piątek, 26 maja 2023

Gdy zaszumią wierzby (część XVI)

 


 

 

Anna

Anna wyszła z budynku sądu okręgowego, zaś jej pierś rozpierała radość i poczucie dawno zapomnianej ekscytacji. Obróciła twarz w kierunku idącego za nią Adama, i nie mogąc się powstrzymać chwyciła jego twarz w obie dłonie i namiętnie pocałowała.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- powtarzała z wdzięcznością, przystając i opierając się czołem o jego podbródek.- Nie masz pojęcia jaka jestem ci wdzięczna!- objęła go w pasie.

- Nie przesadzaj, kotku.- otoczył ją ramionami i przytulił do siebie.- Na razie nic wielkiego nie zrobiłem, złożyliśmy tylko odwołanie.

- Tylko?!- odchyliła głowę w tył i popatrzyła mu w oczy.- Zacznijmy od tego, że sama miałabym problem z przygotowaniem takiego pisma, a po drugie tylko ktoś znający się do tego stopnia na prawie mógł je stworzyć i w odpowiedni sposób sformułować.

- Zaraz się zaczerwienię, aczkolwiek niezmiernie mi miło. Tylko nie przeceniaj moich zasług.- pogładził ją po plecach, przytulając jeszcze mocniej.- Wiesz, że mi na tobie zależy, prawda?

            Anna zerknęła na wychodzącą z sądu kobietę i wsunęła nos w zagłębienie szyi Adama.

- Chyba trochę się domyślam.- droczyła się, stłumionym głosem.- A gdyby ci na mnie nie zależało… nie pomógłbyś mi?- spytała kokieteryjnie.

            Roześmiał się, całując ją w czubek głowy.

- Czasami zdarza mi się być filantropem, owszem!- zażartował, ściągając ją w dół po schodach i ciągnąc mocniej za rękę.

             Odcinek do samochodu pokonali biegiem i gdy stanęli przy aucie Adama zatrzymali się zdyszani, patrząc na siebie wyczekująco.

- Myślisz, że tym razem decyzja będzie pozytywna?- Anna otworzyła drzwi, lecz nie wsiadła do środka.

            Odsunęła włosy z twarzy, przyglądając mu się wyczekująco.

Chciała usłyszeć to zapewnienie jeszcze raz, na tyle głośno, by w końcu pozbyć się wątpliwości, które nieustannie ją nurtowały.

- Tak, uważam, że będzie pozytywna.- przytaknął miękko, uśmiechając się łagodnie.- Wiem, że chciałabyś mieć to już za sobą, ale na ten moment przestań o tym myśleć. W niczym ci to nie pomoże, a tylko niepotrzebnie będziesz się nakręcać.

- Wiem o tym.- wsiadła do auta.- Może jeszcze wytrzymam te dwa tygodnie w niepewności.

- Jesteś silną dziewczynką, z pewnością dasz radę.- z czułością dotknął jej policzka.- Lubisz jesień?- spytał nagle.

- Lubię pod warunkiem, że jest prawdziwą, ciepłą, złotą jesienią, i gdy jest dużo liści.- odrzekła zgodnie z prawdą.- Takiej jak ta ostatnio wręcz nie znoszę. Dlaczego pytasz?

- Jak ciepło jesteś ubrana?- nie odpowiedział na jej pytanie, zapalając silnik.

- To zależy.- zmrużyła oczy.- Co kombinujesz?

- Mały spacer nad Wisłą, a potem pyszny deser w centrum.- wjechał na ulicę.- Co ty na to?

- W tej chwili możemy jechać nawet na koniec świata.- oparła głowę o zagłówek, zamykając oczy.- Zgadzam się na wszystko co tylko zaproponujesz, deser w szczególności.- dodała z rozmarzeniem.

- To świetnie się składa, bo nie toleruję sprzeciwu.- z zadowoleniem ujął ją za rękę i ścisnął delikatnie.- Cieszę się, że we wszystkim się zgadzamy.

- Z tym akurat nie przesadzaj.- otworzyła jedno oko.- Nie jestem kobietą uległą, jeszcze pokażę ci swoje pazurki, przekonasz się, może nawet niebawem.

- Doprawdy?- z uśmiechem skręcił kierownicą, zaś w nozdrza Anny wleciał korzenny zapach jego wody toaletowej, którą tak lubiła.- Już nie mogę się doczekać, kiedy to się stanie.

- Oj, nie kuś.- zerknęła ukradkiem na zegarek.- Podrzuć mnie potem jeszcze do pracy, muszę na spokojnie obejrzeć ostatni projekt. Miłosz mnie męczy, żebym trochę przyspieszyła.

- Spotkamy się wieczorem?- zatrzymał się na światłach i pochylił się, by ją pocałować.- Ile czasu ci to zajmie?

- Zadzwonię do ciebie gdy będę kończyć, różnie to bywa.- odwzajemniła pocałunek i z powrotem zamknęła oczy, gdy ruszył do przodu.- A teraz czekam na przyjemny spacer.- przeciągnęła się.

- Do usług. A teraz nie otwieraj oczu.- zarządził.- To ma być niespodzianka.

- Kocham niespodzianki.- mocniej zacisnęła powieki.

 

 

Tosia

Siedziała na lekcji biologii patrząc tępym wzrokiem na nauczycielkę, która żywo gestykulowała przy tablicy i opowiadała z takim entuzjazmem, zupełnie jakby anatomia człowieka wzbudzała w niej pierwotne instynkty. Biologia była jednym z nielicznych przedmiotów, z których Tosia miała całkiem niezłe oceny i jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się opuścić lekcji z tego przedmiotu. Być może było to spowodowane właśnie sposobem prowadzenia lekcji, panna Lawenda jak mało kto umiała zainteresować swoim przedmiotem, zaś jej barwny język nie raz powodował wśród uczniów salwy śmiechu.

Tego dnia Tosia również z zaciekawieniem przysłuchiwała się słowom nauczycielki, lecz raz po raz jej myśli wymykały się w stronę Leny, która przed lekcją zaproponowała urwanie się z pozostałych przedmiotów. Po ostatniej rozmowie z Anną dziewczyna przysięgła sobie, że postara się nie opuszczać lekcji i poprawić oceny, choć zdawała sobie sprawę z ogromu pracy jaki ją czekał. Teraz jednak propozycja Leny wydawała jej się być znacznie bardziej kusząca od mozolnego ślęczenia nad książkami i czytania nudnej Antygony, którą miała do zaliczenia. Na samą myśl, że miałaby się za to zabrać cierpła jej skóra. Z drugiej jednak strony nie chciała po raz kolejny zawieźć Anny, która najwyraźniej pokładała w niej jeszcze jakieś resztki nadziei. Tosia nie wyobrażała sobie również opuszczenia domu ciotki i wylądowania w obcym, przerażającym miejscu, jakim jawił jej się dom dziecka. Dodatkowo przerażała ją wizja, że mogłaby zostać rozdzielona z Bartkiem. Był jedyną osobą łączącą ją ze światem rodziców, którego kurczowo się trzymała i za nic nie chciała go opuścić. Minione lata kojarzyły jej się bowiem wyłącznie z beztroską i radością, do których wracała kilka razy codziennie i z nostalgią myślała o powrocie do nich.

Anna również była w pewien sposób ogniwem łączącym ją z rodzicami, chociażby poprzez swoje bliskie stosunki z Agatą, lecz to właśnie brat wzbudzał w dziewczynie silne emocje i on nieustannie kojarzył jej się z bliskim jej sercu domem.

Zerkając kilkakrotnie w stronę ewidentnie znudzonej Leny i widząc wskazówkę zegara mozolnie zmierzającą ku ukończeniu lekcji, Tosia zastanawiała się gorączkowo co robić. Postukała nerwowo ołówkiem w ławkę, zaś potem przygryzła jego koniec. Może akurat jedno małe wyjście nie zaszkodzi. Ciotka nie musi się o niczym dowiedzieć, zaś ona sama rozerwie się i nieco odreaguje wszelkie stresy. Może akurat po tym Antygona okaże się łatwiejsza do przełknięcia i nie trzeba będzie opierać się na streszczeniach z Internetu czy ściągach z Zielonej Sowy.

- No i co, zrywamy się?- po lekcji na przerwie natychmiast obok niej pojawiła się Lena.- W czym problem?- ściągnęła brwi na widok wahającej się Tosi.- Już dawno u mnie nie byłaś.

- Sorry, obiecałam ciotce, że wracam do domu.- wyznała z ociąganiem Tosia, czując się głupio na sam dźwięk swoich słów.- Podpadłam ostatnio i muszę to trochę naprawić. Nie mogę teraz tak często przychodzić.

- Ach, no tak, zapomniałam…- zaśmiała się ironicznie Lena, odrzucając do tyłu swoje długie włosy.- Psycholog i te sprawy, pamiętam…

- Właśnie.- Tosia rozejrzała się nerwowo dookoła czy nikt ich nie słyszy.- Mów trochę ciszej, nie każdy musi wiedzieć.

- Czyli masz cykora i nici z dzisiejszej zrywy.- podsumowała Lena wzruszając ramionami i poprawiając plecak na ramieniu.- Szkoda, będzie dziś niezła balanga, wybawiłabyś się.

- Tak?- Tosi nieco zrzedła mina.- Akurat dzisiaj?

- Brat Tymona wczoraj przyjechał z Irlandii i dzisiaj do nas zaleci.- Lena wzruszyła ramionami, odwracając i najwyraźniej zmierzając ku wyjściu.- Poza tym przyjdzie Mariolka z Hubertem i Karolina z Grześkiem, może jeszcze ktoś…  Chodź, będzie super, zobaczysz.

- No dobra, okej.- poddała się Tosia, oczyma wyobraźni widząc siebie w ławce na znienawidzonej matematyce.- Idę z tobą. Chodź, zanim przerwa się skończy.

- Cudownie!- Lena uśmiechnęła się zwycięsko i przyspieszyła kroku.- Będzie świetna imprezka, zobaczysz.

            Gdy wyszły z budynku sięgnęła do torebki poszukując czegoś gorączkowo.

- Cholera, pieprzone fajki gdzieś mi się zapodziały.- zamruczała z niezadowoleniem.- Dobra, spadajmy, zaraz podjedzie nasz busik.

            Po wejściu do mieszkania w nozdrza Tosi uderzyła mieszanka rozmaitych zapachów, których od razu nie potrafiła określić. Wdychając przez kilka sekund zmarszczyła nos i rozejrzała się niespokojnie.

- Co to za dziwny zapach?- wciągnęła ponownie powietrze.- Coś się przypala?

- Tośka, to grill na balkonie,!- Lena wybuchnęła gromkim śmiechem, zrzucając niedbale plecak na podłogę.- Nie rób scen! Nie martw się, nie pójdziemy od razu z dymem!

            Tosia przewróciła oczami w niemej irytacji. Grill na balkonie, dobre sobie. Dałaby sobie rękę uciąć, że za niedługo czeka ich wizyta sąsiadów i zaplanowana impreza skończy się szybciej nim na dobre zdąży się rozkręcić.

            Słysząc dobiegający gwar rozmów z pokoju, z lekkim ociąganiem podążyła za Leną, zastanawiając się co i kogo za chwilę zobaczy. Jej oczom ukazał się rozstawiony na całą długość stół z niedbale narzuconym kolorowym obrusem, z ustawionymi butelkami różnego rodzaju trunków, kilka misek chipsów, oraz talerze ze świeżo upieczonym mięsem z grilla. Wokół siedziały same znajome twarze, niezbyt zwracające uwagę na to, co się wokół nich dzieje i kto wchodzi do pomieszczenia. Tosia mogłaby się założyć, że niejedna pusta butelka powędrowała już do kosza na śmieci, zaś śmiech siedzących nie jest spowodowany tylko i wyłącznie ich dobrym humorem, lecz także innego rodzaju specyfikami, których na pierwszy rzut nigdzie nie było widać.

            Przysiadła na pierwszym wolnym krześle, w pewnej odległości od siedzących wokół i przełączyła kanał w telewizorze. Jeśli impreza nie będzie jej odpowiadała, wtedy ulotni się niespostrzeżenie. Trudno, opuściła lekcje, lecz chociaż nieco się odpręży, odświeży umysł i po spacerze powrotnym do domu z większym zapałem przystąpi do nauki. Może ten jeden raz ciotka wybaczy i nie będzie robiła większych problemów. W końcu przez kilka ostatnich dni Tosia sprawowała się naprawdę dobrze i była niezwykle punktualna.

- Tośka, nie siedź tak drętwo!- Lena trąciła ją łokciem, podając szklankę w kolorze ciemnej zieleni.- Zrobiłam ci drina, pij. Wyluzuj i odpręż się, nie bądź taką sztywniarą.

- Dzięki.- nieco zaskoczona Tosia wzięła do ręki pełną szklankę coli, z której dolatywał zapach alkoholu.- Właśnie zamierzam to zrobić.- uśmiechnęła się nieco sztucznie i zamoczyła usta w przygotowanym drinku.

            Smakował nieźle, spodziewała się czegoś znacznie gorszego. Lena umiała przyrządzać świetne drinki, miała do tego prawdziwy talent. Jedynym minusem było to, że po przygotowaniu dwóch zwykle była tak wstawiona, że nie mogła się utrzymać na nogach i nie była w stanie przygotować kolejnych. Jej zapewnienia, że w niedługim czasie zamierza się zatrudnić w jednym z lokalnych pubów i zostać jedną z najlepszych barmanek w stolicy traktowane były przez znajomych ze sporym przymrużeniem oka.

Tosia nie mogąc się oprzeć po chwili wypiła kolejny łyk drinka, a po nim następne. W połowie szklanki przyjemnie zaszumiało jej w głowie i oddała się przyjemnym rozmyślaniom na temat minionego lata, gdy wraz z rodzicami kilkakrotnie wyjeżdżała na Mazury. Wspomnienia były tak błogie, że w pewnym momencie zorientowała się, że nie ma w szklance już nic, zaś nogi zrobiły się dziwnie ociężałe i jakakolwiek próba podniesienia się z krzesła może się źle skończyć.

Siedziała dłuższy czas wpatrując się bezmyślnie w ekran telewizora i starając się nie słuchać głośnych śmiechów i przekrzykiwań znajomych. Mocny zapach dymu papierosowego silnie drażnił jej nozdrza, niemal zatykając ujścia w zatokach, i pozbawiając ją możliwości wzięcia głębokiego oddechu. Usilnie starała się szerzej otworzyć oczy, mrugając szybko powiekami i momentami mocniej je zaciskając. Kiedy w końcu odzyskała kontrolę nad wzrokiem powoli podniosła się z miejsca i omijając stojącą Mariolkę z Karoliną chwiejnym krokiem poszła w kierunku korytarza, gdzie skręciła do sąsiedniego pokoju, by pobyć nieco w samotności i dojść do siebie po wypitym drinku.

Z ulgą, że nikt nie zwrócił na nią uwagi usiadła na wąskim tapczanie i położyła się na plecach przymykając oczy, z zadowoleniem wsłuchując się w ciszę. Szum w głowie powoli cichł, lecz nie czuła się na tyle dobrze, by opuścić mieszkanie i na własnych nogach dotrzeć do ciotki. Wiele razy urządzała sobie podobne wycieczki, lecz tym razem było inaczej. Nogi odmawiały posłuszeństwa już po kilku krokach, zaś głowa i żołądek stanowczo protestowały, gdy wykonywała zbyt szybkie ruchy.

Za oknami było już zupełnie ciemno, ciotka z pewnością zastanawiała się, co się z nią dzieje, lecz Tosia nie miała w tej chwili siły, by się podnosić i szukać plecaka. Trudno, wyjaśni jej wieczorem, że impreza się przeciągnęła, i że było tak zajebiście, że nie chciało się wracać. Ciotka nie znosiła takiego słownictwa, ciągle zwracała uwagę na sposób wysławiania się zarówno jej, jak i Bartka, lecz tym razem będzie musiała to przeboleć. Bo jakimi innymi słowami przekonać ją, że z udanej imprezy nie wychodzi się zbyt szybko?

Zatopiona rozmyślaniem o Annie dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że coś jest nie tak, gdy materac obok niej ugiął się pod czyimś ciężarem. Zdezorientowana i zaskoczona obróciła głowę. Po plecach przebiegły jej ciarki, zaś gardło jej ścisnął paniczny strach. Obok niej leżał Marcin i podparty na łokciu, przyglądał jej się wyraźnie zafascynowany.

Widząc jej spojrzenie, uśmiechnął się lekko.

- Hej mała, pamiętasz mnie?

- Trochę.- odrzekła słabo, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość i usiłując wstać.

            Złapał ją za ramię i bez wysiłku zmusił, by znowu się położyła.

- Tylko trochę?- udał zmartwienie.- Oj, to słabo. W takim razie muszę to naprawić. Trzeba zrobić coś, żebyś dobrze mnie zapamiętała.

- O czym ty mówisz?- spytała niewyraźnie, zaś w jej głowie natychmiast rozdzwonił się dzwonek alarmowy.

Język miała suchy i piekły ją usta. Miała wrażenie, że w pokoju jest niezwykle gorąco i parno. Zaciągnięte zasłony i słabe światło dodatkowo potęgowały poczucie duszności.

- Nie domyślasz się, serio?- zbliżył twarz i nosem przejechał po jej szyi.- Wyglądasz na taką inteligentną dziewczynę… i taką ładną.

            Z obrzydzeniem wyczuła dolatujący do niej zapach ostrego potu wymieszanego z alkoholem. Chłopak wyraźnie delektował się, raz po raz głęboko wdychając jej zapach, jakby nie mógł się nim nasycić. Przesunął palcem po jej ramieniu, zatrzymując się dopiero na szyi i przez kilka chwil z wyraźną lubością lekko muskał jej skórę.

            Odsunęła się i ponownie usiadła, zsuwając nogi z łóżka, na tyle szybko na ile pozwalała jej głowa i pobudzony żołądek. Jeszcze chwila, a cała jego zawartość znajdzie się na łóżku. Musi jak najszybciej się stąd wydostać.

            Marcin zwinnym ruchem chwycił ją za rękę i ponownie przycisnął do łóżka.

- Jeszcze nawet nie zaczęliśmy, a ty już chcesz uciekać?- oczy mu błyszczały gorączkowo,  gdy prześlizgnął się wzrokiem po całej jej sylwetce.- Nieładnie, bardzo nieładnie, dziewczynko. Chyba nie chcesz mnie tu teraz zostawić samego?

            Popatrzył na jej usta i jak zahipnotyzowany powoli zbliżył swoją twarz, aż jego oddech owiał jej policzki.

- Ładną masz tą buźkę...- zamruczał z zadowoleniem, niespodziewanie przyciskając usta do jej warg.

            Zesztywniała. Wystraszona gwałtownym ruchem odwróciła głowę, wykrzywiając się ze wstrętem. Szarpnęła się, próbując wyswobodzić się z uścisku.

- Puszczaj!- powiedziała podniesionym głosem, mocując się z całych sił.- Złaź ze mnie!

- Oho, nie takim tonem, mała.

            Złapał jej dwie ręce i bez wysiłku przytrzymał na materacu ponad jej głową, zaś drugą ręką przejechał od jej szyi wzdłuż mostka, zatrzymując się na piersiach i mierząc w dłoni ich wielkość i kształt. Raptownie szybkim ruchem rozerwał bluzkę do połowy odsłaniając stanik.

            Tosi z przerażenia głos uwiązł w gardle. Jak oszalała zaczęła miotać się po łóżku, kopać nogami i usiłując ugryźć Marcina gdzie tylko się da. Chłopak trzymał jej w dłonie w żelaznym uścisku, lecz w pewnym momencie poluzował uchwyt, chcąc zmienić swoje położenie. Tosia korzystając z okazji wyszarpnęła się i spadła z łóżka, po czym zerwała się na równe nogi, gotowa do ucieczki.

            Chłopak był jednak szybszy. Złapał ją w pasie i rzucił na łóżko, siadając na niej okrakiem i szaleńczymi ruchami rozpinając jej spodnie. Oczy Tosi zaszły łzami, ogarnęła ją rozpacz. Z dziko walącym sercem chwyciła go za rękę i ugryzła, wbijając zęby jak tylko mogła najmocniej.

            Chłopak wrzasnął z bólu. Z wściekłością zamachnął się i uderzył ją kilkakrotnie w twarz, przeklinając przy tym na głos.

            W oczach jej pociemniało, przez moment straciła ostrość widzenia, jej gardło było ściśnięte z przerażenia, nie mogła wydobyć z siebie głosu. Na udach poczuła dziwne ciepło, a potem pieczenie, gdy będący w amoku chłopak, nie mogąc poradzić sobie z zamkiem jej spodni, zaczął ciąć je na oślep nożem, by łatwiej się z nimi uporać. Patrzyła na niego jak przez mgłę, kompletnie sparaliżowana.

            Wzrok odrętwiałej Tosi spoczął na solidnej lampce nocnej, stojącej na stoliku w pobliżu jej głowy. Miała szklaną nasadę i karminowy klosz, ledwie przepuszczający światło żarówki. Niewiele myśląc Tosia raptownym ruchem wyrwała jedną dłoń z uścisku Marcina, chwyciła lampę i z całej siły zamachnęła się w stronę chłopaka, uderzając go nasadą w twarz.

            Zaskoczony jęknął i przysłonił twarz obiema dłońmi. Przechylił się na bok i ciężko usiadł na materacu, pochylając się nieco do przodu. Z jego gardła zaczęły wydobywać się dziwne dźwięki. Tosia resztką sił zsunęła się z łóżka i podbiegła do drzwi, otwierając je jednym ruchem i omal nie wyrywając ich z zawiasów. W przedpokoju nie było nikogo, zaś z dużego pokoju, w którym odbywała się impreza dochodziły jeszcze rozmowy i pojedyncze śmiechy.

            Tosia z twarzą zalaną łzami, nie oglądając się za siebie, złapała plecak i wybiegła z mieszkania. Zbiegała po schodach najszybciej jak tylko mogła, nie potrafiąc oprzeć się wrażeniu, że ktoś biegnie za nią. Gdy znalazła się na dworze rozpaczliwie wciągnęła haust zimnego, jesiennego powietrza, zakrywając się resztkami porwanej bluzki. Jej dżinsy, powyżej kolan całe w strzępach były w opłakanym stanie, w kilku miejscach widać było plamy krwi, zaś jej twarz pulsowała żywym ogniem, którą łagodził przeraźliwy wiatr. Lewe oko najprawdopodobniej spuchło od uderzenia, gdyż niewiele przez nie widziała, zaś rozcięta dolna warga paliła niemiłosiernie, wywołując u Tosi napad płaczu.

            Zacisnęła drżące palce na skrawkach materiału, skrzyżowała ręce na piersiach i ruszyła powoli przed siebie, dygocząc z przerażenia, zimna i wstydu. Jej umysł wyprany był w tej chwili z jakichkolwiek uczuć, nie dopuszczała do siebie myśli do tego co zdarzyło się przed chwilą.

            Szła przed siebie automatycznie stawiając kroki i usiłując wymazać z pamięci mijający wieczór.

            Gdy usłyszała hamujący obok samochód jej skóra pokryła się gęsią skórką, zaś jej serce na chwilę przestało bić. Nie, to niemożliwe. To musi być sen. To niemożliwe by Marcin zdążył wsiąść w samochód.

Rozpaczliwie przyspieszyła kroku, lecz jej nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa i za nic w świecie nie chciały za nią nadążyć. Serce jej niemal stanęło, gdy usłyszała otwierające się drzwi samochodu.

- Hej, a ty dokąd lecisz w ten upał?- zawołał kpiąco nieznajomy męski głos.- Przygrzało ci?

            Ten głos skądś już znała, gdzieś go już słyszała. Był spokojny i miał w sobie jakąś taką miękkość, która spowodowała, że Tosia bezwiednie zwolniła krok.

            Szła coraz wolniej aż w końcu przystanęła. Auto podjechało bliżej i wyskoczył z niego młody chłopak.

- A ty gdzie tak łazisz wieczorami w takim stroju?- zawołał napastliwie, lecz z dozą żartobliwości.- Kojarzę cię ze szkoły, więc mogę się założyć, że chcesz pewnie się przeziębić i uniknąć jutro jakiegoś sprawdzianu? No bez jaj, wsiadaj, podrzucę cię.

            Tosia nie odezwała się. Nie była w stanie. Przełknęła nerwowo ślinę i stała w miejscu jak wmurowana, nie mogąc zrobić kroku ani cokolwiek powiedzieć. Gardło miała ściśnięte, oczy na nowo zaszły jej łzami. Wpatrywała się chłopaka, którego znała ze szkoły jedynie z widzenia i wiedziała, że ma na imię Filip. Czy mogła mu zaufać na tyle by wsiąść do auta? Nie wiedziała czy komukolwiek może zaufać. Czy jeszcze potrafi.

            Chłopak jakby wyczuł jej wahanie. Szybkim krokiem obszedł auto, podszedł do niej bliżej i spojrzał na nią z ciekawością.

            Widząc ją z bliska w świetle latarni w pierwszym odruchu niemal się cofnął, zaś w jego oczach dostrzegła szok i przerażenie.

- Cholera jasna…- zaklął.- Co ci się  stało? Kto..?- zaciął się.- To znaczy… chodź, odwiozę cię do domu.- dodał pospiesznie łagodniejszym tonem.- Nie możesz tu zostać. Dasz radę wsiąść do samochodu?

            Odczuła taką ulgę, że niemal ugięły się pod nią nogi. Zakręciło jej się w głowie i upadłaby na chodnik gdyby nie silna dłoń, chwytająca ją pod ramię.

- Spokojnie, tylko chcę ci pomoc wsiąść.- powiedział delikatnie Filip, odczuwając opór z jej strony, gdy prowadził ją do auta od strony pasażera.- Po drodze powiesz mi gdzie mieszkasz, okej?

            Tosia zamknęła oczy. Koszmar się skończył. Za wszelką cenę chciała żeby teraz ktoś pogładził ją po głowie i pocieszył, by objął i przytulił najmocniej jak umie. Najlepiej gdyby były to ramiona ciotki Anny.

 

 

Anna

Krążyła niespokojnie po mieszkaniu, wyrzucając sobie, że była tak naiwna, wierząc Tosi, że wszystko uległo diametralnej poprawie. Mogła się domyślić, że wyprowadzenie dziewczyny na prostą będzie wiązało się z licznymi wzlotami i upadkami, i że nie od razu będzie idealnie. W słowach obiecującej poprawę Tosi wyczuwała jednak tyle szczerości i prośby o zaufanie, że z miejsca jej uwierzyła. Stara, a taka głupia! Ze złością zacisnęła wargi na kolejnym Chesterfieldzie i zapaliła przy otwartym oknie.

Ciekawe kiedy Tosia zamierza się pojawić i w jakim stanie. Bo to, że poszła znowu do Leny Anna dowiedziała się od matki jednej z uczennic. Podobno kilka osób słyszało jak Lena namawiała Tosię na imprezę w swoim domu, i to, że jej własna chrześnica z ochotą na to przystała.

Annę korciło, by pojechać na Mokotów, wpaść niespodziewanie do mieszkania krnąbrnej nastolatki i powiedzieć kilka zdań na temat hucznych imprez organizowanych przez nieletnich, i uświadomić rozbawione towarzystwo jakie w związku z tym mogą ponieść konsekwencje. Coś ją jednak przed tym powstrzymywało i podskórnie wyczuwała, że to jeszcze nie jest najlepszy moment, by urządzać takie pokazowe przedstawienie. Poza tym nie chciała przed klasą kompromitować Tosi. To dopiero pierwsza klasa liceum, ich znajomość była krótka i nie chciała by w żaden sposób odbiło się to na relacjach z koleżankami. W tym wieku każde najmniejsze nieporozumienie mogło skończyć się pokpiwaniem czy żartami.

Poirytowana wciągnęła dym do płuc ostatni raz, zdusiła niedopałek i wrzuciła go do stojącej w pobliżu popielniczki. Zamykając okno sypialni zobaczyła zatrzymujący się pod bramą jakiś samochód. Zaciekawiona zbliżyła twarz do firanki i wpatrzyła się w postać kierowcy wyskakującego jak z procy ze swojego miejsca, pędem obiegającego samochód i otwierającego boczne drzwi. Przez jakiś czas nic więcej nie widziała, gałęzie drzew skutecznie utrudniały widok. Dopiero gdy para pojawiła się nieoczekiwanie na ścieżce prowadzącej do domu Anny, otworzyła usta w zaskoczeniu. Twarz nieznajomego chłopaka prowadzącego kogoś pod ramię nic jej nie mówiła, za to postać skulonej u jego boku dziewczyny owszem, i to bardzo. To była Tosia.

Anna z niepokojem zbiegła z piętra na dół do salonu, pospieszenie zawiązując szlafrok i popędziła do drzwi wyjściowych, otwierając je niemal na równi z nieznajomym mężczyzną.

Pospiesznie zlustrowała wzrokiem oboje stojących przed nią ludzi i zamarła. Z przerażeniem patrzyła na opuchnięty policzek Tosi i jej podbite, zaczerwienione oko, na jej zapłakaną twarz, na dygoczące ręce, i wreszcie na będące w pożałowania godnym stanie spodnie. Widząc krew na udach dziewczyny poczuła ucisk w piersi, jej oddech stał się szybki i urywany.

- Boże, Tosiu…- wyszeptała, wyciągając ręce w stronę pociągającej nosem dziewczyny.- Co się stało?!

            Tosia jakby tylko na to czekała. Oderwała się od chłopaka i wpadła w ramiona ciotki, łkając żałośnie. Anna bezradnie gładziła ją po plecach i ponad jej ramieniem popatrzyła z przerażeniem na młodego mężczyznę, który niepewnie stał w drzwiach, i wyglądał na równie wstrząśniętego jak ona sama.

            Chłopak nerwowo przestąpił z nogi na nogę i przeczesał włosy palcami, jakby nie mogąc sobie uwierzyć co się dzieje.

- To ja już pójdę.- odezwał się z wahaniem, zerkając w stronę Tosi, choć jego ruchy nie wskazywały na to, by gdziekolwiek mu się spieszyło.- Ja tylko ją podwiozłem, szła chodnikiem w samej bluzce, dlatego się zatrzymałem. Znam ją ze szkoły- zaczął się nieporadnie tłumaczyć, widząc badawcze spojrzenie Anny.- Jestem Filip.

- Dziękuję.- odrzekła drżącym głosem.- Na pewno się z panem skontaktuję.

- Nie ma problemu, jak tylko będę mógł w czymś pomóc.- skinął głową, zwracając się ku wyjściu.- Sam mam młodszą siostrę, nie dałbym jej nikomu tknąć palcem.

- Jasne.- rzekła, mocniej przytulając Tosię.- Jeszcze raz dziękuję.

            Wyszedł, zamykając za sobą drzwi, zaś Anna zaprowadziła dziewczynę na kanapę i pomogła jej usiąść. Kucnęła przed nią, patrząc jej w oczy i starając się ukryć własny strach.

- Tosiu, kto ci to zrobił?- spytała łagodnie.- To chyba nie był ten chłopak…?- urwała.

            Tosia chlipiąc potrząsnęła przecząco głową, zaś z jej oczu nie przestawały płynąć łzy.

- Nie, to nie on...- wyszeptała, wycierając policzki i nie mając odwagi patrzeć Annie w oczy.- Tylko zabrał mnie po drodze. Gdyby nie on… pomógł mi. - na nowo zalała się łzami.-

- Więc kto?- naciskała Anna delikatnie.- Tosiu, to jest teraz bardzo ważne.

            Tosia uparcie patrzyła w podłogę, wyraźnie nie mając zamiaru niczego więcej powiedzieć.

            Anna z rozpaczą patrzyła na jej poszarpane, pocięte dżinsy i w duchu zadawała sobie pytanie dlaczego coś takiego musiało spotkać właśnie tą niepewną, nie radzącą sobie z przeciwnościami dziewczynę. Dlaczego to musiało spotkać właśnie je?

            Drżącymi rękami wybrała numer Piotra. Zawiedziona faktem, że numer był zajęty pospiesznie zadzwoniła do Adama. Ku jej rozpaczy nie odebrał telefonu, ani też od razu nie oddzwonił. Jak wielka była jej ulga, gdy zobaczyła połączenie od Piotra.

- Oddzwaniam.- rzucił sucho do słuchawki.

- Cześć.- rzekła, usiłując uspokoić drżenie głosu.- Mógłbyś na jakiś czas przyjechać i zostać z  Bartkiem? Muszę jechać z Tosią do szpitala, a byłoby lepiej żebym go ze sobą nie zabierała.

- Coś się stało?- w jego głosie zabrzmiał niepokój.

- Powiem ci jak przyjedziesz.- rzekła pospiesznie, uśmiechając się jednocześnie do Tosi i siląc się na spokojny ton.- To jak, masz służbę czy możesz przyjechać?

- Przyjadę.- odrzekł bez namysłu.- Będę za kwadrans.

            Z olbrzymią ulgą odłożyła telefon i popędziła do apteczki, by czymkolwiek zdezynfekować rany na udach Tosi. Zastanawiała się skąd mogły się wziąć, wolała nawet nie wyobrażać sobie w jakich okolicznościach do nich doszło i jakie narzędzie zostało do tego użyte. Sądząc po śladach nie były zrobione paznokciami. Na myśl o tym jak bardzo Tosia musiała być przerażona ściskało ją w gardle. Cięcia były wąskie i miejscami głębokie, zupełnie jakby ktoś ciął na oślep.

            Zatopiona w myślach podskoczyła ze strachu, gdy trzasnęły drzwi wejściowe i ktoś wszedł do środka szybkim, lekkim krokiem.

            Już dawno nie odczuła takiej radości na widok męża.

- Chryste...- twarz Piotra momentalnie zmieniła się, gdy zobaczył dziewczynę siedzącą na kanapie w salonie i wtuloną w poduszki.

Anna nie mogła sobie przypomnieć by kiedykolwiek widziała go w stanie takiego poruszenia. Niemal natychmiast opanował się, podszedł do Tosi i ukląkł przed nią, opierając się na jednym kolanie.

- Spokojnie, zaraz się wszystkim zajmiemy.- powiedział uspokajająco, delikatnie poklepując ją po kolanie.- Powiedz mi tylko gdzie to się stało? I kto ci to zrobił?

            Dziewczyna ocierała łzy, rozmazując je po zaczerwienionych od płaczu policzkach. Jej ramionami wstrząsało bezgłośne łkanie. Bez słowa pokręciła głową.

- Im szybciej nam o tym opowiesz tym większe są szanse, że jeszcze dziś tego kogoś złapiemy i odpowie za to co zrobił.- wyjaśnił łagodnie, gładząc ją po ramieniu.- W przeciwnym razie uniknie odpowiedzialności i może wyrządzić krzywdę jeszcze niejednej osobie.

- Przyjechała tutaj z jakimś chłopakiem…- zaczęła z wahaniem Anna.- Tłumaczył się, że tylko ją podwiózł…

- Bo tak było!- wyjąkała Tosia poprzez łzy, zaciskając pięści.- To nie on! To nie Filip…- zalała się łzami.

- Więc kto?- zapytał z naciskiem Piotr.- To bardzo ważne, Tosiu.

            Tosia nie odpowiedziała, nerwowymi ruchami zaciskając podartą bluzkę.

            Anna nie mogła wyjść z podziwu nad zachowaniem Piotra. Nie spodziewała się po nim takiego podejścia, choć była przekonana, że i tak zachowa się odpowiednio. Pomyślała nerwowo jak to możliwe, że mimo upływu tylu lat tak mało go znała.  Musiała przyznać, że ewidentnie stanął na wysokości zadania i przejął kontrolę nad sytuacją, która nie była dla niego typowa. Wiedział jak rozmawiać z Tosią.

Anna uświadomiła sobie, że z przerażenia w ogóle nie pomyślała o przebraniu dziewczyny. Pobiegła na górę do jej pokoju i po chwili przyniosła komplet ubrań do zmiany. Schodząc zauważyła, jak Tosia pochyla się w stronę Piotra i jak z rozbieganymi oczami szepcze mu coś do ucha. Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem i kojąco poklepał ją po ramieniu, również coś półgłosem odpowiadając.

Anna stanęła jak wryta. Nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek dojdzie do sytuacji, w której Tosia będzie w stanie zaufać Piotrowi. Ba, że będzie w stanie zaufać komukolwiek. Nie był to jednak czas na tego typu dywagacje. Podeszła stanowczym krokiem i położyła ubrania na kanapie, patrząc ze współczuciem na poobijaną twarz nastolatki. Serce ponownie ścisnęło jej się z żalu. Jak mogła dopuścić, by ktoś skrzywdził dziecko jej przyjaciół? Jej dziecko?

- Tosiu, chodź, pomogę ci się przebrać.- powiedziała łagodnie, podchodząc bliżej.

- Wolałbym żeby teraz tego nie robiła.- sprzeciwił się Piotr stanowczo.- Jedźmy jak najszybciej do szpitala, trzeba będzie… to zgłosić.- najwyraźniej zamierzał powiedzieć coś innego, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie, spoglądając na dziewczynę.

- Jedźmy?- powtórzyła za nim Anna ze zdumieniem rozchylając usta.- Jedziesz z nami? A co z Bartkiem?

- W tej sytuacji nie puszczę was samych, zaś chłopiec pojedzie z nami, nic mu nie będzie.- oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Masz coś przeciwko?

- Nie, skąd.- wycofała się, nie zamierzając wdawać się w takim momencie w żadną dyskusję.

            W milczeniu wsiadła do samochodu obok niezmiennie dygoczącej na całym ciele Tosi i wzięła ją za rękę. Dziewczyna oparła głowę na jej ramieniu i przymknęła oczy.

            W szpitalu, w czasie gdy Tosią zajmował się lekarz, siedziała bezczynnie na korytarzu w oczekiwaniu na wynik badania, podczas gdy Piotr przechadzał się wzdłuż korytarza tam i powrotem wykonując w międzyczasie setki telefonów. Ściskała w dłoni pasek od torebki aż zbielały jej kostki i wyrzucała sobie jak mogła pozwolić by Tosia wróciła do domu w takim stanie. Jak mogła wcześniej nie zauważyć, że z tym dzieckiem dzieje się coś aż tak niedobrego? Było jej wstyd przed samą sobą, że zamartwiała się swoją pracą i niedociągnięciami w reportażu, podczas gdy Tosia przeżywała swoje młodzieńcze kryzysy i potrzebowała w niej oparcia. Potrzebowała kogoś, kto by stał tuż obok niej i pomagał jej wychodzić z kryzysów obroną ręką, a tymczasem nie było obok niej nikogo: ani rodziców, ani nawet Anny. Zwłaszcza Anny.

            Rozżalona wpatrywała się tępo w wężowy wzór torebki, nie podnosząc wzroku. Nie zauważyła kiedy obok usiadł Piotr.

- Wiesz, że to nie twoja wina, prawda?- spytał łagodnie.- Wyglądasz jakby przytłoczyły cię w tej chwili wszystkie smutki tego świata.

- Oczywiście, że moja.- odwróciła głowę w bok, by nie zauważył łez napływających jej do oczu.- Powinnam domyślić się, że jej zachowanie może w końcu się źle skończyć. Tylko do głowy mi nie przyszło, że może być aż tak źle.

- Nie możesz siebie obwiniać, taka sytuacja mogłaby się przydarzyć każdemu, mimo ingerencji. Nie jesteś w stanie przewidzieć co się wydarzy w przyszłości ani tego jakie pomysły wpadną do głowy nastolatki.

- Nie rozumiesz.- rozgoryczona wsunęła rękę do torebki, sprawdzając czy  papierosy są na swoim miejscu.- Matka powinna chronić swoje dzieci i umieć je w porę przestrzec, ja tego nie zrobiłam. Miałeś stuprocentową rację, nie nadaję się do tego.

- Daj spokój!- parsknął.- To, że kiedyś powiedziałem w czasie naszej kłótni kilka słów za dużo nie oznacza, że musisz je wszystkie brać aż tak na poważnie.

- Nie wszystkie, ale w tym jednym wyjątkowo się z tobą zgadzam.- podniosła się z miejsca.- Zresztą, nieważne to jest teraz. Nieważne co ja myślę. Najważniejsze aby jej poukładało się w głowie.- zrobiła znaczący gest w stronę drzwi, za którymi zniknęła Tosia.

- Posłuchaj…

- Nie, to ty posłuchaj.- przerwała.- To nie jest odpowiedni czas na takie rozmowy.

            Ruszyła wzdłuż korytarza, stukając obcasami, zaś ich stukot niósł się echem odbijając się od ścian. Z niecierpliwością spojrzała na zegarek, pełna złych przeczuć. Oby tylko wynik badania nie okazał się tym, czego najbardziej się bała.

            Jej myśli  skierowały się w kierunku Adama. Dlaczego nie oddzwonił? Co aż tak ważnego mogło się przydarzyć, że nie miał czasu na sprawdzenie połączeń telefonicznych? Zwykle o tej porze prowadzili długie rozmowy w kawiarni bądź przez telefon, a tymczasem dzisiaj od dłuższego czasu milczał.

            Usiadła z powrotem na krześle i przejechała palcem po wyświetlaczu. Ani jednego połączenia. Z troską przygryzła wargi, zastanawiając się czy nie wydarzyło się coś niepokojącego.

            Kątem oka zerknęła na Piotra, który ze spokojem siedział z głową opartą o ścianę, ze złączonymi na kolanach dłońmi i miarowo stukał piętą o podłogę. W jego kilkudniowym zaroście momentami skrzyły się srebrzyste nitki, zaś na skroniach również pojawiły się już pierwsze oznaki siwizny. Drobne zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się w ostatnim czasie, zaś usta straciły nieco ze swojej zaciętości i nabrały jakby łagodniejszego wyrazu. Jego powaga malująca się nieustannie na twarzy powodowała, że nieraz Anna stawała na głowie, by wywołać na jego twarzy chociażby cień uśmiechu. Początkowo nie przeszkadzało  jej to wcale, a nawet wręcz przeciwnie, jego spokój i opanowanie wpływały na nią tak kojąco, że po ciężkim dniu pracy często nie mogła się doczekać, by móc zanurzyć się i zrelaksować w jego objęciach. Z biegiem czasu jednak zaczęła dostrzegać, że to co do tej pory uważała za wyjątkowe walory, to nic innego jak wieczne ponuractwo, pesymizm i opanowanie, z rzadka dające się wyprowadzić z równowagi. Z czasem przywykła i zaakceptowała go takim jakim był. Zresztą, kiedy go poznała nic nie wskazywało na to, że w ciągu kilku lat zmieni się w nie do wytrzymania introwertyka.

            Przesunęła wzrok na jego ręce, które tak wiele razy ją obejmowały i przytulały,  powodując szybsze bicie serca. Ręce, które przytulały mocno, gdy tylko tego potrzebowała. Wyglądały nadal na tak samo silne i zdecydowane. Teraz obejmują już kogoś innego, ktoś inny zachwyca się ich dotykiem i szorstkością...

            Anna zamrugała gwałtownie powiekami, odrywając wzrok od dłoni męża i wyprostowała się gwałtownie, zawstydzona kierunkiem w jakim pofrunęły jej myśli. Z ulgą odnotowała, że otworzyły się drzwi gabinetu lekarskiego i pojawił się w nich lekarz. Potarła twarz chcąc odgonić niechciane myśli, które nieoczekiwanie zawładnęły jej umysłem. Nie powinna w ten sposób myśleć, między nimi już dawno wszystko skończone, zaś niezwykła chemia, która ich łączyła nie powinna w tym przypadku wziąć góry nad prawdziwym uczuciem i rozsądkiem. Zaś prawda była taka, że uczuciem darzyła Adama, to w nim była zakochana i to właśnie z nim zamierzała spędzać najbliższe dni i miesiące. Czy też lata… tego jeszcze nie była pewna. Pewne zaś było jedynie to, że w niedługim czasie czekał ją rozwód, najwyraźniej szybki i bezbolesny.

 

cdn...

środa, 1 lutego 2023

Gdy zaszumią wierzby (część XV)

 



                                                     Anna

            Takiego bólu głowy nie miała już od dawna. Ba, w ogóle nie mogła sobie przypomnieć kiedy do tego stopnia się upiła. W ustach miała sucho jak na pustyni, w skroniach trzaskało, zaś całą czaszkę wręcz rozsadzało jej od środka. Zła na siebie z jękiem ścisnęła sobie głowę oburącz, by choć na moment poczuć ulgę. Krzywiąc się z bólu usiadła ostrożnie na łóżku, by przewiązać szlafrok w pasie. Gdy palcami nie natrafiła na pasek spojrzała w dół. Jasna cholera, spała w ubraniu! Nawet nie przebrała się idąc do łóżka, tylko walnęła się jak ten menel w poprzek i zasnęła.

            Zniesmaczona odkryciem podniosła się, by pójść do łazienki, gdy jej wzrok padł na stojącą na brzegu stolika szklankę z wodą.

            Jej mózg w ekspresowym tempie zaczął produkować wspomnienia z minionej nocy: trzy butelki wina z Martą, z których dwie wlała w siebie osobiście, niespodziewane przyjście Adama, wyjazd spod klubu, i to jak kładł ją do łóżka. Na samo wspomnienie jej policzki zalała fala gorąca.

            Cudownie. Mężczyzna, na którym jej zależało, nie dość, że odwoził ją do domu, to jeszcze widział ją na własne oczy w tak upiornym stanie. Musiała zrobić z siebie niezłe widowisko, nie będzie niczym dziwnym jeśli z dnia na dzień nastąpi koniec jego zauroczenia. Arrivederci, załatwiła właśnie sprawę dokumentnie.

            Wypiła duszkiem szklankę wody, czując dziwny posmak w ustach i podminowana całą sytuacją poszła wziąć prysznic. Stojąc pod strumieniem gorącej wody wytężała pamięć i usiłowała przypomnieć sobie dokładnie co wydarzyło się od momentu gdy pojawił się Adam. Raczej nic nie wskazywało na to, by pomiędzy nimi doszło do czegoś więcej niż tylko odwiezienie do domu. Jej ubrania były w stanie nienaruszonym, nie było nawet najmniejszych śladów wskazujących na to by doszło do jakiejś intymnej sytuacji. Przygryzła usta. Jeśli doszłoby w ogóle do takiej sytuacji wolałaby wszystko pamiętać, każdy szczegół z tej intymnej chwili, aniżeli mieć totalną pustkę w głowie. Taki moment byłby z pewnością wart zapamiętania i gdyby było inaczej z pewnością miałaby jakieś przebłyski.

            Przebrała się i czując się nieco lepiej, usiadła w szlafroku na kanapie w salonie. Podwinęła pod siebie nogi, poprawiła turban na głowie i włączyła laptop. Od dwóch dni nie zaglądała do Internetu, praktycznie to była cała przepaść zważywszy na fakt, że z reguły robiła to codziennie rano przed wyjściem do pracy, i wieczorem przed spaniem. Ostatnie dwa dni w jakiś dziwny sposób całkowicie wypadły jej z życiorysu. Gdy coś pisano na jej temat natychmiast o tym wiedziała, Marta trzymała rękę na pulsie i ze wszystkim była na bieżąco, informując ją o każdej wzmiance na jaką tylko się natknęła.

            Anna wzięła spory łyk kawy delektując się jej smakiem, i z ulgą wsłuchując się jak powoli ustępuje ból głowy. Otworzyła pierwszą stronę z wiadomościami, przeczytała interesujące ją artykuły i przeszła dalej.

            Widok kolejnej strony sprawił, że zakrztusiła się kawą. Zaniosła się gwałtownym kaszlem i momentalnie łzy stanęły jej w oczach w reakcji na kawę znajdującą się w drogach oddechowych. Wpatrywała się przerażonym wzrokiem w ekran, gdzie widniało jej sporych rozmiarów zdjęcie. Nie, to niemożliwe. To z pewnością tylko jakieś cholerne deja vue, zwłaszcza po tej ilości wina, które w siebie wlała. Zamrugała powiekami i dla pewności uszczypnęła się w policzek. Fotografia została zrobiona wczoraj wieczorem w klubie, gdzie podobnie jak ponad miesiąc temu znalazła się w podobnych okolicznościach. Dziwnym trafem wszystko się ze sobą zgadzało, zupełnie jak gdyby ktoś tylko czekał na jej pojawienie się w tym miejscu. Z tym, że nikomu o tym nie mówiła, oprócz Marty. Czy to możliwe, że kolejny raz stała się przypadkową ofiarą żądnych sensacji kolegów po fachu? Czy to możliwe, że i tym razem nie była głównym celem, w który wymierzono wszystkie lustrzanki?

            Dotknęła palcem zdjęcia. Patrzyła na siebie siedzącą przy stoliku ze zbolałą miną, trzymającą w ręku kieliszek z winem i mówiącą coś do Marty. Z jej oczu wyzierał smutek, rozgoryczenie oraz cała paleta negatywnych emocji, od których próbowała uciec. Niczym się nie wyróżniała siedząc pośród innych osób, a jednak ktoś ją dostrzegł. Ktoś, komu zależało, by znów o niej zrobiło się głośno. Ktoś, kto chciał sprawić, by w jej życie znów wkroczyło zamieszanie.

Błądząc wzrokiem po stronie internetowej dopiero po jakimś czasie zauważyła również drugą fotografię, którą w znacznie mniejszym rozmiarze zamieszczono poniżej głównego zdjęcia. Na fotografii była z Adamem. Wynosił ją z klubu, kopniakiem otwierając drzwi. Wyraz jego twarzy był daleki od przyjaznego, którym częstował wszystkich na co dzień.

            Załamana pobieżnie rzuciła okiem na obszerny artykuł, poświęcony w całości jej osobie. Nie miała zamiaru nawet go czytać, i tak wiedziała, że większość zamieszczonych tam informacji to zwykły stek kłamstw, nie wart jej czasu.

            Słysząc dzwoniący telefon intuicyjnie wiedziała już kto dzwoni. Nie musiała sprawdzać by się domyślać, że to Miłosz. Jak zwykle doskonale wiedział kiedy zadzwonić.

- Nie krzycz.- powiedziała od razu zamiast powitania.- Już właśnie na to patrzę i sama się za to biczuję.

            Westchnął do słuchawki.

- Zanim pojedziesz gdziekolwiek znajdź dla mnie wcześniej trochę czasu, proszę.- rzucił tylko, rozłączając się natychmiast.

            To wystarczyło, by zepsuć jej humor do reszty.

            Przebrała się, odwiozła dzieci do szkoły i przedszkola i pojechała do telewizji, chcąc mieć już za sobą tą rozmowę. Po wczorajszym piśmie z sądu nic nie mogło bardziej jej przygnębić, nawet gdyby miało to być zwolnienie z pracy.

            Usiadła naprzeciwko Miłosza i założyła ręce na piersiach. Spojrzała na niego bez słowa. Nie wyglądał na specjalnie zdenerwowanego, choć po minie można było wyczytać, że radosny nastrój zostawił gdzieś daleko poza sobą. Siedział w newsroomie przy swoim biurku, trzymając w jednej dłoni kubek ze świeżo zaparzoną kawą, której zapach unosił się powietrzu. Z grymasem na twarzy wertował jakieś grube czasopismo, najpewniej nawet nie czytając tego co miał przed oczyma.

- No i co mi powiesz?- spytał, odkładając w końcu magazyn i poprawiając okulary.

- A co byś chciał żebym ci powiedziała?- przełknęła ślinę, czując niespodziewanie napływające łzy do oczu. Jeszcze tego brakowało żeby rozkleiła się w pracy.- Nic.

- Nic? Sam już nie wiem co mam z tobą zrobić, skaranie boskie!- podrapał się po głowie w miejscu, gdzie włosy z lekka zdążyły się już przerzedzić.- Najchętniej przełożyłbym cię teraz przez kolano i sprał na kwaśne jabłko. Widać, że twoi rodzice nie stosowali tej metody!

- Oczywiście, że nie.- mimo wilgotnych oczu nie mogła się nie uśmiechnąć.- Moi rodzice to nauczyciele i nigdy w życiu nie stosowali kar cielesnych. Nawet kota nigdy nie uderzyli.

- Właśnie widzę.- zamruczał, wyciągając przed sobą nogi.- Jak to się stało, że jesteś taka dobra w swojej robocie, skoro jednocześnie jesteś tak niefrasobliwa? I jakim cudem tego wcześniej nie zauważyłem?

- Dobrze się kamufluję.- potarła oczy.- Lubię stwarzać pozory.

            Gdyby nie była tak rozbita po wczorajszym dniu teraz śmiałaby się do rozpuku słuchając jego wywodów.

- Anka, żarty żartami, ale to tak łatwo nie przejdzie.- przejechał dłonią po nieogolonej twarzy.- Jutro zbiera się zarząd i jestem pewien, że znowu będzie mowa o wizerunku telewizji, i tym razem polecą po nazwiskach. Jak myślisz, czyje wymienią w pierwszej kolejności?

            Popatrzyła na swoje paznokcie. Z jednego zdążyła już odpaść hybryda, a ona nawet nie zauważyła kiedy to się stało. Wcześniej z krzykiem leciałaby do kosmetyczki, a teraz nawet specjalnie jej to nie przeszkadzało.

- Wczoraj okazało się, że jednak niespecjalna byłaby ze mnie matka.- bąknęła cicho.

- Słucham?- Miłosz zastygł w zdumieniu, z ręką wyciągniętą po kawę.

- Dostałam wczoraj pismo.- wyjaśniła, pociągając nosem.- Przeszliśmy z Piotrem wszelkie rozmowy w ośrodku z pracownikami i z psychologiem, obejrzeli nasze mieszkanie, przeszliśmy szkolenie dla przyszłych rodziców… i nic z tego.- wzruszyła ramionami.- To dlatego poszłam wczoraj z Martą do klubu, jakoś musiałam to odreagować. Nie mam pod ręką worka treningowego, może powinnam go sobie zakupić.

- Cholernie mi przykro.- rzekł ze współczuciem.- Przykro mi jako twemu koledze. Jednak jako twój przełożony nie mogę tak po prostu przejść nad tym do porządku dziennego, wiesz o tym.

- Jasne, wiem.- wydmuchała nos.- Trudno, przyjdę się tłumaczyć, jeśli będą chcieli widzieć mnie osobiście.

- Będzie dobrze, jeśli tylko na tłumaczeniach się skończy.- z powrotem otworzył magazyn.- To już druga taka sama sytuacja w ciągu miesiąca, aczkolwiek myślę, że twoja wysoka pozycja w rankingach popularności może w tym przypadku zadziałać na twoją korzyść.

- Czyli jednak czasami fajnie jest być osobą publiczną.- wstała z nikłym uśmiechem na twarzy.- Chociaż uważam, że gdybym była zwykłym Kowalskim otrzymałabym pozytywne orzeczenie adopcyjne i nie miałabym takich problemów.

- Dlaczego tak uważasz?- zdziwił się.

- No wiesz, nie miałabym okazji zaleźć takiemu Hofmanowi za skórę.- rzekła z goryczą.- I w spokoju mogłabym pić wino w nieograniczonych ilościach, nikt nie latałby za mną i nie szukał taniej sensacji.

- Wiesz co, widzę u ciebie spore zadatki na alkoholika.- oznajmił zgryźliwie.- Nawet teraz myślisz o piciu, a jeszcze dobrze nie wytrzeźwiałaś po wczorajszym.

- Nie przesadzaj.- uśmiechnęła się szerzej.- Po prostu lubię dobre wino.

- Wybacz, ale na urodziny go ode mnie nie dostaniesz! Nie przyłożę ręki do twojego rychłego upadku.- odpowiedział uśmiechem.- A teraz idź i bierz się do roboty. Sprawy prywatne zostaw z boku, skup się tylko na pracy, to najlepsza terapia.

            Zdziwiło ją to, jak dobrze ją znał. I miał rację, praca zawsze miała na nią kojący wpływ. Dzisiaj również musi rzucić się w wir zajęć, tak by zapomnieć o wszystkich innych sprawach. Musi sobie wszystko od nowa poukładać. Całkowicie od nowa. Jak zawsze.

            A wieczorem zadzwoni do Radka Bonieckiego i powie mu parę słów do słuchu. Ta menda będzie się wiła jak wąż, jak zwykle przepraszając. Niedoczekanie, tym razem będzie musiała zastosować mocniejsze chwyty, skoro on nie rozumie czym jest koleżeński front.

 

 

Tosia

            Stała pod klasą z plecakiem i z rękami w kieszeniach. Tego dnia wyjątkowo nie chciało jej się wstawać łóżka i z niechęcią myślała o lekcjach. Świadomość spędzenia w szkole kolejnych sześciu godzin frustrowała ją od samego rana, lecz zmusiła się by przekroczyć szkolne progi, chociażby po to by przed samą sobą poudawać, że wszystko w miarę jest okej.

            Ciotka dzisiaj z rana też nie była w najlepszym humorze, co rzadko jej się zdarzało. Nie dość, że zachowywała się dość zagadkowo i była wyjątkowo milcząca, to jeszcze w dodatku miała mocno zaczerwienione oczy, zupełnie jakby płakała. Ten fakt nie mieścił się Tosi w głowie, łzy były tak niepodobne do ciotki, że czuła się nieswojo nawet je podejrzewając. Anna zawsze sprawiała wrażenie silnej i niezłomnej kobiety, więc z jakiego powodu miałyby się pojawić? Nie, to niemożliwe. To pewnie tylko wyobraźnia spłatała jej figla.

            W czasie długiej przerwy przed lekcją biologii Tosia wyszła do łazienki. Odczekała jak zwykle swoje, o tej porze w łazienkach zazwyczaj był tłok. Rozmyślała w duchu czy dzisiaj iść do Leny czy też wrócić do domu i chociaż raz spróbować się porządnie wyspać. Przez ostatnie dni jej mózg odmawiał posłuszeństwa i groził czasową amnezją. Momentami bowiem nie mogła sobie przypomnieć najprostszych słów czy też czynności jakie miała lada moment wykonać. Kiedy stała na korytarzu przed lekcjami udawało jej się momentami nawet przysnąć na stojąco, co już przestało jej się podobać. Odczuwaną apatię i znużenie również zrzuciła na karb braku snu.

Myjąc ręce i starannie opłukując je z mydła podjęła w duchu decyzję, że dzisiaj wyjątkowo wraca po lekcjach prosto do domu. Czas z powrotem zaprzyjaźnić się z własnym łóżkiem. Ach, jak będzie miło zanurzyć się pod przyjemnie miękką kołdrą.

- Co powiedziałaś?- usłyszała obok gniewny głos.

            Wyłączyła wodę i zerknęła z ukosa. Klaudia, koleżanka z klasy stała ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i przeszywała ją morderczym spojrzeniem. Wydęła wargi, mrużyła gniewnie oczy,  zaś cała jej postawa przypominała tygrysa czającego się do skoku.

            Tosia wzruszyła ramionami.

- Nic do ciebie nie mówiłam, coś ci się zdawało.- wytarła ręce w papierowy ręcznik i odwróciła się, żeby odejść.

            Poczuła jak ktoś łapie ją za ramię i szarpie do tyłu. Zatoczyła się nieco w bok, uderzając barkiem w ścianę pokrytą lśniącymi kafelkami.

            W jednej chwili wszystko się w niej zagotowało. Ostentacyjnie strzepnęła prawe ramię i stanęła przodem do Klaudii, mierząc ją rozwścieczonym spojrzeniem.

- No co, taka jesteś mądra?- wściekła Klaudia nie odrywała od niej oczu.- Kto tu kogo może w wodzie zanurzyć, hm?

- Ciebie już zdrowo porąbało.- odezwała się Tosia, czując jak opada jej złość. Jasny gwint, wygląda na to, że niechcący powiedziała coś na głos. To by oznaczało, że naprawdę powinna iść do lekarza.- Idź się leczyć.

- To ciebie powinni w końcu gdzieś zamknąć i leczyć, ty degeneratko!- Klaudia spiorunowała ją wzrokiem.- Zeszłaś na psy i myślisz, że teraz każdemu możesz dokopać? Niedoczekanie! Nie ze mną takie numery!

- Nic do ciebie nie mówiłam, opanuj się wariatko!- Tosia popukała się w czoło, zdecydowana nie ciągnąć tej beznadziejnej rozmowy.- Coś ci się zdawało.

- Aha! Teraz będziesz mi jeszcze wciskać, że wymyślam?- wykrzyknęła Klaudia.

- Nie, ta rozmowa jest bez sensu.- Tosia z niebotycznym zdumieniem wzniosła oczy do sufitu i ponownie odwróciła się, żeby odejść.- Ty zwariowałaś! Żegnam!

- Jeszcze nie skończyłyśmy, gdzie ci się tak spieszy!- Klaudia ponownie szarpnęła ją za ramię i popchnęła w miejsce, gdzie Tosia przed chwilą stała.- Co, tchórz cię obleciał? A gdzie jakieś przeprosiny za wygadywanie bzdur? No, czekam!

            Tosia nigdy za nią nie przepadała, Klaudia wydawała jej się zawsze taka… śliska. Lubiła podlizywać się wszystkim nauczycielom, choć jednocześnie miała jedne z najgorszych ocen w klasie. Jednego dnia trzymała się na przerwach z jedną grupą koleżanek, by po kilku dniach zacząć trzymać się z kimś innym, i opowiadać niestworzone historie o tych pierwszych.  Podobnie postępowała z wieloma osobami, i w rezultacie nie miała w klasie zbyt wielu bliskich osób. Pochodziła z zamożnej rodziny, jej ojciec był właścicielem klubu koszykarskiego, zaś matka kierowała firmą produkującą znaną linię kremów do twarzy.

- Nie będę przepraszać za coś czego nie powiedziałam.- powiedziała spokojnie Tosia odtwarzając w pamięci wszystkie nieprzyjemne sytuacje, w których się znalazła, właśnie często dzięki Klaudii.- Spadaj, idź sobie poczytać notatki. Może jakąś pominęłaś?

Po minie Klaudii widać  było, że to już szczyt wszystkiego. Pchnęła ze wszystkich sił Tosię, chcąc przewrócić ją na ziemię.

W dziewczynie w jednej chwili zawrzało. Nikt nie ma prawa jej popychać, a już najmniej ktoś taki jak Klaudia.

Udając, że nie zauważyła poprzedniej zaczepki, ponownie odwróciła się, żeby odejść, lecz najwyraźniej to tylko bardziej rozjuszyło Klaudię. Szarpnęła gwałtowniej Tosię za ramię, aż ta zatoczyła się do tyłu, uderzając głową w ścianę. Przez kilka sekund zobaczyła gwiazdy przed oczami i poczuła tępy ból, lecz to tylko wzmogło jej złość. W mgnieniu oka oderwała się od ściany, skoczyła do Klaudii i w odpowiedzi wymierzyła jej siarczysty policzek.

Zaskoczonej Klaudii raptownie odskoczyła głowa, dziewczyna odchyliła się i zrobiła dwa kroki w tył. Następnym co zobaczyła Tosia była krew na białej umywalce i ciemne włosy Klaudii wzlatujące w powietrzu niczym ciemna zasłona, zaś potem jej bezwładne ciało opadające z cichym łoskotem na posadzkę.

W jednej chwili w łazience zrobił się harmider, słychać było pisk przerażonych dziewcząt i krzyki przestraszonych nauczycieli. Jedni wbiegali do środka, by zobaczyć co się dzieje, inni wybiegali z powrotem nie mogąc znieść widoku krwi. Dwóch nauczycieli klęczało obok nieprzytomnej Klaudii okładając jej głowę ręcznikami i krzycząc coś, czego Tosia nie rozumiała. Patrzyła na ich poruszające się bezgłośnie usta i wykrzywione oskarżycielsko twarze.

Kucnęła, obejmując głowę ramionami, zrobiło jej się słabo. Przerażona czuła jak każda cząsteczka jej ciała dygocze pod wpływem emocji po niespodziewanym zajściu. Zamknęła oczy. Skuliła się w sobie najmocniej jak tylko mogła. Starała się wzbudzić w sobie żal za uderzenie Klaudii, lecz nie potrafiła. Nie czuła niczego poza obojętnością, gdy zerkała na leżące nieruchomo ciało. Całe zajście wydarzyło się jak gdyby obok niej, nie miała pewności czy aby to na pewno ona brała w tym wszystkim udział, czy to na pewno ona oddała tak silny cios, że głowa koleżanki w jednej chwili zalała się krwią.

Niespodziewanie łzy napłynęły jej do oczu, szczypiąc pod powiekami i z tęsknotą pomyślała o rodzicach. Ich obraz utrzymywał się w jej pamięci, lecz nieoczekiwanie dość szybko przesłoniła go zatroskana twarz Anny. Uparcie utrzymywała się przed oczami Tosi i nie miała zamiaru zniknąć, a ona tak bardzo chciała by to rodzice utrzymywali się w jej wyobraźni jak najdłużej.

Ktoś potrząsnął nią za ramię.

- Tosiu.- usłyszała jak przez mgłę.- Tosiu!

            Spróbowała otworzyć ociężałe raptownie powieki. Nadal widziała Annę. Potrząsnęła do siebie głową. To nie możliwe. Czyżby zaczęła już majaczyć?

- Tosiu!!!

 

Anna

Przerażona patrzyła na wpółprzytomne, przestraszone, a jednocześnie pełne smutku oczy dziewczyny i serce ścisnęło jej się z żalu. Tosia wyglądała jakby jej nie poznawała, jakby patrzyła na kogoś innego znajdującego się za plecami Anny. Ręce jej drżały, po policzkach spływały łzy, oddech miała szybki i płytki, jakby przed momentem skończyła szybki bieg. Siedziała skulona pod ścianą, wciskając się plecami w kąt łazienki. Anna w tej chwili wiele by dała by poznać jej myśli, by przeniknąć do jej umysłu i zgłębić najskrytsze zakamarki, i poukrywane w nich mroczne sekrety.

W tej chwili w ogóle nie przypominała krnąbrnej nastolatki, w którą zmieniła się w ciągu kilkunastu tygodni. Była teraz znowu małą dziewczynką, przesiadującą na kolanach Anny i szepczącą jej do ucha swoje tajemnice.

Anna niewiele myśląc pogładziła ją po włosach, objęła ramieniem i pomogła wstać.

- Chodź, pojedziemy do domu.- powiedziała miękko.- Po drodze wszystko mi opowiesz, a martwić będziemy się później.

- Sądzę, że w tej sytuacji trzeba zacząć martwić się już teraz.- usłyszała Anna

            Podniosła głowę i popatrzyła na wysoką, postawną kobietę stojącą w przejściu. Dyrektorka liceum, Maria Kołakowska stała z założonymi na piersiach rękami i mierzyła je obie surowym spojrzeniem.

- Tosia bardzo opuściła się w nauce, wagaruje, jest niegrzeczna i przychodzi na lekcje pod wpływem alkoholu.- wyliczyła.- Ponadto jest nieobliczalna i wdaje się w bójki z koleżankami. Czy mając tego świadomość nie uważa pani, że powodów jest aż nadto, by można było przejść nad nimi do porządku dziennego?

- Naturalnie, że nie.- zgodziła się Anna, podchodząc bliżej w przestrzeń osobistą kobiety, dając jej tym samym do zrozumienia, że zamierza wyjść.- Niczego takiego nawet nie zasugerowałam. Nie uważam jednak by był to najlepszy moment na załatwianie tych spraw, wszyscy musimy ochłonąć.

            Dyrektorka niechętnie cofnęła się i przepuściła je w drzwiach.

- Rodzice Klaudii nie zostawią tak tej sprawy.- dodała pewnym tonem.- Podejrzewam, że złożą zawiadomienie na policję, radzę wam się na to nastawić. Ja sama również jestem w obecnej sytuacji zmuszona wyciągnąć odpowiednie konsekwencje z tego zajścia. Tosiu, do niedawna byłaś wyróżniającą się uczennicą naszej szkoły.- zwróciła się nieoczekiwanie cieplejszym tonem.- Liczę, że zauważysz w końcu swoje błędy i w niedługim czasie się poprawisz.

- Dziękuję za troskę.- powiedziała pospiesznie Anna, pociągając za sobą nastolatkę.- Niedługo Tosia nadrobi wszelkie zaległości.

            Anna zapięła pasy i z piskiem opon ruszyła z miejsca. Adrenalina jej nie opuszczała i tylko czekała, by móc gdzieś ją rozładować. Na jednym ze skrzyżowań skorzystała z okazji i dała upust emocjom siarczyście klnąc na kierowcę, niemal ocierającego się o jej prawy bok na bocznym pasie. Wyciągnęła palec i jak na damę przystało dosadnie pomachała w jego kierunku środkowym placem. Idiota, myślał, że uda mu się ją wyprzedzić.

- No i co mi się tak przyglądasz?- rzuciła do Tosi, zerkającej na nią bez słowa co jakiś czas.- Czasami również dla mnie zdarza się wybuchnąć, jednak jakoś nigdy nie zdarzyło mi się nikomu obić twarzy, mimo, że dość często miałam na to ochotę, uwierz mi. Trzeba umieć w odpowiednim czasie zaciągnąć hamulce, a czasami nawet wrzucić bieg wsteczny.

- Starałam się.- dziewczyna zagryzła wargi, odwracając twarz w kierunku szyby.- Ale to ona zaczęła, wcale nie chciałam jej uderzyć.

- Nie chciałaś, ale jednak to zrobiłaś.- wyrzuciła z siebie Anna, nerwowo wykonując manewr ma rondzie.- To nie jedyna metoda rozwiązywania konfliktów. Gdyby tak było wszyscy tkwilibyśmy w nieustających wojnach.

- Wiem.- Tosia pociągnęła nosem.- Ale naprawdę nie miałam innego wyjścia, musiałam jej oddać, ona zaczęła pierwsza.

- Dlaczego musiałaś?- spytała Anna z zainteresowaniem.- Jaki ona miała powód?

- Sama nie wiem.- Tosia bezradnie wzruszyła ramionami.- Powiedziałam coś do siebie, ona myślała, że to było do niej i tak jakoś się zaczęło. Nakręciła się strasznie, widziałam, że dąży do bójki.

- Czyli to jednak ty zaczęłaś te słowne przepychanki?- drążyła Anna.- Co takiego powiedziałaś?

- Nie pamiętam.- Tosia wyczerpana odrzuciła głowę do tyłu i oparła ją o siedzenie.- W każdym razie nic ważnego.

- Dla Klaudii widać było to istotne.- zauważyła Anna zastanawiając się, na ile szczere są słowa dziewczyny.- Za tydzień masz umówione spotkanie z psychologiem.- dodała stanowczo, skręcając ostro samochodem.- I lepiej dla ciebie żebyś się na nim stawiła, bo w przeciwnym razie mogą czekać nas poważne konsekwencje twojego zachowania.

- Co masz na myśli?-  głos nastolatki był pełen baw. Nerwowo gniotła w palcach skórzany pasek od plecaka.

- Dostałam odmowę z sądu w sprawie adopcji.- powiedziała Anna po dłuższej chwili milczenia.- Wniosek został odrzucony.

- Dlaczego?- Tosia przełknęła głośno ślinę, patrząc na Annę bojaźliwie.

- Kilka spraw się na to złożyło, między innymi twoje ucieczki ze szkoły.- Anna pomyślała, że nie będzie tego dalej ukrywać.- Dlatego jeżeli nie chcesz wylądować w domu dziecka albo w zakładzie poprawczym lepiej będzie jeśli zaczniesz chodzić do terapeuty. Złożę odwołanie i wtedy zobaczymy jak to wszystko dalej się potoczy. Musisz jednak coś dać też od siebie, pokazać, że ci zależy. Moje starania mogą okazać się niewystarczające.

- Okej, dobra, pójdę.- Tosia podłożyła ręce pod kolana i nieco pochyliła się do przodu.- Przepraszam, nie myślałam, że tak to wszystko wyjdzie.- powiedziała bezbarwnie, wpatrując się nieruchomo przed siebie.

- Trochę późno doszłaś do tego wniosku, ale lepiej teraz niż wcale.- uśmiechnęła się blado Anna.- Podrzucę cię teraz do domu, a sama muszę wracać do pracy, porozmawiamy o wszystkim spokojnie wieczorem.

            Nacisnęła mocniej pedał gazu, oddychając głęboko. Przez ostatnie dni funkcjonowała na najwyższych obrotach, czas najwyższy znaleźć chwilę dla siebie, co nie miało miejsca już od tak dawna. Ciągłe psychiczne wyczerpanie nie wróży nic dobrego na dłuższą metę.

            Po powrocie do telewizji jej nastrój nie poprawił się ani na jotę. Miłosz wyrozumiały z rana nieoczekiwanie zmienił się, gdy tylko ją zobaczył.

- Mówiłem ci kilka razy, że w końcu doigrasz się tymi swoimi wyskokami.- mruknął, gdy usiadła naprzeciw niego.- Są już najnowsze wyniki sondażu, poleciałaś na łeb na szyję.

- Pokaż.- pochyliła się w stronę monitora, wpatrując się z uwagą w wykresy i tabele.

            Nie była szczególnie zaskoczona tym, że znalazła się dokładnie pod koniec stawki. Widząc swoje nazwisko za kolegami i koleżankami z innych konkurencyjnych stacji nie odebrała tego jako kompletnej porażki. Raczej jako bodziec do tego by przez następne dni dawać z siebie więcej. Ślęcząc nad reportażami nigdy nie robiła tego dla popularności, kierowało nią jedynie poczucie dobrze wypełnionego zadania. Ile wobec tego była warta jej praca, jeśli w sondażach rozpatrywano jej osobę poprzez pryzmat prywatnego czasu, a nie poprzez to czym się zajmowała? Czy sposób spędzania wolnego czasu powinien decydować o tym kim jest i przekreślać dotychczasowe dokonania?

- Jakoś nie widzę łez.- Miłosz ze ściągniętymi brwiami rzucił długopis na biurko, bacznie ją obserwując.- Do diabła, nie jesteś rozczarowana?

- W ogóle.- nic nie dając po sobie poznać wstała z krzesła.- Dlaczego miałabym być? Powiedz co mi daje ten ranking oprócz miejsca, które zajmuję?

- Satysfakcję?- podsunął, wyraźnie zawiedziony brakiem większych emocji z jej strony.- Nie martwisz się co będzie dalej?

- A co, planujesz mnie zwolnić, bo zajęłam dziesiąte miejsce zamiast pierwszego?- odparowała kpiąco.

- Nie, skądże!- obruszył się.- Myślałem jednak, że przydałby ci się dłuższy urlop, żebyś odpoczęła i nabrała dystansu.

- Dystansu do czego?- przyjrzała mu się podejrzliwie.

- Chociażby do pracy.- poprawił marynarkę i strzepał niewidoczny pyłek z rękawa.- Miałem przed godziną niezbyt przyjemną rozmowę z jednym z członków zarządu.- ściszył głos.- i tak jak przewidywałem, dowiedziałem się nieoficjalnie, że twoje nazwisko z pewnością pojawi się na kolejnym posiedzeniu. Nie wiem jak to będzie dalej, choć osobiście w każdym razie zamierzam cię bronić, mimo twoich ostatnich ekscesów…- odchrząknął.- Nie wiem jednak na ile moje słowa okażą się przekonujące.

- Jasne, rozumiem.- podeszła do ekspresu, byle czymś zająć ręce. Nie chciała okazać rozczarowania.- Daj znać jak tylko będziesz wiedział coś więcej.

- Oczywiście, natychmiast.- wziął z powrotem do ręki długopis i postukał nim niecierpliwie w blat, wzdychając.- Anka, ale wszystko pokomplikowałaś.

- Słuchaj…- ze zmęczeniem potarła czoło.- Wybacz, na razie mam dość. Od wczoraj czuję się totalnie przeczołgana. Idę do chłopaków, w razie czego wiesz gdzie mnie znaleźć.

            Zrobiła w powietrzu nieokreślony ruch ręką i odeszła, nie mając ochoty na dalszą rozmowę. Gdyby jeszcze choć chwilę spędziła w towarzystwie Miłosza zaczęłaby warczeć, co mogłoby skończyć się to potokiem łez, a tego jednak wolała uniknąć.

            Po południu powolnym krokiem wyszła z budynku telewizji i wsiadła do samochodu. Włożyła kluczyk do stacyjki i uruchomiła wycieraczki, przyglądając się bezmyślnie jak skrupulatnie zmiatają każdą kroplę deszczu. Szary krajobraz nie nastrajał jej optymistycznie, zaś bębniący o samochód deszcz nie nastrajał do przeprowadzania w tym momencie żadnych poważnych rozmów. Przemogła się jednak, oderwała wzrok od szyby i wzięła do ręki telefon z zamiarem przekazania Piotrowi najnowszych informacji.

Odwlekała tę rozmowę przez cały dzień, lecz wolała nie zostawiać tego na wieczór, chciała mieć to już za sobą. Wieczór był zarezerwowany dla kogoś innego. Poza tym, mimo, że spodziewała się jaka będzie reakcja Piotra na jej słowa czuła, że jest mu winna jakiekolwiek wyjaśnienie.

            Zacisnęła dłoń na telefonie, kiedy usłyszała jego głos.

- Hej, to ja.- odchrząknęła.- Dzwonię tylko na chwilę. Jesteś w pracy?

- Tak, ale za chwilę muszę wychodzić.- odrzekł przyciszonym głosem.- O co chodzi?

- Wczoraj dostałam postanowienie sądu w sprawie adopcji.- zaczęła, wpatrując się po spływające krople po przedniej szybie.

- No i …?- pogonił ją niecierpliwie, gdy więcej się nie odezwała.

- No i nic. Miałeś rację, nie nadaję się na matkę.- powiedziała powoli.- Postanowienie jest negatywne, możesz się cieszyć, wygrałeś.

            Po drugiej stronie zapadła cisza. Po jakimś czasie usłyszała westchnienie i stłumione przekleństwo.

- Anka, przykro mi. Naprawdę mi przykro.- jego głos zabrzmiał szczerze i można w nim było wyczuć nuty żalu.- Wybacz, nie mogę teraz rozmawiać, zaraz wyjeżdżam, mamy akcję. Słuchaj, może spotkalibyśmy się wieczorem? Mógłbym do ciebie przyjechać?

-  W zasadzie to nie masz po co, chyba, że chcesz coś jeszcze zabrać z domu.- odrzekła obojętnie.- Nie mam ochoty rozmawiać dzisiaj o adopcji, zaś całą resztę już sobie dawno wyjaśniliśmy. Spokojnie możesz składać pozew rozwodowy, już nic nie stoi na przeszkodzie.

            Kątem oka zauważyła jakąś postać zmierzającą w jej kierunku. Odwróciła się, gdy ktoś zapukał do jej szyby. Uśmiechnęła się lekko widząc Adama.

- Wybacz, muszę kończyć.- rzekła na koniec i rozłączyła się, nie zwracając już uwagi na to co mąż miał jeszcze do powiedzenia.

Odłożyła telefon, opuszczając jednocześnie boczną szybę, by móc wyraźnie zobaczyć twarz Adama.

- Jak się czujesz?- spytał, przypatrując jej się uważnie i nie zważając na padający deszcz.

- Bywały lepsze dni.- uśmiechnęła się gorzko.- A ty co tu robisz?

- Pomyślałem, że może miałabyś ochotę na jakiś dobry ciepły obiad, a potem może… kino?- zaproponował.

- Obiad chętnie, a co do kina… zobaczymy.- odrzekła, pocierając skroń.- Jestem wykończona, ty dzisiaj prowadzisz i wybierasz lokal. Nie będę wybrzydzać, nie mam siły.

- Dokładnie to chciałem usłyszeć.- odsłonił w uśmiechu idealnie równe uzębienie.- Jedź za mną, postaram się żebyś nie była zawiedziona.

- Mam nadzieję.- zamruczała do siebie, zapinając pasy.

            Ostatnimi czasy nauczyła się aż za dobrze, że zaufanie to niezwykle krucha relacja, którą łatwo zburzyć, zaś wzniesienie jej z powrotem na wyżyny często niemal graniczy z cudem.

            Przyjemnie zaskoczona wyborem restauracji na jaką zdecydował się Adam, z ulgą usadowiła się na wygodnej kanapie. Nieco przyciemnione światło, cicha muzyka, niezbyt natarczywi kelnerzy i niewielka liczba osób sprawiły, że humor nieco jej się poprawił. Ciepły posiłek i lampka wina niemal całkowicie ją rozluźniły i wprawiły w błogi nastrój. Zrelaksowana sączyła powoli cierpkawy alkohol, napawając się spokojem chwili.

- Cieszę się, że trochę lepiej się czujesz.- powiedział ciepło Adam, wyciągając rękę i zamykając w niej dłoń Anny.- Nie możesz zamartwiać się sprawami, na które nie masz zbyt wielkiego wpływu. To niedorzeczne.

- Masz na myśli adopcję?- popatrzyła w głąb kieliszka, chłonąc przyjemne ciepło męskiej ręki.- Cóż, mam przeczucie, że mogłam zrobić więcej, że coś mnie ominęło. W jednym masz rację, nie mam wpływu na orzeczenia sędziów. W tym aspekcie jestem całkowicie bezradna.

- Pomogę ci napisać to odwołanie, wiesz o tym.- delikatnie ścisnął jej palce.- Napiszemy je w taki sposób, że nikt nie będzie miał wątpliwości co do tego, że  dzieci muszą zostać właśnie u ciebie, że jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu.

- Dzięki.- odwzajemniła uścisk.- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz odosobniony w swoim przeświadczeniu.

- Oczywiście, że nie.- dolał jej wina.- Do bycia matką jesteś wprost stworzona, a my tylko musimy dostarczyć do sądu odpowiednie argumenty.

- W jaki sposób zamierzasz to zrobić?- nie mogła się nie uśmiechnąć widząc jego głębokie przekonanie.

- Mam już kilka pomysłów. Spokojnie, jestem w tym naprawdę dobry.- uśmiechnął się filuternie.- Nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy.

- Och, przystojny, a w dodatku jaki skromny!- uniosła w górę brwi, udając niesmak.- Nie zgubiła cię jeszcze ta twoja nadmierna pewność siebie?

- Nie zdarzyło mi się.- przyznał szczerze.- Gdybym był niepewny w tym co robię klienci nie tłoczyliby się pod drzwiami. Jak do tej pory jest to najskuteczniejszy sposób zarówno na pozyskanie nowych interesantów, jak i uświadomienie sędziom, że nie tylko oni mają głos na sali sądowej.

- Ach, tak… Nikt cię jeszcze nie wyrzucił z sali kiedy zaczynasz tam pokazywać swoje ciemne oblicze?- zaśmiała się.

- Oczywiście, że nie.- odsłonił w uśmiechu idealnie białe zęby.- Jestem wówczas ucieleśnieniem dobra i zła w jednym, a jednocześnie jestem bardzo grzeczny.

- Rozumiem...- poruszyła brwiami jednoznacznie.- Dziękuję, że w ogóle chcesz mi pomóc.

- Gdybyśmy teraz byli sami to przełożyłbym cię przez kolano i wtrzepał kilka solidnych klapsów za to dziękowanie.- przymrużył oczy, udając gniew.

- Dlaczego? Przepraszam, proszę i dziękuję to podstawowa w moim słowniku.- zachichotała.

- Wiesz, to raczej normalne, że chcę pomoc swojej dziewczynie.- obruszył się.- Przynajmniej tego mnie nauczono.

- Nie dość, że przystojny, skromny, to jeszcze szarmancki.- wypiła łyk wina, przyglądając mu się spod zmrużonych powiek.- Trafił mi się pełen pakiet, nie wiem czym sobie na to zasłużyłam.

- Cieszy mnie, że jego zawartość ci odpowiada.- odrzekł z błyskiem w oku.- Chciałabyś może coś jeszcze dodać?

- Absolutnie nic.- powoli pokręciła głową.- Zawartość jest tak idealna, że momentami zastanawiam się czy nie śnię na jawie.- dokończyła kieliszek wina i odstawiła na stolik. Leniwie sączący się z głośników cichy chillout całkowicie ją uspokoił i nieco optymistyczniej patrzyła w przyszłość.- Odwieziesz mnie do domu?- spytała sennie.- W tej sytuacji nie mogę poprowadzić auta.- z rozbrajającą miną rozłożyła ręce.

- Tak szybko chcesz wracać?- uniósł do góry jej dłoń i powoli pocałował.- Nie dasz się namówić na spacer?

- Nie dzisiaj, jutro. Jestem wykończona, chciałabym odsapnąć, przepraszam.- wyciągnęła rękę i pogładziła go po twarzy.- Obiecuję, że jutro będę w pełnej gotowości.

            Gdy Adam zaparkował na posesji, Anna z nostalgią popatrzyła na swój rozświetlony dom. Zawsze lubiła tu wracać, to była jej prawdziwa oaza, jedynie tu umiała naprawdę wypocząć i odciąć się od innych spraw. Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że nagle stała się domatorką. Częściej wolała wracać do domu, niż biec na imprezy. W dużej mierze z pewnością zawdzięczała to dzieciom i przymusowej wręcz sytuacji w jakiej się znalazła. A może to już zasługa wieku? W końcu dobijała już do połowy czwartej dziesiątki, trzydzieści cztery lata to już nie to samo co jeszcze dziesięć lat temu, gdy o trzeciej nad ranem impreza zdawała się dopiero rozkręcać, a nie kończyć.

Rzuciła okiem w stronę ogrodu. Rozglądając się dookoła w półmroku z niemałym zdziwieniem dostrzegła inne auto stojące na poboczu. Zmarszczyła brwi, gdy rozpoznała do kogo należy. Najwyraźniej Piotr po rozmowie z nią postanowił osobiście pofatygować się by sprawdzić w jakim stopniu jest załamana. Niewykluczone, że gorycz w jej głosie wskazywała na poważne problemy emocjonalne i wolał przekonać się czy nic jej nie grozi. A może zwyczajnie zżerało go sumienie, i chciał w ten sposób swoim przyjazdem zwyczajnie jej pomoc?

Zaskoczona jego obecnością zerknęła ukradkiem na Adama, który nieświadom burzy uczuć rozgrywających się w jej duszy wyskoczył z samochodu, obiegł go dookoła i otworzył z jej strony drzwi, nachylając się jednocześnie z parasolką.

- Odprowadzę cię pod same drzwi, żeby mieć pewność, że jesteś bezpieczna.- objął ją ramieniem i pobiegli ścieżką w stronę domu.

- Spokojnie, jestem u siebie, nie mam się czego obawiać.- zawołała odrobinę zbyt głośno, zerkając niespokojnie w stronę drzwi.

            Piotra nigdzie nie było widać, najwyraźniej wszedł do środka i czekał na nią wewnątrz.

- Dzięki za miły wieczór.- szepnęła do Adama, gdy stanęli na szczycie schodów, chroniąc się przed deszczem.- Bawiłam się naprawdę świetnie.

- Ja też się świetnie bawiłem.- powtórzył za nią, naśladując jej słowa.- Było tylko miło?- dotknął jej policzka i nawinął sobie na palec kosmyk jej włosów.

- Bardziej niż miło.- zaśmiała się, pochylając się w jego stronę i całując go przekornie w kącik ust, i zastanawiając się jednocześnie w duchu jaka byłaby jego reakcja na widok jej męża, gdyby się w tej chwili pojawił.

Na odpowiedź nie musiała zbyt długo czekać.

Drzwi frontowe otworzyły się raptownie i stanął w nich Piotr.

Na jego twarzy odmalowało się zdumienie pomieszane z niedowierzaniem, gdy patrzył na ich oboje stojących naprzeciwko siebie. Jego wzrok prześlizgnął się na rękę Adama spoczywającą na biodrze Anny i na parasolkę ponad ich głowami. Przenosił wzrok z jednego na drugie jakby nie mogąc uwierzyć w to co widzi.

- Pan jest… mężem Anny?- pierwszy przytomnie odezwał się Adam.

            Zdjął rękę z pleców Anny i wyciągnął w kierunku Piotra.

- Adam.- przedstawił się uprzejmie.

            Policjant wyglądał jakby przez chwilę miał zamiar nie uścisnąć wyciągniętej w swoim kierunku ręki. Po chwili przemógł się jednak i z wyraźną niechęcią uścisnął dłoń prawnika.

- Piotr.- odrzekł sucho i schował ręce do kieszeni.

            Anna, sama nie wiedząc dlaczego, odczuła wyraźny dyskomfort. Jeszcze nigdy nie była w podobnej sytuacji, lecz ta obecna kompletnie ją przerosła. Jednocześnie absolutnie nie czuła się winna temu, by odpowiadać na jakiekolwiek oskarżycielskie pytania któregokolwiek z nich. Patrząc na lustrujących się bacznym wzrokiem dwóch mężczyzn nagle zapragnęła, aby obydwaj już sobie poszli. Aby nie musiała niczego wyjaśniać, tłumaczyć czy roztrząsać. Nie dzisiaj.

            Zdecydowanym ruchem przesunęła się do przodu i weszła do środka. Zsunęła buty i obejrzała się za siebie.

- Może wejdziecie do środka?- zaproponowała uprzejmie, ściągając płaszcz.- Czy zamierzacie tak stać?

             Szybkim krokiem poszła do garderoby, zdjęła przemoczone ubranie, wskoczyła w wygodne dresy i pierwszą lepszą bluzkę i wróciła do salonu.

            Ku jej zdumieniu był tam tylko Piotr. Stał przodem do okna z rękami w kieszeniach i patrzył w skupieniu mrok, jakby próbując cokolwiek z niego wyczytać.

            Słysząc wchodzącą Annę nie odwrócił się od razu. Poirytowana prychnęła w duchu i skierowała się w stronę kuchni, by zrobić sobie gorącą herbatę. Nie dość, że najwyraźniej odesłał Adama, to jeszcze miał zamiar pokazywać swoje humory. Niedoczekanie.

- Kim dla ciebie jest ten wypacykowany goguś?- odezwał się tak nieoczekiwanie, że niemal podskoczyła.

- Ma na imię Adam.- odrzekła rozdrażniona, odwracając się na pięcie.- Wybacz, ale na tym etapie nie musimy się już przed sobą z niczego tłumaczyć.

- Spałaś z nim?- spytał ostro, jakby nie słysząc odpowiedzi.

            Nie wierzyła własnym uszom gdy wypowiedział te słowa. Gniewnie zacisnęła pięści i bez słowa pomaszerowała do kuchni. Z trzaskiem postawiła szklankę i nalała sobie wody z cytryną. Wypiła kilka głębszych łyków, by nieco ostudzić emocje. Nie miała zamiaru dyskutować z prawie byłym mężem na temat stosunków łączących ją Adamem, skoro sam przyznał się, że zamierza się z kimś związać. Swoją drogą co za licho podkusiło ją by do niego dzwonić akurat dzisiaj? Mogła ten wieczór spędzić zupełnie inaczej aniżeli na wysłuchiwaniu jego uwag.

            Wróciła do salonu w momencie, gdy kładł rękę na klamce drzwi wyjściowych.

            Popatrzył na nią tak przenikliwie, aż miała wrażenie, że to spojrzenie przewierca ją niemal na wylot.

- Przyjechałem tu dosłownie tylko na kilka chwil, muszę już wracać.- powiedział z powagą, zupełnie jakby nie było zajścia sprzed paru chwil.- Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro z powodu orzeczenia sądu, tak naprawdę sądziłem, że wygraną masz w garści. Sądzę jednak, że kiedy się odwołasz dzieciaki zostaną ci przyznane. Nie musisz się o to obawiać.

- Dzięki.- odrzekła zaskoczona.- Na razie ciężko mi w ogóle o tym myśleć, ale mam nadzieję, że będzie tak jak mówisz.

- Z pewnością.- skinął głową, otwierając drzwi.- A co do moich wcześniejszych pytań…- odchrząknął.- …uznajmy, że ich nie było.

             Wyszedł, nim zdążyła zareagować i cokolwiek powiedzieć. Żałowała, że nie wypaliła mu prosto w twarz, że takich pytań tak łatwo się nie zapomina. I że najzwyczajniej w świecie po prostu ich się nie zadaje. A już przynajmniej nie pozostawionym wcześniej kobietom, które nie zdały egzaminu i nie sprawdziły się w roli żony.

            Ze złością złapała poduszkę z kanapy i cisnęła ją za Piotrem w stronę drzwi, zaś miękki materiał odbił się w ciszy i zsunął na podłogę.

 

cdn.