środa, 1 lutego 2023

Gdy zaszumią wierzby (część XV)

 



                                                     Anna

            Takiego bólu głowy nie miała już od dawna. Ba, w ogóle nie mogła sobie przypomnieć kiedy do tego stopnia się upiła. W ustach miała sucho jak na pustyni, w skroniach trzaskało, zaś całą czaszkę wręcz rozsadzało jej od środka. Zła na siebie z jękiem ścisnęła sobie głowę oburącz, by choć na moment poczuć ulgę. Krzywiąc się z bólu usiadła ostrożnie na łóżku, by przewiązać szlafrok w pasie. Gdy palcami nie natrafiła na pasek spojrzała w dół. Jasna cholera, spała w ubraniu! Nawet nie przebrała się idąc do łóżka, tylko walnęła się jak ten menel w poprzek i zasnęła.

            Zniesmaczona odkryciem podniosła się, by pójść do łazienki, gdy jej wzrok padł na stojącą na brzegu stolika szklankę z wodą.

            Jej mózg w ekspresowym tempie zaczął produkować wspomnienia z minionej nocy: trzy butelki wina z Martą, z których dwie wlała w siebie osobiście, niespodziewane przyjście Adama, wyjazd spod klubu, i to jak kładł ją do łóżka. Na samo wspomnienie jej policzki zalała fala gorąca.

            Cudownie. Mężczyzna, na którym jej zależało, nie dość, że odwoził ją do domu, to jeszcze widział ją na własne oczy w tak upiornym stanie. Musiała zrobić z siebie niezłe widowisko, nie będzie niczym dziwnym jeśli z dnia na dzień nastąpi koniec jego zauroczenia. Arrivederci, załatwiła właśnie sprawę dokumentnie.

            Wypiła duszkiem szklankę wody, czując dziwny posmak w ustach i podminowana całą sytuacją poszła wziąć prysznic. Stojąc pod strumieniem gorącej wody wytężała pamięć i usiłowała przypomnieć sobie dokładnie co wydarzyło się od momentu gdy pojawił się Adam. Raczej nic nie wskazywało na to, by pomiędzy nimi doszło do czegoś więcej niż tylko odwiezienie do domu. Jej ubrania były w stanie nienaruszonym, nie było nawet najmniejszych śladów wskazujących na to by doszło do jakiejś intymnej sytuacji. Przygryzła usta. Jeśli doszłoby w ogóle do takiej sytuacji wolałaby wszystko pamiętać, każdy szczegół z tej intymnej chwili, aniżeli mieć totalną pustkę w głowie. Taki moment byłby z pewnością wart zapamiętania i gdyby było inaczej z pewnością miałaby jakieś przebłyski.

            Przebrała się i czując się nieco lepiej, usiadła w szlafroku na kanapie w salonie. Podwinęła pod siebie nogi, poprawiła turban na głowie i włączyła laptop. Od dwóch dni nie zaglądała do Internetu, praktycznie to była cała przepaść zważywszy na fakt, że z reguły robiła to codziennie rano przed wyjściem do pracy, i wieczorem przed spaniem. Ostatnie dwa dni w jakiś dziwny sposób całkowicie wypadły jej z życiorysu. Gdy coś pisano na jej temat natychmiast o tym wiedziała, Marta trzymała rękę na pulsie i ze wszystkim była na bieżąco, informując ją o każdej wzmiance na jaką tylko się natknęła.

            Anna wzięła spory łyk kawy delektując się jej smakiem, i z ulgą wsłuchując się jak powoli ustępuje ból głowy. Otworzyła pierwszą stronę z wiadomościami, przeczytała interesujące ją artykuły i przeszła dalej.

            Widok kolejnej strony sprawił, że zakrztusiła się kawą. Zaniosła się gwałtownym kaszlem i momentalnie łzy stanęły jej w oczach w reakcji na kawę znajdującą się w drogach oddechowych. Wpatrywała się przerażonym wzrokiem w ekran, gdzie widniało jej sporych rozmiarów zdjęcie. Nie, to niemożliwe. To z pewnością tylko jakieś cholerne deja vue, zwłaszcza po tej ilości wina, które w siebie wlała. Zamrugała powiekami i dla pewności uszczypnęła się w policzek. Fotografia została zrobiona wczoraj wieczorem w klubie, gdzie podobnie jak ponad miesiąc temu znalazła się w podobnych okolicznościach. Dziwnym trafem wszystko się ze sobą zgadzało, zupełnie jak gdyby ktoś tylko czekał na jej pojawienie się w tym miejscu. Z tym, że nikomu o tym nie mówiła, oprócz Marty. Czy to możliwe, że kolejny raz stała się przypadkową ofiarą żądnych sensacji kolegów po fachu? Czy to możliwe, że i tym razem nie była głównym celem, w który wymierzono wszystkie lustrzanki?

            Dotknęła palcem zdjęcia. Patrzyła na siebie siedzącą przy stoliku ze zbolałą miną, trzymającą w ręku kieliszek z winem i mówiącą coś do Marty. Z jej oczu wyzierał smutek, rozgoryczenie oraz cała paleta negatywnych emocji, od których próbowała uciec. Niczym się nie wyróżniała siedząc pośród innych osób, a jednak ktoś ją dostrzegł. Ktoś, komu zależało, by znów o niej zrobiło się głośno. Ktoś, kto chciał sprawić, by w jej życie znów wkroczyło zamieszanie.

Błądząc wzrokiem po stronie internetowej dopiero po jakimś czasie zauważyła również drugą fotografię, którą w znacznie mniejszym rozmiarze zamieszczono poniżej głównego zdjęcia. Na fotografii była z Adamem. Wynosił ją z klubu, kopniakiem otwierając drzwi. Wyraz jego twarzy był daleki od przyjaznego, którym częstował wszystkich na co dzień.

            Załamana pobieżnie rzuciła okiem na obszerny artykuł, poświęcony w całości jej osobie. Nie miała zamiaru nawet go czytać, i tak wiedziała, że większość zamieszczonych tam informacji to zwykły stek kłamstw, nie wart jej czasu.

            Słysząc dzwoniący telefon intuicyjnie wiedziała już kto dzwoni. Nie musiała sprawdzać by się domyślać, że to Miłosz. Jak zwykle doskonale wiedział kiedy zadzwonić.

- Nie krzycz.- powiedziała od razu zamiast powitania.- Już właśnie na to patrzę i sama się za to biczuję.

            Westchnął do słuchawki.

- Zanim pojedziesz gdziekolwiek znajdź dla mnie wcześniej trochę czasu, proszę.- rzucił tylko, rozłączając się natychmiast.

            To wystarczyło, by zepsuć jej humor do reszty.

            Przebrała się, odwiozła dzieci do szkoły i przedszkola i pojechała do telewizji, chcąc mieć już za sobą tą rozmowę. Po wczorajszym piśmie z sądu nic nie mogło bardziej jej przygnębić, nawet gdyby miało to być zwolnienie z pracy.

            Usiadła naprzeciwko Miłosza i założyła ręce na piersiach. Spojrzała na niego bez słowa. Nie wyglądał na specjalnie zdenerwowanego, choć po minie można było wyczytać, że radosny nastrój zostawił gdzieś daleko poza sobą. Siedział w newsroomie przy swoim biurku, trzymając w jednej dłoni kubek ze świeżo zaparzoną kawą, której zapach unosił się powietrzu. Z grymasem na twarzy wertował jakieś grube czasopismo, najpewniej nawet nie czytając tego co miał przed oczyma.

- No i co mi powiesz?- spytał, odkładając w końcu magazyn i poprawiając okulary.

- A co byś chciał żebym ci powiedziała?- przełknęła ślinę, czując niespodziewanie napływające łzy do oczu. Jeszcze tego brakowało żeby rozkleiła się w pracy.- Nic.

- Nic? Sam już nie wiem co mam z tobą zrobić, skaranie boskie!- podrapał się po głowie w miejscu, gdzie włosy z lekka zdążyły się już przerzedzić.- Najchętniej przełożyłbym cię teraz przez kolano i sprał na kwaśne jabłko. Widać, że twoi rodzice nie stosowali tej metody!

- Oczywiście, że nie.- mimo wilgotnych oczu nie mogła się nie uśmiechnąć.- Moi rodzice to nauczyciele i nigdy w życiu nie stosowali kar cielesnych. Nawet kota nigdy nie uderzyli.

- Właśnie widzę.- zamruczał, wyciągając przed sobą nogi.- Jak to się stało, że jesteś taka dobra w swojej robocie, skoro jednocześnie jesteś tak niefrasobliwa? I jakim cudem tego wcześniej nie zauważyłem?

- Dobrze się kamufluję.- potarła oczy.- Lubię stwarzać pozory.

            Gdyby nie była tak rozbita po wczorajszym dniu teraz śmiałaby się do rozpuku słuchając jego wywodów.

- Anka, żarty żartami, ale to tak łatwo nie przejdzie.- przejechał dłonią po nieogolonej twarzy.- Jutro zbiera się zarząd i jestem pewien, że znowu będzie mowa o wizerunku telewizji, i tym razem polecą po nazwiskach. Jak myślisz, czyje wymienią w pierwszej kolejności?

            Popatrzyła na swoje paznokcie. Z jednego zdążyła już odpaść hybryda, a ona nawet nie zauważyła kiedy to się stało. Wcześniej z krzykiem leciałaby do kosmetyczki, a teraz nawet specjalnie jej to nie przeszkadzało.

- Wczoraj okazało się, że jednak niespecjalna byłaby ze mnie matka.- bąknęła cicho.

- Słucham?- Miłosz zastygł w zdumieniu, z ręką wyciągniętą po kawę.

- Dostałam wczoraj pismo.- wyjaśniła, pociągając nosem.- Przeszliśmy z Piotrem wszelkie rozmowy w ośrodku z pracownikami i z psychologiem, obejrzeli nasze mieszkanie, przeszliśmy szkolenie dla przyszłych rodziców… i nic z tego.- wzruszyła ramionami.- To dlatego poszłam wczoraj z Martą do klubu, jakoś musiałam to odreagować. Nie mam pod ręką worka treningowego, może powinnam go sobie zakupić.

- Cholernie mi przykro.- rzekł ze współczuciem.- Przykro mi jako twemu koledze. Jednak jako twój przełożony nie mogę tak po prostu przejść nad tym do porządku dziennego, wiesz o tym.

- Jasne, wiem.- wydmuchała nos.- Trudno, przyjdę się tłumaczyć, jeśli będą chcieli widzieć mnie osobiście.

- Będzie dobrze, jeśli tylko na tłumaczeniach się skończy.- z powrotem otworzył magazyn.- To już druga taka sama sytuacja w ciągu miesiąca, aczkolwiek myślę, że twoja wysoka pozycja w rankingach popularności może w tym przypadku zadziałać na twoją korzyść.

- Czyli jednak czasami fajnie jest być osobą publiczną.- wstała z nikłym uśmiechem na twarzy.- Chociaż uważam, że gdybym była zwykłym Kowalskim otrzymałabym pozytywne orzeczenie adopcyjne i nie miałabym takich problemów.

- Dlaczego tak uważasz?- zdziwił się.

- No wiesz, nie miałabym okazji zaleźć takiemu Hofmanowi za skórę.- rzekła z goryczą.- I w spokoju mogłabym pić wino w nieograniczonych ilościach, nikt nie latałby za mną i nie szukał taniej sensacji.

- Wiesz co, widzę u ciebie spore zadatki na alkoholika.- oznajmił zgryźliwie.- Nawet teraz myślisz o piciu, a jeszcze dobrze nie wytrzeźwiałaś po wczorajszym.

- Nie przesadzaj.- uśmiechnęła się szerzej.- Po prostu lubię dobre wino.

- Wybacz, ale na urodziny go ode mnie nie dostaniesz! Nie przyłożę ręki do twojego rychłego upadku.- odpowiedział uśmiechem.- A teraz idź i bierz się do roboty. Sprawy prywatne zostaw z boku, skup się tylko na pracy, to najlepsza terapia.

            Zdziwiło ją to, jak dobrze ją znał. I miał rację, praca zawsze miała na nią kojący wpływ. Dzisiaj również musi rzucić się w wir zajęć, tak by zapomnieć o wszystkich innych sprawach. Musi sobie wszystko od nowa poukładać. Całkowicie od nowa. Jak zawsze.

            A wieczorem zadzwoni do Radka Bonieckiego i powie mu parę słów do słuchu. Ta menda będzie się wiła jak wąż, jak zwykle przepraszając. Niedoczekanie, tym razem będzie musiała zastosować mocniejsze chwyty, skoro on nie rozumie czym jest koleżeński front.

 

 

Tosia

            Stała pod klasą z plecakiem i z rękami w kieszeniach. Tego dnia wyjątkowo nie chciało jej się wstawać łóżka i z niechęcią myślała o lekcjach. Świadomość spędzenia w szkole kolejnych sześciu godzin frustrowała ją od samego rana, lecz zmusiła się by przekroczyć szkolne progi, chociażby po to by przed samą sobą poudawać, że wszystko w miarę jest okej.

            Ciotka dzisiaj z rana też nie była w najlepszym humorze, co rzadko jej się zdarzało. Nie dość, że zachowywała się dość zagadkowo i była wyjątkowo milcząca, to jeszcze w dodatku miała mocno zaczerwienione oczy, zupełnie jakby płakała. Ten fakt nie mieścił się Tosi w głowie, łzy były tak niepodobne do ciotki, że czuła się nieswojo nawet je podejrzewając. Anna zawsze sprawiała wrażenie silnej i niezłomnej kobiety, więc z jakiego powodu miałyby się pojawić? Nie, to niemożliwe. To pewnie tylko wyobraźnia spłatała jej figla.

            W czasie długiej przerwy przed lekcją biologii Tosia wyszła do łazienki. Odczekała jak zwykle swoje, o tej porze w łazienkach zazwyczaj był tłok. Rozmyślała w duchu czy dzisiaj iść do Leny czy też wrócić do domu i chociaż raz spróbować się porządnie wyspać. Przez ostatnie dni jej mózg odmawiał posłuszeństwa i groził czasową amnezją. Momentami bowiem nie mogła sobie przypomnieć najprostszych słów czy też czynności jakie miała lada moment wykonać. Kiedy stała na korytarzu przed lekcjami udawało jej się momentami nawet przysnąć na stojąco, co już przestało jej się podobać. Odczuwaną apatię i znużenie również zrzuciła na karb braku snu.

Myjąc ręce i starannie opłukując je z mydła podjęła w duchu decyzję, że dzisiaj wyjątkowo wraca po lekcjach prosto do domu. Czas z powrotem zaprzyjaźnić się z własnym łóżkiem. Ach, jak będzie miło zanurzyć się pod przyjemnie miękką kołdrą.

- Co powiedziałaś?- usłyszała obok gniewny głos.

            Wyłączyła wodę i zerknęła z ukosa. Klaudia, koleżanka z klasy stała ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i przeszywała ją morderczym spojrzeniem. Wydęła wargi, mrużyła gniewnie oczy,  zaś cała jej postawa przypominała tygrysa czającego się do skoku.

            Tosia wzruszyła ramionami.

- Nic do ciebie nie mówiłam, coś ci się zdawało.- wytarła ręce w papierowy ręcznik i odwróciła się, żeby odejść.

            Poczuła jak ktoś łapie ją za ramię i szarpie do tyłu. Zatoczyła się nieco w bok, uderzając barkiem w ścianę pokrytą lśniącymi kafelkami.

            W jednej chwili wszystko się w niej zagotowało. Ostentacyjnie strzepnęła prawe ramię i stanęła przodem do Klaudii, mierząc ją rozwścieczonym spojrzeniem.

- No co, taka jesteś mądra?- wściekła Klaudia nie odrywała od niej oczu.- Kto tu kogo może w wodzie zanurzyć, hm?

- Ciebie już zdrowo porąbało.- odezwała się Tosia, czując jak opada jej złość. Jasny gwint, wygląda na to, że niechcący powiedziała coś na głos. To by oznaczało, że naprawdę powinna iść do lekarza.- Idź się leczyć.

- To ciebie powinni w końcu gdzieś zamknąć i leczyć, ty degeneratko!- Klaudia spiorunowała ją wzrokiem.- Zeszłaś na psy i myślisz, że teraz każdemu możesz dokopać? Niedoczekanie! Nie ze mną takie numery!

- Nic do ciebie nie mówiłam, opanuj się wariatko!- Tosia popukała się w czoło, zdecydowana nie ciągnąć tej beznadziejnej rozmowy.- Coś ci się zdawało.

- Aha! Teraz będziesz mi jeszcze wciskać, że wymyślam?- wykrzyknęła Klaudia.

- Nie, ta rozmowa jest bez sensu.- Tosia z niebotycznym zdumieniem wzniosła oczy do sufitu i ponownie odwróciła się, żeby odejść.- Ty zwariowałaś! Żegnam!

- Jeszcze nie skończyłyśmy, gdzie ci się tak spieszy!- Klaudia ponownie szarpnęła ją za ramię i popchnęła w miejsce, gdzie Tosia przed chwilą stała.- Co, tchórz cię obleciał? A gdzie jakieś przeprosiny za wygadywanie bzdur? No, czekam!

            Tosia nigdy za nią nie przepadała, Klaudia wydawała jej się zawsze taka… śliska. Lubiła podlizywać się wszystkim nauczycielom, choć jednocześnie miała jedne z najgorszych ocen w klasie. Jednego dnia trzymała się na przerwach z jedną grupą koleżanek, by po kilku dniach zacząć trzymać się z kimś innym, i opowiadać niestworzone historie o tych pierwszych.  Podobnie postępowała z wieloma osobami, i w rezultacie nie miała w klasie zbyt wielu bliskich osób. Pochodziła z zamożnej rodziny, jej ojciec był właścicielem klubu koszykarskiego, zaś matka kierowała firmą produkującą znaną linię kremów do twarzy.

- Nie będę przepraszać za coś czego nie powiedziałam.- powiedziała spokojnie Tosia odtwarzając w pamięci wszystkie nieprzyjemne sytuacje, w których się znalazła, właśnie często dzięki Klaudii.- Spadaj, idź sobie poczytać notatki. Może jakąś pominęłaś?

Po minie Klaudii widać  było, że to już szczyt wszystkiego. Pchnęła ze wszystkich sił Tosię, chcąc przewrócić ją na ziemię.

W dziewczynie w jednej chwili zawrzało. Nikt nie ma prawa jej popychać, a już najmniej ktoś taki jak Klaudia.

Udając, że nie zauważyła poprzedniej zaczepki, ponownie odwróciła się, żeby odejść, lecz najwyraźniej to tylko bardziej rozjuszyło Klaudię. Szarpnęła gwałtowniej Tosię za ramię, aż ta zatoczyła się do tyłu, uderzając głową w ścianę. Przez kilka sekund zobaczyła gwiazdy przed oczami i poczuła tępy ból, lecz to tylko wzmogło jej złość. W mgnieniu oka oderwała się od ściany, skoczyła do Klaudii i w odpowiedzi wymierzyła jej siarczysty policzek.

Zaskoczonej Klaudii raptownie odskoczyła głowa, dziewczyna odchyliła się i zrobiła dwa kroki w tył. Następnym co zobaczyła Tosia była krew na białej umywalce i ciemne włosy Klaudii wzlatujące w powietrzu niczym ciemna zasłona, zaś potem jej bezwładne ciało opadające z cichym łoskotem na posadzkę.

W jednej chwili w łazience zrobił się harmider, słychać było pisk przerażonych dziewcząt i krzyki przestraszonych nauczycieli. Jedni wbiegali do środka, by zobaczyć co się dzieje, inni wybiegali z powrotem nie mogąc znieść widoku krwi. Dwóch nauczycieli klęczało obok nieprzytomnej Klaudii okładając jej głowę ręcznikami i krzycząc coś, czego Tosia nie rozumiała. Patrzyła na ich poruszające się bezgłośnie usta i wykrzywione oskarżycielsko twarze.

Kucnęła, obejmując głowę ramionami, zrobiło jej się słabo. Przerażona czuła jak każda cząsteczka jej ciała dygocze pod wpływem emocji po niespodziewanym zajściu. Zamknęła oczy. Skuliła się w sobie najmocniej jak tylko mogła. Starała się wzbudzić w sobie żal za uderzenie Klaudii, lecz nie potrafiła. Nie czuła niczego poza obojętnością, gdy zerkała na leżące nieruchomo ciało. Całe zajście wydarzyło się jak gdyby obok niej, nie miała pewności czy aby to na pewno ona brała w tym wszystkim udział, czy to na pewno ona oddała tak silny cios, że głowa koleżanki w jednej chwili zalała się krwią.

Niespodziewanie łzy napłynęły jej do oczu, szczypiąc pod powiekami i z tęsknotą pomyślała o rodzicach. Ich obraz utrzymywał się w jej pamięci, lecz nieoczekiwanie dość szybko przesłoniła go zatroskana twarz Anny. Uparcie utrzymywała się przed oczami Tosi i nie miała zamiaru zniknąć, a ona tak bardzo chciała by to rodzice utrzymywali się w jej wyobraźni jak najdłużej.

Ktoś potrząsnął nią za ramię.

- Tosiu.- usłyszała jak przez mgłę.- Tosiu!

            Spróbowała otworzyć ociężałe raptownie powieki. Nadal widziała Annę. Potrząsnęła do siebie głową. To nie możliwe. Czyżby zaczęła już majaczyć?

- Tosiu!!!

 

Anna

Przerażona patrzyła na wpółprzytomne, przestraszone, a jednocześnie pełne smutku oczy dziewczyny i serce ścisnęło jej się z żalu. Tosia wyglądała jakby jej nie poznawała, jakby patrzyła na kogoś innego znajdującego się za plecami Anny. Ręce jej drżały, po policzkach spływały łzy, oddech miała szybki i płytki, jakby przed momentem skończyła szybki bieg. Siedziała skulona pod ścianą, wciskając się plecami w kąt łazienki. Anna w tej chwili wiele by dała by poznać jej myśli, by przeniknąć do jej umysłu i zgłębić najskrytsze zakamarki, i poukrywane w nich mroczne sekrety.

W tej chwili w ogóle nie przypominała krnąbrnej nastolatki, w którą zmieniła się w ciągu kilkunastu tygodni. Była teraz znowu małą dziewczynką, przesiadującą na kolanach Anny i szepczącą jej do ucha swoje tajemnice.

Anna niewiele myśląc pogładziła ją po włosach, objęła ramieniem i pomogła wstać.

- Chodź, pojedziemy do domu.- powiedziała miękko.- Po drodze wszystko mi opowiesz, a martwić będziemy się później.

- Sądzę, że w tej sytuacji trzeba zacząć martwić się już teraz.- usłyszała Anna

            Podniosła głowę i popatrzyła na wysoką, postawną kobietę stojącą w przejściu. Dyrektorka liceum, Maria Kołakowska stała z założonymi na piersiach rękami i mierzyła je obie surowym spojrzeniem.

- Tosia bardzo opuściła się w nauce, wagaruje, jest niegrzeczna i przychodzi na lekcje pod wpływem alkoholu.- wyliczyła.- Ponadto jest nieobliczalna i wdaje się w bójki z koleżankami. Czy mając tego świadomość nie uważa pani, że powodów jest aż nadto, by można było przejść nad nimi do porządku dziennego?

- Naturalnie, że nie.- zgodziła się Anna, podchodząc bliżej w przestrzeń osobistą kobiety, dając jej tym samym do zrozumienia, że zamierza wyjść.- Niczego takiego nawet nie zasugerowałam. Nie uważam jednak by był to najlepszy moment na załatwianie tych spraw, wszyscy musimy ochłonąć.

            Dyrektorka niechętnie cofnęła się i przepuściła je w drzwiach.

- Rodzice Klaudii nie zostawią tak tej sprawy.- dodała pewnym tonem.- Podejrzewam, że złożą zawiadomienie na policję, radzę wam się na to nastawić. Ja sama również jestem w obecnej sytuacji zmuszona wyciągnąć odpowiednie konsekwencje z tego zajścia. Tosiu, do niedawna byłaś wyróżniającą się uczennicą naszej szkoły.- zwróciła się nieoczekiwanie cieplejszym tonem.- Liczę, że zauważysz w końcu swoje błędy i w niedługim czasie się poprawisz.

- Dziękuję za troskę.- powiedziała pospiesznie Anna, pociągając za sobą nastolatkę.- Niedługo Tosia nadrobi wszelkie zaległości.

            Anna zapięła pasy i z piskiem opon ruszyła z miejsca. Adrenalina jej nie opuszczała i tylko czekała, by móc gdzieś ją rozładować. Na jednym ze skrzyżowań skorzystała z okazji i dała upust emocjom siarczyście klnąc na kierowcę, niemal ocierającego się o jej prawy bok na bocznym pasie. Wyciągnęła palec i jak na damę przystało dosadnie pomachała w jego kierunku środkowym placem. Idiota, myślał, że uda mu się ją wyprzedzić.

- No i co mi się tak przyglądasz?- rzuciła do Tosi, zerkającej na nią bez słowa co jakiś czas.- Czasami również dla mnie zdarza się wybuchnąć, jednak jakoś nigdy nie zdarzyło mi się nikomu obić twarzy, mimo, że dość często miałam na to ochotę, uwierz mi. Trzeba umieć w odpowiednim czasie zaciągnąć hamulce, a czasami nawet wrzucić bieg wsteczny.

- Starałam się.- dziewczyna zagryzła wargi, odwracając twarz w kierunku szyby.- Ale to ona zaczęła, wcale nie chciałam jej uderzyć.

- Nie chciałaś, ale jednak to zrobiłaś.- wyrzuciła z siebie Anna, nerwowo wykonując manewr ma rondzie.- To nie jedyna metoda rozwiązywania konfliktów. Gdyby tak było wszyscy tkwilibyśmy w nieustających wojnach.

- Wiem.- Tosia pociągnęła nosem.- Ale naprawdę nie miałam innego wyjścia, musiałam jej oddać, ona zaczęła pierwsza.

- Dlaczego musiałaś?- spytała Anna z zainteresowaniem.- Jaki ona miała powód?

- Sama nie wiem.- Tosia bezradnie wzruszyła ramionami.- Powiedziałam coś do siebie, ona myślała, że to było do niej i tak jakoś się zaczęło. Nakręciła się strasznie, widziałam, że dąży do bójki.

- Czyli to jednak ty zaczęłaś te słowne przepychanki?- drążyła Anna.- Co takiego powiedziałaś?

- Nie pamiętam.- Tosia wyczerpana odrzuciła głowę do tyłu i oparła ją o siedzenie.- W każdym razie nic ważnego.

- Dla Klaudii widać było to istotne.- zauważyła Anna zastanawiając się, na ile szczere są słowa dziewczyny.- Za tydzień masz umówione spotkanie z psychologiem.- dodała stanowczo, skręcając ostro samochodem.- I lepiej dla ciebie żebyś się na nim stawiła, bo w przeciwnym razie mogą czekać nas poważne konsekwencje twojego zachowania.

- Co masz na myśli?-  głos nastolatki był pełen baw. Nerwowo gniotła w palcach skórzany pasek od plecaka.

- Dostałam odmowę z sądu w sprawie adopcji.- powiedziała Anna po dłuższej chwili milczenia.- Wniosek został odrzucony.

- Dlaczego?- Tosia przełknęła głośno ślinę, patrząc na Annę bojaźliwie.

- Kilka spraw się na to złożyło, między innymi twoje ucieczki ze szkoły.- Anna pomyślała, że nie będzie tego dalej ukrywać.- Dlatego jeżeli nie chcesz wylądować w domu dziecka albo w zakładzie poprawczym lepiej będzie jeśli zaczniesz chodzić do terapeuty. Złożę odwołanie i wtedy zobaczymy jak to wszystko dalej się potoczy. Musisz jednak coś dać też od siebie, pokazać, że ci zależy. Moje starania mogą okazać się niewystarczające.

- Okej, dobra, pójdę.- Tosia podłożyła ręce pod kolana i nieco pochyliła się do przodu.- Przepraszam, nie myślałam, że tak to wszystko wyjdzie.- powiedziała bezbarwnie, wpatrując się nieruchomo przed siebie.

- Trochę późno doszłaś do tego wniosku, ale lepiej teraz niż wcale.- uśmiechnęła się blado Anna.- Podrzucę cię teraz do domu, a sama muszę wracać do pracy, porozmawiamy o wszystkim spokojnie wieczorem.

            Nacisnęła mocniej pedał gazu, oddychając głęboko. Przez ostatnie dni funkcjonowała na najwyższych obrotach, czas najwyższy znaleźć chwilę dla siebie, co nie miało miejsca już od tak dawna. Ciągłe psychiczne wyczerpanie nie wróży nic dobrego na dłuższą metę.

            Po powrocie do telewizji jej nastrój nie poprawił się ani na jotę. Miłosz wyrozumiały z rana nieoczekiwanie zmienił się, gdy tylko ją zobaczył.

- Mówiłem ci kilka razy, że w końcu doigrasz się tymi swoimi wyskokami.- mruknął, gdy usiadła naprzeciw niego.- Są już najnowsze wyniki sondażu, poleciałaś na łeb na szyję.

- Pokaż.- pochyliła się w stronę monitora, wpatrując się z uwagą w wykresy i tabele.

            Nie była szczególnie zaskoczona tym, że znalazła się dokładnie pod koniec stawki. Widząc swoje nazwisko za kolegami i koleżankami z innych konkurencyjnych stacji nie odebrała tego jako kompletnej porażki. Raczej jako bodziec do tego by przez następne dni dawać z siebie więcej. Ślęcząc nad reportażami nigdy nie robiła tego dla popularności, kierowało nią jedynie poczucie dobrze wypełnionego zadania. Ile wobec tego była warta jej praca, jeśli w sondażach rozpatrywano jej osobę poprzez pryzmat prywatnego czasu, a nie poprzez to czym się zajmowała? Czy sposób spędzania wolnego czasu powinien decydować o tym kim jest i przekreślać dotychczasowe dokonania?

- Jakoś nie widzę łez.- Miłosz ze ściągniętymi brwiami rzucił długopis na biurko, bacznie ją obserwując.- Do diabła, nie jesteś rozczarowana?

- W ogóle.- nic nie dając po sobie poznać wstała z krzesła.- Dlaczego miałabym być? Powiedz co mi daje ten ranking oprócz miejsca, które zajmuję?

- Satysfakcję?- podsunął, wyraźnie zawiedziony brakiem większych emocji z jej strony.- Nie martwisz się co będzie dalej?

- A co, planujesz mnie zwolnić, bo zajęłam dziesiąte miejsce zamiast pierwszego?- odparowała kpiąco.

- Nie, skądże!- obruszył się.- Myślałem jednak, że przydałby ci się dłuższy urlop, żebyś odpoczęła i nabrała dystansu.

- Dystansu do czego?- przyjrzała mu się podejrzliwie.

- Chociażby do pracy.- poprawił marynarkę i strzepał niewidoczny pyłek z rękawa.- Miałem przed godziną niezbyt przyjemną rozmowę z jednym z członków zarządu.- ściszył głos.- i tak jak przewidywałem, dowiedziałem się nieoficjalnie, że twoje nazwisko z pewnością pojawi się na kolejnym posiedzeniu. Nie wiem jak to będzie dalej, choć osobiście w każdym razie zamierzam cię bronić, mimo twoich ostatnich ekscesów…- odchrząknął.- Nie wiem jednak na ile moje słowa okażą się przekonujące.

- Jasne, rozumiem.- podeszła do ekspresu, byle czymś zająć ręce. Nie chciała okazać rozczarowania.- Daj znać jak tylko będziesz wiedział coś więcej.

- Oczywiście, natychmiast.- wziął z powrotem do ręki długopis i postukał nim niecierpliwie w blat, wzdychając.- Anka, ale wszystko pokomplikowałaś.

- Słuchaj…- ze zmęczeniem potarła czoło.- Wybacz, na razie mam dość. Od wczoraj czuję się totalnie przeczołgana. Idę do chłopaków, w razie czego wiesz gdzie mnie znaleźć.

            Zrobiła w powietrzu nieokreślony ruch ręką i odeszła, nie mając ochoty na dalszą rozmowę. Gdyby jeszcze choć chwilę spędziła w towarzystwie Miłosza zaczęłaby warczeć, co mogłoby skończyć się to potokiem łez, a tego jednak wolała uniknąć.

            Po południu powolnym krokiem wyszła z budynku telewizji i wsiadła do samochodu. Włożyła kluczyk do stacyjki i uruchomiła wycieraczki, przyglądając się bezmyślnie jak skrupulatnie zmiatają każdą kroplę deszczu. Szary krajobraz nie nastrajał jej optymistycznie, zaś bębniący o samochód deszcz nie nastrajał do przeprowadzania w tym momencie żadnych poważnych rozmów. Przemogła się jednak, oderwała wzrok od szyby i wzięła do ręki telefon z zamiarem przekazania Piotrowi najnowszych informacji.

Odwlekała tę rozmowę przez cały dzień, lecz wolała nie zostawiać tego na wieczór, chciała mieć to już za sobą. Wieczór był zarezerwowany dla kogoś innego. Poza tym, mimo, że spodziewała się jaka będzie reakcja Piotra na jej słowa czuła, że jest mu winna jakiekolwiek wyjaśnienie.

            Zacisnęła dłoń na telefonie, kiedy usłyszała jego głos.

- Hej, to ja.- odchrząknęła.- Dzwonię tylko na chwilę. Jesteś w pracy?

- Tak, ale za chwilę muszę wychodzić.- odrzekł przyciszonym głosem.- O co chodzi?

- Wczoraj dostałam postanowienie sądu w sprawie adopcji.- zaczęła, wpatrując się po spływające krople po przedniej szybie.

- No i …?- pogonił ją niecierpliwie, gdy więcej się nie odezwała.

- No i nic. Miałeś rację, nie nadaję się na matkę.- powiedziała powoli.- Postanowienie jest negatywne, możesz się cieszyć, wygrałeś.

            Po drugiej stronie zapadła cisza. Po jakimś czasie usłyszała westchnienie i stłumione przekleństwo.

- Anka, przykro mi. Naprawdę mi przykro.- jego głos zabrzmiał szczerze i można w nim było wyczuć nuty żalu.- Wybacz, nie mogę teraz rozmawiać, zaraz wyjeżdżam, mamy akcję. Słuchaj, może spotkalibyśmy się wieczorem? Mógłbym do ciebie przyjechać?

-  W zasadzie to nie masz po co, chyba, że chcesz coś jeszcze zabrać z domu.- odrzekła obojętnie.- Nie mam ochoty rozmawiać dzisiaj o adopcji, zaś całą resztę już sobie dawno wyjaśniliśmy. Spokojnie możesz składać pozew rozwodowy, już nic nie stoi na przeszkodzie.

            Kątem oka zauważyła jakąś postać zmierzającą w jej kierunku. Odwróciła się, gdy ktoś zapukał do jej szyby. Uśmiechnęła się lekko widząc Adama.

- Wybacz, muszę kończyć.- rzekła na koniec i rozłączyła się, nie zwracając już uwagi na to co mąż miał jeszcze do powiedzenia.

Odłożyła telefon, opuszczając jednocześnie boczną szybę, by móc wyraźnie zobaczyć twarz Adama.

- Jak się czujesz?- spytał, przypatrując jej się uważnie i nie zważając na padający deszcz.

- Bywały lepsze dni.- uśmiechnęła się gorzko.- A ty co tu robisz?

- Pomyślałem, że może miałabyś ochotę na jakiś dobry ciepły obiad, a potem może… kino?- zaproponował.

- Obiad chętnie, a co do kina… zobaczymy.- odrzekła, pocierając skroń.- Jestem wykończona, ty dzisiaj prowadzisz i wybierasz lokal. Nie będę wybrzydzać, nie mam siły.

- Dokładnie to chciałem usłyszeć.- odsłonił w uśmiechu idealnie równe uzębienie.- Jedź za mną, postaram się żebyś nie była zawiedziona.

- Mam nadzieję.- zamruczała do siebie, zapinając pasy.

            Ostatnimi czasy nauczyła się aż za dobrze, że zaufanie to niezwykle krucha relacja, którą łatwo zburzyć, zaś wzniesienie jej z powrotem na wyżyny często niemal graniczy z cudem.

            Przyjemnie zaskoczona wyborem restauracji na jaką zdecydował się Adam, z ulgą usadowiła się na wygodnej kanapie. Nieco przyciemnione światło, cicha muzyka, niezbyt natarczywi kelnerzy i niewielka liczba osób sprawiły, że humor nieco jej się poprawił. Ciepły posiłek i lampka wina niemal całkowicie ją rozluźniły i wprawiły w błogi nastrój. Zrelaksowana sączyła powoli cierpkawy alkohol, napawając się spokojem chwili.

- Cieszę się, że trochę lepiej się czujesz.- powiedział ciepło Adam, wyciągając rękę i zamykając w niej dłoń Anny.- Nie możesz zamartwiać się sprawami, na które nie masz zbyt wielkiego wpływu. To niedorzeczne.

- Masz na myśli adopcję?- popatrzyła w głąb kieliszka, chłonąc przyjemne ciepło męskiej ręki.- Cóż, mam przeczucie, że mogłam zrobić więcej, że coś mnie ominęło. W jednym masz rację, nie mam wpływu na orzeczenia sędziów. W tym aspekcie jestem całkowicie bezradna.

- Pomogę ci napisać to odwołanie, wiesz o tym.- delikatnie ścisnął jej palce.- Napiszemy je w taki sposób, że nikt nie będzie miał wątpliwości co do tego, że  dzieci muszą zostać właśnie u ciebie, że jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu.

- Dzięki.- odwzajemniła uścisk.- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz odosobniony w swoim przeświadczeniu.

- Oczywiście, że nie.- dolał jej wina.- Do bycia matką jesteś wprost stworzona, a my tylko musimy dostarczyć do sądu odpowiednie argumenty.

- W jaki sposób zamierzasz to zrobić?- nie mogła się nie uśmiechnąć widząc jego głębokie przekonanie.

- Mam już kilka pomysłów. Spokojnie, jestem w tym naprawdę dobry.- uśmiechnął się filuternie.- Nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy.

- Och, przystojny, a w dodatku jaki skromny!- uniosła w górę brwi, udając niesmak.- Nie zgubiła cię jeszcze ta twoja nadmierna pewność siebie?

- Nie zdarzyło mi się.- przyznał szczerze.- Gdybym był niepewny w tym co robię klienci nie tłoczyliby się pod drzwiami. Jak do tej pory jest to najskuteczniejszy sposób zarówno na pozyskanie nowych interesantów, jak i uświadomienie sędziom, że nie tylko oni mają głos na sali sądowej.

- Ach, tak… Nikt cię jeszcze nie wyrzucił z sali kiedy zaczynasz tam pokazywać swoje ciemne oblicze?- zaśmiała się.

- Oczywiście, że nie.- odsłonił w uśmiechu idealnie białe zęby.- Jestem wówczas ucieleśnieniem dobra i zła w jednym, a jednocześnie jestem bardzo grzeczny.

- Rozumiem...- poruszyła brwiami jednoznacznie.- Dziękuję, że w ogóle chcesz mi pomóc.

- Gdybyśmy teraz byli sami to przełożyłbym cię przez kolano i wtrzepał kilka solidnych klapsów za to dziękowanie.- przymrużył oczy, udając gniew.

- Dlaczego? Przepraszam, proszę i dziękuję to podstawowa w moim słowniku.- zachichotała.

- Wiesz, to raczej normalne, że chcę pomoc swojej dziewczynie.- obruszył się.- Przynajmniej tego mnie nauczono.

- Nie dość, że przystojny, skromny, to jeszcze szarmancki.- wypiła łyk wina, przyglądając mu się spod zmrużonych powiek.- Trafił mi się pełen pakiet, nie wiem czym sobie na to zasłużyłam.

- Cieszy mnie, że jego zawartość ci odpowiada.- odrzekł z błyskiem w oku.- Chciałabyś może coś jeszcze dodać?

- Absolutnie nic.- powoli pokręciła głową.- Zawartość jest tak idealna, że momentami zastanawiam się czy nie śnię na jawie.- dokończyła kieliszek wina i odstawiła na stolik. Leniwie sączący się z głośników cichy chillout całkowicie ją uspokoił i nieco optymistyczniej patrzyła w przyszłość.- Odwieziesz mnie do domu?- spytała sennie.- W tej sytuacji nie mogę poprowadzić auta.- z rozbrajającą miną rozłożyła ręce.

- Tak szybko chcesz wracać?- uniósł do góry jej dłoń i powoli pocałował.- Nie dasz się namówić na spacer?

- Nie dzisiaj, jutro. Jestem wykończona, chciałabym odsapnąć, przepraszam.- wyciągnęła rękę i pogładziła go po twarzy.- Obiecuję, że jutro będę w pełnej gotowości.

            Gdy Adam zaparkował na posesji, Anna z nostalgią popatrzyła na swój rozświetlony dom. Zawsze lubiła tu wracać, to była jej prawdziwa oaza, jedynie tu umiała naprawdę wypocząć i odciąć się od innych spraw. Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że nagle stała się domatorką. Częściej wolała wracać do domu, niż biec na imprezy. W dużej mierze z pewnością zawdzięczała to dzieciom i przymusowej wręcz sytuacji w jakiej się znalazła. A może to już zasługa wieku? W końcu dobijała już do połowy czwartej dziesiątki, trzydzieści cztery lata to już nie to samo co jeszcze dziesięć lat temu, gdy o trzeciej nad ranem impreza zdawała się dopiero rozkręcać, a nie kończyć.

Rzuciła okiem w stronę ogrodu. Rozglądając się dookoła w półmroku z niemałym zdziwieniem dostrzegła inne auto stojące na poboczu. Zmarszczyła brwi, gdy rozpoznała do kogo należy. Najwyraźniej Piotr po rozmowie z nią postanowił osobiście pofatygować się by sprawdzić w jakim stopniu jest załamana. Niewykluczone, że gorycz w jej głosie wskazywała na poważne problemy emocjonalne i wolał przekonać się czy nic jej nie grozi. A może zwyczajnie zżerało go sumienie, i chciał w ten sposób swoim przyjazdem zwyczajnie jej pomoc?

Zaskoczona jego obecnością zerknęła ukradkiem na Adama, który nieświadom burzy uczuć rozgrywających się w jej duszy wyskoczył z samochodu, obiegł go dookoła i otworzył z jej strony drzwi, nachylając się jednocześnie z parasolką.

- Odprowadzę cię pod same drzwi, żeby mieć pewność, że jesteś bezpieczna.- objął ją ramieniem i pobiegli ścieżką w stronę domu.

- Spokojnie, jestem u siebie, nie mam się czego obawiać.- zawołała odrobinę zbyt głośno, zerkając niespokojnie w stronę drzwi.

            Piotra nigdzie nie było widać, najwyraźniej wszedł do środka i czekał na nią wewnątrz.

- Dzięki za miły wieczór.- szepnęła do Adama, gdy stanęli na szczycie schodów, chroniąc się przed deszczem.- Bawiłam się naprawdę świetnie.

- Ja też się świetnie bawiłem.- powtórzył za nią, naśladując jej słowa.- Było tylko miło?- dotknął jej policzka i nawinął sobie na palec kosmyk jej włosów.

- Bardziej niż miło.- zaśmiała się, pochylając się w jego stronę i całując go przekornie w kącik ust, i zastanawiając się jednocześnie w duchu jaka byłaby jego reakcja na widok jej męża, gdyby się w tej chwili pojawił.

Na odpowiedź nie musiała zbyt długo czekać.

Drzwi frontowe otworzyły się raptownie i stanął w nich Piotr.

Na jego twarzy odmalowało się zdumienie pomieszane z niedowierzaniem, gdy patrzył na ich oboje stojących naprzeciwko siebie. Jego wzrok prześlizgnął się na rękę Adama spoczywającą na biodrze Anny i na parasolkę ponad ich głowami. Przenosił wzrok z jednego na drugie jakby nie mogąc uwierzyć w to co widzi.

- Pan jest… mężem Anny?- pierwszy przytomnie odezwał się Adam.

            Zdjął rękę z pleców Anny i wyciągnął w kierunku Piotra.

- Adam.- przedstawił się uprzejmie.

            Policjant wyglądał jakby przez chwilę miał zamiar nie uścisnąć wyciągniętej w swoim kierunku ręki. Po chwili przemógł się jednak i z wyraźną niechęcią uścisnął dłoń prawnika.

- Piotr.- odrzekł sucho i schował ręce do kieszeni.

            Anna, sama nie wiedząc dlaczego, odczuła wyraźny dyskomfort. Jeszcze nigdy nie była w podobnej sytuacji, lecz ta obecna kompletnie ją przerosła. Jednocześnie absolutnie nie czuła się winna temu, by odpowiadać na jakiekolwiek oskarżycielskie pytania któregokolwiek z nich. Patrząc na lustrujących się bacznym wzrokiem dwóch mężczyzn nagle zapragnęła, aby obydwaj już sobie poszli. Aby nie musiała niczego wyjaśniać, tłumaczyć czy roztrząsać. Nie dzisiaj.

            Zdecydowanym ruchem przesunęła się do przodu i weszła do środka. Zsunęła buty i obejrzała się za siebie.

- Może wejdziecie do środka?- zaproponowała uprzejmie, ściągając płaszcz.- Czy zamierzacie tak stać?

             Szybkim krokiem poszła do garderoby, zdjęła przemoczone ubranie, wskoczyła w wygodne dresy i pierwszą lepszą bluzkę i wróciła do salonu.

            Ku jej zdumieniu był tam tylko Piotr. Stał przodem do okna z rękami w kieszeniach i patrzył w skupieniu mrok, jakby próbując cokolwiek z niego wyczytać.

            Słysząc wchodzącą Annę nie odwrócił się od razu. Poirytowana prychnęła w duchu i skierowała się w stronę kuchni, by zrobić sobie gorącą herbatę. Nie dość, że najwyraźniej odesłał Adama, to jeszcze miał zamiar pokazywać swoje humory. Niedoczekanie.

- Kim dla ciebie jest ten wypacykowany goguś?- odezwał się tak nieoczekiwanie, że niemal podskoczyła.

- Ma na imię Adam.- odrzekła rozdrażniona, odwracając się na pięcie.- Wybacz, ale na tym etapie nie musimy się już przed sobą z niczego tłumaczyć.

- Spałaś z nim?- spytał ostro, jakby nie słysząc odpowiedzi.

            Nie wierzyła własnym uszom gdy wypowiedział te słowa. Gniewnie zacisnęła pięści i bez słowa pomaszerowała do kuchni. Z trzaskiem postawiła szklankę i nalała sobie wody z cytryną. Wypiła kilka głębszych łyków, by nieco ostudzić emocje. Nie miała zamiaru dyskutować z prawie byłym mężem na temat stosunków łączących ją Adamem, skoro sam przyznał się, że zamierza się z kimś związać. Swoją drogą co za licho podkusiło ją by do niego dzwonić akurat dzisiaj? Mogła ten wieczór spędzić zupełnie inaczej aniżeli na wysłuchiwaniu jego uwag.

            Wróciła do salonu w momencie, gdy kładł rękę na klamce drzwi wyjściowych.

            Popatrzył na nią tak przenikliwie, aż miała wrażenie, że to spojrzenie przewierca ją niemal na wylot.

- Przyjechałem tu dosłownie tylko na kilka chwil, muszę już wracać.- powiedział z powagą, zupełnie jakby nie było zajścia sprzed paru chwil.- Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro z powodu orzeczenia sądu, tak naprawdę sądziłem, że wygraną masz w garści. Sądzę jednak, że kiedy się odwołasz dzieciaki zostaną ci przyznane. Nie musisz się o to obawiać.

- Dzięki.- odrzekła zaskoczona.- Na razie ciężko mi w ogóle o tym myśleć, ale mam nadzieję, że będzie tak jak mówisz.

- Z pewnością.- skinął głową, otwierając drzwi.- A co do moich wcześniejszych pytań…- odchrząknął.- …uznajmy, że ich nie było.

             Wyszedł, nim zdążyła zareagować i cokolwiek powiedzieć. Żałowała, że nie wypaliła mu prosto w twarz, że takich pytań tak łatwo się nie zapomina. I że najzwyczajniej w świecie po prostu ich się nie zadaje. A już przynajmniej nie pozostawionym wcześniej kobietom, które nie zdały egzaminu i nie sprawdziły się w roli żony.

            Ze złością złapała poduszkę z kanapy i cisnęła ją za Piotrem w stronę drzwi, zaś miękki materiał odbił się w ciszy i zsunął na podłogę.

 

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz