisty deszcz.
          Marcin zaciągnął wszystkie maszyny pod dach stodoły żeby nie zamokły, jedynie kombajn stał dumnie niemal na środku podwórza i prezentował się w całej okazałości.
          Karina wyjrzała przez firankę. Chwilowo nie padało, więc nałożyła kalosze i pelerynę, i wyszła przed dom. Uśmiechnęła się do siebie, widząc ogromną tęczę nad stodołą.
- Piękna, co?- Marcin zagwizdał z podziwem.- Właśnie pokazywałem ją Madzi, jaka jest wielka, byliśmy aż za stodołą. Sama idź zobacz.
- Daj spokój, przecież co jakiś czas widzę tęczę.- rozbawiona przeskoczyła przez kałużę.
- Ale nie taką, ta jest wyjątkowa. Idź i się przekonaj. Na pewno nigdy takiej nie widziałaś- upierał się.
- Skoro tak nalegasz...- westchnęła z dezaprobatą.- Dobrze, idę zobaczyć to wasze cudo
          Niespiesznym krokiem poszła w stronę stodoły rozglądając się ukradkiem na wszystkie strony czy nic niepokojącego nie widać. Nic nie wzbudziło jej obaw, wiec podniosła wyczekująco wzrok w poszukiwaniu tęczy. Gdy zobaczyła ją o nieprawdopodobnych wręcz rozmiarach, całkiem zapomniała o swoich obawach i zachwyciła się widokiem.
           Tęcza zajmowała niemal jedną trzecią nieba i zdawała się zawierać w sobie wszystkie kolory świata. W blasku wychodzącego zza chmur słońca wyglądała naprawdę oszałamiająco.
          Karina pomyślała, że musi uwiecznić tę chwilę i pójść po aparat. Już miała odejść, gdy nagle usłyszała dziwny szum i powiew wiatru za sobą. Odwróciła się i znieruchomiała.
          Pomiędzy kłosami zbóż szedł w jej kierunku Piotr. Łany odchylały się przed nim majestatycznie z cichym szmerem, tworząc wygodny do przejścia szpaler. Ubrany jak zwykle w ulubioną koszulę i wysokie buty, nie spuszczał z niej spojrzenia swych jasnych oczu.
         Karina poczuła znajomy dreszcz przerażenia, głos zamarł jej w gardle. Patrzyła bezwiednie jak postać zmarłego męża zbliża się do niej bezszelestnie kolejny raz. Delikatny powiew wiatru owiał jej twarz.
          Gdy wyciągnął do niej rękę w niemym geście przywołania, oprzytomniała. Przypomniała sobie niedawne słowa Karola, i odskoczyła do tyłu.
- Piotr, nie pójdę z tobą. -  wydusiła z siebie, patrząc mu prosto w oczy.- Nie mogę.
- Ależ możesz.- jego głos zabrzmiał wyraźniej niż ostatnio.- Wystarczy, że weźmiesz mnie za rękę.
- Nie mogę.- powtórzyła ze ściśniętym gardłem.- Madzia ma dopiero dziewięć lat, nie mogę jej zostawić tu samej.
- Zawołaj ją.- postać Piotra znów nieznacznie zbliżyła się do Kariny.- Wystarczy, że ją zawołasz, jest niedaleko. Chodźcie razem ze mną i będziemy już zawsze razem! Tęskniłem za wami.
- Nie mogę...
- Czy nie chcesz?- niespodziewanie jego głos był pełen irytacji.- Przywołujesz mnie, zwodzisz, a teraz mam odejść sam? Bez was?
- Nie wołałam ciebie, przepraszam...- przestraszona cofnęła się do tyłu. Całkowicie zapomniała o tęczy. Jego gniew odczuła całą sobą.- Myślałam tylko o tobie...
- Czułem to.- zbliżył się jeszcze bardziej.- Ja też o tobie ciągle myślałem i czekałem kiedy nastąpi odpowiedni moment żeby przyjść. Byłaś często taka smutna, że musiałem to zrobić, przełamać te wrota. Tak wiele nas łączyło, pamiętasz?- wyciągnął dłoń, by dotknąć jej ręki.- Teraz musisz pójść ze mną.
            Karina ponownie odskoczyła.
- Nie pójdę z tobą.- powtórzyła.- Nic nas już nie łączy. Nie wracaj tu więcej.
           Twarz Piotra przybrała złowrogi wyraz. Wyprostował się, zmrużył oczy, rozłożył szeroko ręce i zaczął szeptać jakieś niezrozumiałe słowa. Z jego ust wydobywały się zarówno słowa, jak i dźwięki, zaś sama postać zdawała się powiększać i przybierać nadnaturalne rozmiary. Zerwał się wiatr, zaczął giąć gałęzie drzew, zaś niebo pociemniało i gdzieś znikła ta radosna tęcza, która jeszcze niedawno je przysłaniała.
           Karinie ciarki przeszły po plecach. Poczuła jak jakaś ogromna siła zaczyna popychać ją w kierunku zmarłego męża. Rozpaczliwie złapała się za rosnącą blisko niedużą brzozę, by nie zrobić kroku dalej, lecz na nic się to zdało. Pchana gwałtownym porywem wiatru i jakąś nieznaną siłą, poleciała gwałtownie do przodu, potykając się po drodze o wystający korzeń drzewa i upadła. Przez moment widziała ogromną postać Piotra spoglądającą na nią z góry z niemym pytaniem w oczach. Zamknęła oczy.
- Ostatnio jak tylko cię szukam to zaraz znajduję cię leżącą na ziemi!- usłyszała wesoły głos Marcina. - Ta tęcza  dosłownie zwaliła cię z nóg!
- Jaka tęcza?- usiadła i raptownie zamrugała powiekami. Całkiem zapomniała w jakim celu przyszła za stodołę.- Ach tak...
- Imponująca, co?- pomógł jej wstać i włożył ręce do kieszeni.- Potknęłaś się?
- Tak, nawet nie wiem o co.- potarła czoło w poszukiwaniu bolącego miejsca.
- A ja wiem.- kopnął czubkiem buta wystający korzeń drzewa.- Potem się tym zajmę, wczoraj Magda też tutaj upadła, dość tego.
- Naprawdę?!- Karina szybko odwróciła głowę i popatrzyła na córkę stojącą w pobliżu.
          Dziewczynka uśmiechnęła się delikatnie i kiwnęła głową.
          Wiedziała. Spotkała się z nim. Karinę zmroził strach. W jednej sekundzie była przy niej.
- Nic ci się nie stało, kochanie?- spytała, chwytając Magdę za ramiona i wpatrując się badawczo w jej twarz w poszukiwaniu jakiegokolwiek uszczerbku..- Nic ci nie jest?
- No przecież nic, mamo, wszystko dobrze.- uspokoiła matkę.- Wszystko jest dobrze.- powtórzyła z naciskiem i spojrzała matce w oczy.
- To dobrze.- odetchnęła z ulgą Karina.- To całe szczęście, kochanie.- przytuliły się.
- Obłożyłem jej kostkę lodem i opuchlizna szybko zeszła.- wyjaśnił Marcin, nieświadom o czym rozmawiają.- Nawet nic nie zauważyłaś jak wróciłaś do domu.
- Faktycznie nic.- przyznała i podeszła do niego.- Jesteś kochany, wiesz?
- Możesz to jeszcze powtórzyć z dziesięć razy?- udawał, że nastawia uszu.- Dawno tego nie słyszałem.
            Karina objęła go i przytuliła się. Podniosła oczy na tęczę, która nadal przesłaniała niebo jakby zupełnie nic się nie wydarzyło. Spojrzała na zboże, które z lekkim szumem rozstępowało się w stronę lasu, jakby ktoś odchodził. Ale nikogo już nie widziała, żadnej postaci, i to napełniło ją otuchą. Zacisnęła palce na ramieniu Marcina, zaś drugą ręką uścisnęła małą dłoń Magdy, która wsunęła rączkę do kieszeni płaszcza Kariny. Już nie czuła żadnego ciężaru. Wszystko z powrotem było na swoim miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz