piątek, 1 marca 2019

Ze starej fotografii (cz. III)



III
- Tylko latasz z tym Markiem, opuściłaś się w nauce, nic dobrego z tego nie będzie.- matka Grażyny z niezadowoloną miną wycierała talerze.- Tłumaczę ci, a ty nie słuchasz. Potem będziesz tego żałować, zobaczysz. Wspomnisz moje słowa!
- Mamo, daj spokój…- Grażyna siedziała z matką w kuchni po skończonej kolacji. Starszy brat Tomasz z siostrą Izabelą byli na podwórzu i krzątali się wraz z ojcem koło krów. Matka najwyraźniej postanowiła tego wieczoru przemówić Grażynie do rozsądku.- Na razie tylko się z Markiem spotykamy, nic się nie dzieje złego.
- I Bogu niech będą dzięki! Jeszcze tego brakowało, żeby coś się stało!- ścierka coraz energiczniej wirowała w dłoniach matki.- Obiecał ci chociaż coś?
- To znaczy co?- Grażyna zerknęła niepewnie na drzwi. Miała nadzieję, że brat z siostrą wrócą zaraz do domu i wyratują ją z opresji.
- O ślubie mówię!- matka zamaszyście cisnęła ścierkę na blat stołu i popatrzyła na najmłodszą córkę.- Pytam czy rozmawialiście o ślubie? Ile to można się spotykać bez żadnych deklaracji?
- Jeszcze nie rozmawialiśmy.- Grażyna wpadła w popłoch.- Trochę na to za wcześnie! Poza tym sama go przecież o to nie zapytam, mamo!
- Domyślam się!- matka westchnęła.- Mam z nim o tym porozmawiać?
- Mamo, przestań, nawet się nie waż!- przeraziła się Grażyna.- Poczekaj jeszcze trochę, wszystko się samo jakoś rozwiąże.
- Samo, nie samo.- matka sięgnęła po ścierkę.- Nie będzie ci wstyd jak zostaniesz panną z dzieckiem?
        Grażyna uświadomiła sobie w tym momencie, że będąc zakochaną na zabój w Marku kompletnie nie myślała o konsekwencjach, jakie mogą za sobą nieść upojne wieczory w jego ramionach. Wieczory, które od pewnego czasu nie kończyły się tylko i wyłącznie na czułych spojrzeniach i pocałunkach. Spotykali się już od dwóch miesięcy i w pewnym momencie platoniczność ich związku przestała Markowi wystarczać, a Grażyna, która całkowicie straciła dla niego głowę, nie protestowała. Jego fizyczność, zapach szyi, twarzy czy włosów sprawiały, że tęskniła za nim już w momencie gdy odchodził.
          Rozmowa z matką dała jej wiele do myślenia, dlatego podczas następnej randki, błądząc palcem po jego nagiej klatce piersiowej spojrzała mu prosto w oczy.
- A jeśli się okaże za jakiś czas, że jestem w ciąży?
- To będziemy mieli wspaniałego, różowego dzidziusia.- obsypał jej twarz pocałunkami.- Chyba się nie boisz?
- Z tobą niczego się nie boję.- zanurzyła palce w jego krótkich włosach.- Tak tylko pomyślałam o tym ostatnio…
          Gdy w następnym miesiącu nie dostała okresu poczuła jednak strach. Zwiększał się on stopniowo z każdym kolejnym dniem, gdy z samego rana zrywała się z łóżka i szła do łazienki obejrzeć bieliznę, wypatrując najmniejszej różowej plamki, której nie było. Modliła się, by to co przeczuwała nie okazało się prawdą.
          Po kilku dniach wybrała się do lekarza ze ściśniętym ze strachu żołądkiem. Siedząc w poczekalni i czekając na swoją kolej wysłuchiwała z niesmakiem wynurzeń kobiet na tematy damsko-męskie.
- No cóż, wygląda na to, że powitamy w przyszłym roku kolejnego Polaka!- lekarz w średnim wieku uśmiechnął się radośnie do Grażyny, przyprawiając ją tym samym o palpitacje serca.- Co się stało? Źle się czujesz, dziecino?
- Nie, wszystko w porządku.- usiadła na kozetce, poprawiając spódnicę zlodowaciałymi nagle dłońmi.- Tylko to takie… niespodziewane.
- No tak, domyślam się, że nie miałaś tego w planie.- usiadł za biurkiem.- Tak czy siak, musisz zrobić badania. Zaraz ci powiem jakie…
               Wracając do domu zastanawiała się jak ma powiedzieć o tym matce. Jej reakcji obawiała się najbardziej, o Marka była spokojna. Wiedziała, że ucieszy się na tą wiadomość.
              Wysiadła z autobusu na pierwszym przystanku i w pierwszej kolejności pobiegła do Marka. Gdy nie zastała go w domu, poszła polną drogą w stronę pola, które akurat orał. Na jej widok wyłączył silnik, wyskoczył z ciągnika i złapał ją w ramiona.
- Gdzie dzisiaj byłaś?- pocałował ją.- Nie zastałem cię w domu.
- Byłam u lekarza.
- U lekarza? A po co?
- Jestem w ciąży.- szepnęła.
- Serio?- zaskoczony odsunął ją od siebie na długość ramion.- Żartujesz?
- Nie, naprawdę.- potrząsnęła głową.- Lekarz potwierdził, na sto procent.- zacisnęła palce na jego dłoni.- I co teraz zrobimy? Trochę się boję.
- Coś wymyślimy.- przytulił ją.- Co na to twoja matka?
- Jeszcze nie wie, jesteś pierwszy.- uśmiechnęła się.
- Będzie dobrze, nie denerwuj się.- odsunął jej włosy z czoła.- Teraz nie możesz się stresować.
            Ku zdumieniu Grażyny matka spokojnie przyjęła wiadomość o tym, że zostanie babcią. Wyraziła tylko nadzieję, że być może teraz w końcu dojdzie do szybkiego ślubu Grażyny z Markiem, innej opcji nie przewidywała.
             Podczas kolejnym spotkań Marek jednak ani słowem nie wspomniał o zaręczynach ani o ślubie, co zaniepokoiło Grażynę. Nie chcąc go naciskać w tej sprawie, kilka razy jedynie delikatnie napomknęła na ten temat. Gdy nie podjął tematu, zaczęła się martwić.
               Przeraziła się jeszcze bardziej, gdy po kilku dniach wspomniał o wyjeździe.
- Ale…nie rozumiem.- zająknęła się.- Nic nie mówiłeś do tej pory, że musisz gdzieś jechać.
- Może i nie muszę, ale chcę.- wziął ją za rękę.- Kuzyn zaproponował mi żebym przyjechał do niego na cztery miesiące do roboty przy elektryce. Skończyłem szkołę w tym kierunku, potem parę lat pracowałem przy tym.- umilkł na moment.- Wiesz, nie mam odłożonej żadnej gotówki, a bym chciał żebyśmy jakieś mieszkanie sobie kupili, a on dobrze mi zapłaci.
- Pieniądze nie są ważne, wolałabym żebyś był ze mną. Zwłaszcza teraz.- serce jej waliło jak młotem. Czuła, że on podjął już decyzję. Bez niej.
- Tak ci się tylko wydaje, są bardzo ważne.- wypuścił z rąk jej dłoń.- Gdzie zamieszkamy jak urodzisz? U twojej matki?- zaśmiał się kpiąco.
               Ton jego głosu nie spodobał się Grażynie. Miała wrażenie, że wokół nich powiało chłodem.
- Kiedy wyjeżdżasz?- zapytała łamiącym się głosem.
- Pojutrze. Nie martw się, Słonko.- przytulił ją i pocałował w policzek, wdychając zapach jej włosów.- Przecież wrócę.
              Ostatnie słowa Marka odbijały się echem w jej myślach i wracały do niej każdego dnia, gdy tylko wyglądała na drogę przywołując w pamięci jego twarz. Zaciskała zęby, obiecując sobie silną wolę i brak nerwów ze względu na rozwijającego się w jej ciele małego człowieka.
            Płynące początkowo żółwim tempem dni nabrały rozpędu w czwartym miesiącu nieobecności Marka. Obiecany powrót z początkiem grudnia sprawił, że Grażyna początkowo przygaszona po jego wyjeździe, ponownie rozkwitła i codziennie wyczekiwała jego powrotu, nasłuchując znajomego warkotu silnika.
- Przestań tam już wysiadywać.- powiedziała wreszcie któregoś dnia matka.- On już nie wróci, mówiłam ci to od samego początku. Jak zwykle nie chciałaś słuchać.
           Grażyna z zaczerwienionymi od płaczu oczami z trudem przeniosła się z taboretu spod okna na wygodne kuchenne krzesło z miękkim oparciem pod plecy.
          Ostatni miesiąc ciąży dał się jej już porządnie we znaki i z niecierpliwością czekała na pierwszy sygnał oznajmiający poród. Jednocześnie w pewnym momencie przestała już liczyć na powrót Marka. Zdała sobie sprawę, że on już nie wróci, i że została sama z maleńką istotą, która już zawsze będzie przypominać jej o gorącym uczuciu, jakiego zaznała.
          Gdy po kilku tygodniach trzymała po raz pierwszy w ramionach owinięte szczelnie w kolorowy kocyk niemowlę, opanowała ją fala wzruszenia, nad którym nie mogła zapanować.
- Jaka ty jesteś śliczna.- wyszeptała do córeczki, która przyglądała jej się uważnie ciemnymi oczami Marka.- I podobna do niego, nie do mnie. Ale charakter będziesz miała po mamusi.- delikatnie dotknęła małego aksamitnego policzka.- Któregoś dnia pozna ciebie, zobaczy mnie i będzie żałował swojej decyzji, zobaczysz…
             Grażyna westchnęła i popatrzyła przez okno w kierunku poruszających się z rytmem wiatru brzóz. Liście drzew falowały to w jedną, to w drugą stronę, jakby nie mogąc się zdecydować gdzie podążyć. „Zupełnie jak my”, pomyślała z nostalgią, poprawiając kocyk córeczki.


cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz