Agata wyskoczyła z
łóżka, podbiegła do okna i otworzyła je z taką energią, że omal nie wyleciały z
zawiasów. Z przyjemnością wciągnęła rześki powiew świeżego powietrza, płynący
prosto na jej twarz. Ogarnęła wzrokiem panoramę pól i łąk, rozciągających się u
podnóża wzniesienia, na którym stał jej dom. Uśmiechnęła się do siebie, patrząc
na rozhuśtane łany zbóż, które chwilami unosiły się i opadały, momentami
iskrząc się w słońcu niczym prawdziwe srebro. Biegnąca pomiędzy nimi droga do
sąsiedniej wsi, wiła się jak serpentyna i znikała w oddali ginąc wśród brzóz,
tworzących niewielki zagajnik. Trudno było słowami oddać piękno, jakim
zachwycało Roztocze. Trzeba go było samemu zobaczyć i poczuć, a następnie
rozkoszować się nim, tak jak smakuje się zapach sosnowego lasu, rosnącego w
pobliżu domu Agaty.
Słysząc
znajomy warkot silnika traktora, odsunęła się szybko od okna, przysłaniając je
firanką i dyskretnie zajrzała. Robert najwyraźniej postanowił nie czekać na nią
ze śniadaniem, tylko zabrać się do pracy. Oczywiście nie podlegało dyskusji, że
pracy wiecznie było w bród, lecz po ich ślubie do tej pory utarło się, że mimo
nawału obowiązków śniadania zwykle jedli razem, był to ich codzienny rytuał. Lubili
planować co w ciągu dnia trzeba zrobić, bowiem posiadanie dwustu hektarów ziemi
było nie lada wyzwaniem. Natomiast od kilku dni Robert zasuwał za dwóch,
chodził jak struty, a gdy tylko pojawiała się Agata mruczał pod nosem kilka
nieuprzejmych słów i znikał. Wracał, gdy kładła się już do łóżka, i wstawał,
kiedy jeszcze spała.
Zachowanie
męża budziło jej ogromne zdumienie, tym bardziej, że nie przechodzili żadnego
kryzysu, a przynajmniej nic do tej pory na to nie wskazywało, nawet na jego
początek. Ich najbliższymi sąsiadami byli rodzice Agaty, mieszkający z jej
siostrą Anetą i babcią, w odległości około pół kilometra, i nie było w pobliżu
żadnej innej przyczyny, dla której Robert mógłby znikać niespodziewanie na
kilka godzin.
Przyglądała
się zza firanki jak mąż wyskakuje z traktora i podchodzi do przyczepy, jak
pochyla się i poklepuje podskakującego radośnie psa. Z fascynacją patrzyła jak
wrzuca jeden worek za drugim, jak pracują mięśnie jego ramion. Odgarnął włosy z
czoła i jakby tknięty niespodziewanym przeczuciem rozejrzał się czujnie
dookoła. Utkwił baczny wzrok w oknie sypialni, przy którym stała, a następnie
dokończył ładowanie worków i wskoczył jak poparzony za kierownicę ciągnika.
Ruszył przed siebie z gwałtownym szarpnięciem, jakby goniła go sfora
ujadających wściekle psów.
Agata
westchnęła i ponownie odsunęła na bok zasłony, pozwalając by pokój rozjaśniło
słońce. Zapowiadał się kolejny dziwny dzień.
Po
śniadaniu zajrzała do barku i z wewnętrzną satysfakcją obejrzała rząd butelek. W
ciepły wieczór po ciężkiej pracy z pewnością najlepsza będzie whiskey z lodem.
Robert nie powinien odmówić takiemu specjałowi. Jak dotąd zazwyczaj raczył się
nią jedynie w te dni, gdy praca szczególnie dała mu się we znaki. Dzisiaj z
pewnością będzie umordowany niemiłosiernie, Agata w duchu już zaczęła obmyślać
wieczorny plan działania.
- Ważniak, idziemy!- zawołała psa,
sięgając jednocześnie po robocze rękawice.
Owczarek zastrzygł
uszami, nie odrywając oczu od kota. Czarnobiały pers spacerował dumnie po
gzymsie kominka i ani myślał zejść. Naprężył dumnie ogon i powachlował nim ostentacyjnie
w lewo i w prawo, jakby celowo chciał zdenerwować rywala.
Agata
poklepała owczarka.
- Chyba nie myślisz wejść na kominek?-
spytała z politowaniem.- Trochę za duży jesteś, kolego. Chodź ze mną do
piwnicy, trzeba tam ogarnąć. Przynajmniej będę miała z kim pogadać.
Weszła
do korytarzyka, przesunęła dywan i podniosła klapę do góry, osłaniającą zejście
do piwnicy.
- Ale tu ciemno.- zamruczała do siebie
pod nosem, schodząc w dół i przyświecając sobie latarką.- Przydałoby się tu się
z pięć latarek, a nie jedna.
Wzdrygnęła
się lekko czując chłód i niezbyt przyjemny zapach dobiegający z wnętrza
piwnicy. Rozejrzała się dookoła po stosach starych gazet, porozwalanych po
kątach słoikach, leżących wszędzie starych ubraniach i po całej masie rzeczy, które
widziała po raz pierwszy. Sądząc po kilku spakowanych kartonach ktoś tu już był
przed nią, próbując coś niecoś poskładać, lecz jego starania nie przyniosły rezultatu.
Piwnica nie nadawała się jeszcze do użytkowania.
- Oto dlaczego nigdy nie lubiłam
sprzątać.- Agata położyła latarkę na najwyższej skrzyni, rozświetlając wnętrze,
by jak najlepiej widzieć. Pies na dźwięk jej słów zamerdał radośnie ogonem.-
Już na sam widok zrobiłam się zmęczona.
Podwinęła rękawy i
zaczęła mozolnie układać sterty książek, gwoździe i śrubki do oddzielnych
kartonów, zaś porwane i zawilgocone stare ubrania powędrowały do największego
worka.
W
najciemniejszym kącie piwnicy natknęła się na usypany kopiec starych, wyschniętych
liści. Odgarnęła je niedbale nogą, lecz pod stopą coś wyczuła. Pochyliła się, odsunęła
liście na bok i przejechała dłonią po niewyraźnym kształcie. Badając palcami zorientowała
się, że jest to prostokątna, żelazna klapa z uchwytem. Pociągnęła ją do góry i
ku swemu zaskoczeniu nie poczuła oporu, pokrywa uniosła się, ukazując
niewielkie wnętrze.
Dziewczyna
oparła ostrożnie pokrywę o ścianę i poszła po latarkę. Zaświeciła nią do środka,
z ciekawością lustrując wzrokiem nieoczekiwany schowek. Na samym jego dnie coś
leżało, przykryte warstwą kurzu i kawałkiem szarego, płóciennego materiału.
Sięgnęła ręką i odsuwając tkaninę, wyciągnęła ostrożnie pojedynczy arkusz
papieru.
Ku swemu zdumieniu
patrzyła na naszkicowany ołówkiem portret młodego mężczyzny, trzymającego konia
za uzdę. Jego twarz nie należała do najprzystojniejszych, lecz było w niej coś
takiego, co sprawiało, że Agata nie potrafiła oderwać od niej oczu. Jak
zahipnotyzowana wpatrywała się w pełne powagi oczy, wąskie usta, i krótkie,
lekko falujące włosy. Sylwetka była dość szczupła, mężczyzna nie wyglądał na
zbyt wysokiego. Na oko mógł mieć około trzydziestu lat.
Zaintrygowana odkryciem
Agata obróciła w dłoniach papier. Podniosła się z kolan, aby wyjść na światło
dzienne, żeby lepiej przyjrzeć się rysunkowi. Zrobiła kilka kroków w kierunku
schodów, gdy niespodziewanie usłyszała za sobą huk. Odwróciła się i ze
zdumieniem patrzyła jak metalowy regał z narzędziami zaczyna przechylać się w
jej kierunku. Intuicyjnie odskoczyła w bok w ostatnim momencie, nim runął na
ziemię w miejscu, w którym stała.
Ważniak zaczął szczekać
jak oszalały. Podbiegł w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się
regał, lecz zaraz jego szczekanie zamieniło się w cieniutkie popiskiwanie, i z
podkulonym ogonem i położonymi uszami wrócił na swoje miejsce.
Agata kompletnie zaskoczona
uniosła w górę brwi i zachichotała, biorąc do ręki latarkę.
- Kochany! Ty, czterdziestokilogramowy
słoń chyba nie boisz się duchów, co?- podrapała psa za uchem.- Chodź, obejrzymy
nasze znalezisko! Może to jakiś nasz kuzyn z dawien dawna, jak myślisz?
Weszła
na schody prowadzące na górę, a Ważniak niemal deptał jej po piętach. Z
ciekawością obejrzała się jeszcze za siebie i popatrzyła w piwniczny półmrok.
Sama nie wiedząc dlaczego, poczuła na karku gęsią skórkę. Mogłaby przysiąc, że
w głębi usłyszała jakiś złowrogi szelest.
Nieco
zdegustowana własnymi odczuciami przyspieszyła kroku i była z powrotem na
górze. Zatrzasnęła klapę, zaś wraz z jej zamknięciem Ważniak odzyskał swój
wigor. Popędził na podwórze przez otwarte drzwi, zaś Agata usiadła przy kuchennym
stole i ostrożnie położyła przed sobą cieniutką kartkę, aby jej nie uszkodzić.
Po
namyśle zadzwoniła do siostry.
- Hej, masz jeszcze urlop?- przywitała
ją radośnie.- Może mnie odwiedzisz?
- Właśnie zabrałam się za pieczenie
chleba i wolałabym go nie spalić.- perlisty śmiech Anety zabrzmiał po drugiej
stronie.- Ale jeśli wytrzymasz beze mnie jeszcze z pół godziny, to nie
omieszkam skorzystać z zaproszenia!
- Nie wiem czy dam radę!- udawane
jęknięcie Agaty również zamieniło się w chichot.- Przyjdź, mam ci coś ciekawego
do pokazania.
Po
przybyciu siostry od razu podsunęła jej swoje odkrycie.
- Tylko ostrożnie z tym, żeby się nie
rozpadło.- rzekła ostrzegawczo.- Jak myślisz, kto to jest?
- Nie mam pojęcia.- Aneta z ciekawością
pochyliła się nisko nad zdjęciem.- Może to nasza prababcia taka zdolna
narysowała pradziadka?
- Że też od razu na to nie wpadłam!-
Agata stuknęła się w czoło.- No pewnie, że trzeba wypytać babcię! Może to jej
ojciec, przecież nie mamy żadnych zdjęć pradziadków!
- Widzisz, jak cię natchnęłam?- Aneta z
zadowoleniem sięgnęła po kawałek szarlotki.- Pyszna! Teraz ty musisz przyjść
spróbować mojego chlebka! Z Robertem, ma się rozumieć!
- On pewnie nie zechce, będzie zmęczony.-
machnęła ręką Agata.- Sama do was przyjadę wieczorem, tylko się obrobię w domu.
- Obejrzałaś dokładnie całą tą skrytkę?
Może tam coś jeszcze jest?
- Raczej już nie.- odrzekła z lekkim
wahaniem Agata.
- Ale pewna nie jesteś?
- Nie.- przyznała.- Niezbyt nam się tam
podobało z Ważniakiem. Było jakoś tak… dziwnie.
- Mieliście spotkanie z duchami?- Aneta
roześmiała się.- Nie żartuj! Ty? Taka realistka?
- Wyobraź sobie!- prychnęła Agata.- Jak
chcesz to z chęcią ciebie tam zaprowadzę!
W
tej samej chwili zadzwoniła komórka Anety i siostra uniosła się z krzesła,
rzucając jej przepraszające spojrzenie.
- Muszę iść, mama chce żeby jej pomóc w
oborze.- wyjaśniła, wychodząc.- A ty schowaj swojego cykora i zejdź jeszcze raz,
zanim przyjedziesz do babci. Może jeszcze coś ciekawego tam wypatrzysz? Kto
wie, co tam jeszcze jest, jakie skarby tam chowacie.
- Same truposze, nic więcej.- udając bezradność,
Agata rozłożyła ręce.- Dobra, zajrzę tam, chociaż wątpię żeby coś jeszcze się
uchowało.- obiecała niechętnie.- Może faktycznie coś przeoczyłam.
Po
południu, po powrocie z ogrodu, Agata postanowiła ponownie zejść do piwnicy,
przed pojawieniem się Roberta. Nie chcąc narażać się więcej na żarty siostry,
otworzyła wejście i zerknęła do środka, gwiżdżąc jednocześnie na Ważniaka.
Pies
pojawił się mgnieniu oka, jednak widząc gdzie zmierza jego pani, usiadł w
pewnej odległości od piwnicy i ani myślał zejść razem z nią.
- Czekaj ty, kundlu jeden, przypomnę ci
się, jak miska będzie pusta.- zagroziła Agata.- Wtedy to dopiero będziesz się
kręcił. Teraz siedź tu i pilnuj mnie chociaż na odległość.
Strofowała
samą siebie za nieznany ucisk w gardle, który pojawił się znienacka, gdy
stanęła już na samym dole. Uzbrojona w trzy latarki, porozkładała je w dwóch
różnych częściach piwnicy, by uzyskać jak najwięcej światła, zaś z trzecią w
garści zbliżyła się do płyty, pod którą ukryty był rysunek.
Odsunęła
ją ostrożnie jeszcze raz i zajrzała do środka. Niczego nie widząc wyciągnęła
rękę i delikatnie badała wnętrze, zastanawiając się jednocześnie czego tak
naprawdę szuka w tak wąskim miejscu.
Zmroziło
ją od środka, gdy usłyszała szelest za plecami. Szybko obejrzała się za siebie,
lecz nie dostrzegła nikogo, ani niczego, co mogłoby powodować ruch. Jednak coś
się zaczęło dziać. Jakimś nieznanym sposobem powietrze z dziwnym sykiem zaczęło
się skądś przedostawać do piwnicy i tworzyć wir u jej stóp, który kręcił się z
coraz większą prędkością.
Agata
przestraszona nie na żarty dwoma susami znalazła się na schodach, lecz wtedy ku
jej zdumieniu coś przed nią wylądowało, jakaś kartka. Schyliła się po nią i
zaświeciła latarką, mrużąc oczy. Na kartce papieru narysowany był bukiet
polnych kwiatów. Agata była więcej niż pewna, że narysowała go ta sama ręka,
która w tak subtelny sposób uchwyciła męskie rysy twarzy.
Zachwiała
się pod naporem powietrza, które zaczęło sięgać do jej kolan. Chwyciła się ręką
za najbliższy stopień, lecz nie utrzymała równowagi. Machając rozpaczliwie
rękami poleciała do tyłu, lądując na czymś miękkim. Zobaczyła jeszcze wirujący
rój gwiazd i otoczyła ją ciemność.
II
Otworzyła
oczy i zamrugała powiekami. Leżała na łóżku w sypialni, a nad nią pochylały się
intensywnie piwne oczy Roberta. Pomiędzy brwiami utworzyła mu się ostatnio
głęboka bruzda, która teraz zrobiła się szczególnie widoczna.
Podniosła
się i oparła na łokciu. Dotknęła niepewnie bolącej z tyłu głowy.
- Zemdlałam?- spytała z lekkim
niedowierzaniem.
- Zemdlałaś, zemdlałaś!- powtórzył z
ironią i odsunął się od łóżka.- Po jaką cholerę tam polazłaś? Chciałaś skręcić
sobie kark?
- Dzięki! Ty jak zawsze potrafisz podnieść
mnie na duchu!- stwierdziła z przekąsem, ostrożnie przybierając pionową
postawę.
- Zapomniałaś o trzech najniższych
stopniach, nadają się już do wymiany, nie można na nich stawać. A ty to właśnie
zrobiłaś.- przypomniał z pretensją w głosie.
- Masz rację, zapomniałam.- przyznała.- Wyłamałam
je całkiem?
- Tak, odłamały się.- nalał sobie
szklankę wody i wypił kilkoma łykami.- Do grobu mnie wpędzisz tymi swoimi
pomysłami. Zrobię te schody jutro albo
pojutrze, muszę tylko znaleźć deski. Do tego czasu już lepiej nie właź do tej
piwnicy.
-
Dzięki!- ożywiła się.- Poszłam zrobić tam w końcu porządek i natknęłam się na
coś ciekawego.- zachęcona brakiem zawrotów głowy spróbowała wstać.- Pokażę ci.
- Siedź, nigdzie się nie wybieraj!-
nakazał rozkazująco.- Zobaczę w swoim czasie, a ty odpocznij. Chyba nie chcesz
siniaka w kolejnym miejscu?- wyszedł starannie zamykając za sobą drzwi.
Agata
opadła do tyłu na poduszki i wyciągnęła przed siebie stopy. Ostatnimi czasy
miała dość własnego męża. Wyszedł tak szybko, że nawet nie zdążyła mu powiedzieć
jaki był prawdziwy powód jej upadku w piwnicy. Że wcale nie zakręciło jej się w
głowie. Tam coś się wydarzyło. Coś, czego jej zdrowy rozsądek i logika nie były
w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Ona sama nie mogła w to uwierzyć. Czy w takim
razie mogła liczyć na to, że on jej uwierzy? Czy uwierzyłby w to ktokolwiek?
Oczekując
wieczorem na powrót Roberta, nie zasiadła jak zwykle przed telewizorem, tylko
kręciła się po domu, wynajdując sobie najrozmaitsze zajęcia. Jej myśli krążyły
niemal nieustannie wokół znalezionej fotografii, a wzrok uporczywie kierował
się w stronę korytarzyka, w którym znajdowało się zejście do piwnicy.
Lekko
poddenerwowana położyła się w końcu do łóżka i nieco uspokoiła, słysząc warkot
zajeżdżającego na podwórze ciągnika. Mimo wszystko wolała nie być w domu sama.
Mimo posiadanej całej góry zdrowego rozsądku.
Następnego
dnia po południu wsiadła na rower i pojechała do mieszkających nieopodal
rodziców. Kilkuminutowa przejażdżka wprawiła ją w dobry humor, a niespokojne
myśli zeszły na dalszy plan.
- Cześć mamo!- zawołała do rodzicielki,
wyrywającej chwasty przed domem.- Gdzie jest babcia? Mam do niej sprawę.
Arcyważną.
- Z drugiej strony, ogląda warzywa.-
matka przysłoniła sobie ręką oczy od słońca.- Coś się stało?
- Nie, nic takiego.- Agata oparła rower
o ławkę.- Muszę ją tylko wypytać o historię.
Matka
uniosła w górę brwi, lecz Agata już nie czekała na dalsze pytania. Pobiegła na
poszukiwanie babci.
- Zawsze mówiłam, że ten ogród jest za
duży!- zawołała na widok starszej pani, ledwie widocznej zza wysokiego kopru.-
Ledwie można ciebie odnaleźć w tym gąszczu!
- Dobrego nigdy dość!- babcia
rozpromieniła się na widok wnuczki, przeskakującej pomiędzy grządkami warzyw.-
A i ty nadal lubisz połasuchować w spiżarni, przyznaj się! To wszystko to
zasługa tego ogródka.
- Oj tak…- rozmarzyła się Agata, oczami
wyobraźni wchodząc do wnętrza ze specjałami, przygotowanymi przez babcię.- Ty
to potrafisz przyrządzić. Naucz mnie!
- Dziecko, ty to wszystko umiesz.
–powiedziała serdecznie starsza pani.- Tylko musisz się odważyć i spróbować
zrobić.
- A właśnie, a propo odwagi…- Agata
zawahała się przez moment i sięgnęła do torebki.- Przyjechałam żeby ci coś
pokazać. Spójrz.- podała ostrożnie odnaleziony rysunek.- Widziałaś kiedyś ten
obrazek?
Równie
ostrożnie staruszka wzięła kartkę do ręki i wpatrzyła się w nią zmrużonymi
oczami. Poprawiła zjeżdżające z nosa okulary i dłuższą chwilę milczała. Agata z
niejakim zdumieniem dostrzegła wzruszenie malujące się na twarzy starszej pani.
- Widziałaś już to?- ponowiła ostrożnie
pytanie, nie chcąc jej zdenerwować.- Znalazłam go wczoraj i zastanawiałam się
kim jest ten mężczyzna. Pomyślałam, że może coś wiesz.
Staruszka
bez słowa pokiwała głową. Wytarła ręce o brzeg spódnicy, podeszła do drewnianej
ławki, ustawionej w cieniu pomiędzy dwiema niewysokimi brzozami i usiadła, nie
odrywając wzroku od rysunku.
Agata
niepewna co ma robić dalej, poszła za babcią i w milczeniu przysiadła obok
niej.
- Babciu, chyba nie wiąże się z tym
jakaś strasznie wstrząsająca historia, co?- zagadnęła w końcu.- Powiedz coś, bo
aż się boję. Mam zawołać mamę? Źle się czujesz?
- Nie, to nic takiego, dziecko.-
zaprzeczyła wreszcie starsza pani.- Czasami powracają wspomnienia do dawnych
wydarzeń. I zaczynasz się wtedy zastanawiać czy to wszystko naprawdę się zdarzyło,
czy to po prostu był sen. A może tylko się zdawało?
- Ale co takiego?- dociekała Agata.-
Widzę, że znasz tego chłopaka.
- Nie wiem czy znam, może tak, a może
nie.- babcia rzadko bywała aż tak zagadkowa.
- Nie jesteś pewna?
- Coś trochę pamiętam. To prawdopodobnie
twój pradziadek, Agatko.
Twarz
Agaty rozpromienił szeroki uśmiech.
- Babciu, trzeba było tak od razu! Już
zaczynałam się denerwować czy przypadkiem nie odkryłam rysopisu jakiegoś
złodzieja!
- Kochanie, w żadnym razie! To był
bardzo porządny młody człowiek!
- Całe szczęście! Dobrze, że nasze
pokolenie nie ma na razie w swoich szeregach żadnego gangstera czy mordercy!-
żartowała Agata, próbując rozładować atmosferę i poważną minę babci.- Jakim
cudem znalazła się ta kartka w naszej piwnicy to tego też jestem bardzo
ciekawa!
Babcia uśmiechnęła się
lekko.
- Tylko twoja prababcia Helena mogłaby
to wiedzieć, albo właśnie pradziadek.
- Jesteś tego taka pewna jakbyś o tym
wiedziała.- powiedziała Agata, tknięta przeczuciem.- Mówisz, że ten bohater z
rysunku to pradziadek? No nie wiem, nie jesteś do niego wcale podobna.
Starsza pani roześmiała
się i zaraz spoważniała.
- Bardzo słusznie go nazwałaś, kochanie,
bo i był prawdziwym bohaterem.
- Co masz na myśli?
- Brał udział w bitwie pod Komarowem.
Tak, w tej bitwie w 1920.- przytaknęła w odpowiedzi na zdumione spojrzenie
wnuczki.- Był w batalionie szturmowym kapitana Maczka. W czasie bitwy
niejednokrotnie uratował kapitanowi życie, za co potem został odznaczony i
awansowany na stopień porucznika.
- Coś takiego!- Agata wytrzeszczyła
oczy.- Nie pomyślałabym… Wcale nie wygląda na specjalnie walecznego! Prababcia
była pewnie strasznie dumna, że narzeczony taki odważny, co?
- Kiedyś to wszystko nie było takie
proste.- babcia w zadumie zerknęła ponownie na rysunek.- Moja mama nie
pochodziła z bogatej rodziny, zajmowała się wypasem krów. Gdy poznali się z
dziadkiem jego rodzice nie chcieli żeby angażował się w związek z dziewczyną z
pastwiska. Chcieli dla niego lepszej partii.
- Ojej…- Agata poczuła jak uszy
zaczynają jej płonąć. To, czego dowiadywała się od babci przeszło jej
najśmielsze oczekiwania.- I co było potem?
- Spotkali się jeszcze kilka razy…- babcia zawiesiła
głos.- Po wygranej pod Komarowem wziął udział
w kolejnej bitwie, gdzie został poważnie ranny. Nie doszedł już do
siebie. Przed śmiercią chciał jeszcze żeby odwiedziła go moja mama i zmarł
trzymając ją za rękę.
- Zmarł?! To w takim razie… Jak to
możliwe?- Agata zmarszczyła brwi.- Czyli prababcia była z nim w ciąży? Przecież
mówiłaś, że pradziadek zmarł w wieku osiemdziesięciu lat!
- Po paru miesiącach babcia wyszła za
mąż za pradziadka Antoniego i niedługo potem ja się urodziłam.- wyjaśniła
starsza pani.- Oficjalnie to pradziadek Antoni był moim ojcem… ale nie ma
żadnej gwarancji, że nie był nim porucznik Sławomir.- dodała konspiracyjnym
szeptem.
- A co o tym wszystkim mówiła prababcia?-
spytała z ciekawością Agata.
- Agatko, nie zapominaj, że to było
dawno temu. To były zupełnie inne czasy. Temat porucznika nigdy nie był w
naszym domu poruszany. Tylko raz, gdy zostałyśmy w domu z mamą same, zeszłam do
piwnicy i przez przypadek znalazłam ten rysunek, który teraz mi pokazałaś. Moja
mama bardzo się wtedy wzruszyła i opowiedziała mi tą historię, którą ja teraz
opowiadam tobie. I nigdy więcej już nie wracałam do tematu, widziałam, że był
drażliwy.
- W takim razie jak powstał ten
rysunek?- zaciekawiona Agata zajrzała nad ramieniem babci.- To szkic prababci?
- Bardzo udany, prawda?- babcia skinęła
głową.- Twoja prababcia narysowała porucznika podczas jednego z ich spotkań,
przed samą bitwą pod Komarowem. Do twarzy mu było z tym koniem.- uśmiechnęła się
z zadumą.
- To stąd ten jego zawzięty wyraz
twarzy, szykował się na bitwę.- zachichotała Agata.
Opowiedziała
o dziwnych dźwiękach w piwnicy, o swoich niepokojach i zagadkowym zachowaniu
Roberta przez ostatnie dni.
- Kto wie, może to i ma ze sobą jakiś
związek.- powiedziała w zadumie babcia. – Jest wiele rzeczy, których nie da się
wytłumaczyć na tym świecie.
- A ten bukiet z kwiatami, który widziałam
w piwnicy na drugim rysunku?- przypomniała sobie Agata.
- Kwiaty…- babcia zamyśliła się.- Moja
mama zawsze bardzo je lubiła. Pewnego razu porucznik na spotkanie narysował
bukiet polnych kwiatów i wręczył jej go. Może to jest właśnie ten drugi rysunek,
który zobaczyłaś?
- I już wszystko jasne.- Agata podniosła
się z ławki.- Dzięki babciu, że mi o wszystkim opowiedziałaś. Nikomu nie
zdradzę tajemnicy o poruczniku, nawet mamie.
- Niech tak zostanie.- zgodziła się
babcia, strzepując ze spódnicy niewidoczne pyłki.
Agata
odwróciła się, by odejść, lecz coś zatrzymało ją w miejscu. Obejrzała się na
babcię.
- Babciu, zdradź jeszcze gdzie oni się
spotykali?- spytała zaintrygowana.- Bo przecież nie w domu?
- Nie, oczywiście, że nie. Znasz to
miejsce, kochanie. Spotykali się na wzgórzu pod lipami.
- Jasne, że wiem.- nałożyła na głowę
czapkę z daszkiem z napisem NBA.- Jak będę zaraz tamtędy przejeżdżać to o nich
pomyślę.
- Nie byli szczęśliwą parą.- powiedziała
babcia z nostalgią.- Kto wie, jak by to wszystko się potoczyło, gdyby… nie
został ranny.
Wsiadając
na rower Agata pomyślała jakie to szczęście, że urodziła się w obecnych
czasach, a nie sto lat wcześniej jak jej prababcia. Zabronione spotkania, brak
aprobaty rodziców na związek, czy lata wojenne absolutnie nie były
sprzyjającymi okolicznościami dla rozwijania się uczuć.
Dojechała
do wzgórza z trzema lipami i zahamowała. Popatrzyła z respektem na okazałe
drzewa o grubym pniu i przez moment wyobraziła sobie dwójkę młodych ludzi
stojących pod rozłożystą koroną. Wyobrażenie pojawiło się nagle i przez ułamki
sekund było tak rzeczywiste, że Agata zamrugała oczami i rozszerzyła powieki,
by ułuda zniknęła.
Na dworze pociemniało i
w oddali rozległ się głuchy odgłos grzmotu. Niebo na horyzoncie przecięła
ogromna błyskawica, i zaczęły nadciągać chmury.
Agata wzdrygnęła się.
Nie lubiła burz, od dziecka zawsze się ich obawiała, i starała się nie
przebywać poza domem podczas ich trwania.
Nacisnęła na pedały i
jechała jak tylko mogła najszybciej, nie oglądając się za siebie. Na niebie raz
po raz pojawiały się błyskawice, i im bliżej była domu, tym wydawały się być
bardziej groźne.
Serce omal nie
wyskoczyło jej z piersi, gdy w pobliżu rozległ się ogromny huk. Po krótkiej
chwili usłyszała łoskot walącego się drzewa. To piorun uderzył w najstarszą
jabłoń.
Z żalem zerknęła na leżące żałośnie
gałęzie i wbiegła do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Z
ulgą zobaczyła, że Robert siedzi w kuchni i czyta gazetę. Na jej widok podniósł
głowę i zmarszczył brwi w lekkim zdumieniu, widząc jej rozwiane włosy i nerwowe
ruchy.
- Ale burza!- Agata potarła rękami
ramiona i chwyciła leżący na krześle sweter.- Aż mi się zimno zrobiło!
- Burza?- zaskoczony odłożył gazetę i
podszedł do okna.- Tutaj nic nie grzmiało, coś bym usłyszał. Na niebie nie ma
żadnych chmur.
- Nie żartuj sobie, przed chwilą piorun
uderzył w naszą jabłoń.- Agata zdenerwowała się, że robi sobie z niej żarty.-
Sama widziałam, jak złamała się na pół.
- Hm, no nie wiem…- powiedział z lekkim
powątpiewaniem, dziwnie jej się przyglądając.- Jabłoń stoi tam gdzie stała.
- Co ty wygadujesz?!- podbiegła do okna
i zszokowana patrzyła na stojące drzewo, które jeszcze przed chwilą wylądowało z trzaskiem na ziemi.- Hm… Może mi
się coś zdawało. Idę się położyć, jakaś zmęczona jestem.
Nie
czekając na odpowiedź męża szybkim krokiem skierowała się w stronę sypialni.
Nawet nie próbowała sobie wyobrażać co w tej chwili mógł sobie o niej myśleć.
„Zwariowałam”, powiedziała do siebie w myślach, mijając zejście do piwnicy.
Mimowolnie zerknęła na nie. Wytężając słuch nie usłyszała żadnych złowrogich
dźwięków, lecz sama klapa osłaniająca wejście zdawała się nie wyglądać
pokojowo.
Agata
zamknęła za sobą drzwi i położyła się na łóżku. Ostatnia doba dała jej się
porządnie we znaki, odczuwała niemal nieustanne zmęczenie i natłok myśli,
zupełnie jakby ogarnęła ją jakaś obsesja.
Otworzyła
laptop, weszła w Internet i chociaż to było sprzeczne z jej przekonaniami, z
tym, w co do tej pory wierzyła, zaczęła przeglądać strony z informacjami na temat
zjawisk nadprzyrodzonych, o nawiedzeniach i innych sensacyjnych wydarzeniach,
które miały miejsce. Szukała informacji jak się pozbyć tych widzeń, które ją
prześladowały, by raz na zawsze opuściły jej dom i by w ten sposób odzyskać
utraconą równowagę ducha.
Gdy
Robert kładł się do łóżka, tym razem ona udawała, że śpi. Chociaż miała teraz
niepowtarzalną okazję, by zagadnąć co go ostatnimi czasy trapi, nie zrobiła
tego. Nie miała siły ruszyć ręką ani nogą. Gdy zgasił lampkę otworzyła oczy,
odwrócona do niego plecami. Przyszedł jej do głowy pewien pomysł.
III
Następnego dnia
wyskoczyła szybko z łóżka, nim jeszcze na dobre się rozbudziła. Tym razem
posprzątała w domu bardziej niedbale niż zwykle, przygotowała obiad i była gotowa
wyruszyć w drogę do rodziców.
Rysunek z postacią
porucznika Sławomira spakowała ostrożnie do plecaka i przymocowała do
bagażnika. Zamierzała oddać porucznikowi to, o co najwyraźniej się upominał i
czego poszukiwał. Rysunek z własną postacią musiał być czymś ogromnie ważnym,
skoro postanowił w taki sposób dawać się Agacie we znaki i przypomnieć o swoim
dawnym istnieniu.
Wsiadła na rower i
pojechała piaszczystą drogą w kierunku rodziców. Z daleka dostrzegła jak po
prawej stronie orze pole czerwony Massey Ferguson Roberta. Po przeciwnej
stronie drogi na swoim polu pracował ich sąsiad, usuwając z pola kamienie i
składował je w jedno miejsce, usypując z nich spory stos.
Agata z niesmakiem
zerknęła na górę sporych kamieni, wymijając ją szybko rowerem i zastanawiając
się w duchu kiedy zostanie uprzątnięta. Przednie koło roweru zazgrzytało
niebezpiecznie, kiedy przypadkiem najechała na jeden z większych kamieni.
Zaklęła w duchu nad mało oryginalnymi pomysłami sąsiada i zahamowała z piskiem
opon pod lipami.
Obejrzała się przez
ramię ukradkiem czy Robert jej nie widzi i czy nie ma gdzieś w pobliżu
ciekawskiego sąsiada. Obaj na szczęście byli daleko, sięgnęła więc do bagażnika
i wyjęła z plecaka delikatną kartkę papieru. Rozejrzała się wokół siebie zastanawiając
się gorączkowo gdzie ją ukryć.
Nagle silny podmuch wiatru
wyrwał jej kartkę z ręki i uniósł kilka metrów za nią. Agata odwróciła się i
pobiegła, nie spuszczając jej z oczu, lecz coraz mocniejsze porywy oddalały ją
od niej. W pewnym momencie kartka łagodnie wylądowała niemal na samym czubku
kamieniska.
Agata zdenerwowana do
granic możliwości wspięła się do połowy stosu i sięgnęła ręką po swoją zgubę,
stając na palcach. W jednej chwili poczuła jak jej noga miękko zapada się w dół
i zostaje przysypana kilkunastoma kamieniami.
Zasyczała z bólu i
spróbowała poruszyć nogą, lecz nie była w stanie jej wyciągnąć. Noga ani
drgnęła, więc chcąc nie chcąc zaczęła odsuwać stopniowo kamienie jeden po
drugim. Ich ciężar powodował, że nie robiła tego zbyt szybko, a ból w nodze stawał
się nie do zniesienia.
Silny wiatr zaczął się
jeszcze wzmagać. Agata obejrzała się w stronę pola, na którym pracował Robert i
z ulgą zobaczyła, że idzie w jej kierunku. Pomachała mu ręką. Zastanowił ją
jednak dziwny dźwięk, który usłyszała od strony wsi. Wyjrzała zza usypiska, na
którym była uwięziona i z przerażeniem odkryła, że w ich kierunku zmierza z
dużą prędkością spory jeep.
Robert w mgnieniu oka
znalazł się przy niej.
- Co ty tu wyprawiasz, do cholery? Złaź,
przecież on nas nie widzi!
- Nie mogę, noga mi ugrzęzła!- jęknęła.
Przykląkł
i z pobladłą twarzą zaczął odrzucać kamienie jeden po drugim, a Agata z
przerażeniem obserwowała jak jeep pędzi w ich kierunku.
Zamarła.
W tej sytuacji widziała tylko jedno wyjście.
- Odejdź!- krzyknęła, odsuwając męża.-
Odejdź! Nie możemy tu razem zginąć!
- Nigdy.- z zaciśniętymi ustami odrzucił
jeszcze dwa kamienie, złapał ją w pasie i mocnym ruchem pociągnął do góry.
Jedną ręką
przytrzymując się zbocza zsunęli się dół i znaleźli się na trawie w momencie,
gdy jeep z łoskotem przejeżdżał po usypisku, a następnie gdy z głuchym
dźwiękiem wpadł na piaszczystą drogę i popędził dalej, zostawiając za sobą
jedynie tumany kurzu.
Agata
oddychała szybko, próbując uspokoić skołatane nerwy i pomasowała bolącą nogę. U
boku Roberta nie czuła już żadnego strachu.
I
nagle ją olśniło.
- Czy ty przypadkiem nie wchodziłeś do
naszej piwnicy kilka dni temu?- spytała nieoczekiwanie.
Przytaknął,
zaskoczony pytaniem.
- A co, nie podobały ci się moje
porządki?- odpowiedział w swoim stylu.
- Ależ bardzo mi się podobały, tylko je
dokończyłam.- wzięła go za rękę i otoczyła ją sobie w pasie. Położyła mu głowę
na ramieniu.- Dzięki, chyba uratowałeś mi życie.
- Cóż…- uśmiechnął się.- A ty chciałaś
uratować moje.- dotknął jej policzka.
- Najważniejsze, że żyjemy. Że jesteśmy
razem.- szepnęła.
- Wiesz co mi się zdawało?- zmarszczył
brwi.- W tym aucie nie widziałem kierowcy. Zobacz, co strach robi z
człowiekiem, już miałem zwidy.
Agata uśmiechnęła się szeroko, lecz
nie skomentowała. Wśród kamieni nie było nigdzie leżącej kartki z rysunkiem porucznika.
Zniknęła. Zabrał ją w sobie tylko znany sposób i być może właśnie ją wręcza
prababci Helenie. Oby byli bardziej szczęśliwi niż wiek temu.
Zmrużyła
oczy i spojrzała wprost w oślepiające słońce. Skierowała wzrok na kołyszące się
lipy i rozpościerającą się aż po horyzont zieleń łąk. Wciągnęła głęboko
upajający zapach skoszonej trawy, połączony z zapachem świeżo zaoranej ziemi.
To było jej miejsce.
Jedyne w swoim rodzaju. Najwspanialsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz